55 Prośba Malfoy'ów

Przez kilka następnych dni milczeli w sprawie przepowiedni z powodu Glizdogona, który bacznie się im przyglądał i podlizywał. Nie miała zielonego pojęcia jak wykombinować, aby wyjść z domu i nie wzbudzić podejrzeń u Petera. Poza tym nie słyszała też o żadnym spotkaniu Zakonu co utrudniało zadanie.

Tego dnia jednak martwiła się czymś innym. Postanowiła, zgodnie z prawdą, oznajmić mieszkańcom mieszkania, że wychodzi odwiedzić dom Malfoy'ów. Dzień temu Lucjusz przysłał jej list, aby przyjechała do nich sama. Nie znała powodu, ale możliwe jest, że chodzi o ostatnią misję w Departamencie.

             - Panienka uważa. Wszędzie czają się ludzie gotowi panią zamknąć w Azkabanie - powiedział gryfon kiedy wkładała czarny płaszcz na siebie przed teleportacją. Zerknęła na niego z irytacją.

             - Tylko się nie popłacz na tą myśl - mruknęła. Nie przepadała za podlizywaniem się komuś. Sama to robiła w stosunku do Czarnego Pana, lecz nie w taki sposób jak Peter do niej i Severusa. Chcąc iść do pokoju z którego zapomniała listu odwróciła się napotykając czarną postać.

Snape stał przed nią blokując jej drogę z listem w dłoni. Podał go jej bacznie patrząc w oczy dziewczynie. Odebrała swoją własność i kiwnęła głową dziękując.

Po kilku sekundach zniknęła z ich oczu pojawiając się przed bramą do pałacu Malfoy'ów. Nie było to jednak takie samo miejsce jak zapamiętała. Było teraz ciemniejsze i bardziej mroczne niż kiedykolwiek. Nagle brama otwarta się sama wpuszczając ją do środka.

Dopiero teraz zorientowała się, że Erno nawet tutaj z nią przybył. Za każdym razem kiedy był z nią w jakimś niebezpiecznym miejscu bała się o stworzenie. Weszła do środka wielkiego pałacu znając go na wylot. Przy drzwiach czekał na nią ojciec Draco.

             - Nareszcie jesteś - przywitał ją kiedy pozbywała się swojego ciemnego płaszcza z ramion. Spojrzała na niego. Był inny niż zazwyczaj, jakby zaniedbał się przez ostatnie dni. Włosy miał w lekkim nieładzie a pod oczami duże, ciemne kręgi jakby nie spał od kilku dni.

             - Coś się stało? Nie napisał pan wiele w liście - spytała oddając kopertę z listem jego właścicielowi. Mężczyzna zaprosił ją głębiej do mieszkania po czym weszli do małego pokoju gdzie czekała już na nich Narcyza. Przywitały się i we trójkę usiedli na wolnych krzesłach przy stoliku.

           - Chodzi o naszego syna - zaczęła pani Malfoy. Zciszony ton jej głosu mówił Erice o tym, że jest to rozmowa jedynie między nimi. Był to dla niej ważny temat.

              - Nasz Pan... Dał nam do zrozumienia, że ostatnia misja nie poszła dobrze... Dał Draconowi pewną misję... Dość trudną - zaczął mężczyzna zmartwiony. Widziała, że jest to dla niego ciężkie. Bał się o dobro swojego syna, bo był jego dziedzicem, lecz to samo odczuwała ona. Wiedziała, że kara Voldemorta musi być ciężka a czasami niemożliwa.

            - Co kazał mu wykonać? - spytała poddenerwowana swoją niewiedzą. Rodzice spojrzeli po sobie jakby obawiali się jej to powiedzieć.

            - ... Musi... Przedostać śmierciożerców do Hogwartu i zabić Dumbledore'a - odparła Narcyza na jednym tchu. Erike zatkało. Otworzyła lekko usta jakby miała coś powiedzieć, lecz ostatecznie wstrzymała się. Nie mogła uwierzyć, że Draco dostał taką misję i będzie musiał to zrobić inaczej Czarny Pan zabije jego i zapewne całą jego rodzinę. Myślała, że to jakiś zły sen.

            - Więc... Mam mu w tym pomóc? - spytała łamiąc w pewnym momencie głos. Kobieta zauważyła to i postanowiła na moment nie reagować.

             - Bylibyśmy wdzięczni. Zamierzamy... Odwiedzić jeszcze potem Severusa w tej sprawie, ale chciałbym aby nie wiedział o twoim udziale w tym wszystkim - poprosił ją Lucjusz. Zaskoczona uniosła lekko brwi do góry, lecz postanowiła zostawić to bez odpowiedzi.

             - Dobrze... Więc mam... Pomóc mu zabić Albusa? - mruknęła cicho zerkając niepewnie na ojca Draco. Nagle do pomieszczenia ktoś wszedł. Obejrzeli się w tamtym kierunki i zobaczyli przyjaciela Eriki. Zapanowała cisza a dziewczyna mierzyła się wzrokiem z Draco, który wydawał się bardzo zaskoczony jej przybyciem.

             - Powinniście porozmawiać razem - zaproponowała Narcyza wstając z miejsca wraz ze swoim mężem. Opuścili pokój zostawiając młodzież samą. Stali tak na przeciwko siebie nie patrząc sobie w oczy.

             - Po co tutaj jesteś? - spytał odrobinę zmęczonym głosem jakby nie przespał nocy. Zaczęła bawić się palcami u dłoni z nerwów.

             - Twój ojciec poprosił mnie o spotkanie. Odnośnie... Misji - odpowiedziała niepewnym tonem. Znowu było cicho w pomieszczeniu.

             - Nowa misja? To na pewno... Bezpieczna misja? - spytał odważając się podejść bliżej przyjaciółki. Teraz kiedy tyle wydarzyło się naraz w jego życiu trudno mu było na nią spojrzeć.

             - Bez ryzyka nie ma dobrej zabawy - powtórzyła znane jej motto, które Draco powtarzał kiedy ona miała wątpliwości co do kolejnego psotu w Hogwarcie. Uśmiechneli się przypominając sobie stare czasy. Oboje za nimi tęsknili.

             - Pewnie wiesz... Że jestem jednym z nich - szybko jednak temat przybrał poważniejszy tor. Zmartwiona kiwnęła twierdząco głową. Postanowiła wreszcie złamać tą odległość między nimi. Podeszła do niego bliżej o parę kroków.

            - Jeśli cokolwiek by cię gryzło... Nie zapomnij, że jestem. Jestem z nimi od dłuższego czasu, więc wiem coś na ich tematy - powiedziała chcąc złapać jego dłoń w swoją. Kiedy poczuł jej palce na swojej ręce wzdrygnął się i szybko odsunął się od niej do tyłu.

             - Rozumiem... Narazie rodzice mnie wdrążają w ten temat. Ale dzięki za propozycję - powiedział po czym chciał zakończyć temat i odejść z pomieszczenia jak najszybciej potrafił, jednak Erika zatrzymała go.

             - Co się dzieję, Draco? Wiem, że dużo się wydarzyło ostatnio, ale... Rozumiem jak się czujesz. Też przez to przechodziłam - powiedziała marszcząc brwi. Opuścili głowę w dół jak zbity pies.

              - Ja przynajmniej nie jestem sam tak jak ty byłaś... - szepnął jakby obwiniał się za to.

             - Wyjdziemy z tego. Razem, albo w ogóle - powiedziała chcąc jakoś pocieszyć chłopaka swoimi słowami. Nie pozwoli, aby stało mu się coś złego. Nigdy. Jest dla niej zbyt bliski i cenny. Nie była już powoli pewna kim dla niej jest. Na początku był dla niej bardzo bliskim przyjacielem, potem ich znajomości była niczym jak brata i siostry a teraz? Czuła to samo, ale z taką potężną siłą, że nie wiedziała jak określić ich relację. W dodatku za każdym razem kiedy była w nim czuła jak ogarnia ją przyjemne uczucie.

Draco rozumiał ją nie w takim poziomie jak na przykład profesor Snape, jednak to wystarczyło, aby otrzymywała od niego tyle wsparcia ile jej serce potrzebowało. Nie pozwoli sobie stracić kogos takiego.

             - Nie wiem... Czy zasługuje dłużej na taką osobę jak ty - mruknął tak, aby ona tego nie usłyszała. Wyszedł z pokoju bez pożegnania zostawiając ją samą. Jak się okazało Narcyza była dalej w pobliżu, a widząc smętną minę Racsess weszła do gabinetu kładąc na jej ramieniu swoją matczyną dłoń.

              - Jesteśmy wdzięczni za wszystko co dla nas robisz. Czarny Pan dał nam karę, ale nie zawiedziemy go następnym razem, prawda? Z twoją pomocą uda nam się temu podołać - zapewniała ją kobieta. Erika odniosła wrażenie, że pani Malfoy potrzebowała tego bardziej niż ona. To nie syn Eriki dostał trudne zadanie, ale jej. Nie wyobrażała sobie bólu jaki czuje teraz Narcyza. Ostatecznie uśmiechnęła się do niej lekko.

             - Wszystko pójdzie zgodnie z planem - odparła po czym pożegnała się z całą rodziną Malfoy'ów i teleportowała się do mieszkania w którym był Snape i Glizdogon. Musiała powiadomić o szczegółach jej opiekuna. On na pewno będzie wiedział co z tym zrobić.

Pod osłoną nocy, kiedy Peter zdążył zasnąć poszła do pokoju profesora i odpowiedziała o misji Dracona i o wszystkich rzeczach jakie mówili jej Lucjusz z Narcyzą. Pamiętała, że powinna nie opowiadać tego jednak to z Severusem współpracuje, więc musi mu mówić o takich rzeczach.

             - Albus przewidział ten scenariusz. Jednak misja Malfoy'a nie powiedzie się. Słyszałaś o Czarnej Różdżce. Voldemort chce ją pozyskać podczas kiedy Dumbledore jest jej właścicielem. Musi najpierw wyeliminować właściciela. Jeśli uczynie to ja Czarny Pan uzyska pełne zaufanie do mnie - wyjaśnił jej profesor. Niemal nie ugięły jej się nogi z wrażenia i szoku. Czyli nie ma wyboru. Dyrektor Hogwartu będzie musiał zginąć.

             - Więc... Co się stanie wtedy z Malfoy'ami? Już jedną misję zepsuli a kolejna... - nie wiedziała jak ma to ująć w słowach. Wydawało jej się to wszystko jak koszmar. Było jej teraz o wiele gorzej niż wcześniej. Ta czarna rzeczywistość zaczyna ją przerażać i niszczyć od środka.

             - Nie można pozwolić, aby Malfoy to zrobił. Wtedy zapewne zapieczętował by swój los... - odpowiedział Snape. Za późno jednak zorientował się o swoich słowach jakie usłyszała dziewczyna.

             - Coś złego się wtedy stanie? Skoro to może pogorszyć sytuację to dlaczego ma to poprawić twoje zaufanie u Voldemorta? - spytała zaniepokojona. Kiedy profesor wyszedł z pokoju zostawiając ją samą zrozumiała, że nie powinna o to pytać. W ogóle nie powinno być tego pytania. To jest pewnie jakaś rzecz o której powinna dowiedzieć się potem. Ale ile jeszcze wytrzyma z tymi sekretami dookoła niej?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top