40 Wzajemna Troska
Do końca swojego czwartego roku w Hogwarcie rzadziej niż kiedykolwiek spotykała się ze swoimi przyjaciółmi unikając ich jak ogień wody. W ostatni dzień nawet nie odprowadziła Draco i Edgara do pociągu a zamiast tego czekała na powrót do domu Snape'a. Kompletnie zamknęła się w sobie. Nie miała ochoty jeść czy pić. Przez conocne koszmary nie potrafiła także spać a jej stan mentalny stawał się coraz gorszy. Przed oczami miała cały czas widok zabitego Cedric'a, którego mogła spokojnie uratować. Brzydziła się sobą. Nie chciała już być sobą. Nie chciała żyć z czymś takim jak ona.
Rozpakowała swoje rzeczy w swoim pokoju i usiadła na łóżku głaszcząc demimoza, który ostatnie dni w szkole spędził samotnie w pokoju prefektów. Nie miała na nic siły. Usłyszała pukanie do drzwi. Westchnęła odpowiadając po czym do środka wszedł właściciel domu.
- Zamierzasz się zagłodzić? - spytał oschle kładąc na szafce nocnej kolację. Stał czekając na jej reakcję. Nawet zaniepokojony zwierzak podniósł na nią wzrok.
- ... Jak profesor to znosił przez tyle lat? - spytała zerkając na swojego opiekuna. Przez chwilę po prostu na nią patrzył starając się znaleźć coś normalnego w jej oczach. Były takie bez życia. Jak po ataku dementora.
- Czarny Pan jest okrutny. Aby przeżyć w jego otoczeniu trzeba być kimś kim nigdy by się nie chciało zostać - odpowiedział po momencie ciszy. Spojrzała na swoje uleczone dłonie. Nie było nawet najmniejszej blizny. Magia była piękną rzeczą według niej dopóki nie zobaczyła Voldemorta i śmierciożerców. Magia potrafiła uleczyć, lecz także zabić.
- Czasami zastanawiam się, czy nie rzucić na siebie Obliviate, zapomnieć o magii i całym tym cierpieniu. Zostać mugolem... Może wtedy nie spotkałoby mnie coś takiego jak to - powiedziała przygryzając warge. Snape zrobił w jej stronę kolejne kroki. Powoli zbliżał się do niej z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby chciał ukryć coś przed jej wzrokiem, lecz nie było to takie proste. Wyraźnie chciał jej coś powiedzieć, ale coś nie pozwalało mu na to.
- Zapomnienie nic nie da. Po prostu walcz z tym bo jesteś w stanie - powiedział ze spokojem, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. Podniosła wzrok na jego ciemne tęczówki.
- Nie dam rady, profesorze - przytuliła demimoza do siebie jeszcze mocniej wciskając w niego twarz. Czuła się tak bardzo źle. Chciałaby zrobić cokolwiek, aby nie doprowadzić do niczyjej śmierci, ale nie potrafiła tego wszystkiego zrobić.
- Nie ma już drogi powrotnej. Idziemy tą samą ścieżką, więc słuchaj moich rad a podołasz wszystkiemu - powiedział pewnym siebie głosem. Odkleiła się od Erno pociągając smętnie nosem. Zerknęła na moment na swojego opiekuna a potem na jedzenie. Może nie pokazywał tego dosłownie, ale czuła jak Snape troszczy się o nią. Przyniósł jej kolację i w dodatku pociesza ją. Ceniła to. W dodatku jego słowa na prawdę na nią działają.
Wzięła do ręki talerz z kolacją i zaczęła jeść. Biorąc pierwszy kęs patrzyła kątem oka na profesora. Na jego twarz wypłynął grymas odrobinę podobny do uśmiechu.
- ... Niech mi pan opowie więcej o służeniu Czarnemu Panu. Chcę być na to przygotowana - powiedziała kiedy przełknęła zawartość ust. Patrzyła teraz śmiało na Severusa. Ten usiadł na łóżku w pewnej odległości od niej gotowy do przemowy.
- Czarny Pan nic ci nie zrobi jeśli będziesz wypełniać jego polecenia i nie psuć ich. Wtedy może cię nawet nagrodzić. Nam chodzi aby uzyskać jego kompletne zaufanie - powiedział profesor. Rozumiała każde słowo jakie do niej kierował.
Rozmowa z nim nie była taka straszna jak każdy uczeń myśli tylko trzeba podchodzić do siebie z należytym szacunkiem. Prowadziła konwersacje chcąc jak najwięcej wydobyć informacji o swoim Panie. Jej kolacja wylądowała z powrotem na szafkę w czasie rozmowy. Kiedy wreszcie skończyli temat o Czarnym Panie Erika zadała pytanie jakie nurtowało ją już dłuższy czas.
- Profesorze, skoro rodzice Draco i jego przyjaciele są śmierciożercami to... On też jest na to skazany? - obawiała się, że jego przyjaciel nie ma w ogóle wyboru decydować o swojej przyszłości. To będzie dla niego okropne. Oddział śmierciożerców to nie miejsce dla niego.
- Zapewne nie ma wyboru - odpowiedział na co wzdrygnęła się. Nie chciała dla niego takiego losu. Westchnęła ciężko na te słowa Snape'a.
- Więc on też będzie kroczył tą ścieżką... Nie można niczego w tej sprawie zrobić? - spytała zdesperowana. Wiedziała jak to jest być poplecznikiem Voldemorta i nie chciała tego dla Draco.
- Obawiam się, że nie - odparł beznamiętnie nauczyciel eliksirów. Martwiła się o Malfoy'a. Był jej najbliższą osobą. Nie chciała widzieć jak cierpi, nigdy nie życzyła mu tego nawet gdy mocno się pokłócili.
- Martwię się o niego. Najgorsze jest to, że muszę od niego teraz odejść. Nie da sobie rady sam z tym - powiedziała cichym tonem głosu.
- Aż tak bardzo Malfoy jest ci bliski? - spytał Snape. Bez zastanowienie mogła mu odpowiedzieć, że jest. To jej przyjaciel, są jak rodzeństwo. Czuła z nim tak silne więzi jakie czuła do rodziców, nie wybaczy sobie jak coś mu się stanie.
- Draco jest jak mój brat. Nie dam go skrzywdzić nikomu - odpowiedziała pewna swoich słów. Nauczyciel patrzył na nią wzrokiem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Zawsze tak wyglądał.
- ... Powinnaś zjeść i iść spać. Odpoczywaj, ostatnie dni były dla ciebie wyczerpujące - odparł wstając z łóżka i wychodząc z jej pokoju. Nie zdążyła nawet pożegnać się ze swoim opiekunem.
Westchnęła postanawiając skończyć kolację i odpocząć jeszcze chwilę na łóżku z Erno. Zwierzę w pewnym momencie chwyciło jej naszyjnik oglądając go z każdej strony. Uśmiechnęła się smętnie pod nosem.
- Dostałam go od rodziców. Zary i Arastona Racsess'ów - powiedziała głaskając demimoza po głowie. Chciała po tylu dniach po prostu zapomnieć o tym co ostatnio miało miejsce w jej życiu i normalnie się wyspać. Bez obaw o nocne koszmary.
Po jakimś czasie postanowiła wreszcie zejść na dół aby odłożyć pusty kubek i talerz w kuchni. Jednym ruchem dłoni umyła te rzeczy i zamierzała iść do łazienki, ale zatrzymały je otwarte drzwi do gabinetu Snape'a. Niepewnie ruszyła do nich, aby je zamknąć, ale jej uwagę przykuł profesor.
Wyraźnie zmęczony zasnął przy biurku. Rozejrzała się szybko i po cichu ruszyła do salonu gdzie widziała po drodze koc. Wzięła go i pobiegła na palcach do gabinetu. Podeszła do czarodzieja okrywając go miękkim materiałem. Wyciągnęła z jego dłoni pióro i pergamin stawiając je na biurku. Zauważyła że na pergaminie były napisane przez nią słowa kołysanki. Więc Snape dalej zastanawiał się nad tą sprawą. Rozważała czy nie zacząć szukać tych darów węża samej, lecz może faktycznie poczeka skoro nauczyciel jest w to zaangażowany. Zerknęła na niego. Każdy człowiek podczas snu wygląda spokojnie, nawet Severus.
Uśmiechnęła się na tą myśl i po cichu odeszła zamykając za sobą drzwi. Nie wiedziała, że jej nauczyciel wcale nie spał, lecz tylko udawał. Westchnął cicho zakrywając twarz dłonią.
- ... Dalej to samo - mruknął pod nosem.
Będąc pod ciepłym prysznicem zastanawiała się nad poważnymi sprawami w jej życiu i co musi w nim zrobić. Na pewno będzie musiała porozmawiać w najbliższym czasie z opiekunem o kołysance. Nie odpuści tej sprawy tak łatwo. Postanowiła także więcej dowiedzieć się o jego osobie. Odczuwa, że Snape zna ją lepiej niż ona samą siebie zna. To ją nieco niepokoiło, więc chciała wyrównać swoje informację o nim.
Jeśli chodzi o Czarnego Pana stwierdziła, że najlepiej będzie robić swoje. Cokolwiek by nie zrobiła nie wyjdzie jej to na dobre. Prędzej czy później na jaw wyjdzie jej przynależność do śmierciożerców i zostanie uznana za mordercę. Nie ważne będą jej tłumaczenia, więc musi pogodzić się już ze swoim losem. Mrocznego Znaku nie da się już usunąć z ręki. Patrzyła na nie z ciarkami. Będzie jej to już do końca życia przypominało o tym cierpieniu. Musiała się na to przygotować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top