IV
Nita obudziła się rano pełna obaw. Jeżeli do północy nie wypełni zadania, ona i Rhawn będą mogli pożegnać się z wolnością. Z życiem pewnie też. Po raz kolejny przeklęła dzień, w którym wybrała się na tę zabawę. Jeśli naprawdę ją uwolnią, zrobi ze swoim życiem coś bardziej pożytecznego. Koniec z klubami i nocnymi wyprawami. Przez ostatnich kilka miesięcy miała ich już dosyć.
Kiedyś pragnęła zostać aktorką. Może przyszedł czas, aby się nad tym zastanowić? Pewnie nie dostałaby się na żadne studia, ale wiele osób mówiło jej, że ma talent. Może gdzieś, kiedyś...
Rumor, jaki rozległ się na dole, wyciągnął ją ze strefy marzeń. Zerwała się z łóżka i zbiegła na dół w trymiga.
Może źle obliczyła? Może przegapiła jeden dzień? Może to oni?
― Co się dzieje?! ― wrzasnęła, łapiąc za szczotkę, którą znalazła za szafą w korytarzu. Dźwięki wydobywały się z kuchni, więc tam wbiegła, gotowa przywalić napastnikowi. Serce waliło jej w piersi. Nita myślała, że wypadnie na podłogę i samo zaatakuje. Jej oczy biegały to w prawo, to w lewo.
Na środku siedziała zdezorientowana Isess. Miała przekrzywione okulary i nierówno zapiętą koszulę. Obok niej leżało krzesło. Fragmentów kubka w kanarki mogły teraz szukać nawet po drugiej stronie korytarza. Z kranu lała się woda, zaś jedna z dolnych szafek była otwarta ― ta najbliżej głowy gospodyni. Ze środka wypadły garnki. To one musiały tak nahałasować.
― Ktoś wczoraj zostawił wylaną herbatę na podłodze ― mruknęła Isess, patrząc na nią wrogo ― i ją tak zostawił.
Na jej widok Nita ryknęła śmiechem. Napad radości usunął obawy w kąt. Odstawiła szczotkę i spróbowała podać przyjaciółce rękę, a gdy ta usiłowała się podnieść, zachichotała jeszcze głośniej, przez co puściła ją. Isess sapnęła z irytacją, po czym sama dźwignęła się na nogi.
― Bardzo śmieszne, no ubaw po pachy ― sarknęła, zbierając kawałki ulubionego kubka z ziemi.
Nita dołączyła do niej i po jakimś czasie kuchnia błyszczała porządkiem. Dziewczyny zjadły śniadanie w ciszy. Isess próbowała rozmasować obolałe miejsca, zaś jej przyjaciółka znów zmagała się z bólem żołądka.
Ku mojej irytacji jako narratora, dziewczyny krzątały się po domu ze dwie godziny, zanim postanowiły coś zrobić. Na ich miejscu przystąpiłbym do rzeczy, coś kombinował, choćby z czystej nadziei. One ― nic. Nita siedziała pod oknem, obserwując dom Vika. Isess sprzątała, chyba po prostu nie wiedziała, co ma powiedzieć, by pocieszyć przyjaciółkę i targały nią wyrzuty sumienia. A ja zaczynam się nudzić, bo nie ma tu czego opisywać! Zawsze dostaję takie historie. I nie chcę ich podkręcać, bo to nieuczciwe, ani dodawać im supermocy, ponieważ to tandetne, oklepane, już tak robiłem wcześniej.
Masakra.
W końcu jednak Nita zawołała do siebie Isess i kazała jej wyjrzeć przez okno.
― Zobacz, gdzieś jedzie! ― powiedziała podekscytowana. ― Teraz musimy coś wymyślić.
― A jak pojechał tylko po mleko?
Spojrzała na nią spode łba.
― Samochodem? Jak daleko jest sklep?
― No... pięć minut ― odparła skruszona.
Nita pokręciła głową.
― Dobrze, że to nie ciebie złapali ci przemytnicy, bo dnia byś tam nie przeżyła. Pomyśl logistycznie...
― Jak? ― przerwała jej Isess.
― Logicznie ― poprawiła się szybko. ― Nie przerywaj mi, okej? Wiesz, że się mylę, jak szybko mówię... ― urwała i zachłysnęła się nagle powietrzem. ― Coś wpadło mi do głowy. ― Jej wzrok mówił: Eureka! ― Potrzebujemy łomów albo kijów bejsbolowych, masek, kominiarek i szalików z nazwą jakiegoś klubu. Dresy już mamy.
― O, nie. ― Isess pokręciła głową. ― Wiem, co planujesz.
Nita wyszczerzyła zęby.
― Tak?
― Chcesz upozorować atak dresów na jego dom.
Przyjaciółka się roześmiała.
― Po pierwsze ― to nie będzie upozorowane. Po drugie ― ucierpi nie tylko jego dom.
No, nareszcie coś się dzieje.
Nita okazała się o wiele mądrzejsza, niż wcześniej sądziłem. Na początku ta historia wydawała mi się typową opowieścią o przyjaźni i uzależnieniu, o jakiejś miłości czy coś. A teraz akcja zmierza w zupełnie innym kierunku, co mnie ogromnie cieszy.
Powinienem jednak przejść do tego, co działo się w domu Isess po południu. Otóż, dziewczyny spakowały w torbę sportową wszystkie potrzebne w akcji przedmioty, które wcześniej wymieniła Nita. Omówiły dokładnie swój wielki plan, przebrały w dresy, a na to zarzuciły kolorowe szaliki (gdyby Isess się dowiedziała, że powiedziałem, skąd je wzięła, to by się wściekła, ale powiem ― sama w młodości należała do tego typu zgrupowań. Życie ulicznego boksera porzuciła, jednak pamiątki zostały). Potem założyły na twarze kominiarki i usta umalowały najciemniejszą szminką, jaką udało im się znaleźć w kosmetyczce.
Na swój widok w lustrze, Nita zachichotała.
― Dawno się tak nie bawiłam.
Isess założyła całkowicie zakryte ręce na piersi.
― No ja nie wiem. Jak nas dorwie policja, to będziemy miały poważne kłopoty.
Tamta przewróciła tylko oczami.
― Za dużo się naoglądałaś Gliniarzy. Idziemy.
Wymknęły się tylnymi drzwiami i szybko przebiegły przez podwórko. Na szczęście sąsiadów nie było, bo gdyby ktoś je zobaczył, ich misja okazałaby się bezsensowna.
Oddalały się od domu laskiem, na ramionach tachając torby z brzęczącym sprzętem. Starały się zachowywać jak najciszej, by nikt nie zobaczył, jak przedzierają się przez krzaki. Istniało ryzyko trafienia na grzybiarzy, ale Nita stwierdziła, iż bez ryzyka nie ma zabawy.
― Hej! Myślisz, że taka odległość wystarczy? ― szepnęła idąca z tyłu Isess.
Przyjaciółka skinęła głową. Minęły już piętnaście podwórek i akurat natrafiły na idealną przerwę między płotami. Rzuciły na ziemię ekwipunek, a w ręce wzięły łomy. Do kieszeni obie nawpychały jajek, kawałków papieru toaletowego oraz balonów z wodą.
Skierowały się w stronę chodnika.
― Jesteśmy szalone, wiesz? ― szepnęła Isess, chowając się za rogiem domu.
Oczy Nity jasno mówiły, że się z tym zgadza, lecz niekoniecznie jej to przeszkadza.
― Młodzi Tytani, wio! ― wrzasnęła, cytując swojego ukochanego Robina.
Po czym wyjęła z kieszeni kurze jajo i rzuciła nim w okno domu.
Ludzie, widząc dwie zakamuflowane wariatki śpiewające o klubach sportowych oraz demolujące wszystko, co stanie im na drodze ― części ogrodzenia, samochody, znaki drogowe ― schodzili im z drogi. Znalazło się może kilku śmiałków, którzy chcieliby im podskoczyć. Niestety nie mogli wiedzieć, że Nita przez cztery lata brała lekcje sztuk walki i znała podstawy samoobrony. Wystarczyło kilka pokazów siły, by odgonić także tych odważniejszych.
Pędziły teoretycznie w stronę, z której przyszły, ale tym razem zdecydowanie się nie kryły. Rzucały wszystkim, co znalazły w kieszeniach, niszczyły i biegły, ile sił w nogach. Pod ich łomy wpadały samochody, rowery, szyby domów, nawet dwie kosiarki oraz buda dla psa. Wszystkie okoliczne czworonogi szczekały.
Nita czuła się lepiej niż przez ostatnie kilka miesięcy. Rozładowywała emocje, może w nienajlepszy sposób, ale obecnie miała to gdzieś. Ta misja miała sens ― to powtarzała sobie całą drogę. Pozwalało jej to zagłuszyć wyrzuty sumienia, wyzwalało adrenalinę, endorfiny. Czyniło ― chwilowo ― niepowstrzymaną.
Za to Isess ograniczała straty. Wrzeszczała głośniej, uderzała częściej, jednak nie wkładała w to siły. Widziała zachowanie Nity, więc domyślała się, co tak naprawdę stało za jej „genialnym" planem. Cóż, mogła tylko za nią podążać. Obiecała pomóc. Mimo to, widziała miny tych wszystkich przestraszonych mieszkańców. Większość znała przynajmniej z imienia, nie zamierzała powodować tak dużych strat, by im zaszkodziły w dużym stopniu. Nie zbijała na przykład szyb, co jej przyjaciółce sprawiało największą radochę. I to nie tylko szyby samochodów ― żaden dom nie uszedł cało. Isess zaczęła w myślach odliczać czas do przyjazdu policji.
― Ej! Co wy sobie myślicie?! ― Specjalnie ograniczam słowa mieszkańca, który zwrócił się do bohaterek z balkonu swojego domu. Nie chciałbym przytaczać brzydkiej części tej wypowiedzi. ― Dzwonię na policję, słyszycie?! Będziecie siedzieć!
Darł się tak dalej, kiedy go mijały. Nita tylko pokazała mu, co o tym sądzi i nagle zamachnęła się balonem z wodą.
Mężczyzna umilkł, cały mokry. Zniknął w środku.
― Idzie tutaj! ― krzyknęła Isess, szybko domyślając się, że jego cisza, to tak naprawdę cisza przed burzą.
Złapała Nitę za rękę i pobiegła, omijając kilka domów.
Znalazły się pod domem Vika. Samochód już stał na podjeździe. Dziewczyna wyrwała się z uścisku, podniosła łom i z nowymi obelgami na ustach zaczęła uderzać w lśniące czystością sportowe autko. Karoseria wgięła się w kilku miejscach, szyba pękła na kilkaset tysięcy odłamków.
Dopiero wtedy zawył alarm.
Isess w tym czasie poznajdowała kamery i wytłukła wszystkie swoim kijem bejsbolowym. Te wysoko obrzuciła jajkami ― chyba jedynie przez nadmiar adrenaliny udało jej się w nie trafić.
Potem podbiegła bliżej domu i zamachnęła się potężnie. Okno przestało właśnie istnieć. Małe błyszczące odłamki poleciały we wszystkich kierunkach.
Vik wyskoczył z domu ze szczotką w ręku.
Był rosłym blondynem, wyglądał na Norwega. Oczy w kolorze pitnego miodu ciskały gromy. Wyszczerzył zęby jak zwierzę i podobnie jak reszta mieszkańców ― poszczuł je policją, swoje groźby posiłkując mocnym słownictwem.
Akurat w tle dało się słyszeć wycie syren.
― Dobrze! Przytrzymam was tutaj!
Rzucił się na Isess, chwilowo nie uważając na idącą w jego kierunku Nitę.
― No, chodź za mną, pedale!
I zaczęła uciekać.
Nita błyskawicznie wyciągnęła spod bluzy kartkę walentynkową, wbiegła do środka i położyła na stoliku w salonie.
― Hm, ładnie tutaj ― mruknęła, podziwiając nowoczesny wystrój.
Potem potrząsnęła głową, postanawiając wrócić do przyjaciółki. W tym celu podeszła do okna, wychodzącego na podwórko z tyłu, gdzie zobaczyła Isess. Vik zapędził ją w koniec płotu.
Nita ryknęła i zamachnęła się łomem, wybijając drugą szybę.
― Kurwa! ― usłyszała, gdy ostatnie odłamki opadły.
Norweg gnał w jej stronę.
― Stój tu! Idę po tę drugą, obie was przetransportuję osobiście do radiowozu, zobaczysz! ― powiedział jeszcze do Isess.
Spojrzał na drugą dziewczynę.
Nita wyskoczyła przez okno. Kiedy mężczyzna zbliżył się do niej, machając kijem od szczotki, wykonała zgrabny unik, po czym przywaliła mu łomem w potylicę.
― Ale że mnie też? ― spytała, uśmiechając się zadziornie. Podbiegła do Isess. ― Dawaj, wiejemy ― rzuciła do przyjaciółki i podeszła pod betonowy płot.
Najpierw podsadziła przyjaciółkę, a potem sama podciągnęła się do góry, przeskoczyła na drugą stronę.
Dla policji zniknęły.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top