20. Nie zwracaj uwagi

- No błagam, nie zachowuj się jak dziecko - jęknął Dipper zbolałym tonem, kręcąc głową z dezaprobatą.

Bill zdążył się wykąpać, zanim szatyn wrócił do domu, po spędzeniu dość długiego czasu na werandzie, gapieniu się w las i staraniu się o niczym nie myśleć. Teraz demon siedział na sofie, oglądając telewizję, i kategorycznie odmawiał ruszenia się choćby na milimetr. Dipper natomiast od dobrych piętnastu minut usiłował przekonać blondyna, żeby poszedł z nim na górę.

- Przecież Mabel nie jest już obrażona, poza tym nocuje dzisiaj u przyjaciółki. Możemy spać w pokoju - mruknął szatyn - Nie możesz się chociaż odezwać?

Cipher pozostał niewzruszony. Wpatrywał się obojętnym wzrokiem w akcję na ekranie, nie za bardzo nawet wiedząc, o czym jest film. Po prostu z całych sił starał się nie patrzeć na Dippera, nie odzywać się do niego ani w ogóle nie dawać jakiegokolwiek znaku, że zauważa jego obecność. Od myślenia o chłopaku nie mógł się jednak powstrzymać, głównie ze względu na to, że miał na sobie ubrania podprowadzone z dipperowej szafy. Niby mógł wyczarować sobie własne, ale jakoś polubił spanie w piżamie szatyna.

- Rozumiem, że mogłeś poczuć się urażony moim brakiem wiary w twoją przemianę, ale chyba możemy o tym pogadać, co? - spróbował po raz kolejny, siląc się na spokojny ton.

Pines sprawiał wrażenie opanowanego, ale miał ochotę nakrzyczeć na Billa za jego idiotyczne podejście do życia. Mogliby po prostu pogadać jak ludzie i załagodzić sytuację, ale nie! Bo szanowny Bill postanowił się obrazić i mieć wszystko wokół w głębokim poważaniu. Blondyn skubał nogawkę krótkich, czarnych spodenek, które miał na sobie. Zastanawiał się, czy może takim zachowaniem faktycznie jeszcze bardziej nie upewnia Dippera w przekonaniu, że jego wrednej natury nie da się opanować. Zaraz jednak wybił z głowy tę myśl. Nie da się psychologicznym zagrywkom, niczym nastolatka z filmu. Pozostanie obojętny bez względu na wszystko.

Szatyn natomiast zaczął się zastanawiać, czy jest jakiś sposób, żeby pogodzić się z demonem w cywilizowany sposób. Słowa nie działały, trzeba było wymyślić coś innego. Opierał się o ścianę, taksując blondyna ciekawskim spojrzeniem. Bill zgrywał obojętnego, ale mimo tego Dipper był pewny, że demon zwraca uwagę na jego obecność bardziej, niż zapewne sam chciał. Z dozą rozbawienia Pines zauważył, że mimo urazy, Cipher ma na sobie jego ubrania. Najzabawniejsze z jakiegoś powodu wydały mu się zielone skarpetki. Nagle Dipper wpadł na pomysł.

- W porządku, więc spróbujemy załatwić to inaczej - mruknął sam do siebie, uśmiechając się pod nosem.

Odbił się od ściany, luźnym krokiem podążając w stronę kanapy. Zatrzymał się przed demonem, zasłaniając mu widok na telewizor, jednak blondyn zdawał się nie zwracać uwagi także na to. Tym lepiej, pomyślał szatyn. Zrobił jeszcze dwa kroki w przód, żeby być jak najbliżej Billa, a potem szybkim ruchem usiadł okrakiem na jego kolanach. Demon opuścił głowę, chcąc ograniczyć kontakt wzrokowy. Za to Dipper postanowił troszkę zabawić się jego kosztem. W końcu chodziło o słuszną sprawę, prawda? Czasem trzeba się poświęcać.

Szatyn nie odzywał się, ani nie próbował zmusić blondyna, żeby na niego spojrzał. Powoli wyciągnął przed siebie ręce, zahaczając palcami o krawędź koszulki. Gdy spotkał się z brakiem reakcji, pociągnął materiał trochę do góry, jednocześnie sunąc palcami po brzuchu demona. Bill gwałtownie wciągnął powietrze, jednak nie podniósł wzroku. Nawet nie widząc twarzy chłopaka, Pines mógł stwierdzić, że na pewno się zarumienił.

- S-sosenko? - odezwał się cicho - Co ty właściwie robisz?

- Wiesz, skoro jesteś na mnie obrażony, chyba nie powinieneś nosić moich ciuchów, prawda? Ja tylko je odzyskuję, nie zwracaj uwagi - rzucił pogodnie, jednak dość cicho.

- Nie będę, jak sobie życzysz - burknął, jednak niezbyt przekonująco.

Dipper nie skłamałby, gdyby powiedział, że sytuacja go rozbawiła. Nie wiedział, co nim kierowało, ale póki co bawił się świetnie. Powoli przesuwał dłonie w górę, z satysfakcją obserwując, jak dłonie blondyna bezwiednie skubią końcówki nogawek. Po chwili Bill uniósł ręce, dając Dipperowi możliwość całkowitego ściągnięcia z niego koszulki. Gdy czerwony materiał wreszcie znalazł się na oparciu kanapy, demon uniósł głowę, nawiązując kontakt wzrokowy z szatynem.

- To wszystko, czego chciałeś? - miał zamiar zabrzmieć wrednie, jednak głos trochę mu zadrżał, wprawiając Pinesa w rozbawienie.

Szatyn przyjrzał się uważniej twarzy blondyna. Policzki oblał uroczy rumieniec, a w oczach dostrzegł zarówno udawane wrogość i obojętność, jak i ciekawość, a nawet zakłopotanie. Jedną dłoń oparł na ramieniu Ciphera, na co tamten lekko zadrżał. Dipper powoli przybliżył się do twarzy demona, drugą dłonią sunąc w dół mostka. Usta szatyna znalazły się przy uchu blondyna, którego przeszły dreszcze przez uczucie ciepłego oddechu Dippera na szyi.

- O nie, to nie wszystko, skarbie - uśmiechnął się sam do siebie z satysfakcją, kiedy Bill spiął się na ostatnie słowo - Spodnie też są moje.

Bill gwałtownie wciągnął powietrze, kiedy palce szatyna zahaczyły o gumkę od szortów.

- A jeśli powiem, że już nie jestem obrażony? - spytał cicho, nagle czując zdenerwowanie.

- W tej sytuacji prawdopodobnie i tak je z ciebie zdejmę - mruknął Dipper przy uchu blondyna, następnie przenosząc usta na szyję chłopaka. Cóż, nie do końca taki był plan, ale mówi się trudno.

- Cz-czekaj.

Bill starał się nie zająknąć, ale po raz kolejny mu nie wyszło. Tym razem nawet go to nie dziwiło. Dipper spojrzał zdezorientowany za zarumienioną twarz blondyna, zastanawiając się, co zrobił nie tak. Przez głowę przebiegało mu mnóstwo myśli, jednak Bill tylko się uśmiechnął, widząc konsternację na jego twarzy. Demon pstryknął palcami, a Pines na chwilę stracił orientację w przestrzeni. Po chwili zrozumiał, co się stało. Cipher przeniósł ich na łóżko Dippera w sypialni na górze. Szatyn spojrzał prosto w błyszczące tęczówki blondyna, na którego ustach pojawił się chytry uśmieszek.

- Więc mówisz, że chciałeś odzyskać swoje spodnie?

^^^

Wendy ziewnęła przeciągle, przestawiając skrzynkę w taki sposób, aby mogła oprzeć na niej nogi. Wyciągnęła z szuflady niedokończoną wczoraj książkę i zaczęła czytać. Jednak już po przewróceniu strony i przeczytaniu dwóch zdań była zmuszona ponownie ją schować, ponieważ drzwi sklepu się otworzyły. Miała szczerą nadzieję, że to nie żadni turyści.

Do pomieszczenia weszła roześmiana Mabel, rzucając plecak w kąt i siadając na skrzynce stojącej przy drzwiach. Za nią wędrował Naboki, który spokojnie rozłożył się na podłodze tuż obok stóp właścicielki. Rudowłosa odetchnęła, uśmiechając się do szatynki. Poprzedniego wieczora Mabel wydawała się być w dobrym humorze, a po nocowaniu u przyjaciółek najwyraźniej czuła się jeszcze lepiej.

- Widziałam Soosa, chodzącego po podwórku z odkurzaczem. Co on tym razem wymyślił?

- A ja wiem? - ruda wzruszyła ramionami - Dopiero przyszłam, przed chwilą jeszcze go nie było. Jak u dziewczyn?

- Super, jak zwykle. Cieszę się, że w końcu mogę spędzać z nimi czas. A w ogóle...

Mabel nie dokończyła zdania, słysząc na podwórku odgłos pracującego silnika. Chwilę później Soos zaczął z kimś rozmawiać, jednak nie rozróżniała słów. Było słychać tylko niewyraźne głosy. Modliła się, żeby to nie były służby specjalnie czy ktoś w tym guście. Spokojne wakacje, czy to tak wiele? Wątpliwości po chwili rozwiały się, gdy drzwi sklepu się otworzyły.

- Wróciliście! - pisnęła, rzucając się wujkom na szyje.

- W rzeczy samej, młoda. Gdzie twój brat? - rzucił Stanek, obejmując siostrzenicę.

- Nie mam pojęcia. Byłam na noc u Grendy i dopiero przed chwilą wróciłam. Pewnie jeszcze śpi. Chodźcie, zrobię coś do jedzenia.

Ford zrzucił płaszcz i powiesił go na stojaku, po czym ruszył za szatynką wgłąb domu, a Stanek machnął ręką, dając znak, że zaraz dołączy, po czym zajął się pogawędką z Wendy. Mabel wskoczyła do kuchni w jeszcze lepszym humorze niż kilka minut wcześniej, po czym wzięła się za gotowanie. Dobrze, że Dipper chociaż robił zakupy. Dość szybko przygotowała tosty i usmażyła bekon oraz zrobiła obu wujom po dużym kubku kawy.

Rozłożyła jedzenie na stole, siadając na krześle z kubkiem herbaty w dłoni. Wpatrywała się w wujka, jakby nie widziała go od lat, a nie od półtora tygodnia. Poza lekkim zarostem, nie zaszły w nim właściwie żadne zmiany. Wyglądał na spokojnego i w dobrym humorze. Nie chciała psuć atmosfery niepotrzebnymi słowami, dlatego postanowiła na razie powstrzymać się od wspominania o Billu. Pomyślała, że powinna obudzić Dippera i powiedzieć mu o wczesnym powrocie wujków. Już miała wstawać od stołu, gdy na schodach rozległy się kroki.

- Gwiazdeczko, jesteś już? Na pewno jesteś, bo czuję kawę! - słysząc głos Billa, wykrzywiła usta w ponurej świadomości, że jej plan nieinformowania wujków o jego obecności właśnie trafił szlag.

Demon zeskoczył z ostatniego stopnia, po chwili wchodząc do kuchni. Zatrzymał się zaraz za progiem, zauważając, że Mabel obdarza go morderczym spojrzeniem. Zaraz zrozumiał dlaczego. Stanford uniósł twarz znad parującego napoju, obrzucając chłopaka ciekawski i podejrzliwym spojrzeniem jednocześnie. W sumie nic dziwnego, pomyślał Bill. Gdyby on jadł spokojnie śniadanie z siostrzenicą po powrocie z podróży, a nagle na widoku pojawił się nieznajomy chłopak w samych spodenkach i skarpetkach, do tego wołający wspomnianą siostrzenicę, co by nie mówić, dość pieszczotliwie, też pewnie byłby zdziwiony. 

- Dzień dobry - Ford skinął głową, spoglądając na naburmuszoną Mabel z dozą rozbawienia - Jeśli chciałaś zaprosić chłopaka, mogłaś to zrobić też zanim wyjechaliśmy. Wierzę w twoje zdolności, na pewno znalazłaś sobie kogoś na tyle fajnego, żeby Stanek nie wyrzucił go z domu.

- Wujku! - pisnęła dziewczyna - Po pierwsze, to nie jest mój chłopak - oskarżycielsko wskazała Billa palcem - Po drugie, to dupek. Znaczy wiesz, bez obrazy - skinęła chłopakowi głową, na co tylko uśmiechnął się z przekąsem - Gdzie Dipper? Potrzebuję go tutaj, żeby ogarnął sytuację.

- Śpi. Pewnie niedługo wstanie, jak zwykle - wzruszył ramionami, podchodząc do kuchenki i wstawiając wodę na kawę.

- Miałam zapytać już ostatnio. Czy ty w ogóle potrzebujesz kawy? - uniosła brwi, ignorując podejrzliwe spojrzenie wuja.

- Nieszczególnie, chociaż odkąd zacząłem ją pić, zauważyłem, że rano czuję się bez niej jakoś bardziej zmęczony. Poza tym, lubię kawę - odparł, wsypując do kubka czarny proszek i nawet nie siląc się na odwrócenie głowy w stronę szatynki.

Na chwilę zapanowała cisza. Mabel gapiła się w taflę herbaty, wmawiając sobie, że nie widzi spojrzenia wujka, który zapewne domagał się wyjaśnień. Zresztą wcale mu się nie dziwiła. Po co wyskakiwała z tym idiotycznym pytaniem o kawę? Choć ten jeden raz mogła siedzieć cicho. Czajnik zagwizdał. Bill zalał napój wrzątkiem, po czym jak gdyby nigdy nic usiadł przy stole.

Mabel bała się, że wujek Ford zacznie pytać już teraz, zanim Dipper przyjdzie. Niby mieli uzgodnioną wspólną wersję wydarzeń, to znaczy całą prawdę, ale i tak wolałaby mieć brata obok, kiedy będą zmuszeni opowiedzieć tą szaloną historię. Mężczyzna w spokoju chrupał tosta, co jakiś czas obrzucając blondyna czujnym spojrzeniem, jakby czuł, że coś jest nie tak.

Akurat otwierał usta, gdy w kuchni z głośnym westchnieniem pojawił się Stanek. Zajął ostatnie wolne krzesło, biorąc do ręki tosta i z zadowoleniem zauważając, że także dla niego przygotowana została kawa. Dopiero po chwili spojrzał na demona, jakby ledwo co go zauważył.

- A to kto?

- Jakiś znajomy Mabel, który zszedł z góry, czyli musiał być w ich pokoju, zawołał ją pieszczotliwym pseudonimem, a o którym twierdzi, że nie jest jej chłopakiem - mruknął Ford, wzruszając ramionami.

Stanley tylko się zaśmiał. Szatynka zauważyła, że Bill uśmiecha się pod nosem, za co mentalnie przyłożyła mu w twarz. Z oczywistych przyczyn nie mogła tego zrobić w tamtej chwili, jednak obiecała sobie, że jeśli ten kretyn zdenerwuje ją dostatecznie jeszcze choć raz, nie powstrzyma się nawet przy wujach.

^^^

Dipper nie po raz pierwszy obudził się z przeczuciem, że coś jest nie tak. Nie wyczuł przy sobie Billa, ale nie zmartwił się tym zbytnio. Blondyn mógł wstać wcześniej i po prostu zejść na dół, żeby zjeść śniadanie. Pines leniwie się przeciągnął, ignorując irytujące uczucie wewnętrznego niepokoju. Szybko się ogarnął, ubrał i uczesał, po czym ruszył w stronę schodów. Już na górze usłyszał stłumione głosy, a gdy znalazł się w salonie, domyślił się, jak wygląda sytuacja. To nie wróżyło dobrze, biorąc pod uwagę nieobecność demona w łóżku kilka minut wcześniej.

Szatyn powoli ruszył przed siebie. Wszedł do kuchni z najgorszymi przeczuciami. Przy stole zobaczył wujów, którzy rozmawiali o czymś między sobą, Mabel obrzucającą Billa zabójczymi spojrzeniami i samego Ciphera, który całą swoją uwagę poświęcał kubkowi z kawą.

- Dzień dobry wszystkim - mruknął nieco niepewnie, jednak to wystarczyło aby skutecznie odwrócić uwagę siedzących przy stole od dotychczasowych spraw i skierować ją na chłopaka w progu.

- Sosenko moja! Wreszcie wstałeś - wykrzyknął Bill radośnie, odstawiając kubek na blat.

Szybko wstał, zbliżył się do Dippera i krótko cmoknął go w usta. Szatyn oblał się rumieńcem, a zadowolony z siebie Bill wyzywająco patrzył chłopakowi prosto w oczy. Trochę zdziwiło go to, że mimo tego wszystkiego, co działo się poprzedniego wieczora, Dipper zarumienił się od tak prozaicznego całusa. A potem przypomniał sobie o starszych Pinesach, ciągle siedzących przy stole i Mabel, która teraz pewnie miała ochotę zamordować ich obu. Chłopcy obrócili się w stronę stołu. Wujkowie wymieniali znaczące spojrzenia, a Mabel schowała twarz w długich rękawach swojego sweterka.

- Dipper, może ty w końcu powiesz nam, kim jest ten gość - jako pierwszy odezwał się Stanek.

- Nawet jeśli bałeś się przyznać i dlatego zaprosiłeś go tutaj pod naszą nieobecność, chyba właśnie spalił twoją przykrywkę - zachichotał Ford - Więc? Tylko szczerze.

- Szczerze to... - Dipper zawahał się, po czym westchnął, czując na sobie oczekujące spojrzenia nie tylko wujków, ale i Billa, który musiał być ciekaw, jak wybrnie z tej sytuacji. Szatyn bez drogi ucieczki postanowił powiedzieć na głos to, co miał w głowie już od kilku dni - Wujku Stanku, wujku Fordzie, poznajcie mojego chłopaka. To Bill. Bill Cipher.

~~~

Nie mam nic do dodania, I guess. Dziękuję serdecznie za gwiazdki, a jeszcze serdeczniej za komentarze, które po prostu uwielbiam. Mam zaciesz na mordce przy każdym, jesteście super!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top