10 Nowe Zaklęcia

Po jakimś czasie dotarła do pokoju wspólnego. W środku było mało osób, lecz przy bogatym kominku zauważyła znajomego blondyna siedzącego na fotelu. Uśmiechnął się na jej widok wstając ze swojego miejsca. Podszedł do niej a ponieważ Erika myślała, że odda jej zadania wyciągnęła w stronę pergaminu dłoń, lecz chłopak szybko schował go za plecami.

- Najpierw wynagrodzenie - odparł chytrze. Zaśmiała się wywracając oczami.

- Dobrze, skoro chcesz - zrobiła do niego jeszcze jeden krok. Kilka gapiów spędzających czas w tym samym pokoju zaczęło szeptać i wyć śmiejąc się. Mimo, że Draco był w tym samym wieku i tak przewyższał dziewczynę, która sięgała mu nieco za brodę. Zbliżyła twarz do jego patrząc mu w stalowe oczy tryskając ekscytacją.

- Szybciej, Racsess - pomagalił ją z uśmieszkiem, który szybko zniknął zmieniając się w grymas bólu. Dość szybko i nieświadomie został dźgnięty przez czarownice w żebra, więc ta korzystając z jego rozkojarzenie wyrwała mu swoje zadania i dumnie stała przed nim kilka kroków dalej.

- Nie masz prawa mówić do mnie po nazwisku, Malfoy. Tak samo jak nie masz prawa całować byle dziewczyny - odparła z satysfakcją odchodząc do dormitorium w tle oklasków innych ślizgonów.

- Mogłem umrzeć przez ciebie! - warknął blondyn chcąc ją dogonić przed wejściem do jej pokoju, lecz ta szybko weszła zamykając przed nim drzwi. Chichotając pod nosem odeszła od wejścia siadając na łóżku przeglądając zrobione zadania na jutro. Z satysfakcją schowała je tak, aby nie zapomnieć ich na lekcję po czym wyciągnęła zza koszuli błyskotkę.

Złoty naszyjnik na którym zawieszony był kwadratowy szmaragd owinięty jakby przez gałęzie usychającego drzewa. Odkąd pamięta zawsze go nosiła jako pamiątkę i znak jej rodziny. W tych czasach jakie właśnie nastąpiły w jej życiu był to jedyny przedmiot mówiący jej o rodzicach i wspólnych chwilach. Zacisnęła klejnot w dłoni zerkając na zachodzące słońce.

Powoli zaczęły zbierać się w pokoju jej współlokatorki opowiadając sobie swoje przygody z dzisiejszego dnia. Dołączyła się do ich rozmowy chowając za koszulę naszyjnik.

Na następny dzień przygotowana do lekcji usiadła obok Malfoy'a z uśmiechem patrząc na jego grymas na twarzy. Zadowolona oddała pracę domową profesorowi i postanowiła jakoś rozpogodzić blondyna. Zaczęła mu podrzucać liściki, na które z początku nie chciał odpowiadać i po prostu je ignorował. Wreszcie za którymś razem otworzył jeden z nich i przeczytał wiadomość w środku.

"Jeśli mi nie odpowiesz nie przyjdę już oglądać waszych przygotowań do meczu z gryfonami."

Spojrzał na nią wyraźnie zaskoczony i przestraszony. Wiedział, że dziewczyna jest do tego zdolna i faktycznie może nie przyjść i nie wspomagać jego drużyny. Wziął szybko pióro i zaczął jej odpisywać na odwrocie kawałka pergaminu. Podrzucił jej odpowiedź z wyraźnym protestem, aby przychodziła ma mecze. Zaśmiała się pod nosem i szturchnęła chłopaka zerkając mu w oczy. Sam po chwili wyluzował się prychając pod nosem z uśmieszkiem.

Lekcję leciały im dość szybko, ponieważ rozmawiali ze sobą i wspólnie grali na nerwach nauczycielom śmiejąc się z tego na koniec.

Wreszcie przyszła lekcją eliksirów ze Snape'm. Zajęli swoje miejsca i w ciszy czekali na polecenia profesora. Jak zawsze Erika skupiała się bardziej na tej lekcji słuchając nauczyciela i odpowiadając na jego pytania grzecznie. Ta lekcja zawsze dłużyła się Draconowi, bo nie rozmawiał już tak z przyjaciółką jak na pozostałych. Siedział obok niej niezbyt zainteresowany przebiegiem zajęć.

Kiedy wreszcie ta ostatnia lekcja tego dnia skończyła się z przyjemnością wstał od ławki zerkając na białowłosą, która jakby się nigdzie nie wybierała. Zauważyła jego czekanie, więc westchnęła przeciągle.

- Mówiłam ci, mam zajęcia po lekcjach - odpowiedziała, kiedy akurat podszedł do nich ciemnowłosy nauczyciel. Malfoy spojrzał na niego i szybko wyszedł z sali. Niebieskooka wyraźnie odetchnęła z ulgą myśląc, że jasnowłosy nie węszył w tej sytuacji. Odwróciła się przodem do nauczyciela wyczekując jakiś słów od niego.

- Dzisiaj nauczę cię czegoś innego niż zazwyczaj - powiedział swoim chłodnym głosem. Racsess niemal przeszły ciarki, ale jakoś nie miała ochoty uciec z pomieszczenia jakby to zrobiła większość uczniów. Wzięła do ręki książkę do eliksirów.

- Czyżby nowy eliksir? - spytała gotowa odnaleźć trunek w książce od starszych roczników pożyczonych z pułki nauczyciela z których uczyła się samodzielnie. Jednak mistrz eliksirów zamknął jej książkę odkładając ją na biurko.

- Zaklęcia niewybaczalne - odparł na co jej mina wyraźnie się zmieniła. Jakby za sprawą czaru stała się osłupiała i nieco przestraszona. Zapomniała nawet jak się oddycha, lecz po chwili sobie przypomniała i odchrząknęła cicho.

- Nie uważa profesor, że to dość... Poważna czarna magia? A czarnej magii nie praktykuje się w szkołach ani nigdzie indziej - odparła bardzo pewnym głosem. Odszedł nieco od niej dość beznamiętnie porządkując coś w swoich szafkach i szukając czegoś. Podążyła za nim bardzo skołowana i niepewna.

- Dobrze wykorzystane zaklęcia niewybaczalne mogą uratować ci życie w przyszłości, więc ich znajomość może okazać się bardzo pożyteczna - odpowiedział wyjmując z jakiegoś słoika dość dużego, owłosionego pająka. Patrzyła na czynności Snape'a z wielką uwagą, ale także obawami.

- Uratuje mi życie, ale pozbawi drugą osobę tego. Poza tym te zaklęcia... Zaraz, dlaczego miałyby mi ratować życie? Nawet śmierciożerce da się pokonać zwykłymi zaklęciami obronnymi, prawda? - spytała uświadamiając sobie drugie znaczenie słów nauczyciela. Ten na chwilę zesztywniał w bezruchu myśląc nad jakimś wyjaśnieniem.

- Myślisz, że gdyby twój sekret wyszedł na jaw łowcy i przemytnicy nie chcieliby cię wykorzystać i zagrozić ci? Na takich ludzi nie wystarczy Drętwota. Nie myślałem, że jesteś na tyle głupia, aby nie pomyśleć o takiej rzeczy, Racsess - odpowiedział wymierzając w nią lodowate spojrzenie. Niezbyt wierząc jego słowom postanowiła dać sobie spokój i posłuchać wykładu Snape'a. Przedstawił jej wszystkie trzy zaklęcia, wytłumaczył ich działanie i jak powinno się je wykonywać. Ostatecznie również zaprezentował jej je na pająku kończąc jego żywot na zaklęciu uśmiercającym. Poruszona nową lekcją niezbyt chciała praktykować te zaklęcia, lecz musiała to zrobić na innym przedmiocie próbnym. Nie podołała jedynie uśmierceniu owada za co wyręczył ją ciemnowłosy czarodziei. Musiała również panować nad emocjami, aby nie spanikować i pozwolić na przemianę.

Nagle do sali wleciała znajoma sowa siadając na jednej z półek obok Eriki trzymając w dziobie kopertę.

- Sowa pana Lucjusza! - uśmiechnęła się sięgając z zadowoleniem po list, jednak została powstrzymana przez nauczyciela. Spojrzała na jego rękę przejmującą list od Mafloy'a. Spojrzała w bok speszona pozwalając przeczytać mu zawartość koperty podczas kiedy ona pogłaskała sowę po miękkich piórach, ale dalej kątem oka patrzyła do kogo tak na prawdę napisał arystokrata.

Okazało się, że list był do niej. Jej badawczy wzrok wypatrzył Severus. Z lekkim wahaniem oddał jej kopertę pozwalając jej przeczytać wnętrze. Za pomocą różdżki otworzyła kopertę wyjmując z niej list.

"Droga Eriko Racsess,

Mam nadzieję, że rok szkolny mija ci w przyjemnej atmosferze i dobrze dogadujesz się z moim synem. W tegoroczne święta pragnąłbym również zaprosić cię do mojego domu wraz z profesorem Snape'm.

Liczę, że przekażesz mu tą wiadomość i razem przybędziecie w progi domu Mafloy'ów. Życzę ci miłego pobytu w szkole.

Lucjusz i Narcyza Malfoy'owie."

Po odczytaniu całej zawartości zamrugała kilka razy zanim spojrzała na Severusa stojącego za nią i czytającego list pod jej nieuwagę. Potem spojrzeli po sobie nic nie mówiąc. Złożyła list na pół wzdychając.

- Więc profesor zdążył już doczytać... - mruknęła patrząc na nauczyciela wielkimi, niebieskimi oczami z zakłopotaniem. Zapanowała cisza w sali. Dziewczyna przygryzła wargę biorąc sowę na rękę i głaskając ją.

- Koniec zajęć na dzisiaj - powiedział dając jej tym samym znak, aby wyszła. Wzięła torbę z książkami i notatkami szybko opuszczając pomieszczenie. Spojrzała na ptaka i list. Postanowiła pomóc sowie wydostać się z zamku i wyjść na zewnątrz na błonia.

Zaskakujące było to, że nawet kiedy była już na świeżym powietrzu ptaszysko jeszcze posiedziało na jej ręce ciesząc się pieszczotami i prosząc o więcej zaczepkami. Po jakimś czasie wreszcie odleciała do swojego właściciela zostawiając czarownicę samą z myślami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top