Rozdział 13
P. O. V. Niemcy
Udało się uratować ciasto. Lekko się spaliła górna część, ale babcia zdecydowała ją odkroić. Przy niej żadne jedzenie się nie zmarnuje. Nawet jeżeli to ciasto, o którym zapomniała i płonęło w piekarniku. Ona ma metody, aby to ukryć i robi to perfekcyjnie. Gdyby nie fakt, że czasem widzę ją, kiedy kroi jakieś przypalone kawałki to bym nigdy nie powiedział, że coś jej nie wyszło.
Otworzyły się drzwi. Nie spodziewałem się tego. Na początku sądziłem, że mi się przesłyszało, ale wyraźnie słyszałem czyjeś kroki. Spojrzałem się na resztę, która miała przerażenie w oczach. Pomyślałem, że to jakiś włamywacz, który zakradł się o nieodpowiedniej godzinie. Wziąłem deseczkę do krojenia, aby Uderzyć intruza. Stanąłem obok framugi, aby go zaskoczyć. Jednak coś mi jak zawsze nie wyszło.
Nawet dobrze nie unioslem swojego narzędzia zbrodni, to już został mi odebrany. Spojrzałem się na wysokiego mężczyznę, który miał dosyć mocno zarysowaną sylwetkę. Zmierzył mnie wzrokiem, a ja czułem się jakbym się kurczył pod jego ostrzałem. Po chwili jednak uśmiechnął się do mnie serdecznie. Wybiło mnie to już totalnie z rytmu.
- Czyli to ty opiekujesz się moim synem, podczas mojej nieobecności?- jego głos wydawał się groźny co idealnie pasowało do jego wyglądu.
- T-tak- zająknąłem się. Wciąż byłem w szoku po tym wszystkim.
- Miło mi cię poznać. Jestem Rzeczpospolita Obojga Narodów- wystawił rękę w moją stronę.
- Ze wzajemnością, jestem Niemcy- potrząsnąłem jego dłonią i po chwili ją puściłem.
Spojrzałem na resztę domowników. Nie wykazywali radości, ale starali się ukryć pogardę. Zdradził ich podniesiony kącik ust z jednej strony.
- To może ja posprzątam. Chyba że ma Pan chęci na ciasto- babunia wstała. Zachowywała się kompletnie inaczej niż zwykle.
- Nie dziękuję gosposiu. Możesz wracać do swoich obowiązków zamiast popijać kawkę- podniosłem brwi na jego słowa. On tak bardzo to przeżywa jakby babunia cały czas leżała i nic nie robiła. Znalezienie tu jakiekolwiek kurzu graniczy z cudem, a co dopiero pajęczyn. Mój pracodawca uklęknął i rozłożył ramiona.- Chodź tu do mnie synku. Dawno cię nie widziałem i chciałbym dostać przytulasa-
Ta niechęć w oczach chłopca była tak bardzo dla mnie widoczna. Nie rozumiałem na czym polega ich relacja. W sumie, też byłbym niechętny do takich kontaktów z osobą, która mnie aż tak ogranicza. Jednak młodszy podszedł i się przytulił. Nie chciał wywołać kłótni, więc zachowywał się uległo. Musiałem go jakoś uratować.
- Przepraszam najmocniej, że przerywam. Chciałbym jednak dokończyć pracę domową z chłopcem, ponieważ miał pewne trudności z nią oraz chcial się bardziej wgłębić w ten temat- najlepsza wymówka to szkoła. Większość rodziców stawia naukę nad potrzebami dziecka, a mam pewność, że mój szef do takich rodziców należy. Jakbym podał inny argument wątpię, że by się udało.
- No dobrze. Miłego uczenia się- pocałował młodszego w czoło i podniósł się z kolan. Spodziewalem się tego typu reakcji.
Złapałem młodszego za rękę. Zauważyłem, że potrzebował chociaż minimalnego wsparcia z mojej strony. Muszę go jednak wypytać o jego ojca i wiele innych spraw z tym związanym. Chciałem pójść jeszcze po kawę dla siebie i czekoladę dla młodszego, ale nie chciałem jej przeszkadzać. Kiedy jest zdenerwowana, jej nóż słychać w całym domu. Lepiej wtedy uciekać niż do niej podchodzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top