50 Fajerwerki
Od ostatanich wydarzeń minęło kilka dni. Zaczynały się SUM-y na które Erika musiała iść. Przez te dni siedziała w szpitalu pół godziny dziennie przy swoim opiekunie, aby doglądać jego stanu. Czasami z powodu SUM przychodziła do niego z książkami i uczyła się.
W tym momencie wchodziła do Wielkiej Sali po wyczytaniu jej nazwiska. Zajęła wyznaczone miejsce czekając na rozpoczęcie egzaminów. Rozejrzała się. Sala była już prawie pełna, lecz mimo to zdołała wypatrzeć Harry'ego i jego przyjaciół oraz Dracona. Ten ostatni siedział nie daleko niej, kilka miejsc przed nią i zerkał na nią. Uśmiechnęła się życząc mu dyskretnie powodzenia. Odwzajemnił gest.
Dziewczyna nie wiedziała czym bardziej się stresuje. Po SUM-ach ma się szykować na kolejną misję w Departamencie. Wiedziała, że porażka nie wchodzi w grę, dlatego była zestresowana.
Usłyszała także o wydostaniu się śmierciożerców na wolność w tym Bellatriks. Słyszała o niej, była przecież ciotką jej przyjaciela. Zapewne spotka ją już niebawem. Poczuła szturchnięcie w plecy. Obejrzała się za siebie gdzie siedział Edgar.
- Powodzenia, Erika. A, słyszałem, że Snape się obudził przed chwilą. Pewnie będziesz mogła go odwiedzieć po SUM-ach - powiedział ślizgon z lekkim uśmiechem. Omal nie wstała ze swojego miejsca, aby iść do skrzydła szpitalnego i zobaczyć stan opiekuna. Powstrzymała się przypominając sobie gdzie jest i co ją czeka.
- Dzięki za informację, Ed. Powodzenia - powiedziała uśmiechając się i odwracając się przodem kiedy dostała swój arkusz. Chwyciła pióro a kiedy wybiła pora zaczęła przeglądać i wykonywać zadania jakie były w środku.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo pożyteczne były te godziny spędzania ze Snape'em na treningach. Gdyby nie one nie potrafiłaby odpowiedzieć na żadne z pytań w egzemplarzu egzaminacyjnym.
Starała się napisać to jak najszybciej, lecz to nie było takie proste. Rozpraszało ją wiele innych myśli. Usłyszała jakieś trzaski za drzwiami Wielkiej Sali. Pilnująca ich dyrektor szkoły zaniepokojona ruszyła w ich kierunku otwierając je.
Do środka wlecieli bliźniacy Weasley z fajerwerkami. Egzaminy wzleciały w powietrze niszczone przez ognie. Wstała ze swojego miejsca zerkając zaskoczona na Edgara.
Ten uśmiechał się do niej patrząc na gryfonów w powietrzu. Pogratulował im pięknego wejścia a zwłaszcza tego momentu kiedy Dolores była goniona przez smocze szczęki do wyjścia. Uczniowie wyszli na zewnątrz wiwatując chłopakom na miotłach.
Kiedy Erika miała już wybiegać na zewnątrz zauważyła na korytarzu znaną, czarną postać. Zatrzymała się i wpatrywała się w postać Severusa. Stał tak patrząc na nią i na tłum ludzi biegnących na zewnątrz. Przestała blokować drogę i podbiegła do nauczyciela.
- Jak się pan czuje? Nie powinien pan być w szpitalu? - spytała lekko zdezorientowana.
- Wiesz co masz po SUM-ach robić. Nie zapominaj się i idź do swojego pokoju a potem do mojego gabinetu. Żeby cię nikt nie zauważył - odpowiedział ignorując jej pytanie. Chciał ją ominąć i iść opanować tłum uczniów.
- Jak się profesor czuje? - spytała odrobinę głośniej, aby nie zakłucali ją krzyczący uczniowie. Severus odwrócił się w jej stronę przez moment milcząc.
- Dobrze - mruknął wracając do swoich zajęć. Uśmiechnęła się wesoła i ruszyła po swoje rzeczy do dormitorium.
Ta radość szybko jej minie. Wystarczy, że przypomni sobie o swojej misji na jaką zaraz będzie musiała iść. Znowu będzie musiała być zimna i obojętna. Bezduszna poplecznica Czarnego Pana. Przebrała się w swoje rzeczy nie zapominając o masce.
Postanowiła zostawić Erno w gabinecie Snape'a. Nie weźmie go na taką misję. Wyraźnie stworzenie nie chciało jej teraz opuszczać, ale nie miała innego wyboru.
- Tutaj będzie bezpieczniej. I nie uciekaj do Zakazanego Lasu ponownie, jasne? - mówiła do pupila, który nie chciał puścić jej czarnego płaszcza. Zaniepokoił ją fakt, że profesor już długo nie wraca, więc postanowiła teleportować się do Depatramentu. Wtedy usłyszała otwieranie drzwi. Już miała się gdzieś schować, lecz był to Snape. Jednym, pewnym ruchem odstawiła od siebie Erno podchodząc do nauczyciela.
- Skorzystaj z kominka żeby przedostać się do Malfoy'ów. Stamtąd zabiorą cię bezpiecznie do Ministerstwa - powiedział wskazując na kominek.
- Ale czy Umbrige zabroniła używania kominków oprócz swojego? - spytała Racsess.
- Nie ma jej teraz w szkole
- Co? Jak to? - Snape szturchnął ją, aby skierowała się do kominka bez zbędnych pytań. Może zabraknąć czasu a tego chcieli uniknąć. W palenisku zabłysło zielone światło a ona przeniosła się do siedziby Lucjusza i Narcyzy.
Zerknęła jeszcze ostatni raz na opiekuna. Przez ułamek sekundy wydawało jej się, że w jego oczach widziała coś w rodzaju niepewności lub... Strachu? Nie była do końca pewna, może jej się po prostu wydawało. Będąc już w domu Malfoy'ów została powitana przez gotowego do misji Lucjusza.
- Daj z siebie wszystko, Eriko - szepnęła do niej Narcyza na pożegnanie. Uśmiechnęła się pod nosem lekko po czym zakryła twarz pod maską.
Kobieta pomasowała jej ramię po czym wraz z Lucjuszem zniknęli z salonu pojawiając się w Departamencie Tajemnic gdzie znajdowała się Sala przepowiedni w której Erika miała już szanse znajdować się. Tym razem otaczało ją więcej śmierciożerców niż przy powstaniu Czarnego Pana.
- A to kto znowu, co? Jakaś płotka przyszła po Mroczny Znak czy jak? - usłyszała szydzący z niej głos mężczyzny stojącego obok rozpoznanej przez Racsess Bellatriks.
- Służę Czarnemu Panu już rok i dla pańskiej wiadomości mam już znak - odparła ukazując rękę a na niej węża i czaszkę. Zapanowała cisza.
- Zaraz, ja cię pamiętam. Młoda Racsess! Była podczas powstania naszego Pana - powiedział Avery śmiejąc się okropnie pod nosem.
- Jesteś córką tych zdrajców?! Powinniśmy cię zabić na miejscu! - warknęła Bellatriks unosząc różdżkę. Tuż przed jej atakiem Erika wystrzeliła w jej stronę Expeliarmus dzięki czemu broń Lestrange znalazła się w dłoni Racsess.
- Nie jestem taka jak rodzice. Zapamiętaj to sobie - powiedziała lodowatym tonem odrzucając jej broń. W tym samym momencie Erika została zasłonięta przez Lucjusza.
- Uspokój się, Bella. Nie jesteśmy tutaj, aby walczyć ze sobą, tak? Przyjąć stanowiska, chłopak może przyjść w każdej chwili - odparł Malfoy poważnym tonem głosu. Jasnowłosa zrozumiała że to on dowodzi tą misją więc zostało jej robić to, co on rozkarze.
Wiedziała co ma ze sobą zrobić. Ruszyła razem z Atnoninem Dołohowem i Avery'm w głąb Sali czekając na wkroczenie Potter'a. Na odpowiedni znak zaczynął atak a ona musi także pilnować, aby nie zostać wykrytą przez Harry'ego. Nie może się dowiedzieć kim jest na prawdę.
- Wydajesz się nie lubić Belli, co? - usłyszała pytanie zadane przez Antonina. Zerknęła na niego przez ramię.
- Czy ktoś w ogóle ją lubi oprócz jej partnera? - spytała wzdychając ciężko.
- W dodatku jesteś silna. Pokonałaś ją w sekundę. Może chciałabyś zawrzeć pewien sojusz? - zaproponował śmierciożerca podchodząc do niej bliżej. Położył dłoń na jej przedramieniu masując jej rękę z plugawym uśmiechem.
- Nie jestem zainteresowana sojuszami. Jestem typem samotnika - wyrwała się mężczyźnie odpychając go niewidzialną siłą do tyłu. Ten zaśmiał się cicho unosząc do góry ręce.
Na jej nieszczęście wyglądało na to, że wpadła mu w oko. Może to w przyszłości wykorzystać, lecz także nie zbliżać się do niego zbyt.
Zauważyła światło z boku. Harry już tu był. Oczywiście nie sam. Przyszedł tutaj z Gwardią Dumbledore'a. Czas na atak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top