Rozdział 8
— Jeszcze raz dziękuję. Nie wiem, jakbym sobie poradziła bez ciebie. — Daria podziękowała Arne, gdy stali przy samochodach po powrocie do Breitenbrunn.
Uśmiechnęła się do blondyna, a potem spojrzała na czarne Audi, które kupiła. Chłopak pojechał z nią do mężczyzny, który wystawił samochód na sprzedaż. Po dokładnym obejrzeniu i jeździe próbnej stwierdził, że Lewicka może je kupić bez żadnych obaw. Ruda od razu chciała zgodzić się na zaproponowaną w ogłoszeniu kwotę, ale kolega z pracy wynegocjował ze sprzedającym opuszczenie ceny o trzysta euro. Jej nie przyszło do głowy, żeby się targować.
— Spieszysz się gdzieś? Czy wejdziesz na chwilę?
— Jak zrobisz kawę, to chętnie się wproszę. — Zaśmiał się chłopak, poprawiając okulary na nosie.
Chwilę później przekraczali próg mieszkania, po którym roznosił się chichot bliźniaczek. Wtorek miały wolny w pracy. Daria przeszła z kolegą do pokoju dziennego, w którym siedziały Kinga i Patrycja, i oglądały kolejny odcinek Teorii wielkiego podrywu. Przedstawiła im chłopaka, którego kilkukrotnie widziały u jej boku, gdy odprowadzał ją wieczorami po pracy. Lewicka przeszła do kuchni, żeby zrobić kawę oraz pokroić ciasto, chcąc poczęstować nim kolegę i nasłuchiwała, o czym bliźniaczki rozmawiały z blondynem. Kilka minut później do kuchni weszła Kinga.
— Pomóc ci w czymś? — Zapytała, a w tym samym momencie zagotowała się woda w czajniku.
— Wyciągniesz tacę?
— Jasne — odpowiedziała brunetka, otwierając jedną z dolnych szafek.
Wyciągnęła tacę i położyła ją na stół, a potem zaczęła ustawiać na niej cukier, mleko, sztućce oraz deserowe talerzyki. Daria zalała kawy, po czym spojrzała na przyjaciółkę, która stała obok stołu i wbijała wzrok w blat. Intensywnie o czymś myślała.
— Coś się stało? — Kinga wyrwana z zamyślenia, wzdrygnęła się. Podrapała się w tył głowy i wzięła głęboki wdech. Nie wiedziała, jak zacząć rozmowę. W końcu zdecydowała, że najlepiej będzie, jak zapyta prosto z mostu o to, co ją interesowało.
— Łączy cię coś z Arne? W sensie... Jesteś nim zainteresowana? Wiem, że spotykasz się z Lukasem, ale wiesz... Nie jesteś z nim w oficjalnym związku, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś spotykała się z innymi. — Daria pokręciła głową, gdy to usłyszała.
Przecież brunetka ją znała i doskonale wiedziała, że Ruda nie potrafiłaby randkować z dwoma facetami jednocześnie, a poza tym z Arne byli tylko kolegami. Ani on nie był zainteresowany związkiem z nią, ani ona z nim. Po prostu świetnie się dogadywali. Jednak widząc niepewność w oczach brunetki, wiedziała, do czego zmierza.
— Podoba ci się? — Zapytała wprost, a dziewczyna wzruszyła ramionami, na co Lewicka uśmiechnęła się delikatnie. — A co z Tobiasem?
— Ostatnio stwierdziliśmy, że nadajemy na różnych falach. Nic z tego nie będzie. — Kinga zdjęła okulary, przetarła szkła bluzką, po czym włożyła je z powrotem na nos i spojrzała na przyjaciółkę.
— A z Arne coś będzie? — Droczyła się z nią Ruda.
— Oj, no... Nie śmiej się ze mnie. Tak naprawdę to wpadł mi w oko, jak pierwszy raz zobaczyłam go u twojego boku, ale stwierdziłam, że skoro tak odprowadza cię po pracy, to coś jest między wami i nie chciałam ci wchodzić w drogę. — Daria przewróciła oczami, gdy to usłyszała. Tyle razy podkreślała, że to tylko jej kolega, ale przyjaciółki nie chciały słuchać.
— Nic mnie z nim nie łączy i zapewniam cię, że nigdy nie będzie, tak więc możesz zacząć go podrywać. — Ruda puściła jej oczko, a Kinga przygryzła wargę. Była zadowolona z odpowiedzi, jaką usłyszała.
— A wiesz, czy on kogoś ma?
— Nie mam pojęcia. Nigdy nie mówił nic o żadnej dziewczynie. Zapytać go w twoim imieniu? — Brunetka uderzyła Lewicką lekko w ramię, gdy to usłyszała, a potem zaczęła się nad tym zastanawiać. W sumie to nie był taki zły pomysł.
— Wiesz... Mogłabyś tak dyskretnie to wybadać.
— Wybadam. — Zaśmiała się Daria.
— Ej! Laski! Co wy tak długo robicie w tej kuchni? Hodujecie dopiero tę kawę czy co? — Przyjaciółki parsknęły śmiechem, gdy usłyszały krzyk Patrycji.
Daria chwyciła tacę, po czym przeszła wraz z Kingą do czekającego towarzystwa. Gdy rozłożyła wszystko na stole, a następnie usiadła na pufie, zerknęła na przyjaciółkę i kolegę, którzy siedzieli obok siebie na kanapie. Widziała, jak Arne nieśmiało uśmiechał się do brunetki, gdy podawał jej cukiernicę. Przeszło jej przez myśl, że być może pasowaliby do siebie.
***
Po porannym zakupie auta i chwili relaksu Daria musiała na szesnastą stawić się w restauracji, gdzie czekała ją dziesięciogodzinna zmiana. Ruda z pozytywną energią jechała rowerem do pracy. Kolejny raz miała powody do zadowolenia. W końcu kupiła samochód, nie wydając na niego wszystkich pieniędzy, które dostała od rodziców, a na dodatek niedługo miała zacząć nową pracę. Odkąd wszystko szło w dobrym kierunku, inaczej patrzyła na świat. Jednak mimo wszystko nadal często dopadała ją nostalgia, a przede wszystkim tęsknota za rodziną. Wiedziała, że jak tylko załatwi wszystkie formalności związane z rejestracją auta oraz jego ubezpieczeniem, to któryś weekend od razu pojedzie do Wrocławia. Zdawała sobie sprawę z tego, że spędzi tam tylko kilkanaście godzin, ale chciała zobaczyć rodziców, siostrę oraz szwagra. Rozmowy przez telefon i komunikator nie wystarczały jej.
***
Kiedy Daria wychodziła po pracy z restauracji, było po drugiej w nocy. Na zewnątrz panował mrok. Zapięła kurtkę pod samą szyję, kiedy owiał ją zimny wiatr. Żałowała, że nie zabrała czapki.
— Może jednak cię odprowadzić? — Zapytał Arne, gdy dołączył do dziewczyny.
— Nie, dzięki. Lepiej też uciekaj szybko do domu, bo w każdej chwili może zacząć padać deszcz.
— W takim razie do piątku — powiedział na odchodne, przypominając jej tym samym, że czekają ich dwa dni wolnego.
Daria uśmiechnęła się i pomachała mu dłonią, po czym ruszyła w stronę stojaka na rowery, znajdującego się po drugiej stronie restauracji. Idąc, spoglądała w niebo, szukając gwiazd, ale żadnej nie było widać z powodu silnego zachmurzenia. Na dzisiejszą noc zapowiadali deszcz, jednak miała nadzieję, że zdąży dojechać do mieszkania, zanim się rozpada. Po dojściu na miejsce zaczęła nerwowo rozglądać się na boki.
— Gdzie mój rower? — Spanikowana zapytała samą siebie, gdy podeszła do stojaka.
Poczuła, jak robi się jej gorąco, chociaż jeszcze chwilę temu szczelniej okrywała się kurtką. W miejscu, gdzie zostawiła jednoślad, było tylko przecięte zabezpieczenie. Przetarła dłońmi twarz i głośno westchnęła. Skradziono jej środek transportu. Rozejrzała się dookoła z nadzieją, że ktoś zrobił sobie głupi dowcip i tylko go gdzieś przestawił, ale mogła o tym pomarzyć, roweru nigdzie nie było. Nie pozostawało jej nic innego, jak samotny spacer, więc czym prędzej ruszyła przed siebie, żeby zdążyć przed deszczem. Daria miała wrażanie, że noc stawała się coraz zimniejsza. Zaplotła ręce na klatce piersiowej, mając nadzieję, że choć trochę zrobi się jej cieplej, ale nic z tego. Nagle podskoczyła i nerwowo rozejrzała się dookoła, gdy w oddali zaszczekał pies. Jej serce mocniej zabiło. Bała się czworonogów. Po tym, jak w dzieciństwie jeden ją pogryzł, unikała ich jak ognia. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby na jej drodze stanął jakiś pies, nawet najmniejszy, to wpadłaby w panikę. Żałowała, że odprawiła kolegę. Towarzystwo było teraz na wagę złota. Ruszyła dalej przed siebie, modląc się w duchu, żeby nikt jej nie zaczepił po drodze. Praca na obrzeżach Breitenbrunn miała w tym momencie same minusy. Po piętnastu minutach szybkiego marszu poczuła, jak na jej głowę spadają pierwsze krople deszczu.
— Świetnie, jeszcze tego mi brakowało — powiedziała, przyspieszając kroku i w tym samym momencie zaczęło lać.
Kilka chwil wystarczyło, żeby przemokła do suchej nitki, a przecież została jej jeszcze połowa drogi do przebycia. Była zmęczona, głodna, przemoczona i zziębnięta. W oddali zgasły dwie lampy uliczne, co spowodowało, że dziewczyna jeszcze bardziej zaczynała się denerwować. W tej okolicy nie było zbyt wielu domostw. W jej głowie od razu pojawiały się czarne scenariusze, że ktoś ją napadnie i nikt nie będzie wiedział, co się z nią stało.
— Moje życie to pasmo porażek — wymamrotała pod nosem.
Jej dobry nastrój z rana prysł niczym bańka mydlana. Po chwili drogą przejechał samochód, który nagle gwałtownie zahamował. Daria przystanęła, patrząc na czerwone światła stopu auta stojącego kilkanaście metrów dalej. Przełknęła mocno ślinę, a przez jej głowę zaczęły przebiegać różne myśli. Bała się, bo nie wiedziała, czego się spodziewać. Doskonale wiedziała, że samotna kobieta o tej porze i w takim miejscu, to idealna ofiara dla jakiegoś zwyrodnialca. Po chwili niepewnie ruszyła przed siebie. Dalsze stanie w miejscu na nic by się nie zdało. Stwierdziła, że jeśli faktycznie zostałaby napadnięta, to zacznie uciekać ile sił w nogach i krzyczeć wniebogłosy. Miała nadzieję, że w ten sposób uda jej się uniknąć niebezpieczeństwa.
***
Mężczyzna siedział w ciepłym wnętrzu pojazdu, przyglądając się raz we wstecznym, a raz w bocznym lusterku, stojącej nieopodal dziewczynie. Od razu rozpoznał, kto to jest. Zastanawiał się nad tym, dlaczego włóczy się sama w nocy i to w dodatku w czasie takiej ulewy. Przyglądał się, jak po chwili Lewicka ponownie ruszyła przed siebie. Ściszył radio, a gdy znalazła się na wysokości jego auta, uchylił szybę.
— Wsiadaj, podwiozę cię! — Krzyknął. Widział, jak dziewczyna niepewnie spogląda w jego kierunku.
— Długo jeszcze masz zamiar tak stać i patrzeć na mnie? — Zapytał i w tym samym momencie dostrzegł, jak w końcu Daria rusza w kierunku samochodu, a następnie pokonuje ulicę, żeby przejść do drzwi od strony pasażera. Uśmiechnął się pod nosem, gdy wsiadła do środka, po czym zapięła pas.
— Dziękuję — powiedziała nieśmiało, patrząc na Freitaga.
— Pod jaki adres panią podwieźć? — dopytywał ze śmiechem.
— Mühlenweg 30 — odparła, po czym kichnęła.
Richard z troską spojrzał w jej kierunku. Od razu pomyślał, że to skończy się chorobą. Wczoraj przemarzła, dzisiaj przemokła, to nie wróżyło nic dobrego.
— Co ty tutaj robisz sama o tej porze i to jeszcze podczas takiej pogody?
— Wracam z pracy.
— Dlaczego pieszo? — Usłyszał jej ciche westchnięcie, gdy zadał to pytanie.
— Ukradli mi rower — odpowiedziała ze smutkiem, ponownie kichając.
Brunet podkręcił ogrzewanie, chociaż jemu było już stanowczo za gorąco. Daria patrzyła przed siebie, obejmując się rękoma. Trzęsła się z zimna, mimo iż w aucie panowały iście tropikalne warunki.
— Rozchorujesz się.
— Mam nadzieję, że nie. Poza tym mam dobrą odporność, rzadko dopada mnie przeziębienie — odezwała się nieśmiało, głęboko wierząc w to, co mówiła. — A ty czemu nie śpisz o tej porze, tylko podróżujesz? — Zapytała z ciekawości.
— Wracam z Oberwiesenthal od znajomych — odpowiedział, zwalniając trochę, gdy światła samochodu oświetliły zwierzę błąkające się po drodze, które po chwili uciekło w popłochu.
— Zauważyłaś, że nasze ostatnie spotkania, to ratowanie cię z jakichś opresji przeze mnie? — Zaśmiał się. Kątem oka zauważył, jak Darii pogodnieje twarz na te słowa.
— Tak, jesteś niczym Spider-Man ratujący Mary Jane Watson — odpowiedziała, a brunet roześmiał się na głos, gdy usłyszał to porównanie.
Lubił rozmawiać z Lewicką, bo zawsze go czymś rozbawiała. Dodatkowo dowiedział się, że oglądała filmy o Spider-Manie, skoro doskonale znała pełne imię i nazwisko jednej z bohaterek. Przyznał jej za to dużego plusa. Freitag pociągnął dalej temat filmów, bo był ciekawy, co jeszcze lubi oglądać. Kilka minut później zaparkował pod wskazanym przez Rudą adresem, kończąc tym samym ich rozmowę.
— No cóż, nasza miła, wspólna pogawędka skończyła się szybciej, niż się zaczęła.
— Dziękuję za podwiezienie. — Uśmiechnęła się do niego Daria.
— Dobranoc, Mary Jane Watson. — Zażartował brunet, gdy Lewicka otwierała drzwi od samochodu.
— Dobranoc, Peterze Parker — odpowiedziała, zwracając się do chłopaka imieniem i nazwiskiem bohatera z filmu o Człowieku Pająku.
Zamknęła drzwi, po czym podbiegła do budynku. Richard obserwował, jak zbliżała się do wejścia, kichając po drodze jeszcze trzy razy, a następnie zniknęła za drzwiami. Skręcił ogrzewanie, wziął głęboki wdech, żeby uspokoić szybko bijące serce, po czym wrzucił pierwszy bieg i ruszył w kierunku swojego mieszkania.
— Człowieku, co się z tobą dzieje? — Zapytał sam siebie, spoglądając na odbicie swojej twarzy we wstecznym lusterku, a następnie przeniósł wzrok z powrotem na drogę.
***
Po środowym treningu na skoczni w Oberwiesenthal Richard zastanawiał się, jak się czuje Daria po wczorajszym przemoknięciu. Miał nadzieję, że się nie rozchorowała. Kolejny raz zapomniał zapytać ją, czy wymieniliby się numerami telefonów. Zwykle to dziewczyny same zabiegały o to, żeby mieć numer bruneta, gdy tylko go rozpoznawały albo dowiadywały się, kim jest, ale w przypadku Darii tak nie było. Ona nie miała parcia na to, żeby uzyskać kontakt do niego. Włożył wszystkie swoje rzeczy do bagażnika, po czym zamknął klapę i przeszedł do drzwi od strony kierowcy. Chwilę później wyjeżdżał z parkingu przy kompleksie skoczni. Gdy po dwudziestu minutach dotarł do Breitenbrunn, postanowił, że podjedzie pod adres, pod którym wczoraj wysadził Darię. Miał nadzieję, że uda mu się zlokalizować numer jej mieszkania. Wysiadł z samochodu, po czym włączył autoalarm. Rozejrzał się przed przejściem przez ulicę, a gdy już ją pokonał, podszedł do trzypiętrowego budynku w szarym kolorze i rzucił okiem na spis mieszkańców. W tym samym momencie zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nawet nie wie, jak ona się nazywa. Chociaż to była drugorzędna kwestia, bo domyślił się, że wynajmuje mieszkanie, więc jej nazwisko i tak nie figurowałoby na spisie. W budynku było dziewięć lokali. Zacisnął usta, zastanawiając się, jak dowiedzieć się, gdzie mieszka Ruda. Nie chciał dzwonić pod każdy numer i wypytywać o nią, bo co by sobie ludzie pomyśleli?
— To takie bezsensu — mruknął pod nosem.
Zadał sobie pytanie, dlaczego w ogóle tak przejmuje się tym, jak czuje się Daria. Nie umiał tego racjonalnie wyjaśnić. W tym samym momencie otworzyły się przeszklone drzwi i z budynku wyszła starsza kobieta.
— Szuka pan kogoś? — Zapytała, przyglądając się badawczo brunetowi, stojącemu przy wejściu.
W dłoni dzierżyła czarną, wypchaną torebkę. Można by stwierdzić, że wracała właśnie z zakupów, a nie, że dopiero co wychodziła z mieszkania. Staruszka miała na sobie długi brązowy płaszcz, na głowie beret, a pod szyją zawiązany szalik. Ubrana była, jakby na dworze była minusowa temperatura, a nie dwanaście stopni na plusie.
— Zna pani taką młodą, rudowłosą dziewczynę? Ma na imię Daria, mieszka tutaj – odezwał się Richard, mając nadzieję, że kobieta ją kojarzy.
— To jedna z tych Polek? — Dopytała, na co skinął głową.
— Tak, znam. Miła dziewczyna. Pomaga mi czasem z zakupami, jak muszę zrobić jakieś większe. Wie pan, wiek już nie ten i ciężko mi samej wejść na drugie piętro po schodach z siatkami w ręku, a windy brak. Nogi mam słabe, często kolana dokuczają, to wie pan, dobrze mieć kogoś, kto pomoże... — Richard wziął głęboki wdech, po czym powoli wypuścił powietrze, gdy starsza kobieta rozgadała się na temat swojego stanu zdrowia. Miał nadzieję, że szybko dostanie informację, pod którym numerem mieszka Lewicka, ale najpierw musiał wysłuchać narzekań starszej kobiety.
— Przepraszam, że przerwę, ale wie może pani, pod którym numerem mieszka? — Staruszka zmrużyła oczy, przyglądając się Richardowi. Nie spodobało jej się to, że nie pozwolił dokończyć tego, co miała do powiedzenia. Chciała z kimś porozmawiać. Mieszkała sama i doskwierała jej samotność.
— A no co ci ta informacja, młodzieńcze? — Zapytała, unosząc brwi do góry.
— Nie mogę się do niej dodzwonić — Skłamał. — Boję się, że coś mogło się jej stać. — Kobieta zacisnęła usta.
Zaczęła się zastanawiać, dlaczego nie wie, gdzie mieszka, skoro zna numer telefonu. Nie wiedziała, że brunet ją okłamał. Jednak po chwili staruszka uzmysłowiła sobie, że faktycznie nie widziała jej dzisiaj.
— Mieszka pod siódemką — odpowiedziała w końcu.
— Dziękuję. — Richard uśmiechnął się, a kobieta chwyciła mocniej torebkę, jakby się bała, że ktoś może ją wyrwać z jej rąk, po czym ruszyła przed siebie.
Freitag spojrzał jeszcze w kierunku staruszki, a następnie przeniósł wzrok z powrotem na domofon. Wcisnął numer siedem i czekał, aż ktoś odezwie się po drugiej stronie. Niestety nic takiego nie nastąpiło. Ponowił próbę, jednak bezowocnie. Wcisnął cyfrę jeden, czekając, czy ktoś odezwie się pod tym numerem.
— Tak? — Przez interkom rozległ się męski głos.
— Poczta — odpowiedział Richard, po czym usłyszał charakterystyczny dźwięk umożliwiający wejście do budynku. Chwycił za klamkę, otwierając przeszklone drzwi, a następnie wszedł do środka.
— Zawsze działa — powiedział do siebie pod nosem, przechodząc w stronę schodów.
Kiedy znalazł się na trzecim piętrze, zaczął zastanawiać się, co powie Darii, gdy ta ujrzy go w progu swojego mieszkania. W końcu stanął pod brązowymi drzwiami, na których widniał numer siedem i nacisnął dzwonek, nasłuchując kroków po drugiej stronie, ale panowała kompletna cisza. Zadzwonił jeszcze kilka razy, jednak w dalszym ciągu nikt nie otwierał. Zacisnął usta, zastanawiając się, czy dziewczyna jest w środku. Mogła gdzieś wyjść, przecież powiedziała mu, że ma dwa dni wolnego, ale mimo wszystko Freitag postanowił, zadzwonić dzwonkiem jeszcze trzy razy, a po chwili zapukać w drzwi dłonią. Kompletnie nie wiedział, dlaczego dobija się tak nachalnie. W końcu uznał, że najwidoczniej nikogo nie ma w mieszkaniu, więc odwrócił się, żeby odejść. Przeniósł wzrok z powrotem na drzwi, gdy usłyszał kroki po drugiej stronie. Ktoś jednak był w środku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top