16. Powinieneś mu powiedzieć
Huk. Hałas, jakby coś się stłukło, niewyraźne wrzaski, a potem nagła cisza. Głos był przerażająco znajomy - pisk Mabel. Nie dało się go z niczym pomylić. Wendy zaczęła myśleć gorączkowo. Cipher był w domu, to oczywiste. Wcześniej była tu także Pacyfika, ale wyszła jakiś czas temu. Nie wiedziała, co działo się z Dipperem, ale na pewno nic dobrego. Mabel brzmiała na złą i przerażoną jednocześnie, a to źle wróżyło, bo do tej pory Bill był jej ulubionym człowiekiem na ziemi. Coś musiało się stać.
- Naboki, pilnuj sklepu. Idę ratować twoją panią - mruknęła rudowłosa, odkładając czytany wcześniej magazyn na ladę.
Świnka niezbyt przejęła się powierzonym zadaniem, ponownie zapadając w drzemkę, jednak Wendy nie zwróciła na to zbytniej uwagi. Stwierdziła, że skradanie się nie ma większego sensu, bo gdyby chciał, demon i tak wyczułby jej obecność. Element zaskoczenia to podstawa. Wybiegła ze sklepu, zgarniając jeden ze stojących na półce słoików. Zdawała sobie sprawę, że sama ma marne szanse w starciu z Cipherem, jednak nie miała zamiaru poddawać się bez walki. Wpadła do salonu jak burza, gotowa robić słój na głowie znienawidzonego demona, jednak widok, jaki zastała w pomieszczeniu, skutecznie odwiódł ją od zamiaru robienia czegokolwiek.
Bill leżał na podłodze bez ruchu, z zamkniętymi oczami. Kanapa jakimś cudem znalazła się w wejściu do kuchni, telewizor leżał potłuczony na podłodze, dywan był niemalże w strzępach. Z sufitu sypał się tynk, a po środku pokoju unosiła się w powietrzu półprzezroczysta różowawa kula energii. W środku siedziała Mabel, wyglądając na wściekłą, wystraszoną i obrażoną jednocześnie. Ale co najważniejsze, wyglądając na siedemnastolatkę.
Wendy powolnym krokiem podeszła do kuli, po czym przyłożyła dłoń do zimnej powierzchni. Mabel odpowiedziała podobnym gestem, delikatnie się uśmiechając. Rudowłosa widziała, że szatynka porusza ustami, chcąc jej coś powiedzieć, ale w salonie panowała nieprzenikniona cisza. Wendy pokręciła głową, po czym podeszła do leżącego na podłodze demona. Ostrożnie przykucnęła i dotknęła jego ramienia. Oddychał ciężko i nierówno, jednak na ten drobny gest otworzył oczy i usiadł gwałtownie, spoglądając na rudą z ogniem w złotych oczach.
- Cipher, co się tutaj stało? Salon wygląda jak po przejściu tornada!
- Nie przesadzaj, Corduroy - machnął ręką, powoli podnosząc się z podłogi.
- Ja mam nie przesadzać? Słyszałam huk jak przy wybuchu bomby, więc przyszłam. A tu co? Mabel siedzi zamknięta w dźwiękoszczelnym bąblu energetycznym, a dom wygląda jak po wojnie. I gdzie jest Dipper?
- O niego się nie martw, śpi na górze - na twarz Wendy wkradło się niedowierzanie, na co demon westchnął głęboko - Jakiś czas temu rzuciłem na niego drobny urok, żeby w końcu się wyspał, bo wyglądał jak śmierć. Nie obudzisz go, choćbyś rzeczywiście wysadziła tutaj bombę. Ale nie martw się na zapas, jutro po południu sam wstanie.
- No dobra, a Mabel?
- Jak widzisz, odmieniłem Gwiazdeczkę i znowu jest sobą. Chciałem z nią pogadać, ale oskarżyła mnie o zrobienie krzywdy Sosence i rzuciła się na mnie z pięściami, zanim w ogóle zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Dlatego zamknąłem ją w bańce. Przysięgam, nie chciałem zrobić jej krzywdy. Nie złamałem umowy.
- Ta, widzę - mruknęła rudowłosa, obrzucając demona nieufnym spojrzeniem - W takim razie, czy ona pamięta, co się działo przez ten tydzień?
- Nie sądzę - blondyn pokręcił głową, otrzepując koszulkę - Widziała, że niosłem Dippera w powietrzu, kiedy go uśpiłem, więc automatycznie musiała pomyśleć, że w jakiś sposób go skrzywdziłem. To ostatnie wspomnienie, bardzo bliskie, więc mogło się zachować. Co do reszty, wątpię, żeby coś pamiętała.
- No dobra, powiedzmy, że wszystko jasne - Wendy pokiwała głową w zamyśleniu - Chyba mam pomysł, daj mi pół godziny. Przez ten czas możesz tutaj posprzątać. Niedługo wracam.
Bez większych wyjaśnień, ruda po prostu wyszła z salonu. Bill natomiast zaczął się zastanawiać, czy na pewno dobrą decyzję podjął, odmieniając Mabel właśnie teraz, kiedy Dipper leży na górze nieświadomy pogromu, który właśnie miał miejsce. Przez to szatynka jest święcie przekonana, że Cipher ma wobec nich złe zamiary, a przecież nie to chciał osiągnąć. Dlaczego nie zabił ich, kiedy miał okazję? Zachciało mu się układów z Pinesami. Od razu powinien był wiedzieć, że to nie ma prawa dobrze się skończyć.
Spojrzał na bańkę z dezaprobatą. To miał być dobry uczynek, a tymczasem wyszło jak zwykle i to on ponownie gra czarny charakter. Przywrócił Mabel do normalnej postaci, uśpił Dippera, żeby mógł zregenerować się jak należy, nawet nikogo nie obraził. I co dostał w zamian? Przewrócił oczami, besztając się w myślach za te idiotyzmy. Co też zaczęło przychodzić mu do głowy?
Poszedł do łazienki, kątem oka rejestrując, że Mabel zaczęła bić pięściami bańkę i prawdopodobnie wrzeszczeć. Dobrze, że wpadł na pomysł z dźwiękoszczelnością od wewnątrz. Spojrzał w lustro, dostrzegając złotookiego chłopaka ze zmęczonym wyrazem twarzy i potarganymi włosami. Tak miało się to skończyć? Kiedy wygląda jak chodzące nieszczęście? Dał się ponieść śmiesznym chwilowym urokom ludzkiego życia, zapominając o tym, że tak naprawdę to tylko nic niewarta powłoka. Ludzie nie potrafią docenić tego, że czasami nawet ich najgorszy wróg może chcieć zrobić dla nich coś dobrego. Ludzie to idioci, pomyślał ze wstrętem. Po co ja w ogóle się starałem?
Pstryknął palcami, czując przyjemne mrowienie przechodzące przez ciało. Moc wróciła prawie w całości, znowu będzie mógł się popisywać, jeśli przyjdzie mu na to ochota. Jednak chwilowo ciągle obowiązywała go umowa z Dipperem. Nie robić krzywdy i nie wychodzić z Chaty. No cóż, na zabawę przyjdzie jeszcze czas później. Pstryknięcie palcami wystarczyło, żeby zamienić dotychczasowe ubranie na coś bardziej w jego stylu. W ten prosty sposób ponownie miał na sobie czarne spodnie i żółtą koszulę z delikatnym wzorem cegiełek, a nad głową unosił się cylinder. Skoro Mabel nie była już dzieckiem i nie będzie usiłowała zdjąć mu go z głowy, mógł pozwolić sobie na jego przywrócenie.
Zszedł na dół, a właściwie przelewitował. Chodzenie jest nudne i takie ludzkie, a skoro teraz rzeczy zaczynały wracać do normalnego biegu, powoli trzeba było wrócić do starych nawyków. Usiadł w powietrzu i wpatrywał się w oniemiałą Mabel. Szatynka najwyraźniej nie była w stanie pojąć, skąd ta nagła metamorfoza. Po chwili jej zdziwienie jeszcze wzrosło, gdy Billowi wystarczyło pomachanie dłonią, żeby salon wrócił do swojego codziennego ułożenia. Dywan znów była cały, podobnie jak telewizor, a kanapa wróciła na swoje miejsce. Demon uśmiechnął się do siebie. Powrót do formy wcale nie będzie taki trudny.
Jednak gdzieś z tyłu ciągle brzęczała nieznośnie jedna myśl. Dipper. Co szatyn powie na całe to zamieszanie? I na samą osobę Billa w starym, demonicznym wydaniu? Bo zmieniać się blondyn nie miał najmniejszego zamiaru. A przynajmniej tak myślał, kiedy Dyippera nie było w pobliżu.
- Mabel! - z przemyśleń wyrwał go pisk wpadającej do salonu dziewczyny - Znowu jesteś normalna! Tak się cieszę.
Pacyfika Północna, któż by inny? Bill prychnął z irytacją, dostrzegając wyraz niemej dumy na twarzy opierającej się o futrynę Wendy. Blondynka natomiast przypadła do unoszącej się w powietrzu bańki, ledwo oddychając z ekscytacji.
- Nic ci nie jest? Coś ci zrobił? Błagam, odezwij się.
Demon przewrócił oczami. Czym ta dziewczyna tak się podnieca? Pierwszy raz w życiu widzi bąbel energetyczny? Pstryknął palcami, zdejmując barierę ciszy. Może przy blondynce Mabel przynajmniej nie będzie na niego wrzeszczeć.
- Nic mi nie jest - głos szatynki był lekko przytłumiony, ale mimo to słowa dało się zrozumieć bez problemu - Bill, możesz wypuścić mnie z tej bańki?
- Żebyś znowu się na mnie rzuciła? - uniósł brew, dostając za to wściekłe spojrzenie Pacyfiki - Wybacz, Gwiazdeczko, ale nie bawię się tak.
- Wiesz przecież, że słyszałam twoją rozmowę z Wendy. I tak, pamiętam większość rzeczy z ostatnich kilku dni. Przepraszam, to był odruch. Dużo sobie przypomniałam i wierzę ci, dobra? Pamiętam twój układ z Dipperem i to, jak się bawiliśmy. Pamiętam, że rzuciłam w ciebie makaronem i jak płakałam w łazience, bo myślałam, że uciekłeś. Wiem, że nie możesz mnie skrzywdzić. Proszę cię, uwierz mi i wypuść mnie stąd.
Bańka pękła, a szatynka z piskiem wylądowała na dywanie. Pacyfika natychmiast znalazła się przy niej, ciągle pytając, czy na pewno wszystko gra. Skoro Mabel pamiętała większość, Bill postanowił zostawić je same. Już po chwili znalazł się na podeście na dachu. Zrobiło się późno, słońce zaczynało już zachodzić. Odwołał cylinder i pelerynę, po czym położył się na nagrzanych deskach i wgapił w fioletowe już niebo. Analizował.
Myśli nagle go przytłoczyły. Były skłębione i pogmatwane. Z jednej strony chciał być znów dawnym sobą. Nie mieć zwyczajnych problemów, podróżować między światami i wywoływać apokalipsy dla zabicia nudy. Z drugiej jednak boleśnie uświadomił sobie, że chęć zemsty na Pinesach zniknęła. Jeszcze kilka dni temu miał szczerą ochotę ich wszystkich zabić, a potem zrównać miasto z ziemią. Teraz wolał leżeć i gapić się w niebo. Najlepiej z pewnym brązowookim szatynem obok. Westchnął przeciągle. Do czego to doszło?
- Bill? Dobrze się czujesz?
Poderwał się do siadu, słysząc to idiotyczne pytanie. Kto z obecnych w Chacie mógłby się o niego martwić? No, może poza Dipperem. Obrócił głowę, po sekundzie tracąc zainteresowanie i ponownie zagapiając się na niebo.
- Czego tu chcesz, Corduroy? - mruknął niezbyt przyjaźnie.
- Zapytać, czy wszystko okej. Mabel czuje się dobrze i w tej chwili opowiada Pacyfice o wszystkim, co udało jej się sobie przypomnieć. Północna chyba odzyskała wiarę w to, że nie masz ochoty jej zabić, ale po twoim spojrzeniu widzę, że ewidentnie coś cię dręczy.
- Dręczy mnie właśnie to, że nie mam ochoty was zabić, wiesz? - odparł poważnie - Poza tym, co ty nagle taka przyjacielska, co?
Blondyn spojrzał podejrzliwie na rudowłosą, która przysiadła na krawędzi dachu, po czym zaczęła machać nogami. Dziewczyna roześmiała się na słowa blondyna, co jeszcze bardziej zbiło go tropu.
- Czasem ja też mam prawo pobyć przyjacielska - odparła, ciągle lekko chichocząc - Mam świadomość, że cały czas jesteś demonem i nie podchodzę do ciebie na zupełnym luzie, ale widzę, że dotrzymałeś słowa danego Dipperowi. Ufam mu bez względu na wszystko, a skoro on ufa tobie, to może faktycznie źle się do tego zabrałam. Obudzenie w tobie człowieka nie jest takie łatwe, na jakie wygląda.
- Wiesz, że nigdy nie będę człowiekiem, prawda? - odparł poważnie - Nie wierzę, że to robię, ale skoro Sosenka śpi, to z kimś muszę pogadać. A skoro sama się pchasz, proszę bardzo. Kiedy poszłaś po Północną, miałem różne myśli. Na chwilę wróciło moje stare ja, twierdząc, że powinienem po kolei was wybić, póki mam dobrą okazję.
- Ale nie zrobiłeś tego.
- Przez umowę z Sosenką. On ciągle siedzi mi w głowie, przypominając, że nie wolno mi nikogo skrzywdzić. Dlatego tego nie robię.
- Jasne - prychnęła ruda, patrząc demonowi prosto w oczy - Poczekaj, bo uwierzę, że to dzięki umowie. Jestem w stanie zrozumieć, że nie uważasz się za człowieka. W twojej sytuacji to całkiem logiczne. Ale szczerze, nigdy jeszcze nie zdarzało ci się złamać umowy? A nawet jeśli nie, to spójrz mi w oczy i powiedz, że wywołasz koniec świata, kiedy Ford wróci do miasta.
- Nie, nie zrobię tego - pokręcił głową - Sosenka powiedział, że nie dałby rady mnie powstrzymać. Nie chciałby mnie zabić, nawet gdyby mógł. Dziwne, ale ja jego też nie chcę. Dipper nie ufa mi, bo myśli, że po zakończeniu umowy spróbuję zrównać miasto z ziemią. A wcale tego nie planuję. I to wszystko jego wina. Przez niego ta ludzka skorupa stała się ważna dla mnie w jakiś sposób, zacząłem utożsamiać się z wami. Nawet już nie chce mi się z tobą kłócić.
Na chwilę zapanowała cisza. Żadne z nich nie przetwarzało w głowie tej dziwacznej sytuacji. Zachowywali się jak przyjaciele i było to dla nich zadziwiająco naturalne. W takich okolicznościach nic chyba nie miało prawa wydawać się dziwne. Wendy odetchnęła wieczornym powietrzem, czując, że właściwie mogłaby przywyknąć do obecności Ciphera.
- Powinieneś mu powiedzieć - odezwała się półgłosem.
- Co? - Bill gwałtownie obrócił głowę w jej stronę, nagle wyrwany z przemyśleń.
- Dipperowi. Powinieneś powiedzieć mu to, co przed chwilą mi. Będzie spokojniejszy i mogę ci obiecać, że ci zaufa. Już ci ufa, po prostu do niego samego to nie dociera.
- Rozmawiałaś z nim?
- Nie - wzruszyła ramionami - Po prostu to wiem. Teraz, mógłbyś odstawić mnie na dół? I tak skończyłam już pracę, a nie chce mi się przechodzić przez cały dom.
Bill uśmiechnął się pod nosem, ale spełnił prośbę Wendy bez sprzeciwu. Już po chwili rudowłosa machała do niego z podwórka, kierując się w stronę własnego domu. Demon ponownie położył się na deskach, patrząc w niebo, na którym zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. Przypomniał sobie pierwszą noc spędzoną z Dipperem na platformie. Wtedy dostrzegł, że nocne niebo naprawdę jest piękne. Tamta sytuacja obudziła w nim pewnego rodzaju spokój. Dipper, choć mu nie ufał, nie był wredny ani złośliwy. Wszystko było takie zwyczajne, jakby byli starymi przyjaciółmi. A potem był pocałunek.
Bill z pewnym przerażeniem uświadomił sobie, że lubi myśleć o Dipperze, i że także nie chce go krzywdzić. Gubił się w swoich własnych myślach i uczuciach, które do tej pory były mu obce. Leżał na ciepłych deskach, gapił się w niebo i zastanawiał, kim właściwie jest. Tym, kim był wcześniej, czy tym kimś, kogo stworzył Pines. Był kimś nowym, stanowiącym mieszaninę dwóch odmiennych osobowości. A co najgorsze, taki stan rzeczy zaczynał mu odpowiadać.
~~~
Jest normalna Mabel, mamy miłą Wendy, liczę, że was choć częściowo usatysfakcjonowałam. Kończy się sezon na przemiany duchowe, będzie więcej rozmówek i działania.
Błagam, niech nikt nie pyta o ship MabelxPacyfika, jakkolwiek on się tam nazywa. Nie kocham, nie będzie, wybaczcie.
Spóźnionych Wesołych Świąt moi drodzy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top