10. Wyjdzie samo
Dzień był niemożebnie nudny chyba dla każdego poza Mabel. Gdy znudziła się robieniem demolki w sklepie, wyszła z Nabokim na dwór i spędziła na powietrzu czas właściwie do samej kolacji. Dipper czuł się zmęczony, mimo że nic szczególnego nie robił i zastanawiał się, skąd siostra ma tyle sił, żeby cały dzień biegać. Przez praktycznie cały dzień miał spokój, bo po wizycie w sklepie Bill odpuścił i przestał męczyć go o odpowiedź na pytanie, z czego się cieszył. Mógł w spokoju posiedzieć na werandzie i poczytać.
Bill natomiast zdążył lekko zmodyfikować swój plan chyba milion razy, a i tak postanowił zostać przy pierwotnym pomyśle. Zamierzenia były proste, potrzebował kanapy, filmu, miski popcornu i Sosenki. Zbada wpływ jego dotyku, choćby Dipper miał go potem pokroić. Dowie się o co chodzi i koniec. W końcu nazywa się Bill Cipher, on nie odpuszcza. Gdy Mabel poszła się wykąpać, demon jakby od niechcenia usiadł w powietrzu, patrząc na szatyna wzrokiem perfekcyjnie udającym skrajną obojętność.
- Jest jeszcze wcześnie. Obejrzymy później jakiś film? Chciałbym spróbować zjeść popcorn, skoro już jestem człowiekiem i jestem w stanie jeść.
- W sumie możemy, nikt nam rano wstawać nie każe - odparł Pines, wzruszając ramionami.
Czterdzieści minut później chłopcy siedzieli już na kanapie, oglądając znaleziony na jednym z kanałów horror o potworze z bagien. Bill uparł się, że to on będzie trzymał popcorn, żeby Dipper przypadkiem nie zjadł mu całego. Miska leżała więc na udzie blondyna, a szatyn co jakiś czas po prostu sięgał po garść prażonej kukurydzy. Gdy ten moment nastał po raz kolejny, Bill zareagował dość szybko.
Już kilka minut obserwował Sosenkę, zamiast telewizor. I gdy ręka Dippera drgnęła, demon przesunął miskę. Tym razem był przygotowany na dotyk szatyna i przewidywał, że efekt będzie podobny jak przed południem przy Corduroy. Jednak gdy dłoń Pinesa oparła się na jego nodze, zrozumiał, że się przeliczył. W myślach zaczął wymieniać zauważalne symptomy. Delikatny dreszcz, szybsze bicie serca, mimowolny głębszy oddech. Niedobrze.
Dipper obrzucił chłopaka obojętnym spojrzeniem, po czym ponownie uniósł rękę, żeby zanurzyć ją w misce kukurydzy. Zupełnie nie przejmował się stanem Billa. W pokoju było ciemno, a jedyne światło padało z ekranu telewizora, więc mógł też nic nie zauważyć i wydawało się to blondynowi całkiem prawdopodobne. Był przygotowany, spodziewał się, a i tak poczuł... coś. Te ludzkie reakcje wydawały mu się coraz bardziej skomplikowane. Po kilku minutach prób skupienia się na filmie, odpuścił i odetchnął, żeby się uspokoić. Zdenerwowanie, może nawet lekki strach. Kolejne nowe uczucia do kolekcji.
- Sosenko? - rzucił półgłosem, a szatyn obrócił głowę w jego stronę - Mogę wrócić do porannego pytania?
- Jeszcze ci się nie znudziło? - westchnął Dipper, z całych sił pragnąc być teraz gdzie indziej.
- No nie. Słuchaj, przeprowadziłem eksperyment i żądam odpowiedzi, bo inaczej jutro zacznę testy na Północnej.
- Dobra, dobra. Co za eksperyment?
- Otóż po porannym wydarzeniu poprosiłem o pomoc Corduroy. Ściślej mówiąc, chciałem żeby przesunęła dłonią po moim udzie, żeby przekonać się, czy ciało zareaguje podobnie - im dłużej Dipper słuchał wypowiedzi blondyna, tym mocniej się rumienił - I uwierz lub nie, ale nie zadziałało. Teraz specjalnie przesunąłem miskę, pewnie domyślasz się w jakim celu. I znowu to poczułem, mimo że się spodziewałem. Teraz powiesz mi, co to znaczy?
Bill wpatrywał się w szatyna z autentyczną ciekawością. Pragnął w końcu zrozumieć, dlaczego tak się przy nim czuje i nauczyć się to powstrzymywać, albo przynajmniej ignorować. Dipper natomiast był autentycznie przerażony. Wiedział, że jako demon Cipher ma pojęcie o wielu najróżniejszych rzeczach, ale o takie nieogarnianie uczuć nigdy by go nie podejrzewał. Choć może poprawniej zabrzmi stwierdzenie, że nie spodziewał się, iż blondyn może do uczuć w ogóle być zdolny. Zwłaszcza do takich.
- Słuchaj, uczucia to jeden z aspektów życia, który ciężko jakkolwiek wyjaśnić. Reakcje chemiczne organizmu, hormony i całą resztę możesz znaleźć w internecie, ale wiem, że interesuje cię co innego. I ja chyba nie mam do tego kwalifikacji - westchnął szatyn, przyciszając trochę telewizor.
- Do opowiadania o uczuciach potrzebne są specjalne kwalifikacje? Nie wiedziałem - rzucił Bill lekko ironicznie.
- Nie igraj ze mną, Cipher - Dipper pogroził mu palcem, nie mogąc jednak powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu.
- W takim razie odpowiedz, a ja zwyczajnie dam ci święty spokój.
- Dobra, inaczej - Pines ponownie westchnął, analizując w głowie to, co chciał powiedzieć - Są takie sytuacje, w których odpowiedź jest na tyle skomplikowana, że umysł pytający niekoniecznie może w pełni przyjąć ją do wiadomości. Na przykład kiedy dziecko przychodzi do rodziców i pyta skąd się wzięło, a oni odpowiadają, że znaleźli je w kapuście.
- Ale ja nie pytam, skąd się biorą dzieci. Może się zdziwisz, ale to akurat wiem. To porównanie nie ma sensu.
Dipper postanowił się nie odzywać ani słowem więcej, bo czuł się zdecydowanie zbyt zażenowany sytuacją. Wyciągnął rękę, chwycił miskę z popcornem i szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie, niemal natychmiast zapychając usta kukurydzą. Czuł, że się czerwieni i szukał sensownego powodu, żeby wytłumaczyć przed sobą dlaczego. I z jakiegoś dziwnego powodu nie mógł znaleźć powodu, z którego przy demonie jakoś ciężej mu się wysławia i zbiera myśli. A jedyną odskocznią w tym momencie była właśnie prażona kukurydza.
Bill przez chwilę zastanawiał się nad słowami Sosenki. Jeszcze raz zaczął przetwarzać wszystko od samego początku. Skrajna niechęć, potem jej brak, motyle w brzuchu i to idiotyczne uczucie gdzieś w środku. Coś łaskotało, rozpraszało myśli, nie dawało się skupić. Pines też wyglądał na rozkojarzonego, może nawet lekko onieśmielonego. I co do jasnej anielki mają z tym wszystkim wspólnego dzieci znajdowane w kapuście?
Nie, powoli, tak się nie da. Demon odetchnął, kątem oka rejestrując, jak Dipper ponownie napycha usta kukurydzą. Wyraźnie słyszał chrupanie, bo telewizor był prawie zupełnie wyciszony. Ekran rzucał niebieskawy blask na twarz szatyna i odbijał się wyraźnie w jego brązowych oczach. Bill potrząsnął głową, coś mu uciekało. Ludzie mają durne symptomy, kiedy się zakochają. On jest demonem, nie może się zakochać, bo tak działa świat. Dzieci w kapuście... I nagle trybiki wskoczyły na swoje miejsca. Może jednak dotychczasowe systemy rządzące światem się popsuły?
Dipper obrócił głowę w stronę blondyna i dostrzegł, że policzki Billa oblały się czerwienią. Potrząsnął głową, chcąc skupić się na czymś innym i niemal zaszlochał, dostrzegając dno trzymanej w rękach miski. Czyli czas iść spać. Wstał bez słowa i odniósł naczynie do kuchni, a potem ruszył w kierunku schodów. Zatrzymał się na pierwszym stopniu, jednak ciągle się nie odzywał, jakby na coś czekał.
- Dzisiaj prześpię się na kanapie - mruknął demon, kładąc się w poprzek mebla i zarzucając na siebie koc.
- W takim razie dobranoc, Cipher - odparł cicho szatyn, rozpoczynając wędrówkę na piętro.
Oboje jeszcze długo nie mogli zasnąć.
^^^
- Bill! - pierwszym, co dotarło do jego świadomości, był krzyk Mabel - Bill, obudź się!
- Co się stało, Gwiazdeczko? - mruknął, otwierając oczy i ze zdumieniem zauważając, że wciąż jest ciemno.
- Obudziłam się, bo chciało mi się pić. Dipper zniknął. W łazience go nie ma, w kuchni też. Boję się, Bill.
Głos Mabel brzmiał, jakby miała się zaraz rozpłakać. Czyli wzięła sprawę na serio. Blondyn przetarł oczy i usiadł z ociąganiem. Teraz będzie musiał szukać Dippera po całym domu, bo inaczej Gwiazdeczka go zabije. Albo gorzej, naprawdę zacznie płakać.
- Nie martw się, zaraz go znajdę. Ty idź spać, dobrze? I nie bój się, na pewno nic mu się nie stało.
Bill starał się, żeby to stwierdzenie zabrzmiało jak najbardziej szczerze i troskliwie. Odprowadził Mabel do pokoju, ułożył w łóżku i ponownie obiecał znaleźć Dippera. I będzie musiał to zrobić, jeśli nie chce doznać poważnego uszczerbku na zdrowiu. Nawet mała Mabel walczy o swoje, a zwłaszcza o brata. I nie daje pozwolenia na kłamanie. Zamknął drzwi pokoju i westchnął przeciągle. Gdzie Pines mógł się schować o trzeciej w nocy?
Po chwili namysłu postanowił zacząć poszukiwania od platformy na dachu. Nie zdziwił się nawet zbytnio, kiedy zobaczył siedzącego na jej brzegu Dippera, który melancholijnie wpatrywał się w horyzont, machając nogami w powietrzu. Bill specjalnie nie lewitował, więc robił trochę hałasu samym stąpaniem po deskach, ale Pines nawet nie odwrócił głowy w jego kierunku, co wydało się demonowi dość dziwne. Zbliżył się do krawędzi i usiadł, opuszczając nogi w powietrze. Zachował przy tym metr odległości od szatyna, który ciągle nie reagował na poczynania towarzysza.
- Twoja siostra obudziła mnie i kazała cię znaleźć, bo zniknąłeś. Czemu tutaj siedzisz i gapisz się w gwiazdy? Jest trzecia w nocy - blondyn mówił szeptem, jakby bał się popsuć panujący wokół spokojny nastrój.
- Nie mogłem spać i lubię gapić się w gwiazdy - odparł szatyn, także szeptem.
- Jesteś na mnie zły, Sosenko? Sprawdziłbym sam, ale obiecałem, że nie wejdę nikomu do głowy.
- Nie jestem.
- Wybacz, ale nie wierzę. W porządku, jeśli nie chcesz mówić prawdy, nie musisz.
Na chwilę zapanowała cisza, słychać było tylko świerszcze i sowy. Bill uniósł głowę i zapatrzył się na gwiazdy. Jakby się zastanowić, to spora część magii jest przedstawiana z jakimiś kosmicznymi motywami, a on jakoś wcześniej nie zwracał na to uwagi. Musiał znaleźć się w ludzkim ciele z największym wrogiem obok po zmniejszeniu jego siostry, żeby zauważyć, że gwiaździste nocne niebo właściwie jest całkiem ładne.
- Okej, jestem zły, ale nie na ciebie - odezwał się po chwili Dipper, obracając głowę w stronę demona - Bardziej na siebie. Jesteś tutaj od czterech dni, a ja już przyzwyczaiłem się do twojej obecności, nie boję się nawet powierzyć twojej opiece Mabel. Teoretycznie dalej ci nie ufam i nie jesteśmy przyjaciółmi, ale jakoś tak... A teraz jeszcze zacząłeś zadawać mi trudne pytania. Chyba nie mam już sił na dłuższe bezustanne zamartwianie się.
- Więc się nie martw. Widzisz, że jestem grzeczny i trzymam się postawionych przez ciebie warunków, więc nawet nie masz za bardzo czym się przejmować. A jeśli chodzi o pytania, to może faktycznie trochę przesadzałem. Przyznaję, mogłem zbyt się przejąć. Chciałem zrozumieć ludzkie uczucia z czystej ciekawości i potencjalnych późniejszych korzyści, ale kiedy sprawa zaczęła dotyczyć mnie, poczułem, że muszę dowiedzieć się wszystkiego, żeby wiedzieć jak to powstrzymać.
- Cokolwiek masz w głowie czy opcjonalnie nawet sercu, raczej już tego nie powstrzymasz. Jedno mogę powiedzieć ci na pewno, mianowicie kiedy już zaczniesz coś czuć, zwłaszcza do kogoś, nie tak łatwo to powstrzymać. Dlatego dziwię się, że tak łatwo zniwelowałem niechęć, którą darzyłem cię tyle ostatnich lat.
Znów zapanowała cisza, przerwa na gapienie się w gwiazdy. Tej nocy było ich wyjątkowo dużo, a na niebie ani jednej chmurki. Idealne warunki do wpatrywania się w świecące punkciki. Tym razem ciszę przerwał Bill. Najpierw odetchnął głęboko, opuszczając głowę i studiując spojrzeniem bose stopy. Potem podniósł wzrok z powrotem na twarz Dippera.
- Sosenko, skoro jeśli już zacząłem czuć, nie mogę tego powstrzymać, to co mam z tym zrobić?
- Nie wiem. Chyba najlepiej po prostu się poddać. Wiesz, czuć bardziej, rzucić się w to i zobaczyć co się stanie.
- Nie wiem, czy umiem. Pewnie raczej nie. Przypominam, że męczy mnie to jakoś drugi dzień z tryliona lat, które udało mi się przeżyć. Zrozumienie tego jest niemożliwe, a co dopiero współpraca.
- Współpraca jest prostsza. Wystarczy wyłączyć myślenie i rozumienie, a wyjdzie samo.
- Łatwo ci mówić, bo znasz to od zawsze. Pomoc mi pewnie nie łapie się w granice umowy, więc chyba muszę się poświęcić. Proszę, Sosenko, pomóż mi, bo ja nie wyrobię z tym wszystkim. Pomóż mi czuć normalnie i tak jak trzeba, bo to naprawdę zaczyna mieszać mi w głowie. Zupełnie nie mogę się skupić na niczym, kiedy usiłuję z tobą rozmawiać. To idiotyczne.
- Obawiam się, że wiem jak nazywa się ten idiotyczny, jak to ująłeś, stan - westchnął szatyn.
- Jeśli dobrze pamiętam Carmen i Fernanda, to chyba już podchodzi pod zakochanie. I dlatego uważam, że świat się zepsuł, jakkolwiek to nie brzmi. Jestem demonem, nie mogę się zakochać. Lub przynajmniej nie powinienem móc, bo widzisz sam, jak się sprawy mają.
- Czekaj, czekaj - Dipper uniósł dłonie i zamachał szybko w powietrzu - Czy ty masz świadomość, co właśnie powiedziałeś? Czy tam próbowałeś powiedzieć między wierszami?
- W sumie nie bardzo - blondyn pokręcił głową z rezygnacją - To twoja wina, mówiłem, że jak próbuję z tobą rozmawiać, to gadam bez sensu. Nie mam już sił, idę spać. Dobranoc, Sosenko.
Po tych słowach po prostu wstał i skierował się w stronę wnętrza domu, tym razem lewitując. Dipper natomiast siedział na dachu jeszcze jakiś czas, raz po raz analizując przedostatnią wypowiedź demona. I za każdym razem uświadamiał sobie, że poza Mabel to właśnie on tak naprawdę jest jedyną osobą w otoczeniu Ciphera. W kontekście wcześniejszych słów Billa ten stan zaczął mu się nie podobać jeszcze bardziej niż na początku. Jednak prawda była taka, że on sam też zdecydowanie zbyt często dawał się wytrącić z rytmu logicznego myślenia w towarzystwie blondyna. Było wpół do czwartej nad ranem, a do Dippera boleśnie dotarło, jak naprawdę sprawy się mają.
^^^
Ufffff... No to chyba każdy się domyśla, do czego sprowadzą się przemyślenia naszych kochanych bohaterów w następnym rozdziale.
PS. Tak, wiem, że początek (tak do połowy) boli w oczy. Zrobiłam to specjalnie *złowieszczy śmiech*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top