13. Brzmi wiarygodnie?

Blondyn siedział na dywanie obok kanapy i myślał intensywnie. Wstał i ubrał się, to już sukces. Jedzenie mimo wszystko postanowił sobie odpuścić, tak na wszelki wypadek. Czuł się dziwnie i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Nigdy wcześniej nie był chory, to oczywiste. Nie czuł się dobrze na przykład wtedy, gdy został pokonany przez Pinesów przy okazji Dziwnogedonu, ale wtedy był po prostu zły. Teraz dziwne uczucia nie dawały mu spokoju i nie miał co z nimi zrobić, bo przez ostatni trylion lat podobny problem jeszcze mu się nie przytrafił.

W końcu podniósł się i z rezygnacją wymalowaną na twarzy ruszył w stronę wyjścia z salonu. Postanowił zaryzykować, to była ostatnia deska ratunku. Specjalnie nie lewitował, żeby było słychać jego kroki. Powoli wszedł do sklepu, nawet nie dziwiąc się, że Wendy czytała jakiś magazyn, zamiast obserwować, co dzieje się wokół. Choć z drugiej strony, w tej chwili w pomieszczeniu poza nimi nie było nikogo.

- Corduroy, możemy pogadać? - zapytał cicho, zatrzymując się przy ladzie.

- A co, nagle chcesz się zaprzyjaźnić? - spojrzała na niego podejrzliwie, odkładając magazyn na blat.

- Po prostu mam problem i potrzebuję pomocy - odburknął, siadając w powietrzu, jakby tą prostą czynnością miał zamiar pokazać rudej swoją wyższość.

- A przychodzisz z tym do mnie, ponieważ...? - Wendy zmrużyła oczy, nie wyglądając na speszoną czy zastraszoną.

- Dippera nie ma w domu. No i w sumie to wszystko jest jego wina i jakoś nie chcę z nim rozmawiać - odparł, wzruszając ramionami.

Wpatrywał się intensywnie w rudowłosą, walcząc ze sobą, żeby nie czytać jej w myślach. Jednocześnie zastanawiał się, czy złamanie umowy z Pinesem miałoby dla niego jakieś większe konsekwencje, bo jakby nie patrzeć, do tej pory robił co chciał, bo formował pakty na swoją korzyść. Głupi ludzie nieświadomie dawali mu wolną rękę w działaniach, jednak na nieszczęście Sosenka aż tak głupi nie był.

Owszem, rano zupełnie przez przypadek wpadł na chwileczkę do głowy Dippera. Jakoś nic strasznego się nie stało, przynajmniej na razie. Bill nie miał zamiaru wypierać się tego, co się stało, skoro był na tyle nieostrożny, że szatyn coś poczuł. Sprzeciw nie miałby sensu. Jednocześnie Cipher przeklinał na siebie w myślach za nieuwagę. Jakim cudem jakiś zwyczajny człowiek aż tak namieszał mu w umyśle? Prychnął pod nosem sam do siebie. Nie, to nie był jakiś tam przypadkowy człowiek. To był Dipper Pines.

Wendy natomiast obserwowała blondyna skonsternowana. Czego ten przeklęty demon mógł od niej chcieć? I co takiego zrobił mu Dipper, że aż postanowił zwrócić się do niej po poradę? Przez chwilę wystraszyła się przebiegających po głowie czarnych scenariuszy, jednak zaraz odepchnęła nieprzyjemne myśli. Przecież widziała szatyna rano, wyglądał na całego i zdrowego. Westchnęła cierpiętniczo, opierając łokcie na blacie. Oparła twarz na dłoniach i spojrzała na Billa spod przymrużonych powiek.

- Dobra, więc co się takiego strasznego stało? - mruknęła, nadając głosowi względnie obojętny ton.

- Dipper się stał - westchnął demon - Ten przeklęty Pines coś mi zrobił, namieszał mi w głowie.

- A to nie ty przypadkiem jesteś ten od mieszania ludziom w głowach? Co musiało się stać, żeby demon od siedmiu boleści przyszedł się zwierzać do zwykłego ludzkiego istnienia godnego pogardy? - Bill wysłał rudowłosej ostrzegawcze spojrzenie, jednak dziewczyna nieszczególnie się tym przejęła - Już nie patrz tak na mnie. Gdybyś miał ochotę mnie spopielić, już dawno by mnie tutaj nie było, a przynajmniej tak zakładam. Jestem ci do czegoś potrzebna, ale do czego? Chcesz mnie opętać czy co?

- Słuchaj, Corduroy, tu naprawdę nie chodzi o ciebie - warknął - Chodzi o mnie. Przyszedłem do ciebie jak człowiek do człowieka, licząc na prawdziwą radę. Więc, na miłość piekielną, racz posłuchać co mam do powiedzenia, zamiast oskarżać mnie o nie wiadomo co i doceń, że jednak cię nie spopieliłem.

- Nie mogłeś - wzruszyła ramionami - Teraz sobie przypomniałam, że przecież w waszej umowie jest zakaz krzywdzenia kogokolwiek, dopóki Ford i Stan nie wrócą z wyprawy. Ale skoro chcesz, okej, będę twoją etatową przyjaciółką. Więc, co cię martwi, Billy? - spojrzała na niego rozbawiona, podczas gdy demon walczył ze sobą, żeby naprawdę nie zrobić jej czegoś bolesnego za te prowokacje.

- Gdybym ci powiedział, to ty byś spopieliła mnie, więc pozwól, że wyrażę się ogólnikowo... - zaczął, jednak ruda mu przerwała.

- Jeśli zrobiłeś coś Dipperowi albo Mabel, to pożałujesz, przysięgam.

- Nic nie zrobiłem! To on skrzywdził mnie! - bronił się demon.

- On ciebie? Błagam. Słuchaj, nie wiem, co sobie uroiłeś w tej twojej demonicznej główce i jak bardzo masz spaczoną psychikę czy cokolwiek ci tam siedzi pod czaszką, ale nie uwierzę, że taka sytuacja byłaby możliwa. Punkt pierwszy, nie masz uczuć. Punkt drugi, to ciebie bawi krzywdzenie ludzi. I punkt trzeci, ciebie nie da się fizycznie skrzywdzić, bo stawiam, że w tej postaci natychmiast się regenerujesz czy coś w tym guście. A skoro już zapoznaliśmy się z podstawowymi założeniami, spróbuj wymyślić jakąś wiarygodną historyjkę, żeby przekonać mnie, że...

- Całowaliśmy się! - wybuchnął demon, doprowadzony do ostateczności przez niekończącą się tyradę rudowłosej - Brzmi wiarygodnie? No właśnie - dodał już spokojniej.

Wendy zatrzymała swoją wypowiedź, wpatrując się w Billa z rozszerzonymi oczami i otwartą buzią. Blondyn z pewną satysfakcją obserwował jej reakcję, jednak zaraz potem dotarło do niego, co właściwie powiedział. Mentalnie strzelił sobie w twarz. Jeśli Dipper się dowie, to na pewno go zabije. I to nawet bez względu na to, czy jest śmiertelny, czy nie.

- Czekaj, czy ja dobrze usłyszałam? - Wendy uniosła brwi w zdziwieniu pomieszanym z zastanowieniem - Żartujesz sobie, tak?

- Gdybym miał ochotę pożartować, robiłbym sobie telefonicznie jaja z ludzi, zamiast do ciebie przychodzić - prychnął demon, jakby rudowłosa co najmniej śmiertelnie go obraziła.

- Dip całował się z chłopakiem, o cholera! W życiu bym się nie domyśliła. Biedna Pacyfika - Wendy nagle zmieniła wyraz twarzy ze zmartwionej na rozbawioną.

- Północna? A co ona ma do tego wszystkiego? To ja tu mam prawdziwe problemy!

- Dobra, dobra, jak tam chcesz - machnęła na niego ręką - Zaczekaj po prostu, aż Dipper wróci z miasta i pogadaj z nim jak człowiek. Tak ci radzę i słuchaj mnie, bo jestem tutaj jedyną wartą zachodu wyrocznią miłosną. A teraz sio, mam rzeczy do zrobienia.

Mówiąc to, podniosła z blatu wcześniej odłożony na bok magazyn i pogrążyła się w lekturze. Bill prychnął ostentacyjnie, po czym, zgrywając obrażonego, opuścił sklep. W myślach zapisał sobie, że gdy tylko przestanie go obowiązywać ta idiotyczna umowa z Pinesem, Corduroy będzie pierwszą osobą do spopielenia na liście.

^^^

Mabel biegała z Nabokim po placu zabaw, podczas gdy Dipper i Pacyfika siedzieli na ławce, pogrążeni w rozmowie. Wszystko szło dobrze, aż do momentu, w którym blondynka postanowiła podjąć temat dość nieprzyjemny dla szatyna.

- Tak się zastanawiałam, jak czujesz się, będąc ponownie w Wodogrzmotach. No wiesz, z tego co zauważyłam, to Bill często musi u was bywać i w ogóle. Nie kojarzy ci się z wiesz kim, choćby z imienia?

- Kojarzy - odparł, będąc zupełnie szczerym - Ale chyba już przyzwyczaiłem się do jego ciągłej obecności. Uważam, że każdy może się zmienić, nieważne jak zły by nie był. I choć popełniłem ostatnio kilka głupot, jakoś nie przeszkadza mi obecna sytuacja - wzruszył ramionami.

- Jakich głupot? - spytała zaciekawiona - Ty, Dipper Pines, robisz głupoty?

- To nie do końca była moja wina - westchnął, licząc na zakończenie tematu, jednak spojrzenie Pacyfiki dało mu do zrozumienia, że teraz już się nie wywinie - Powiedzmy, że poczułem coś do kogoś i nie wiem, czy mi się to podoba - postanowił uogólnić sytuację, przeczuwając, że mimo wszystko powiedzeniem czegoś takiego sprowadzi na siebie niechybną klęskę. Właściwie się nie pomylił.

- Opowiedz mi coś! - pisnęła, jednocześnie uśmiechając się uroczo - Muszę wiedzieć o wszystkim. Długo się znacie? Macie bliską relację? Skąd jest? Jaki ma kolor włosów? Podobno jestem twoją przyjaciółką, więc mów mi tu grzecznie wszystko jak na spowiedzi.

- Skoro chcesz - ponownie westchnął, zastanawiając się nad odpowiedziami na pytania dziewczyny - Znamy się właściwie od trzech lat, od ostatnich wakacji w Wodogrzmotach, które spędziłem z Mabel u wujków. Nasz kontakt był, delikatnie mówiąc, ograniczony i dopiero niedawno ponownie rozmawialiśmy. Można powiedzieć, że jest stąd. A włosy blond, skoro faktycznie cię to interesuje.

Na twarzy Pacyfki pojawił się wyraz skonsternowania, niepewności, a następnie na jej usta wpłynął śliczny, najszczerszy uśmiech. Dipper nagle poczuł się zaniepokojony. Co, jeśli powiedział coś nie tak? Może się domyśliła, kim naprawdę jest Bill? Ponownie przeanalizował w głowie swoją wypowiedź, jednak nie znalazł w niej żadnych wskazówek dotyczących demona. To były same ogólniki. A może blondynka podekscytowała się samym faktem, że jej się zwierzył? W końcu takich rzeczy raczej nie rozpowiada się na prawo i lewo.

Jednocześnie zaczął zastanawiać się nad relacją z Billem. Owszem, raz się całowali, ale to jeszcze nie powinno nic znaczyć, przynajmniej w teorii. Dipper nieprzesadnie wierzył w te wszystkie romantyczne bzdety. W ciągu ostatnich lat wyzbył się dziecięcej naiwności i nie był w stanie pojąć, jakim cudem tak szybko doszło do tego wszystkiego. Coraz bardziej jednak docierało do niego, że po powrocie do domu powinien poważnie porozmawiać z demonem. Nawet bardzo poważnie. A przede wszystkim szczerze, jeśli faktycznie będzie musiał go znosić jeszcze przez tydzień.

Z zamyślenia wyrwał go dotyk ciepłej dłoni na kolanie. Wrócił do rzeczywistości, orientując się, że to ręka Pacyfiki. Blondynka ciągle się uśmiechała, jednak teraz na jej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce. Dipper zgłupiał, jednak wzrok dziewczyny powiedział mu wszystko. Po raz trzeci zaczął analizować swoją wcześniejszą wypowiedź. Znają się od trzech lat, z wakacji, ograniczony kontakt, Wodogrzmoty, włosy blond... Nie. Stanowczo nie mógł być aż takim kretynem.

- Wiesz, Dipper - zaczęła cicho blondynka - Kiedy przyszłam do was po raz pierwszy w tym roku, doszłam do wniosku, że nie chcę wracać do tego, co było trzy lata temu. Nie chcę, żeby to była tylko przyjaźń. A skoro ty też, to może...

Jednak mógł być aż takim kretynem. Nie dość, że nie umiał sam dokładnie rozszyfrować swoich uczuć, to teraz jeszcze wprowadził w błąd Pacyfikę. Na litość boską, czy życie nie mogłoby być łatwe choć raz? Potrząsnął lekko głową. Musiał coś z tym zrobić, jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Najlepiej byłoby powiedzieć jej wprost, ale nie mógł wspomnieć o tym, kim naprawdę jest Bill ani po prostu wszystkiego jej wyjaśnić.

- Źle mnie zrozumiałaś - zaczął, mając świadomość, że prawdopodobnie nie brzmi to zbyt delikatnie.

- To znaczy? Bo jeśli się wstydzisz czy coś, to nie będę nalegała. Mogę zaczekać, to nic takiego.

- Nie chcę, żebyś na mnie czekała - odparł, już wiedząc, że aby ją przekonać, będzie musiał posunąć się do ostateczności, nawet jeśli w głębi duszy nie był pewien, czy jego słowa rzeczywiście są prawdą - Przepraszam, wiem, że opis zabrzmiał, jakby chodziło o ciebie, ale to nie tak. I wiem, że w tym mieście nie ma blondwłosych dziewczyn, z którymi miałbym taki dobry kontakt jak z tobą. Bo to właśnie jest sedno sprawy. Nie podoba mi się żadna dziewczyna.

- Ale powiedziałeś... Oh - nagle promienny wyraz twarzy blondynki lekko przygasł - To znaczy, że... Czekaj, daj mi pomyśleć. Nikt nie przychodzi mi do głowy. Chyba że to Bill. Ale mówiłeś, że znasz go dopiero od tego roku - zmarszczyła brwi.

- Tak, tak mówiłem. Tak naprawdę poznałem go trochę wcześniej, em, zanim przyjechaliśmy tutaj. Znaczy, spotkałem go po drodze...

- Stój, bo gubisz się w zeznaniach. Proszę cię, nie wymyślaj. Skoro już jesteśmy przyjaciółmi, powiedz prawdę, dobrze?

- Dobrze - skinął głową, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co właściwie robi - Mabel tak naprawdę nie jest siostrą Billa, tylko moją. Ten blondyn wcześniej był latającym trójkątem, który chciał nas zabić. Jakimś cudem powrócił i postanowił mnie ponękać, więc zawarliśmy umowę, że do powrotu wujków z wyprawy nie narobi bałaganu. Postawiłem sobie zadanie przekonania go, żeby nie robił ponownie końca świata, a wszystko zaczęło się od tego, że Mabel przyzwała go, przy okazji zmieniając się w czterolatkę.

- Bill Cipher jest w mieście i nikt nic nie wie? Dip, czyś ty oszalał?!

- Spokojnie, nikt się nie dowie. W tej chwili jestem na względnie dobrej drodze do ogarnięcia tego bajzlu. Chociaż nie wiem, czy nie wywołam gorszego, ale jakoś się przemęczę jeszcze ten tydzień. Proszę cię, nie mów nikomu. Gdyby coś, wujek Ford na pewno znajdzie wyjście.

Spojrzał na dziewczynę błagalnym wzrokiem, na co westchnęła przeciągle, bijąc się z myślami. Na zewnątrz starała się wyglądać na opanowaną, ale wewnątrz zupełnie spanikowała. Zdążyła zapomnieć nawet o wcześniejszym wyznaniu Dippera, a potem swoim. W głowie krążyła jedna myśl, Bill Cipher żyje, ma się całkiem dobrze i do tego jest w mieście. Westchnęła głęboko, usiłując się uspokoić. Przy rozmowie kilka dni temu blondyn wydawał się bardzo fajnym człowiekiem. Nawet jeśli w praktyce był demonem, który mógłby zabić ją pstryknięciem palca, gdyby miał taki kaprys.

- W porządku, nikomu nie powiem - odparła w końcu, obdarzając szatyna smutnym spojrzeniem - Ale obiecaj, że jeśli coś się stanie, powiesz mi. Ciągle jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

- Dziękuję - szatyn odetchnął z ulgą - Tak, oczywiście, że jesteśmy przyjaciółmi.

Pacyfika bez uprzedzenia pochyliła się w stronę chłopaka i zarzuciła ręce na jego szyję. Niemal natychmiast on także ją objął, kątem oka kontrolnie zerkając na wspinającą się po drabinkach Mabel. Nagle sam zapragnął być w jej sytuacji, mieć te kilka lat i żyć bez zmartwień. Objął Pacyfikę odrobinę mocniej, jakby chciał dać jej znak, że wszystko będzie dobrze.

Blondynka wtuliła twarz w jego czerwoną koszulkę, jednocześnie czując, że czegoś jej brak, mimo tego, że szatyn nie potraktował jej niemiło i dalej chciał się przyjaźnić. Uczucia to skomplikowana sprawa i boleśnie sobie to uświadomiła. Była tylko człowiekiem, a jeśli Dipper mówił prawdę, miał na wyciągnięcie ręki demona z całą jego mocą. I to właśnie sprawiło, że myśli w jej głowie uformowały się w krótki, ale treściwy wniosek, który musiała zaakceptować, chcąc czy nie chcąc. Straciła nadzieję, że kiedykolwiek będzie mogła go mieć.

~~~

Miłość hetero jest nudna, ale potrzebowałam ciut bardziej depresyjnego akcentu, a Pacyfika nadała się do tego idealnie. W następnym już więcej Billdipa. Może jakaś szczera rozmówka w końcu?
I pytanie podstawowe, chcecie słodycz, deprechę czy coś bardziej...?
Dajcie znać, opinie zawsze mile widziane. ;D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top