59 Medalion Salazara

Severus usadowił roztrzęsioną uczennice na krześle po czym patrzył na nią oczekując wyjaśnień. Zerkała na niego spod czoła jakby nie chciała o tym mówić. W końcu takie zachowanie Dracona mogłoby skutkować jego kłopotami.

             - Będziesz tak łaskawa i wyjaśnisz mi co miało miejsce w łazience prefektów? Nie mam zamiaru powtarzać mojego polecenia - spytał stojąc nad nią jak sęp gotowy zaatakować. Przełknęła kule w gardle zastanawiając się nad wymyślaniem dobrej wymówki.

             - To... Nic takiego, na prawdę - odpowiedziała wzdychając. Wtedy Snape pochylił się nad nią przez co aż wbiła się do krzesła ze strachu.

             - Powiedziałem, że nie chcę się powtarzać - mruknął podirytowany. Oddech Eriki przyspieszył. Nie wiedziała co ma teraz zrobić w tej sytuacji. Jeśli powie prawdę wrzuci Dracona w kłopoty. W ogóle dlaczego ją to obchodzi? To on ją zranił a nie ona.

            - Po prostu... Zawiodłam się na moim przyjacielu - odpowiedziała próbując opanować płacz. Nie lubiła okazywać komuś swoich słabości. W końcu tego uczył jej Severus. Profesor domyślił się o kogo może jej chodzic. Jej najlepszym przyjacielem był Draco.

             - Co ci zrobił takiego? - spytał podchodząc do niej bliżej. Przetarła oczy wzdychając.

              - Stracił mnie. Po prostu. Nie wiem czy chcę mu narazie wybaczyć - odbąknęła od niechcenia. Nie chciała znowu zaczynać tego tematu i znowu wyobrażać sobie wspomnienia Pansy.

             - Nie wnikam w twoje życie emocjonalne jedynak czy z tego wszystkiego nie zapomniałaś czasami o medalionie? - spytał po chwili zastanowienia. Drgnęła nerwowo. Niemal zapomniała o tym! Wstała z krzesła jak oparzona.

             - Właśnie! Powinnam zrobić to teraz, prawda? - spytała rozgoryczona. Nie mogła tracić czasu na swoje obrażania na przyjaciela.

             - Jutro nie pójdziesz na zajęcia a zamiast tego udasz się do siedziby Zakonu i zaśpiewasz, aby odnaleźć medalion - odpowiedział jej po chwili dając jej eliksir nasenny, aby lepiej jej się uśpiło dzisiaj.

             - Myślałam nad tym i... Chyba powinnam zaśpiewać samą Kołysanke. Co innegi może to być? - zaproponowała z lekkim uśmiechem satysfakcji. Przynajmniej w rozwiązywaniu zagadek jest odrobinę lepsza niż w uczuciach.

             - Spróbuj czego wolisz. Udam się tam z tobą bo to dość niebezpieczne puścić cię samą do czyjegoś domu. Jeszcze rozniesiesz go w mak - skomentował, na co Erika prychnęła rozbawiona pod nosem. Biorąc pod uwagę jej humor to była zdolna do zniszczenia.

              - Chyba ma profesor rację. Więc jutro o dziewiątej? - spytała odrobinę pocieszona. Nie wiedziała jakim cudem coś takiego mogło jej poprawić humor, ale odpowiadało jej to. Lepsze to niż dąsanie się przez kilka następnych dni.

             - Tutaj, w moim gabinecie. Wypij to przed położeniem się spać - polecił jej zerkając na eliksir w jej dłoni. Kiwnęła głową żegnając się z profesorem i wychodząc z pomieszczenia. Bezpiecznie ominęła woźnego na korytarzu po czym weszła do swojego dormitorium.

W pokoju wspólnym siedział Edgar. Na jej szczęście spał i nie zauważył jej wejścia. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Umyta i świeżo rozpakowana usiadła na łóżku po chwili opadając na nie zmęczona. Wypiła eliksir od profesora w nadziei, że uda jej się dzisiaj zasnąć. Niepostrzeżenie sen przyszedł szybko. Musiała być w końcu wypoczęta na jutrzejszy dzień.

Na drugi dzień oznajmiła koleżanką, że źle się czuje i że nie idzie na zajęcia. Na szczęście uwierzyły jej i zostawiły ją w spokoju. Momentalnie wyskoczyła spod kołdry przebierając się w jakąś bluzę i spodnie. Wyszła ostrożnie z dormitorium rozglądając się dookoła. Wszyscy byli już w drodze na zajęcia. Odetchnęła z ulgą przemykając między uczniami na korytarzu, aż wreszcie dotarła do gabinetu swojego opiekuna.

              - Gotowa? - spytał na jej widok. Przytaknęła podchodząc bliżej kominka w którym zalśniły zielone płomienie. Przenieśli się do pobliskiego miejsca obok siedziby Zakonu. Zakładając na głowę kaptur Erika nie chciała, aby ktoś zauważył jej twarzy. Śmierciożercy i magowie są wszędzie.

Jako członkowie Zakonu nie mieli problemu z wejściem do środka, jednak problemem był lokator, Syriusz Black. Oboje ze Snape'em nienawidzili się, co stanowiło jedynie przeszkodę dla Eriki. Będąc już w środku nie zobaczyli nigdzie Syriusza, co było zdziwieniem. Może były to fałszywe informacje i Łapy nie ma tutaj? Nie mieli pojęcia, ale wyciągnęli swoje różdżki, gdyby spotkali kogoś niezbyt mile widzianego w domu.

Kiedy znajdowali się w jednym z pokoi buchnęło ogniem w ich stronę z kominka. Odbiła kule płomieni, która zaczęła wracać do ogniska i mówić słowa:       Eriko, nie ma mnie w siedzibie.      Po czym zgasło bezpiecznie pozwalając dwójce na przeszukanie domu. Kiedy już miała wychodzić z pomieszczenia droge zagrodził jej skrzat o którego niemal się potknęła.

             - Panna Racsess! Proszę nie krzywdzić biednego Stworka! - jęczał kiedy mierzyła w niego różdżką. Opuściła broń zerkając na nauczyciela obok niej.

             - Jesteś skrzatem domowym? Włamałeś się tutaj? - spytała podejrzliwie. Skrzat jednak pokręcił przecząco głową bojąc się czarownicy.

             - Stworek jest wiernym skrzatem rodziny Black'ów nie jest włamywaczem - zaprzeczał bałaganie. Po chwili uniósł głowę i spojrzał na dziewczynę z uśmiechem. Pociągnął krzywym nosem wyciągając do niej chudą dłoń.

             - Co chcesz? - spytała nie rozumiejąc gestu stworzenia. Demimoz wiercił się niespokojnie na jej ramieniu jakby przewidywał kłopoty.

             - Zaprowadze panienke do tego. Stworek wie gdzie to jest... Sam to ukrył - mówił patrząc w jej hipnotyczne oczy. Przełknęła niepewna ślinę zerkając na profesora. Nie wiedziała co ma zrobić. Skrzat wyraźnie wiedział po co tutaj przybyli i chce ich doprowadzić do celu.

Ostatecznie nie przyjęła ręki Stworka omijając go i kierując się na korytarz na którym środku stanęła. Przypomniała sobie melodię Kołysanki i zerknęła ostatni raz na Snape'a. Zamknęła po tym oczy i zaczęła śpiewać. Starała się w jakiś sposób poczuć obecność medalionu. Nie działało to jednak co ją zaniepokoiło. Zaczęła przemieszczać się po mieszkaniu a za nią szedł Severus. Stworek przeniósł się gdzieś zostawiając ich samych. Musieli działać szybko.

Powoli piosenka kończyła się a ona dalej nie wyczuwała obecności medalionu. Powoli traciła nadzieję, lecz przy ostatnich słowach usłyszała w myślach okropny pisk i syk. Niemal chwyciła się za głowę przestając śpiewać, lecz musiała zakończyć Kołysanke. Czuła jakby jej głowa eksplodowała od zewnątrz. Zakończyła śpiew niemal osuwając się ze schodów w dół. Chwyciła się poręczy.

             - Racsess, wszystko w porządku? - spytał poważnym tonem Snape robiąc krok w jej stronę. Kiwnęła głową słysząc go niewyraźnie. Z każdym krokiem w przód syki stawały się coraz głośniejsze, co oznaczało, że są coraz bliżej. Posuwała się coraz dalej i dalej, aż syki były nie do zniesienia.

Nagle jej oczom ukazał się błyszczący medalik schowany pod stertą staroci nadających się do wyrzucenia. Widniała na nim pierwsza litera imienia wielkiego maga, jakiego ta błyskotka była. Samego Salazara Slytherin'a. Erika zanuciła jeszcze raz fragment mówiący o ów przedmiocie w Kołysance, dzięki czemu medalion stanął w srebrnych płomieniach.

Przestrszona tak nagłym wybuchem Racsess odskoczyła do tyłu upadając na podłogę obok swojego opiekuna. Ogień wystrzelił w jej stronę znikając w jej piersi tak szybko jak się pojawił.

               - Pani moja! - jęknął skrzat podbiegając do dziewczyny z zamiarem pomocy. Zerknęła na niego w szoku podnosząc się o własnych siłach. Popatrzyła na nauczyciela wywarów. Ich misja tutaj się zakończyła. Mogli teraz stąd odejść, ale zostawała kwestia Stworka. Nikt nie mógł się dowiedzieć o ich przybyciu tutaj. 

                - Erika? - po schodach wyszedł zaskoczony Syriusz. Zapewne przed chwilą wrócił do swojego mieszkania. Zostali przyłapani, muszą znaleźć jakieś dobre wytłumaczenie z tej sytuacji. 

                 - Black - mruknął chłodnym tonem Severus. Mężczyźni spojrzeli na siebie wrogo. Racsess stanęła między nimi zbierając się z ziemi po upadku. 

                 - Co tutaj robicie? - spytał ojciec chrzestny Harry'ego. Erika otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale wtedy do rozmowy dołączył się ktoś inny.

                   - Panna Racsess przybyła tutaj w niespodziance dla ciebie, panie. Chciała cię odwiedzić po dramatycznych wydarzeniach w Departamencie - stwierdził Stworek kłaniając się Syriuszowi posłusznie. Wszyscy na niego patrzyli w ciszy. Pan domu westchnął patrząc z ulgą na czarownicę. 

                    - To miło z twojej strony, Eriko. A ty, Smarkerusie? Po co tutaj przyszedłeś? - spytał z ironią w głosie zbiegły więzień z Azkabanu. 

                    - Eskortuje panne Racsess bezpiecznie do tego miejsca - odpowiedział profesor wymijając towarzystwo i kierując się do wyjścia.

Musi jeszcze tutaj chwilę zostać, aby nie było to niczym podejrzanym. W sumie samo to, że tutaj jest może budzić podejrzenia, skoro powinna być w szkole. Kiedy wreszcie zostali sami Syriusz zaprowadził ją do salonu, gdzie Stworek przyniósł dwie filiżanki herbaty. 

                   - Jak się pan czuje? - spytała uczennica Hogwartu biorąc do dłoni filiżankę z przestudzonym wywarem z ziół. Upiła łyka uśmiechając się lekko.

                    - Wspaniale! Jestem zdumiony, że odpuściłaś sobie zajęcia tylko po to, aby mnie odwiedzić - powiedział wyraźnie uradowany mężczyzna. Czuła to samo na jego widok. W końcu to ona go uratowała i to dzięki niej jest teraz tutaj ze wszystkimi. Nie żałuje, że nie wie o jej bohaterskim czynie. Może to nawet lepiej? 

                      - Czego się nie robi dla drugiej osoby. To wielka ulga dla Harry'ego zapewne, że pan jest przy nim - zachowywała się w stosunku do niego uprzejmie i z należytym szacunkiem. Widziała jego umiejętności na polu walki co bardzo jej zaimponowało. 

                      - Tak... Jeśli mowa o Harry'm. Mam do ciebie pewne pytanie - nagle jakby spoważniał zerkając na Erike spod czoła.

                      - Proszę śmiało pytać. 

                      - Co robiłaś z Malfoy'ami w sklepie Borgina i Burkesa? - spytał na co niemal nie wypluła herbaty z ust. Więc jednak Harry musiał ją wtedy widzieć. Spełniły się jej największe obawy. Zaczynają ją podejrzewać. Musi teraz pomyśleć nad wymówką, aby nie pogrążyć się jeszcze bardziej.

                         - Państwo Malfoy'owie zabrali mnie tam ze sobą... Zainteresowało ich tam coś, jednak nie znam szczegółów. Mówili między sobą dość skrycie. Wtedy zobaczyłam Bellatriks i innych śmierciożerców. Zaniepokoiło mnie to, bo nie dotarły do mnie informację, że Malfoy'owie są wmieszani w te sprawy - wyjaśniła odrobinę zciszonym tonem głosu. Pamiętała przewrotne słowa swojej matki. "Jeśli powiesz coś szeptem, wszyscy ci w to uwierzą". Postanowiła trzymać się tej zasady. 

                        - Eriko. Musisz na siebie uważać. Nie każdy jest już kimś za kogo go uważamy. Wierzę ci w to co mówisz, bo nie znajduje w tobie ani odrobiny zła - wyjaśnił jej odrobinę zmartwionym głosem. Przygryzła wargę ze zdenerwowania. Syriusz cenił ją sobie i czuł do niej sympatię. Była wesołą i grzeczną uczennicą, inną niż ślizgoni jakich on znał. Podziwiał ją za łamanie tych starych stereotypów.

             - Rozumiem. Będę na siebie uważać - odparła z lekkim uśmiechem i dopiła herbatę. Była ona słodka, ale powoli, jakby jej zmysł smaku przechodził trudny okres w życiu, słodycz zmieniła się w gorycz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top