Rozdział 4

P. O. V Niemcy

Wracając do pokoju zapomnieliśmy o pewnej rzeczy. Otwierając za mocno drzwi uderzamy w krzesło, na którym jest kawałek dachu. W rezultacie cały dach zostaje rozwalony. Tak było tym razem. Na całe szczęście nie było aż takich wielkich szkód, więc szybko dało się naprawić.

Położyliśmy się na kocu. Było nam bardzo wygodnie. Chłopczyk wtulił się ufnie we mnie. Okrążyłem go ramieniem, przez co ułożył na nim swoją głowę. Słyszałem prawie miarowy oddech.

- Mógłbyś coś mi zaśpiewać? Nie potrafię usnąć czasem bez tego- brzmiał jak pięcioletnie dziecko, ale spełniłem jego prośbę.

- A jaką?- dopytałem się, bo nie wiedziałem, którą mam zaśpiewać.

- Był sobie król?-

- Dobrze- uśmiechnąłem się i zacząłem powoli śpiewać:

Już księżyc zgasł, zapadła noc.
Sen zmorzył mą laleczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
opowiem Ci bajeczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
opowiem Ci bajeczkę.

Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.

Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską tę dziewoję.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.

Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.

Lecz żeby Ci nie było żal,
dziecino ma kochana,
z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.

Kiedy skończyłem usłyszałem cichutkie chrapanie. Spojrzałem na chłopca, która spał wtulony we mnie jak w misia. Wyglądało to bardzo słodko, więc nie chciałem go budzić. Delikatne otwieranie drzwi wyrwały mnie z transu.

- Zasnął?- okazała się, że nową osobą w pomieszczeniu jest kucharka.

- Tak- potwierdziłem fakt.

- Prawdopodobnie cię teraz nie puści, dopóki się nie obudzi. Radzę Ci też trochę pospać, bo zdrętwiejesz, a tak to przynajmniej wrócą Ci siły.

- Dobrze- posłuchałem się rady babuni i też poszedłem spać.

Obudził mnie cichutki śmiech nad moim uchem. Otworzyłem jedno oko, aby zobaczyć kto to. Okazało się, że to Polska, który z czegoś się śmiał.  Nie wiedziałem tylko z czego. Zauważyłem w jego dłoni długopis. Od razu domyśliłem się o co mu chodziło z tym śmiechem.

Pobiegłem do łazienki i spojrzałem w lustro. Pod moim nosem były narysowane zawinięte włosy jak u Francuza. Chłopiec wszedł chwilę po mnie czekając na moją reakcje. Spojrzałem się na niego ze złośliwym usmieszkiem. Teraz będzie ćwiczył kondycję.

- Raz, dwa- zacząłem liczyć, dając mu czas na ucieczkę. Młody nie musiał się długo nad tym zastanawiać tylko prawie od razu zaczął bieg- trzy!- krzyknąłem dając mu znać, że ruszę do biegu.

Zaczęliśmy biegać po całym domu. Na szczęście nie było kucharki, bo poszła chwilę do sklepu po produkty spożywcze, więc nie zwróci nam uwagi.

Spojrzałem na smartwatch. Okazało się, że ciśnienie wybiło mi do góry, a ilość kroków znacznie przeważa moje zapotrzebowanie. Zacząłem się z tego lekko śmiać, ale wciąż goniłem chłopca.

Stanęliśmy po dwóch stronach kanapy. Był przyparty do muru, więc miał małą szansę na ucieczkę. Za każdym razem złapałbym go z łatwością. Jednak zrobił coś czego ja się nie spodziewałem.

Rozłożył się na kanapie, od tak. Rzucił się do przodu i położył się jak na normalnym łóżku. Było słychać nasze ciężkie oddechy, które próbowaliśmy uspokoić. Na całe szczęście wyszło nam to. Zmęczony położyłem się obok chłopca i wróciliśmy do spania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top