17. Pomożesz mi?
- Cześć Gwiazdeczko. Wyspałaś się? - zapytał Bill z uśmiechem, stawiając przed szatynką talerz pełen jajecznicy.
Cipher spędził noc na kanapie, nie chcąc denerwować lub niepokoić Mabel swoją obecnością w ich pokoju. Czuł się zadziwiająco dobrze, biorąc pod uwagę wszystko, co poprzedniego wieczora wyznał Wendy. Wiedział, że ruda ma rację i Dipper powinien się dowiedzieć, że demon nie ma w planach wywoływania końca świata. Mabel spojrzała na jedzenie odrobinę nieufnie, ale chwyciła w dłoń widelec.
- Właściwie nawet tak - mruknęła, biorąc do ust trochę jajecznicy - Nie myślałam, że będziesz umiał cokolwiek ugotować. Dobre to.
Bill tylko skinął głową i sam wziął się za jedzenie. Gotowanie nie było trudne, miał w głowie mnóstwo przepisów na różne dania, ukradzione ludziom na przestrzeni lat i pochowane w dawno nie otwieranych szufladkach gdzieś w głowie. Gdyby chciał, mógłby zostać mistrzem kuchni, ale Mabel nie musiała znać wszystkich jego sekretów. Niech zadowoli się jajecznicą.
- Co będzie z Dipperem? Ciągle śpi - odezwała się półgłosem, spoglądając na blondyna z lekkim strachem w oczach.
- Mówiłem już wczoraj, wstanie po południu. Nic mu nie będzie, uwierz mi na słowo.
- Zaufać ci? - uniosła brwi - Może i pamiętam te ostatnie parę dni, ale to nie znaczy, że nagle zostanę twoją przyjaciółką. Czterolatka może i bawiła się z tobą, ale spróbuj mnie unieść w powietrze teraz, to jeszcze oberwiesz.
- Gwiazdeczko, posłuchaj - westchnął, odkładając widelec na stół - Nie chcę skrzywdzić ani ciebie, ani Dippera, ani nikogo innego, dociera? Sosenka był zmęczony, bo od tygodnia prawie nie spał, dlatego rzuciłem na niego urok. Jest niegroźny, nie zrobiłem nikomu krzywdy. Nawet w myślach nie czytałem, więc odpuść mi trochę, dobra?
Mabel tylko mruknęła coś niewyraźnie, wracając do jedzenia. Tak naprawdę wierzyła Billowi, ostatnie wspomnienia robiły swoje. Nie zapomniała, co stało się pięć lat temu, ale jednocześnie była boleśnie świadoma, że chwilowa obecność demona w Chacie to jej wina. Gdyby zostawiła ten przeklęty amulet, nic by się nie stało. Przewróciła oczami, w myślach przeklinając na siebie i swoją głupotę. Dipper miał rację, ciągle była łatwowierna niczym dwunastolatka.
Nagle poczuła się jakby lżejsza, a stopy straciły oparcie na podłodze. Rozejrzała się i z przestrachem zauważyła, że się unosi. Obróciła się w powietrzu, gotowa nakrzyczeć na Ciphera za durne sztuczki, jednak blondyn wyglądał na tak samo zdziwionego jak ona. Wyciągnęła ręce w jego kierunku, zamykając oczy. Poczuła, że chłopak chwycił jej dłonie, przez co po chwili zwisała niemalże głową w dół. Rozchyliła powieki, spoglądając na skonsternowanego demona.
- Wygląda na to, że kiedy cię przemieniłem, wchłonęłaś część mojej mrocznej energii. Dziwne, że objawiła się dopiero teraz, ale nie przejmuj się za bardzo, niedługo powinno ci przejść.
- A do tej chwili co mam robić, żeby nie chodzić przyklejona do sufitu? - prychnęła, patrząc na niego wyzywająco.
- Najpierw spróbuj się uspokoić - odparł poważnie - Głębokie oddechy, jeśli chcesz, możesz zamknąć oczy, będzie ci łatwiej się skupić. W życiu nie pomyślałbym, że mógłbym kogokolwiek uczyć opanowania, ale lepiej, żeby Sosenka cię tak nie zobaczył, bo będzie chciał mnie zabić. Znowu - przewrócił oczami, delikatnie pociągając szatynkę ku podłodze.
Mabel zamknęła oczy, usiłując się skupić. Czuła, że zaczyna opadać, jednak już po chwili jej koncentrację zaburzył dzwonek do drzwi.Bill przeklął pod nosem i poszedł sprawdzić, kto dobija się do nich w południe. Ostatnio przez Chatę przewijało się stanowczo zbyt wielu gości, czego blondyn zaczynał już mieć poważnie dość. Miał lepsze rzeczy do roboty, na przykład ściągnięcie Mabel z sufitu, ale jak zwykle ktoś musiał mu przeszkodzić. Otworzył drzwi, a jego oczom ukazała się niezbyt wysoka brunetka.
- A ty kto? - burknął niezbyt uprzejmie.
- Mogłabym zapytać o to samo. Mogę porozmawiać z Dipperem? - zapytała dość pewnie, jednak w jej oczach demon dostrzegł wyraźny strach.
- Akurat śpi. I nie, nie mogę go obudzić. Nie wiem nawet jak masz na imię, ale jeśli to wszystko, to czy mogłabyś...
Huk przewracanego stołu rozniósł się po domu. Dziewczyna w progu spojrzała na blondyna o dziwo nie ze strachem, a raczej z ciekawością. Przepchnęła się obok chłopaka, wpadając do domu i od razu kierując się do kuchni. Bill trzasnął się dłonią w czoło. No oczywiście, Gwiazdeczka zawsze musi coś zepsuć, czy świadomie czy nie. Podążył do kuchni bez lewitowania, jednak wokół dłoni pojawił się niebieskawy błysk oznaczający gotowość do wyczyszczenia namolnej brunetce pamięci, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Mabel! Nic ci nie jest? Miałaś być na wyprawie. Twoi wujowie są w domu? - piszczała dziewczyna, pomagając szatynce podnieść się z podłogi.
Jakimś cudem Mabel nie była ani ranna, ani nawet brudna. Po takim upadku jej nienaganny stan wydał się dziwny nawet Billowi, ale zaraz pokręcił głową bezsilnie, przypominając sobie, z kim ma do czynienia. Chyba nigdy nie uda mu się w pełni rozpracować zadziwiającego szczęścia Pinesów, podobnie jak ich talentu do pakowania się bagno przy każdej możliwej okazji.
- Cześć, Cuksa - szatynka podniosła się z podłogi i z uśmiechem uściskała przyjaciółkę - Tak jakoś wyszło, że jestem trochę wcześniej. Wujowie mieli coś jeszcze do załatwienia. Dzwoń po Grendę, może pogadamy przy koktajlu gdzieś na mieście?
Brunetka nie dała się długo przekonywać i już po chwili Bill stał sam pośrodku kuchni, z dezaprobatą spoglądając na złamane krzesło, przewrócony stół i jajecznicę, walającą się po całej kuchni, wymieszaną z porcelanowymi odłamkami, które jeszcze niedawno były talerzami. Westchnął przeciągle, dziękując w duchu za bycie demonem. Wystarczyło dziesięć sekund, żeby doprowadzić pomieszczenie do stanu sprzed upadku Gwiazdeczki. Przez chwilę blondyn pomyślał, że prawdopodobnie powinien chociaż wysłać za nimi Corduroy, gdyby Mabel znowu dostała objawienia energetycznego, ale porzucił ten pomysł od razu, kiedy tylko usłyszał kroki na schodach.
- Dzień dobry, Sosenko. Jesteś głodny? - spytał, siadając przy stole z planem dokończenia własnej porcji.
- Zaczarowałeś mnie, przyznaj się - burknął Dipper, opierając się o futrynę.
- Nie zaprzeczę, ale przecież nic złego ci się nie stało. Chciałem tylko, żebyś wypoczął. To chyba nie zbrodnia? - uśmiechnął się niewinnie.
- Gdzie Mabel? - zapytał szatyn już mniej oschle, jednak wciąż utrzymując dystans.
- Poszła do miasta z przyjaciółkami. Zanim zapytasz, tak, odczarowałem ją. Tylko błagam, nie krzycz na mnie. Wczoraj wieczorem dostałem już reprymendę i do tego mnie uderzyła. Jeśli któreś z naszej dwójki jest poszkodowane, to nie ona, tylko ja - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, udając obrażonego.
- Dobrze już, przecież nic nie mówię. Teraz i ty przestać gadać, i daj mi jedzenie.
^^^
Trzy godziny później Dipper leżał na łóżku we własnym pokoju, podczas gdy Bill został w salonie, oglądając telewizor. Szatyn wiedział, że demon chciałby zapewne spędzić z nim trochę czasu, jednak potrzebował przemyśleć kilka rzeczy. Dlatego też poprosił blondyna o zostawienie go samego, co Cipher zrobił nawet bez próby kłócenia się.
Dipper miał mnóstwo czasu żeby myśleć. Najpierw chciał ułożyć wstępny plan na nadchodzący koniec świata. Minęło już prawie osiem dni od wyjazdu wujów, coraz bliżej do ich powrotu. A gdy przekroczą próg Tajemniczej Chaty, umowa przestanie obowiązywać i Cipher będzie mógł legalnie pobawić się w apokalipsę. I, co dziwne, Dipper jakoś nie bał się nadchodzącego pogromu, a samego faktu, że poznany od dobrej strony blondyn byłby zdolny do czegoś takiego.
Podniósł się do siadu, nie mając najmniejszej nawet namiastki pomysłu, co robić dalej. Wiedział, skąd wzięły się te wątpliwości. Najzwyczajniej w świecie z jakiegoś powodu nie chciał tracić Billa. Przyzwyczaił się do towarzystwa blondyna, ale to było coś więcej. Przypomniał sobie pytanie demona o pocałunki. Czy będą mogli robić to zwyczajnie? Na pewno było to nieodpowiednie i raczej nieakceptowalne przez środowisko, które znało Billa Ciphera jako bezwzględnego niszczyciela światów.
Jednak Dipper boleśnie uświadomił sobie, że jego początkowe opory sprzed kilku dni zniknęły. Nie czuł strachu w towarzystwie demona. Brakowało mu patrzenia na rozczochrane, jasne włosy. Błysk w złotych oczach przyprawiał go o gęsią skórkę. Chciał spędzać z blondynem więcej czasu, jednocześnie nie mogąc przemóc wrażenia, że tak nie powinno być. Wcześniej nie był naprawdę zakochany, nawet w Wendy. To było tylko dziecięce zauroczenie, teraz sytuacja była inna. Wiedział, że ciągle nie jest dorosły i nie rozumie wielu rzeczy, ale jednego był pewny. Cokolwiek się stanie, nie pozwoli Cipherowi odejść ot tak.
- Bill! Chodź na chwilę! - krzyknął z nadzieją, że nie będzie musiał schodzić na dół, żeby go zawołać.
Blondyn po chwili stał już w progu, rozglądając się z niepokojem. Gdy już upewnił się, że jest bezpiecznie, skierował spojrzenie na siedzącego na skraju materaca Dippera. Szatyn gniótł w dłoni skrawek koca, zastanawiając się, co właściwie chciał powiedzieć.
- Słuchaj - westchnął po chwili ciszy - Za kilka dni wujowie powinni wrócić i chciałem zapytać... Planujesz już, co robić dalej? - spojrzał na demona z niepewnością wymalowaną na twarzy.
- Jeśli w ten sposób pytasz, czy wywołam koniec świata, to uspokoję cię, że nie mam najmniejszego zamiaru - odparł z uśmiechem - Możesz mi nie wierzyć, ale zmieniłem się przez te kilka dni. Ty mnie zmieniłeś, Sosenko. Mówię zupełnie poważnie. Nie wiem, co będę robił później, ale możesz być spokojny, nie mam w planach zdobywania świata.
- Usiądź - polecił szatyn, wskazując miejsce na materacu obok siebie, które demon zajął niemal natychmiast - Sporo myślałem ostatnimi czasy nad swoim własnym życiem. Wiesz, teraz są wakacje, ale później będę musiał wrócić do liceum, na co zresztą nie mam szczególnej ochoty. Zastanawiałem się nad poproszeniem wujka Forda o możliwość zostania i uczenia się tutaj, w Wodogrzmotach. Co prawda byłem sceptycznie nastawiony do tegorocznego wyjazdu, ale z czasem zacząłem się przystosowywać. A potem pojawiłeś się ty, siejąc nagły zamęt w moim życiu.
- Nie do końca to planowałem, zresztą pewnie się domyśliłeś, że cała ta umowa między nami nie była mi na rękę. Wpadłem do miasta z zamiarem powybijania was i dobrej zabawy, a tymczasem chyba nauczyłem się o ludzkich uczuciach nawet więcej niż chciałem.
Przez chwilę panowała cisza, którą Dipper poświęcił na analizę słów demona. Był święcie przekonany, że sposób, w jaki zrozumiał wypowiedź blondyna nie może być zbieżny z jej przesłaniem. Już chciał zapytać, co demon miał na myśli, gdy Bill uniósł wzrok, spoglądając szatynowi prosto w oczy.
- Nigdy tak naprawdę nie będę człowiekiem, Sosenko. Nawet w tym ciele ciągle jestem demonem. Ale jakimś magicznym sposobem obudziłeś we mnie masę uczuć, o których istnieniu nie miałem pojęcia. To znaczy, wiedział, że istnieją, ale byłem przekonany, że nie jestem w stanie się z nimi utożsamić. Patrz.
Cipher podniósł się z materaca, przechodząc na środek pokoju, po czym usiadł w powietrzu, zamykając oczy. Dipper poczuł nieokreśloną, jednak wyraźną zmianę w otaczającej go przestrzeni. Powietrze stało się gęściejsze i jakby słodsze. Mimo tego oddychał bez problemu, zastanawiając się, co demon chce zrobić. Już po chwili cały pokój usiany był błyszczącymi drobinkami, wirującymi z każdym ruchem ręki, niczym płatki śniegu na wietrze. Dipper nawet nie zauważył, kiedy Bill ponownie zbliżył się do łóżka, zbyt zauroczony otoczeniem.
- Mogłem to zrobić już wcześniej, Gwiazdeczka byłaby zachwycona - zaśmiał się cicho - Wiem, że to nieprawdopodobne, ale naprawdę się zmieniłem. Zaufaj mi, Sosenko.
- Ufam ci, Bill - odparł pewnie, wstając - Czuję się, jakbym tkwił w środku rozgwieżdżonego nieba. Zaplanowałeś to, prawda? Wtedy pierwszy raz wyrwało ci się, że coś czujesz.
- Prawda - skinął głową - Ciągle siedzisz mi w głowie i sam już zwątpiłem w wymówki, że to przez naszą umowę. To dla mnie nienaturalne, ale przyznaję, że masz rację. Czuję coś do ciebie, Sosenko. Pomóż mi sobie z tym poradzić.
- Chcesz to zwalczyć? - spytał z ledwo słyszalną nutą zawodu.
- Nie - pokręcił głową - Przyzwyczaić się, tak jak radziłeś kilka dni temu. Rzucić się w to i zobaczyć, co się stanie. Pomożesz mi?
Dipper zgodziłby się bez wahania, gdyby tylko był w stanie się odezwać. Wyznanie demona całkowicie pozbawiło go zdolności racjonalnego wypowiadania się. Nie myślał, nie chciał myśleć. Zrobił krok w przód, ostrożnie ujmując twarz blondyna w dłonie. Bill przymknął oczy, niczym kociak spragniony głaskania. Dipper mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. To było właśnie to. Mimo szybkiego obrotu sytuacji czuł, że w takie oblicze Ciphera mógłby wpatrywać się do końca życia.
Tym razem to Bill nie wytrzymał i jako pierwszy przybliżył twarz do szatyna, inicjując pocałunek. Czuł ciepło bijące od dłoni chłopaka na jego policzkach. Serce blondyna przyspieszyło, kiedy zdał sobie sprawę, że Dipper też musi czuć do niego to samo.
- Sosenko, powiedz mi jedno - zapytał półszeptem, kiedy się od siebie odsunęli - Nasza ostatnia poważna rozmowa... Mówiłeś wtedy, że moglibyśmy spróbować robić to normalnie, wiesz, bez okazji jaką jest dogłębne słowne zapewnianie się, że wszystko jest w porządku.
- Pamiętam - skinął głową - W tej sytuacji zostanie w Wodogrzmotach byłoby na rękę nam obu, bo chyba ciężko będzie mi przemycić cię do Piedmont na stałe. I tak, wiem, że jako demon mógłbyś załatwić sobie mieszkanie i całą resztę, ale nie takie życie mam na myśli. Chciałbym, żebyśmy spróbowali zbudować relację na pełnym zaufaniu, normalnie. O reszcie pomyślimy, kiedy wujowie wrócą z wyprawy. Pasuje?
- Zatem układ, Sosenko. Płomień chyba będzie zbędny - blondyn uśmiechnął się pod nosem, wywołując tym śmiech ze strony Dippera.
- Jeden pakt już mamy. Skoro Mabel nie ma w domu, co powiesz na jedzenie i film? Schowałem trochę czekolady w szafie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top