Rozdział 23
— Richard, zwariowałeś? Zostaw tę kołdrę! — krzyczała Daria, siłując się z brunetem o nakrycie.
Dziewczyna niestety przegrywała tę nierówną walkę, a Freitag z zadziornym uśmiechem na twarzy wykorzystywał siłową przewagę nad nią. Lewicka zacisnęła usta, mocno trzymając pościel w kwiatowe wzory w dłoniach, byleby tylko jej nie stracić.
— Kto cię w ogóle wpuścił do mieszkania? — dopytywała i w tym samym momencie, chłopak wyrwał jej pościel z rąk.
Richard zachwiał się i zrobił dwa kroki w tył, po czym uśmiechnął się od ucha do ucha, trzymając w dłoniach kołdrę, a Ruda siedziała na łóżku w szarej piżamie ze Snoopym, z naburmuszoną miną, ciskając w niego nienawistne spojrzenie.
— Ta koszulka nocna, którą miałaś na sobie w Berlinie, bardziej mi się podobała — odezwał się, taksując wzrokiem jej ciało. Daria chwyciła kolorowego jaśka leżącego obok niej na łóżku i rzuciła nim w chłopaka.
— Pudło — powiedział, robiąc sprawie unik, przez co poduszka odbiła się od drzwi. Rzucił kołdrę na podłogę i zrobił krok w kierunku dziewczyny. — Musisz popracować nad celnością, bo kiepsko ci idzie — dodał zaczepnie, na co dziewczyna prychnęła, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
— Kto cię wpuścił? — zapytała ze złością w głosie.
— Twoje przyjaciółki akurat wychodziły do pracy. A teraz dalej, wstawaj, bo przez ciebie spóźnię się na trening.
— Nigdzie z tobą nie jadę. Pisałam ci wczoraj wieczorem. Poza tym miałeś się ode mnie w końcu odczepić! — wykrzyknęła zdenerwowana.
— A ja odpisałem, że i tak pojedziesz. Odczepiłem się na ponad tydzień, teraz znowu się przyczepiam — mówił od niechcenia, siadając w fotelu.
Mierzyli się spojrzeniami. Richard obserwował zacięty wyraz twarzy Darii. Nie widział się z nią przez kilka dni, co było dla niego trudnym przeżyciem. Brakowało mu rozmów i spotkań z nią. Jedyne, co mu pozostało, to oglądanie zdjęć, które zrobił, gdy byli razem w Berlinie. Wpatrywał się w nie wieczorami, zastanawiając się, co robi i jak się czuje. Postanowił, że teraz tak łatwo z niej nie zrezygnuje i albo wyjdzie z tego mieszkania z nią, albo nie pojedzie na trening.
— Człowieku, jest niedziela i to w dodatku ósma rano, dzisiaj śpię minimum do dwunastej, tak więc zabieraj się stąd.
— W następną niedzielę sobie pośpisz, a teraz wstawaj.
— Głuchy jesteś? — zapytała, będąc coraz bardziej zirytowaną jego butnością. — Boże, jaka ja wtedy byłam głupia — dodała zrezygnowana, chowając twarz w dłoniach.
— Kiedy?
— Tego dnia, gdy wpuściłam cię po raz pierwszy do tego mieszkania, a potem jeszcze dałam ci swój numer telefonu — odpowiedziała, spoglądając na niego.
— Daria, proszę cię, przestań już być na mnie zła za to, co zrobiłem — odezwał się, wzdychając głęboko.
— Nie potrafię — odpowiedziała szczerze, na co Richard mocno zacisnął zęby. Nie przypuszczał, że jeden telefon do jej ojca zniszczy wszystko, co ich do tej pory łączyło.
— Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?
— Wyjść stąd i dać mi spokój — odparła hardo. — NA ZAWSZE — dodała dobitnie, wymownie patrząc w jego kierunku.
— To cię w tym momencie rozczaruję, bo tego nie zrobię.
— No to nie pojedziesz na trening — odpowiedziała, wzruszając ramionami.
Położyła się na łóżku i nakryła prześcieradłem, a następnie zamknęła oczy, dając tym samym jasny sygnał, że nie ruszy się z mieszkania. Freitag patrzył na nią zrezygnowanym wzrokiem, zastanawiając się, jak do niej dotrzeć. Chciał, żeby było między nimi tak, jak wcześniej.
— No to nie pojadę. Trudno, najwyżej wyrzucą mnie z kadry. Życie — mruknął pod nosem.
Gdy Lewicka usłyszała te słowa, otworzyła jedno oko i spojrzała na bruneta siedzącego w fotelu. Chłopak pogrążony w myślach, oglądał swoje buty.
— Nie zrobią tego — odezwała się po chwili, otwierając drugie oko.
— Niby dlaczego nie? Po co im sportowiec, który nie przychodzi na trening? To jasny sygnał z mojej strony, że mi nie zależy — odparł, głęboko wzdychając. — Najwyżej wcześniej ogłoszę koniec kariery. Jakoś sobie z tym poradzę — dodał, przenosząc zrezygnowany wzrok na Rudą.
— No to na co jeszcze czekasz? Wsiadaj do auta i jedź, nikt cię nie zatrzymuje.
— Ty mnie zatrzymujesz, bo nie chcesz wstać, żeby ze mną jechać.
— Zaraz oszaleję — wymruczała dziewczyna pod nosem. — Ja tam nie jestem ci do niczego potrzebna.
— Więc nie pojedziesz?
— Nie.
— No to ja zacznę pisać już jakieś podziękowania dla sztabu i kibiców, że przez tyle lat byli ze mną. Wieczorem pewnie je opublikuję — odezwał się, robiąc cierpiętniczą minę, po czym chwycił komórkę dłoń i otworzył notatnik. — Jak myślisz, jak to zatytułować? — zapytał, wpatrując się w telefon i zagryzając wargę, by po chwili przenieść zbolały wzrok na Lewicką. Patrzyli sobie w oczy i milczeli.
— Nienawidzę cię — odezwała się po chwili Ruda, odkrywając się, po czym wstała z łóżka.
Podeszła do szafy, wyciągnęła z niej ubrania na przebranie, a następnie poszła do łazienki. Freitag zaśmiał się cicho, że dziewczyna połknęła haczyk i uwierzyła mu w jego słowa. Miał świadomość, tego, że jak wyjdzie na jaw jego kłamstwo, że przez nią wyrzucą go z kadry, to będzie miał przechlapane, ale w tamtym momencie nie przejmował się tym. Cieszył się, że udało mu się jakoś przekonać ją do wspólnego wyjazdu. Zrobił pierwszy krok do tego, żeby znowu zaczęli się spotykać.
*
Daria, stojąc w łazience przed lustrem, przetarła dłońmi twarz, po czym wplotła je we włosy i zaczęła bezgłośnie krzyczeć, chociaż tak naprawdę miała ochotę zrobić to na całe gardło. Gwałtownie wypuściła powietrze z płuc i oparła ręce na brzegu umywalki, po czym spojrzała na swoje odbicie.
— Dlaczego on znowu wchodzi w moje życie? — zapytała samą siebie.
Pokręciła głową z niedowierzaniem, a następnie odkręciła kran, i zaczęła myć twarz, a chwilę później zęby. Następnie rozczesała splątane włosy i zabrała się za zrobienie makijażu, który zajął jej dosłownie chwilę. Na twarz nałożyła krem BB oraz wytuszowała rzęsy. Tak najchętniej się malowała. Kiedy wyszła z łazienki, przeszła do kuchni, gdzie wypiła szklankę wody i wróciła do pokoju. Przewróciła oczami, wiedząc leżącego na jej łóżku Freitaga, odpisującego na SMS-a.
— Nie za wygodnie? — zapytała ironicznie.
— Moje jest wygodniejsze. Jakbyś kiedyś chciała sprawdzić, to zapraszam — odpowiedział zadziornie, a Lewicka puściła tę uwagę mimo uszu.
— Jedziemy?
— Jadłaś coś?
— Nie jestem głodna.
— Na pewno?
— Na pewno.
— W takim razie chodźmy — powiedział, wstając z łóżka.
Opuścili mieszkanie i w ciszy zaczęli schodzić po schodach. Brunet kątem oka raz po raz spoglądał na idącą obok dziewczynę. Radował się w środku, że jednak udało mu się wyciągnąć ją z mieszkania.
— Co robiłaś przez te dni, gdy totalnie mnie ignorowałaś ? — zapytał po chwili.
— Pracowałam i odpoczywałam — odparła, wychodząc z budynku. Richard pokazał jej dłonią, gdzie zaparkował i ruszyli w tamtym kierunku.
— Czytałem, że uchylił Millerowi możliwość opuszczenia aresztu za kaucją — odezwał się, nawiązując do artykułu, który ukazał się w lokalnej prasie.
Miasteczko żyło tym, że Lukas został ponownie zatrzymany za pobicie. Daria kompletnie nie wiedziała, skąd dziennikarze dowiedzieli się o tym. Obawiała się, że jej dane wyciekną do prasy. Nie chciała, aby ta sprawa była jakoś mocno rozdmuchiwana i obawiała się, że jak wyznaczą termin rozprawy, to wtedy zainteresowanie społeczne jeszcze bardziej wzrośnie, czego bardzo się bała, bo wiedziała, że będzie ciążyła na niej presja, żeby proces zakończył się skazaniem Millera. Chociaż to nie ona miała podejmować decyzję o karze dla chłopaka, to miała świadomość, że jeśli okaże jakiekolwiek zawahanie w którymś momencie, to Lukas może uniknąć więzienia.
— Nie chcę o tym mówić. Po prostu jedźmy na ten trening, a potem odwieziesz mnie z powrotem do domu — powiedziała, po czym otworzyła drzwi od strony pasażera i naburmuszona wsiadła do pojazdu.
***
— Ciężki poranek? — Ruda wzdrygnęła się, gdy siedząc na trybunach skoczni w Oberwiesenthal, usłyszała przy sobie męski głos.
Podniosła głowę, którą miała skrytą w dłoniach i spojrzała na uśmiechającego się do niej chłopaka. Kojarzyła go z twarzy, bo Richard przedstawiał go, kiedy była tu po raz pierwszy, ale kompletnie nie mogła przypomnieć sobie jego imienia. Poznała wtedy w krótkim czasie kilka osób i nie skupiała się za bardzo na tym, żeby zapamiętać ich wszystkich, bo sądziła, że nigdy więcej się nie zobaczą.
— Jak całe życie — odparła, wzruszając ramionami.
Szatyn zaśmiał się cicho i usiadł obok dziewczyny. Włożył dłonie w kieszenie od spodni dresowych, po czym wyprostował nogi, krzyżując je w kostkach. Wzrok przeniósł na skocznię, gdzie do treningowego skoku szykował się kolejny zawodnik.
— Daria, prawda? Dobrze pamiętam? — zapytał po chwili.
— Tak — odpowiedziała, lustrując jego profil twarzy, nadal nie mogąc sobie przypomnieć jego imienia.
— Spóźnił wyjście z progu. — Chłopak zrobił niezadowoloną minę, patrząc na sportowy obiekt.
Lewicka mimowolnie przeniosła swój wzrok na skocznię i zobaczyła lecącego w powietrzu Freitaga. Skrzywiła się, widząc niedaleki skok, a po chwili obserwowała, jak Richard, będąc wściekłym, odpinał narty. Zacisnęła usta, widząc jego reakcję, a chwilę później wypuściła cicho powietrze, patrząc, jak z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy brunet rozmawia z trenerem.
— Nie pamiętasz, jak mam na imię? Co? — Z zamyślenia wyrwał ją głos, siedzącego obok towarzysza.
— Hmm... No cóż... Nie bardzo — odparła, uśmiechając się nieśmiało i zakładając włosy za ucho.
— Toni.
— Też skaczesz?
— Nie, jestem jednym z serwismenów — odpowiedział, mrużąc oczy. — To, co cię skłoniło do przybycia tutaj w niedzielny poranek? Hmm?
— Nie co, a raczej kto — odezwała się naburmuszona. — Richard się uparł. Powiedział, że jak nie pojadę, to on też. Nie chciałam, żeby przeze mnie wyrzucili go z kadry, bo nie pojawił się na treningu.
— Powiedział ci, że jak nie stawi się na treningu, to wyrzucą go z kadry? — zapytał Toni, unosząc jedną brew do góry, a gdy Lewicka przytaknęła, szatyn wybuchnął gromkim śmiechem.
— No co?
— Nieźle cię wkręcił — odparł, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Nie musiał tutaj nawet dzisiaj przyjeżdżać, bo to nie jest jego dzień treningowy, ale ostatnio stwierdził, że wpadnie.
Gdy Lewicka usłyszała te słowa, otworzyła usta ze zdziwienia, by po chwili pacnąć się dłonią w czoło, że była tak naiwna i uwierzyła brunetowi w jego słowa.
— A on się nawet dopytywał, jak ma zatytułować swoje pożegnanie dla sztabu i kibiców, bo będzie musiał przeze mnie zakończyć karierę. — Chłopak znowu roześmiał się głośno.
— Cały Richi. — Skomentował, chichrając się pod nosem.
— Uduszę go — powiedziała Daria, po czym wydęła usta ze złości. — A chciałam spać dzisiaj do dwunastej, żeby wypocząć po ciężkim tygodniu — dodała po chwili naburmuszona.
— Nieźle cię wkręcił — odezwał się szatyn, spoglądając na Rudą rozbawionym wzrokiem. — A czym zajmujesz się na co dzień? — zapytał po chwili.
— Pracuję jako fizjoterapeutka w gabinecie. Tutaj w Oberwiesenthal.
— U kogo?
— U Oscara Greifelta.
— Nie gadaj! — Ożywił się szatyn, słysząc imię i nazwisko pracodawcy Darii. — Oscar to mój brat.
— O!
— Jak ci się z nim pracuje? Możesz mówić szczerze, nic mu nie powtórzę — zaśmiał się, puszczając oczko Darii, a ona z niedowierzaniem pokręciła głową.
— Dobrze mi się pracuje. Na szczęście nie stoi mi nad głową, patrząc na ręce — odpowiedziała z uśmiechem.
— A teraz powiedz prawdę. W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo jest upierdliwy? — Lewicka roześmiała się głośno, gdy usłyszała to pytanie. — Przyjmijmy, że jeden to: jest nie zniesienia, a dziesięć to: nie ma aż tak dużej tragedii.
— Co tu tak wesoło? — Obydwoje spojrzeli przed siebie, gdy usłyszeli głos Freitaga. Brunet stał rząd niżej ze sportową torbą przewieszoną przez ramię. — Toni, nie powinieneś zajmować się sprzętem? — Richard spojrzał na niego wymownie, na co chłopak wstał z miejsca.
— Oczywiście — odparł, po czym przeniósł swój wzrok na dziewczynę. — Miło się rozmawiało. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja do pogadania. Do zobaczenia — powiedział, posyłając jej szeroki uśmiech, który odwzajemniła.
— Cześć — odezwała się, patrząc, jak chłopak szybko schodzi z trybun, by chwilę później skierować swoje kroki w stronę pomieszczeń technicznych.
— Nie można go na chwilę spuścić z oczu, bo zaraz idzie na podryw. — Skomentował Richard pod nosem, jednak zrobił to na tyle głośno, że Lewicka doskonale wszystko słyszała.
— Idziemy coś zjeść? — zapytał z uśmiechem, patrząc na dziewczynę.
— Jasne — odpowiedziała, wstając z miejsca. — Tobie radzę się dobrze zastanowić, co zamówić na swój ostatni posiłek — dodała, posyłając mu wymowne spojrzenie.
— Ostatni posiłek? — Richard nie ukrywał zdziwienia słowami dziewczyny.
— Przez ciebie zrobiłam z siebie kretynkę przed Tonim. Podobno nawet nie musiałeś dzisiaj tutaj przyjeżdżać? — Zaplotła ręce na klatce piersiowej i patrzyła na niego z wyrzutem, a chłopak zakłopotany podrapał się w tył głowy.
— Hmm... Wybaczysz mi mój mały podstęp? — zapytał, spoglądając w jej oczy. — Proszę, chciałem tylko z tobą porozmawiać, spędzić czas.
— Właśnie złapałeś kolejnego, wielkiego minusa, jak stąd do wieczności — odpowiedziała, po czym zaczęła schodzić z trybun.
— Dwa minusy dają plus — odparł chłopak, na co Daria przewróciła oczami. — Przepraszam — dodał szybko, doganiając ją. Poprawił pasek od sportowej torby, która spoczywała na jego ramieniu, zrównując się z dziewczyną. — To, co? Wybaczysz mi mój mały podstęp?
— Nie wiem, muszę się zastanowić — odezwała się po chwili, wzruszając ramionami.
— Podobno za mną tęskniłaś? — Richard spojrzał na Darię z uśmiechem.
Kiedy znaleźli się przy samochodzie, chłopak wrzucił torbę do bagażnika, a gdy zatrzasnął klapę i ponownie uruchomił autoalarm, skierowali swoje kroki do knajpki znajdującej się w pobliżu skoczni, żeby coś zjeść.
— Kto ci takich bajek naopowiadał?
— Wywnioskowałem tak ze słów twoich przyjaciółek.
— To źle wywnioskowałeś — odparła.
— Coś mi się wydaje, że nie i powiem ci, że ja też tęskniłem.
— Mhh, fajne — odpowiedziała obojętnie, zerkając kątem oka na idącego obok bruneta. Speszyła się, kiedy została na tym przyłapana. Chwilę później dotarli pod lokal, więc Daria chwyciła klamkę, żeby wejść do środka.
— Richi, skarbie! — Nagle rozległ się pisk jakiejś dziewczyny.
Gdy Ruda odwróciła się w kierunku chłopaka, zauważyła, jak w jego ramiona wtuliła się Karin, a po chwili blondynka spojrzała w jego oczy i namiętnie pocałowała.
*********************************
No cóż... Karin lubi mocne wejścia.
Do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top