Rozdział 1

Kolejny dzień mojego nędznego życia. Budzę się, otwieram oczy, kieruje się ku łazięce. Włączam światło, patrzę w lustro. Widzę... Widzę swoją brzydką mordkę: duże niebieskie oczka, krzywy nosek, szerokie usata. Dość że jestem brzytka to mam problemy w domu i szkole.

Po ogarnięciu się (od autorki:czyli umyciu twarzy itp.) wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju. Stanęłam przed szafą i wyciągnęłam mundurek oraz czystą bieliznę. Po chwili byłam przebrana. Wzięłam plecak spakowany wczoraj i zeszłam na dół.

-Dłużej to się nie dało?- ironicznie zapytała mnie matka.

-Dało się.

-Nie pyskuj mi tu!

-Nie pyskuje, po prostu ci odpowiedziałam na Twoje pytanie, a ty odrazu masz do mnie pretensje!

-Milcz, nie mam czasu. Porozmawiamy sobie później o twoim zachowaniu.

Już bez słowa usiadłam przy stole. Na śniadanie dostałam jajecznicę. Zjadłam ją dość szybko. Umyłam talerz i wyszłam z kuchni wchodząc do przedpokoju. Założyłam buty i wyszłam za zewnątrz. Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie.

Już po kilkunastu minutach stałam przed szkołą. Wzięłam głęboki wdech i weszłam po schodkach do budynku. Już za drzwiami usłyszałam słowa krytyki.

-Ej patrzcie! Kosmita w szkole! Haha!

Przyzwyczaiłam się do takich tekstów. Kiedyś bym na to nie zareagowała, ale w tamtym momencie puściły mi nerwy, a wręcz coś mnie opętało.

-Zato ty jesteś puszczalską tapetą. Nawet krowa wygląda ładniej od ciebie!

-Yuuko!- krzyknęła na mnie nauczycielka- jak ty się odzywasz do koleżanki?!

-Ale proszę pani to ona zaczęła!

-Kto cie tak wychował?! Nie nauczono cie, że do nauczycieli się nie krzyczy i nie kłamie się?! W tej chwili idziesz do dyrektora i wzywamy twoich rodziców!

Nic jej na to nie odpowiedziałam, po prostu pokierowałam się w stronę gabinetu dyrektora, ale w ostatniej chwili coś skierowało mnie do wyjścia na zewnątrz. Rozejrzałam się wokół- nikogo nie było, więc mogłam iść dalej. Już po kilku chwilach byłam poza terenem szkoły.

Niedaleko budynku był las. Postanowiłam pójść tam i choć na chwilę zapomnieć o swoich problemach. Spacerowałam i spacerowałam aż w końcu się zgubiłam. Nie wiedziałam gdzie jest wyjście. Zrobiłam się nerwowa, zaczęłam krzyczeć na cały głos, a po chwili po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Bezsilnie upadłam na kolana. W pewnej chwili zaczęło kręcić mi się w głowie, słyszałam szumy i inne zatłumione odgłosy. Już niedługo leżałam nieprzytomna na miękkim zielonym mchu.

C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top