14. Mogę cię o coś prosić?

Dzisiaj wyjątkowo notka na początku. Jest tak. Mam feelsy jak cholera, ale nie jestem dobra w opisywaniu różnych bardziej fizycznych scenek, więc jeśli coś kłuje w oczy, błagam, napiszcie co poprawić, żeby było chociaż znośnie. Z góry dziękuję.

Nie, nie ma 18+, gdyby ktoś się martwił. Maybe in future, but not now.

~~~

Dipper wrócił do Tajemniczej Chaty z uczuciami pomieszanymi jeszcze bardziej niż zwykle, a było to niebywałe osiągnięcie, bo jeszcze kilka godzin wcześniej nie spodziewał się, że jest to w ogóle możliwe. Szybko zażegnał sprawę z Pacyfiką i miał szczerą nadzieję, że między nimi nic się nie zmieni, choć wedle wszelkich przypuszczeń już nie będzie jak dawniej. Takie rzeczy nigdy w pełni się nie udają. Ale co miał powiedzieć? Był szczery, czuł do blondynki tylko i wyłącznie przyjaźń, nic poza tym. Ale w odniesieniu do Billa sprawa robiła się ciut bardziej zagmatwana.

Mabel radośnie przeskoczyła próg i mało brakowało, a przewróciłaby się. Zawisła nad podłogą, kiedy jej nos był kilka centymetrów od drewnianej powierzchni. Dipper spojrzał przed siebie, Bill stał na przedostatnim stopniu schodów z ręką wyciągniętą w stronę dziewczynki. Mabel uniosła się wyżej, co najwyraźniej niebywale ją rozbawiło. Demon upuścił szatynkę nad kanapą, a dziewczynka roześmiała się dziko po zderzeniu z poduchami.

Pines tylko skinął blondynowi w niemym geście podziękowania, po czym bez słowa udał się do kuchni, żeby przygotować coś na kolację. Przejrzał szafki i lodówkę, decydując się na coś prostego, mianowicie tosty. Jakby nie patrzeć, zaczynało już robić się późno. Nie chciało mu się wierzyć, że spędził z siostrą praktycznie cały dzień poza domem.

Już miał zawołać pozostałą dwójkę na posiłek, gdy usłyszał chichot Mabel dochodzący z salonu. Zostawił gotowe jedzenie na stole, po czym ostrożnie wyjrzał zza futryny. Zobaczył Billa, który trzymał szatynkę nad głową, oczywiście za pomocą mocy, a dziewczynka zwijała się ze śmiechu. Po chwili grawitacja ponownie zaczęła na nią działać, przez co pisnęła przestraszona, jednak blondyn bez problemu ją złapał, przerzucając ponownie na kanapę.

To nie był pierwszy raz, kiedy demon bawił się z Mabel, jednak tym razem Dipper poczuł się zdecydowanie najbardziej rozczulony. Dotychczas podświadomie martwił się o siostrę, kiedy przebywała w towarzystwie Billa, jednak kiedy zobaczył, jak chłopak łapie ją w locie, coś się zmieniło. Pines mimowolnie się rozluźnił, wpatrując się w bawiącą się dwójkę z lekkim uśmiechem. Koniec końców jednak musiał im przerwać i zawołać na kolację.

Po jedzeniu Mabel została wysłana do kąpieli, a następnie uparła się, że nie pójdzie spać za żadne skarby świata, bo ani trochę nie jest zmęczona. Aby ją udobruchać, szatyn pozwolił jej pooglądać telewizję w salonie, z nadzieją że zaśnie przed ekranem i po prostu później przeniesie ją do łóżka. Jednak gdy wrócił na górę, właściwie ucieszył się, że jego siostra dała się zahipnotyzować kolorowym kreskówkom. Musiał jeszcze porozmawiać z Cipherem, a oto nadarzyła się dobra okazja.

- Bill, chyba musimy pogadać - zaczął od razu, kiedy tamten pojawił się w progu sypialni.

Blondyn skinął głową i usiadł na dywanie na przeciwko zajmującego materac Pinesa. Z jasnych włosów demona spływały jeszcze krople wody po kąpieli, mocząc koszulkę na ramionach, ale chłopak zdawał się tym nie przejmować. Wpatrywał się z wyczekiwaniem w szatyna, który usiłował zebrać myśli.

- Słuchaj, sytuacja jest skomplikowana i chciałem wyjaśnić pewne rzeczy - zaczął ostrożnie i ogólnikowo, czekając na jakąkolwiek reakcję blondyna, jednak na próżno, więc powoli kontynuował - Wczoraj wieczorem trochę mnie poniosło. Nie ukrywam, że mnie sprowokowałeś i nie waż się nawet próbować zaprzeczać.

- Nie miałem zamiaru - blondyn wzruszył ramionami w odpowiedzi - Pragnę tylko zauważyć, że gdybyś nie chciał, to nic byś nie zrobił, więc nie zwalaj winy na mnie.

- Nie zwalam - westchnął - To było głupie z mojej strony i nie powinienem był. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek ci to powiem, ale przepraszam, Cipher. Zachowałem się jak idiota. Mimo wszystko cieszę się, że dogadujesz się z Mabel i w ogóle i chciałem tylko... Możemy nie robić sobie pod górkę? Skoro już tu siedzimy i jesteś względnie zainteresowany tym, co mam do powiedzenia, to pogadajmy szczerze, raz a porządnie, zgoda?

- Zgoda. Ja też mam coś mówić? Znaczy, chcesz się ode mnie czegoś dowiedzieć czy coś? Bo skoro twierdzisz, że to było głupie, nie będę się kłócił.

Dipper uważnie przyjrzał się blondynowi, który wydał mu się nagle dziwnie przygnębiony. Cipher spuścił głowę, bawiąc się palcami. To nowość. Pines jeszcze nie widział takiego odruchu u demona. Czyżby rzeczywiście był smutny? Może zażenowany albo zestresowany? Westchnął, chcąc się uspokoić. Samym gapieniem się nic nie zdziała. Pamiętał o celu. Bezpieczeństwo. A bez czystej relacji nie ma co marzyć o pokoju.

- A ja jednak miałem nadzieję, że się pokłócisz - odparł spokojnie, na co blondyn uniósł głowę, wyglądając na zmieszanego - Szczera rozmowa, pamiętasz? Skoro chcesz nauczyć się radzić sobie z uczuciami, rozmawiaj o nich. Ze mną możesz, na tym polega zaufanie - uśmiechnął się ciepło, chcąc dodać demonowi otuchy - Więc, Bill, co cię gnębi? Musisz się stresować, skoro bawisz się palcami.

- To nie tak - westchnął blondyn, walcząc ze sobą w myślach - Naprawdę chcesz wiedzieć, co o tym wszystkim sądzę? - uniósł brwi w geście zwątpienia.

- Dawaj. Co się może stać? - szatyn wzruszył ramionami.

Zaraz potem poczuł, że się unosi. Natychmiast domyślił się, że to sprawka Billa. Postanowił się nie stawiać i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja. Zamknął oczy, bo obracanie się w powietrzu należało do raczej wątpliwych przyjemności. Samo unoszenie się jednak było czymś, do czego mógłby przywyknąć. Czuł, że się porusza, ale nie był w stanie określić, w jakim kierunku. Z niezrozumiałego nawet dla siebie powodu nie bał się, że demon może chcieć na przykład wyrzucić go przez okno. I nie chodziło tylko o zawarty kilka dni wcześniej pakt. Naprawdę mu ufał, choć na głos pewnie nigdy by się do tego nie przyznał.

- Sosenko?

Głos blondyna był bardzo cichy, jednak Dipper usłyszał go doskonale, po czym wniósł, że znajduje się gdzieś blisko. Mimowolnie się spiął, jednak nie ze strachu. Sam nie wiedział, co tak naprawdę wywołało to niecodzienne napięcie. Nie bał się Billa, szczerze przyznawał to sam przed sobą. Bał się, że za tydzień czy półtora demon wywoła koniec świata, ale nie bał się jego osoby samej w sobie.

Powoli otworzył oczy, orientując się, że wisi tuż przed twarzą blondyna. Cipher patrzył na niego z wyraźną dozą niepokoju w oczach, jednak nie na tym Dipper skupił się najbardziej. Wisiał w powietrzu dobry metr nad podłogą, demon ciągle siedział na dywanie, wyraźnie zbierając się, żeby coś powiedzieć. Pines natomiast patrzył mu prosto w oczy, wewnętrznie zachwycając się niesamowitym złotym kolorem tęczówek chłopaka. Z zewnątrz starał się jak mógł, żeby pozostać względnie obojętnym.

- Mogę cię o coś prosić? - niemal wyszeptał, unosząc odrobinę głowę i spoglądając niepewnie w brązowe oczy Dippera.

- Chwilowo trzymasz mnie w garści, i to raczej dosłownie - spróbował zażartować, jednak nawet się przy tym nie uśmiechnął - Po prostu mów, co ci chodzi po głowie.

- Mógłbyś zrobić to jeszcze raz? - zapytał niepewnie, jeszcze ciszej niż dotychczas, od razu opuszczając głowę.

Nie chciał, żeby szatyn widział jego zażenowanie. To nie tak miało być. Gdzie się nagle podziała cała pewność siebie, którą zazwyczaj emanował? Wszystko wina Dippera. Nikt inny nie potrafił doprowadzić go do stanu przekraczającego obojętność, podczas gdy Pines jakimś magicznym sposobem sprawiał, że demon zaczynał niekontrolowanie się rumienić i bał się spojrzeć chłopakowi w oczy.

Był niemal pewny, że Dipper zaraz na niego nakrzyczy albo przynajmniej wyśmieje. Ciągle trzymał go w powietrzu, chyba przez wewnętrzny strach. Nie był w stanie określić źródła swojego niepokoju, spodziewał się zwyczajnego opierniczu. Jakież było jego zdziwienie, gdy usłyszał tylko cichy głos szatyna, pełen nie do końca określonych uczuć. Najbliżej był chyba rozczulenia pomieszanego z troską.

- Bill, spójrz na mnie, skoro już przed tobą wiszę - mruknął z lekkim uśmiechem.

Blondyn powoli podniósł wzrok, napotykając brązowe tęczówki Pinesa. Zapatrzył się w oczy szatyna na tyle, że nawet nie zauważył, kiedy dłonie chłopaka znalazły się na jego policzkach. Ledwo zarejestrował ten subtelny dotyk, bo zaraz potem Dipper znalazł się jeszcze bliżej, dotykając nosa blondyna swoim.

- Przepraszam, jeśli uraziłem cię, mówiąc, że to wszystko jest głupie - mówił szeptem, nie przerywając ani na moment kontaktu wzrokowego - Nie tylko ty się pogubiłeś, bo ja także. Sytuacja jest po prostu... dziwna.

- Trudno się nie zgodzić, Sosenko - mruknął, również delikatnie się uśmiechając - Ale chciałeś szczerości i zaufania, więc proszę bardzo. Jesteś chyba pierwszym człowiekiem, którego w jakiś sposób cenię, wiesz? I nie mogę się pogodzić z tym, że ciągle siedzisz w mojej głowie.

- Cóż, ty w mojej siedziałeś przez ostatnie trzy lata, więc chociaż przez chwilę ci się odpłacę. Teraz wybacz, ale muszę zapytać. To wcześniej... Pytałeś na poważnie?

- Poważnie jak nigdy. Od wczoraj ciągle myślałem o tym, co się stało. Myślisz, że dlaczego rano wyglądałem tak, jak wyglądałem? Chciałem, żebyś zostawił mnie w spokoju, bo miałem nadzieję, że dzięki temu ten idiotyczny stan minie. I jak widzisz, nici mi z tego wyszły.

Bill czuł ciepło na policzkach i był przekonany, że się rumieni. Okropnie dziwne. Chwała Dipperowi, że trzymał tam dłonie, bo pewnie zażenowanie sytuacją odbiło by się na blondynie podwójnie. Zawstydzenie to durne uczucie. Zanotował w myślach, żeby próbować go unikać. Jednak stwierdził jednocześnie, że przy ciągłym kontakcie z Pinesem będzie to niemal niemożliwe. Zacisnął powieki, nie chciał patrzeć Dipperowi w oczy. To było złe.

Zmienił zdanie już dwie sekundy później, bo Dipper zniwelował przestrzeń pomiędzy nimi do zera. Bill był tak zaskoczony, że zapomniał o utrzymywaniu szatyna w powietrzu. Na szczęście Dipper był na to przygotowany. Zawczasu zgiął kolana, żeby wylądować na dywanie na klęczkach, zamiast płasko na brzuchu. Dzięki temu, mimo dość gwałtownego znalezienia się na podłodze, mógł nie przerywać pocałunku. Wysokość nie była zastraszająca, od dywanu dzieliło go może pół metra.

Po chwili odsunął się trochę od demona, z satysfakcją obserwując wykwitające na jego policzkach rumieńce. Widok był niespotykany, ale tak skrajnie uroczy, że Dipper nie zdołał powstrzymać uśmiechu, mimo szczerych chęci. Przez to Bill poczuł się jeszcze bardziej zażenowany. Ukrył twarz w dłoniach, przeklinając w myślach, że nie może się jeszcze teleportować. Dipper zachichotał.

- Jesteś uroczy - mruknął z rozbawieniem.

- Nie jestem - odburknął ledwo zrozumiale Cipher.

- Jesteś, nawet nie wiesz jak. A wracając do naszej poważnej rozmowy, pamiętasz klasyfikację związków międzyludzkich?

- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? To ma być niby poważna rozmowa? Ja tu chwilowo próbuję przetrawić to, co się właśnie wydarzyło, a ty do mnie z pytaniami od czapy. I przestań wreszcie chichotać!

- Wybacz, nie mogę się powstrzymać - szatyn zrobił przerwę na oddech, żeby się uspokoić, a potem spojrzał na Billa, który również na niego patrzył - Miało być szczerze. Zaufanie, pamiętasz? - blondyn skinął niepewnie głową - Okej. Więc spróbuj określić, jak się teraz czujesz.

- Jak idiota. To znaczy, mam w brzuchu te całe motylki czy inne latające stwory. Zresztą, co ja się będę produkował, widzisz jak wyglądam. Doprowadzasz mnie do stanu, w którym tracę zdolność sensownego myślenia i nie bardzo wiem, co z tym zrobić.

- Może polubić? - rzucił Dipper, ponownie przysuwając się bliżej blondyna.

Cipher nawet nie próbował się sprzeciwić, kiedy szatyn ponownie złączył ich usta. Poczuł dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, który wydał mu się nie tylko fascynujący, ale jednocześnie całkiem przyjemny. Zamknął oczy i spróbował wyłączyć myślenie, chcąc skupić się tylko i wyłącznie na tym, co czuł. Niepewnym ruchem wplótł palce we włosy szatyna, chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej. Chciał więcej.

I dostał więcej, bo gdy tylko Pines poczuł dłonie chłopaka we włosach, stwierdził, że właściwie nic nie stoi na przeszkodzie dla powzięcia trochę odważniejszych działań. Delikatnie przejechał językiem po dolnej wardze blondyna, mając nadzieję, że chłopak zrozumie jego intencje. Bill rozchylił usta praktycznie bezwiednie. Poczuł elektryzujące ciarki na plecach, bardzo chcąc, żeby ten moment mógł trwać do końca świata, albo nawet trochę dłużej.

Ciągle nie mógł uwierzyć, co szatyn potrafi z nim zrobić takimi na pozór prostymi ruchami, z którymi ludzie obchodzą się często z dużo mniejszym zaangażowaniem. Jednak blondyn czuł wszystko, a nawet więcej niż chciał. Pocałunek był spokojny, delikatny i czuły, jakby Dipper chciał przekazać demonowi, że nie musi się bać, bo wszystko jest w porządku. W końcu musieli się od siebie odsunąć, żeby nabrać powietrza.

- Sosenko - mruknął Bill po chwili, odzyskawszy zdolność mówienia - Co teraz będzie?

- Co masz na myśli?

- Nie zgrywaj głupa - zirytował się demon, jednak złość przeszła tak szybko, jak się pojawiła - Będziemy mogli to robić normalnie?

- Jeśli będziesz chciał, możemy spróbować - Dipper uśmiechnął się nieznacznie - Jeśli o mnie chodzi, to właściwie już dzisiaj po południu pogodziłem się z tym, że poczułem do ciebie coś, czego raczej nie powinienem.

- Ja... chyba chciałbym więcej - zająknął się demon - Patrz, do czego mnie doprowadzasz, Sosenko. Jąkam się i rumienię jak pomidor, a tydzień temu byłem pewny, że w ogóle nie mam żadnych głębszych uczuć.

- Wiesz, jeśli mam być szczery, to bardzo chciałbym sprawić, że nie będziesz pewny niczego, nawet jak się nazywasz, ale póki co chyba powinniśmy się oswoić z obecną sytuacją. Oboje. Chodźmy spać.

Bill tylko skinął głową. Dipper zszedł jeszcze na dół i przyniósł na górę Mabel, która zasnęła przed telewizorem. Potem ułożył się przy ścianie na drugim łóżku, a Bill położył się obok. Stwierdził, że nie będzie się głowił nad rozszyfrowaniem ostatnich słów Dippera. Po prostu poczeka i zobaczy, co się stanie. Szatyn obrócił się twarzą w stronę demona, delikatnie całując go w policzek, a następnie wtulił się w ciepłe ciało chłopaka, co już od kilku dni pomagało mu zasnąć. Tym razem także podziałało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top