Rozdział 3

Daria przeklinała pod nosem, siedząc w srebrnym VW Polo. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że zaspała w tak ważnym dla siebie dniu. Tydzień po tym, jak złożyła swoje CV w gabinecie fizjoterapeutycznym w Oberwiesenthal, otrzymała telefon z zaproszeniem na rozmowę. Ruda, gdy tylko zakończyła rozmowę z potencjalnym pracodawcą, cieszyła się jak dziecko, chociaż wiedziała, że nie powinna, żeby nie zapeszyć, ale to było silniejsze od niej. Miała przeczucie, że w końcu los się do niej uśmiechnie. Jednak teraz siedząc za kierownicą auta, zwątpiła w to. Wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Wieczorem była tak zmęczona po pracy w restauracji, że zapomniała nastawić budzik, przez co obudziła się o wiele za późno. Starczyło tylko czasu na to, żeby się ubrać i to w pośpiechu. Zrezygnowała ze śniadania, przez co okropnie burczało jej w brzuchu. Na dodatek na drodze zdarzył się wypadek. Utworzył się korek, a policja puszczała auta wahadłowo. Lewicka miała wrażanie, że nawet ślimak porusza się szybciej niż ona. Nerwowo bębniła palcami o kierownicę, zerkając co rusz na zegar w komórce. Czas mijał nieubłaganie. Zastanawiała się, co ma zrobić. Doszło do niej, że jeśli sytuacja na drodze się nie zmieni, to spóźni się i straci szansę na pracę jako fizjoterapeutka. Kolejny raz spojrzała na godzinę, zaciskając usta. Wiedziała, że jest już prawie u celu, ale jeśli ruch samochodowy dalej będzie postępował w tym tempie, to nie zdąży na rozmowę. W końcu zjechała na pobocze, wysiadła z auta, zamknęła je i zaczęła biec w kierunku gabinetu fizjoterapeutycznego. W duchu dziękowała sobie za to, że CV składała osobiście, przez co wiedziała, gdzie się znajduje. Ludzie, których mijała, oglądali się za nią. Biegnąca w butach na obcasach dziewczyna wzbudzała ciekawość. Sprawnie omijała ludzi oraz wszelkie nierówności w chodniku. Pomimo że się spieszyła, to uważała, żeby się przypadkiem nie potknąć. Jednak najbardziej obawiała się dzisiejszej aury i nie bezpodstawnie. Bezchmurne niebo w jednej sekundzie zmieniło swoje oblicze. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiły się szare chmury, z których zaczął padać deszcz. Ruda założyła kaptur, ale musiała ciągle go poprawiać, ponieważ był za duży i spadał jej na oczy. Do pokonania pozostało jej już jakieś kilkadziesiąt metrów. Miała przebiec przez drogę na drugą stronę, potem skręcić w prawo za budynkiem i będzie na miejscu. Liczyła na to, że zdąży bez problemu.

***

— Freitag! — Richard usłyszał krzyk za swoimi plecami, gdy opuszczał budynek siłowni. Odwrócił się i ujrzał idącego w jego stronę Huberta Simmela. Szatyn szedł szybkim krokiem z przewieszoną przez ramię sportową torbą, poprawiając ją co chwilę. Zwrócił głowę w lewo i spojrzał na kłębiące się w oddali szare chmury. To z ich powodu zatrzymał Richarda. Chciał, żeby kolega podwiózł go do domu. Zwykle nie było z tym problemu.

— Sorry, że cię zatrzymuję, ale podrzuciłbyś mnie do domu? Zaraz pewnie lunie deszcz.

— Jasne, nie ma sprawy — odpowiedział mu brunet i chwilę później zajmowali miejsca w samochodzie, a następnie ruszyli w drogę. Po drodze na prośbę Huberta zatrzymali się jeszcze w sklepie.

Richard, czekając na kolegę, przejrzał w telefonie najświeższe informacje oraz odpisał na kilka SMS-ów. Spojrzał na granatowe niebo, gdy usłyszał, jak w samochód uderzają krople deszczu. Przeczesał dłonią swoje czarne włosy i ziewnął.

Pogoda w sam raz na drzemkę — pomyślał sobie.

Po kilku minutach Richard zobaczył, jak Hubert wychodzi ze sklepu z zakupami, a potem podbiega do auta.

— No dobra, możemy jechać — odezwał się szatyn, kiedy wsiadł do samochodu Freitaga.

Richard, trzymając w dalszym ciągu telefon w dłoni i wysyłając napisanego przed chwilą SMS-a, drugą ręką wrzucił jedynkę, po czym ruszył z miejsca. Zmienił bieg na drugi, a kilka chwil na trzeci, przez co samochód szybko zaczął nabierać prędkości. Brunet chciał odłożyć komórkę do schowka w drzwiach, ale niefortunnie upuścił ją. Głęboko westchnął, po czym pochylił się lekko i nie spuszczając wzroku z drogi, próbował po omacku zlokalizować telefon.

— Musisz teraz szukać tej komórki? — zapytał Hubert. 

Był zaniepokojony tym, że kolega nie skupiał się na prowadzeniu pojazdu. Co prawda ruch na drodze był niewielki, ale nie podobało mu się to, że Freitag się rozprasza. Poza tym padał deszcz, nawierzchnia była ślizga i w każdej chwili mogło dojść do jakiegoś zdarzenia. Kierowca na moment spuścił wzrok na podłogę. Szybko dostrzegł telefon i chwycił go w dłoń.

— Richard, hamuj! — krzyknął do niego szatyn, a on momentalnie mocno wcisnął pedał hamulca.

Auto nim zatrzymało się z piskiem opon, sunęło jeszcze kilka metrów na mokrej nawierzchni, a silnik zgasł. Zszokowany kierowca spojrzał na przednią szybę. Zrobiło mu się gorąco, gdy zobaczył, że tuż przed maską samochodu stała dziewczyna z kapturem na głowie, który po chwili lekko uniosła. Miała przerażoną minę, ale jego w tym momencie to nie obchodziło. Był mocno rozsierdzony jej gapiostwem. Zdawał sobie sprawę z tego, że mógł ją potrącić. Wypuścił głośno powietrze, po czym wcisnął przycisk, który uruchomił opuszczanie szyby.

— Dziewczyno! Rozglądaj się trochę, a nie ładujesz się pod koła samochodu! Życie ci niemiłe!? — wykrzyczał do niej Richard.

— To jest lokalna droga, nie autostrada! Jeśli nie umiesz jeździć powoli, to lepiej zgłoś się na najbliższy komisariat i oddaj prawo jazdy! — odpowiedziała Daria, zdejmując kaptur z głowy. Freitag mógł się jej lepiej przyjrzeć. Na proste, rude włosy spadały krople deszczu.

­— Potrafię jeździć i to bardzo dobrze, to ty zachowujesz się, jak święta krowa. Jeśli nie widzisz nadjeżdżającego auta, udaj się do okulisty.

— Przypominam, że to pieszy ma pierwszeństwo na pasach — odpowiedziała mu Ruda, na co zacisnął usta. Już miał jej coś powiedzieć, kiedy to Lewicka spojrzała na komórkę i pobiegła dalej.

— Ale bezczelna. Sam widziałem, jak w ostatniej chwili wbiegła na pasy — odezwał się Hubert. — Ej stary, co ci jest? Aż tak się zdenerwowałeś? — zapytał, kiedy zauważył, jak Richard w osłupieniu w dalszym ciągu patrzy za oddalającą się dziewczyną.

— Trochę. Mogłem zrobić jej krzywdę — odpowiedział oszołomiony, obserwując, jak znika za rogiem pobliskiego budynku.

Po chwili ochłonął. Potrząsnął lekko głową, uruchomił silnik, wrzucił pierwszy bieg i ruszył z miejsca, zastanawiając się nad tym, co by było, gdyby nie jechał z nim Hubert. To on mu krzyknął, żeby hamował. Spuścił tylko na sekundę wzrok na telefon, a w tej sekundzie przed maską jego samochodu pojawiła się dziewczyna. Mógł ją potrącić. Z drugiej strony patrząc, to przecież, gdyby nie podwoził kumpla do domu, to nawet nie znalazłby się w tym miejscu o tej porze. To nie Richard miał potrzebę, żeby zatrzymać się w sklepie na zakupy tylko Hubert.

— A jak tam ta twoja wczorajsza randka? — Wyrwał go z zamyślenia współtowarzysz, przypominając Freitagowi o jednym z gorszych spotkań w jego życiu. Jeśli nie najgorszym.

— Bez komentarza. Kompletna porażka. To była nasza pierwsza i ostatnia randka — odpowiedział naburmuszony. 

Wrzucił kierunkowskaz, po czym po upewnieniu się, że nikt nie nadjeżdża z naprzeciwka oraz że nikt go nie wyprzedza, zjechał na lewy pas, dodał gazu i sprawnie wyprzedził wolno jadący przed nim samochód.

— Dlaczego? Przecież niezła z niej laska. — Nie dawał za wygraną Hubert.

— No i co z tego, że niezła, jak w głowie trociny? Po jej tonie wypowiedzi wywnioskowałem, że szuka raczej sponsora, który będzie spełniał jej zachcianki — mówił obojętnym głosem.

— Oj tam, mogłeś się z nią chociaż trochę zabawić.

— Simmel, jak chcesz, to mogę dać ci namiary na nią.

— Nie dzięki, nie skorzystam — odpowiedział, na co Richard przewrócił oczami. Chwilę później zatrzymał się pod domem Huberta. Kolega wysiadł z auta, a on ruszył w drogę do rodziców. Obiecał im, że ich odwiedzi.

***

Richard wrócił do swojego mieszkania w Breitenbrunn po trzech godzinach. W dalszym ciągu rozmyślał zdarzeniu sprzed południa. Nie wiedział czemu, ale ta sytuacja nie chciała opuścić jego głowy. Nic się nie stało, jednak on w dalszym ciągu miał przed oczami obraz tej dziewczyny stojącej przed maską samochodu. Czy to jakiś znak, że powinien bardziej uważać na drugi raz? To ostrzeżenie przed tym, że następnym razem taka sytuacja może zakończyć się inaczej?

Rzucił sportową torbę w kąt korytarza, po czym ściągnął buty, a następnie powolnym krokiem przeszedł do pokoju dziennego. Usiadł na kanapie, sięgnął po pilota i uruchomił telewizor. Przełączył kilka programów, a gdy nie znalazł nic ciekawego do obejrzenia, postanowił, że coś zje. Wolnym krokiem przeszedł do kuchni i otworzył lodówkę.

— Na co ja mam ochotę? — zapytał sam siebie, drapiąc się po głowie.

Po chwili zamknął ją i poszedł włożyć buty. Stwierdził, że pójdzie do sklepu, bo w domu nie ma nic ciekawego do jedzenia. Zgarnął czarny, skórzany portfel z szafki, po czym wyszedł z mieszkania. Po porannym deszczu nie było już śladu, a rześkie powietrze zachęcało do spaceru.

***

Kilkadziesiąt minut później Richard wracał z zakupami w ręku. Gdy usłyszał dźwięk przychodzącego SMS-a, wyciągnął telefon z kieszeni, żeby zobaczyć, kto się z nim kontaktował. Szedł wpatrzony w wyświetlacz komórki, odpisując na wiadomość od brata. Kiedy skręcał w uliczkę, przy której mieszkał, zderzył się z nadchodzącą z naprzeciwka Darią. Dziewczyna odbiła się od ciała mężczyzny i upadła na chodnik, a obok niej rozpadł się telefon, który wypadł Freitagowi z dłoni.

— Idioto, co ty robisz? Komórka już ci całkowicie mózg przyćmiła? — odezwała się zdenerwowana. Wpatrywała się w niego wściekłym wzrokiem. Gdyby mogła nim zabijać, Richard najpewniej padłby trupem.

— Przepraszam — odparł z przejęciem. Podszedł do dziewczyny i ujął ją za ramię, żeby pomóc wstać, ale ta wyszarpnęła je z jego chwytu. Richard zacisnął usta, widząc jej reakcję. Chciał jej tylko pomóc.

— Nie dotykaj mnie, poradzę sobie — powiedziała i chwilę później stała już na nogach, po czym posłała mordercze spojrzenie w kierunku Freitaga. Jego w tym momencie olśniło i zamurowało jednocześnie, gdy uzmysłowił sobie, że to ta sama osoba, którą wcześniej o mało co, a potrąciłby autem.

— Przepraszam, naprawdę nie chciałem zrobić ci krzywdy. Zagapiłem się — zaczął się tłumaczyć.

— Jasne — rzuciła ironicznie w jego kierunku, masując obolałe biodro.

— Zdaje się, że to nie jest nasze pierwsze spotkanie dzisiaj. — Richard posłał Rudej uśmiech, którego nie odwzajemniła. Wyglądała, jakby zaraz miała go uderzyć.

— Chyba mnie z kimś mylisz — odpowiedziała, przyglądając mu się. Wydawało jej się, że widzi go pierwszy raz, więc to niemożliwe, żeby się znali. Poza tym ona nie miała znajomych w Breitenbrunn. Oprócz swoich przyjaciółek i osób pracujących w restauracji razem z nią nie znała tutaj nikogo innego.

— Rano prawie wpadłaś pod mój samochód.

— Serio? To ty? Byłeś już na tym komisariacie, żeby oddać prawo jazdy? —zapytała, zaplatając ręce na klatce piersiowej i posyłając wymowne spojrzenie.

Ma dziewczyna charakterek — pomyślał Richard, ale mimo wszystko nie zraził się do niej po tym, co usłyszał. Lewicka poprawiła włosy, które rozwiał jej wiatr.

— Nie, nie byłem, bo nie widziałem takiej potrzeby. Zresztą to nie była moja wina. To ty w ostatniej chwili wbiegłaś na pasy. Mam świadka.

— Jakbyś jeździł przepisowo, to nie doszłoby do tej sytuacji. Zdążyłabym przebiec. — Daria nie dawała za wygraną. Nie chciała przyznać się do tego, że to on miał rację. Doskonale wiedziała, że nawet nie spojrzała, czy nikt nie nadjeżdża i miała wiele szczęścia, że w porę wyhamował.

— Może w ramach przeprosin za obydwie sytuacje dasz się zaprosić na kawę? — zapytał Richard, uśmiechając się od ucha do ucha. Był pewny, że zgodzi się od razu. Każda się zgadzała.

— Tak? I co jeszcze? Potem mnie przelecisz? Twoja dziewczyna, narzeczona, żona, czy kogo tam masz, wie, że zaczepiasz obce kobiety? — pytała zła, a brunet patrzył na nią zdezorientowany. — Nie, dziękuję. — dodała, po czym ruszyła przed siebie.

Wariatka. — Przemknęło przez myśl Richardowi.

Odwrócił za nią wzrok i obserwował, jak odchodzi. Kolor włosów idealnie do niej pasował. Mówiło się, że rude to wredne, a ta dziewczyna była tego najlepszym przykładem. Gdy zniknęła mu z oczu, wziął głęboki wdech i pozbierał telefon, a potem ruszył do mieszkania. Zastanawiając się, dlaczego ona potraktowała go w taki sposób. Przecież chciał jej pomóc wstać, nawet wypić z nią kawę, a potraktowała go, jakby był odpowiedzialny za całe zło na tym świecie. Po chwili potrząsnął głową, stwierdzając, że niepotrzebnie zaprząta sobie nią głowę, ale jednocześnie pomyślał, że chętnie poznałby ją bliżej. Wydawała się inna. Nie robiła do niego maślanych oczu, jak pozostałe kobiety, z którymi miał do tej pory do czynienia. Nie uśmiechała się kokieteryjnie, a tak właśnie reagowały dziewczyny, gdy zauważały sportowca na horyzoncie, ale z drugiej strony, przyszło mu na myśl, że po co miałby psuć sobie nerwy przez jej charakter? Wiedział, że jeśli była taka na co dzień, to lepiej trzymać się od niej z daleka.

**************************************

No to mamy pierwsze spotkanie naszych bohaterów ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top