Hiiragi...
Em wybaczcie, że ciągle inaczej piszę te zacne nazwisko ale wszędzie jest inaczej i już mam taki mętlik jakby mnie Kakashi Raikiri pierdolnął XD Niby poprawnie jest tak jak w tytule rozdziału ale mi bardziej się podoba jak na końcu są dwa ''i''. No ale nie będę się kłócić z szefostwem niech będzie jak powinno być. Tak samo mam z tym apostrofem u Shin'yi XD Pójdę za mangą i zostawię go po ''n''. I ten piękny białas na... okładce rozdziału? Oto jaka sztuka powstaje przez pisanie patologii! <3
Rano nie wiedzieć z jakiej przyczyny zaczęłam szukać drugiego ciała na pustej przestrzeni łóżka. Jednak jedynym co wpadło mi pod dłoń była druga poduszka. Wciąż mając zamknięte oczy zgarnęłam ją mrucząc przez sen i wtuliłam wciągając jej zapach, a raczej jej właściciela. Czułam dość dziwny, błogi spokój i bezpieczeństwo. Chciałam tu zostać w ciepłej pościeli z mięciutkimi poduszkami należącymi do podpułkownika. Ułożyłam się wygodnie jednak z błogiego stanu wyciągnęło mnie przyprawiające o zawał pukanie do drzwi.
Otworzyłam błyskawicznie oczy i zgięłam migiem do pozycji siedzącej. Wstałam owijając się kołdrą i powoli podeszłam do drzwi. Przyłożyłam do nich ucho chcąc wyłapać jakieś dźwięki z korytarza ale panowała tam głucha cisza.
-*Otworzyć i sprawdzić...? Czy może udać, że nikogo nie ma? W sumie nie mam ochoty przed nikim się tłumaczyć.* - westchnęłam i spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. Wyświetlała się na nim godzina... Właśnie, która? Mimo nagłej pobudki wciąż miałam zamazany obraz. Zmrużyłam oczy i starałam się odczytać wyświetlaną godzinę. Zrobiłam kilka kroków próbując podejść bliżej ale zaplątałam się w pościel i z hukiem poleciałam na podłogę.
-*Świetnie.. Kiedy chcesz być pewna siebie ale i tak zostajesz niezdarą...* - warknęłam i wyślizgnęłam się ze zbrodniczych pnączy kołdry. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o podpułkowniku. Siedząc na podłodze wychyliłam się nad łóżkiem i rozejrzałam po pokoju szukając gospodarza. Spał rozwalony na krześle z nogami wyciągniętymi na biurku. Westchnęłam cicho i biorąc kołdrę dźwignęłam się z ziemi. Podeszłam do mężczyzny i ostrożnie przykryłam, by przypadkiem go nie obudzić.
Gdy chciałam odejść zaczął się niespokojnie wiercić i zaczął coś szeptać... Wydało mi się, że to były jakieś imiona i raczej na pewno tak było.
- Mahiru... Keri... Nie... - majaczył przez sen. Cofnęłam się i nim zdążyłam uklęknąć złapał mnie za rękę. Otworzyłam usta zszokowana do tego stopnia, że nie wiedziałam co mam zrobić.
-*Cholera... I co teraz? Mam tak stać?* - z twarzy czarnowłosego zniknął niepokój, a ja zawiesiłam wzrok na niej mimowolnie się uśmiechając. Wyglądał teraz tak spokojnie i niewinnie... Gdyby ktoś powiedział mi, że jest najgorszą osobą na ziemi w życiu bym nie uwierzyła.
Usiadłam na podłodze pozwalając mu dalej trzymać moją dłoń i położyłam głowę na jego udzie. Miałam się ubrać, ale nie mogę teraz go zostawić i zabrać ręki. Niech śpi mój Lucyfer... C~chwila! Co?! Mój?! Nie, nie! Znam go zaledwie kilka dni! Oświadczył mi, że będzie gotowy mnie zabić! Jestem mu potrzebna jako narzędzie, nie druga... Gh! Matko, dobrze, że nikt nie słyszy moich durnych myśli... Może z wyjątkiem Yuuki, ale komu niby ma wypaplać? Poczułam się jeszcze bardziej nieswojo przez co naszła mnie ochota wyrwania mu się i zwiania jak najdalej. Delikatnie spróbowałam wyciągnąć dłoń z jego uścisku ale trzymał ją zbyt mocno.
-*Ty cholero.. Puszczaj mnie...!* - syknęłam w myślach. - *Dobra może się nie obudzi skoro wczoraj na imprezie Goshi musiał się wdzierać, chyba, że to było grane.* - wolną ręką zaczęłam rozchylać jego zaciśnięte palce powoli wysuwać uwięzioną dłoń. Im bliżej byłam wolności, tym bardziej zaczynał się zaciskać. - *Matko, zostaw mnie...* - błagałam zaczynając nerwowo szarpać ręką. -* On jest taki silny czy ja taka słaba? Chociaż to w sumie sprowadza się do jednego...* - siłowałam się z nim dalej, póki nie usłyszałam półprzytomnego pytania. -*Cholera... Musiałeś się budzić?*
- Co ty robisz...? - przetarł prawą dłonią twarz i zamulonym wzrokiem spojrzał na nasze ręce próbując przetworzyć to co zobaczył. Wbijałam w niego swoje przerażone oczy, którymi musiałam go przywołać, bo w końcu przeniósł na mnie wzrok. Złączyłam usta w prostą kreskę i skamieniałam. - Co się...
-Nic, nic! Śpij sobie dalej... Tylko jakbyś mógł mnie puścić... To byłabym wdzięczna. - zaśmiałam się, a on wbijał tylko we mnie znudzone spojrzenie. Pokręciłam głową wstając ale wtedy objął mnie drugą ręką od tyłu. -...Oi.. Co ty? Puść! - pisnęłam gdy przyciągnął mnie do siebie dość szybko przez co straciłam równowagę wylądowałam mu na kolanach.
- Napastujesz mnie przez sen, a teraz się wyrywasz? No ładnie to tak do przełożonego? - warknął sarkastycznie.
- Że co?! Chwila! To wcale nie było tak! Ja tylko chciałam cię przykryć, a ty mnie złapałeś za rękę i nie chciałeś puścić!
- No jasne. Ja już wszystko wiem.
- Tak? A teraz to niby, kto tu kogo napastuje? - oburzyłam się i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Dalej ty.
- Słucham?!
- Siedzisz mi na kolanach i nie chcesz zejść. - zaśmiał się, za co miałam ochotę strzelić mu w łeb, no ale nie wypada.
- Tak? A kto niby nie chce puścić biednej dziewicy w samej koszuli? Kto jej wczoraj wbił do łazienki zabierając wcześniej odzienie i zamknął na noc w swoim pokoju? - zaczęłam wyliczać na palcach nadymając policzki z każdą kolejną rzeczą. - Nie, że coś, ale mogłeś mi chociaż jakieś dresy dać.
- E, no nie koloryzuj tak. Było zupełnie inaczej! Poza tym po co ci dresy, skoro masz koszukową sukienkę? - zaprotestował od razu. Spojrzałam na niego znudzona.
- *O ty psie na baby.* To niby jak było?
- Tak, że... Że wymyślasz i nie pyskuj mi tu, bo ja mam zawsze rację. - wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, a on siedział zmieszany próbując mi się wtrącić ale nie dał rady się przez go przebić i warknął coś pod nosem. Z wrażenia aż się popłakałam, jednak czarnowłosy postanowił odebrać mi radość z tego kiepskiego żartu i w pewnym momencie poczułam jak się czymś zassałam (?). Błyskawicznie otworzyłam oczy i zorientowałam się, że odciął mi dostęp powietrza swoją dłonią. - Uważaj bo się udusisz. - zmrużyłam brwi zaczynając mordować go wzrokiem. Postanowił to jednak zignorować, bo wątpię by samiec alfa przestraszył się takiej omegi. - To skoro już oboje się rozbudziliśmy, może udamy się na śniadanie? - uniósł lekko ręce chcąc mi pokazać, że jestem już wolna. Bez namysłu opuściłam jego kolana i biorąc mundur z komody zamknęłam się w łazience.
Ubierając się nie mogłam przestać myśleć o tym poranku. On naprawdę był dziwną osobą. Jednego dnia oświadcza mi, że będzie gotowy odebrać mi życie, a później zachowuje się jakby chciał mnie poderwać. Może po prostu chce mnie jakoś do siebie przekonać, by mieć większą pewność, że nie zmienię zdania i go nie opuszczę. Albo chce o kimś zapomnieć...
- Trafiłaś w samo sendo. - odwróciłam się słysząc demona. Czerwonooka opierała się plecami o ścianę ze skrzyżowanymi rękami. - Obie rzeczy tyczą się tego osobnika. Ale nie łatwo mu będzie zastąpić ją tobą.
- O kim ty mówisz? - spytałam dopinając mundur.
- O Mahiru. Opowiadał ci o niej wczoraj, że była o mnie zazdrosna, chciała go mieć tylko dla siebie, a on nie widział poza nią świata. Swoją drogą to przez nią umarłam. Przeciągnęła Gurena na swoją stronę, a gdybyśmy najpierw zajęli się wampirem wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale to i tak już nie istotne, bo ona też nie żyje. - powiedziała to z taką satysfakcją jakby odpłaciła się jej pięknym za nadobne.
- Co się z nią stało?
- Musisz wszystko wiedzieć? A z resztą co mi szkodzi. Guren ją zabił.
- Co zrobił?! Zabił kogoś kogo kochał? - krzyknęłam zapominając, że nie byłam u siebie. Ale mój cały światopogląd właśnie się zatracił i runął w otchłań. Chwila! Przecież... O cholera... Faktycznie kiedy bił się na dachu z Kakashim przyzwał ją. - *Ale to musi cholernie boleć jeśli jesteś zmuszony zabić kogoś kogo kochasz... Powoli dowiaduję się jego historii i zaczynam rozumieć dlaczego jest taki oschły. * - westchnęłam cicho opierając się dłońmi o zlew i wpatrując we własne odbicie. Wzięłam do ręki leżący na półeczce grzebień i przeczesałam włosy. -*Jeśli pozwolę się opętać skończę tak samo jak Mahiru...*
- Lepiej nie angażuj się za bardzo w tą znajomość. Zafundujesz mu tylko kolejną dawkę cierpienia jeśli naprawdę coś poczuje.
-*Chesz mi wmówić, że to co teraz okazuje to gra... Sama już nie wiem czy ufać tobie i moim przeczuciom... * - westchnęłam spuszczając głowę, granatowołosa spojrzała na mnie z politowaniem i dodała znikając
- Rób jak uważasz za słuszne ale potem nie żałuj i nie jęcz, że nie ostrzegałam.
Otworzyłam drzwi i opuściłam łazienkę zwalniając ją mężczyźnie.
- Długo będziesz się szykował? - spytałam siadając na łóżku.
- Wydaje mi się, że nie powinno mi to zająć tyle czasu co tobie. - zadrwił, na co machnęłam tylko ręką i położyłam się na boku tyłem do niego. Chciałam jeszcze chociaż na chwilę zamknąć oczy i przysnąć
***
Zasrany kłamca. Mówił, że nie będzie długo okupywać łazienki, a siedział tam kij wie ile. Przysnęłam, a ten idiota żeby zafundować mi efektywną pobudkę złapał mnie za nogi i ściągnął na podłogę. Na szczęście byliśmy już w drodze do kuchni. Umierałam z głodu. bo w sumie od wczoraj rana nic nie miałam w ustach. Z wyjątkiem wina. A no! Już wiem jak mu się tłumaczyć. No słuchaj... Na pusty żołądek alkohol to nie najlepszy pomysł, tylko jak widzisz... Musiałam odczekać aż mnie dziachnie.
- To co? Znowu tosty, czy może preferuje pani coś innego? - spytał wpuszczając mnie przodem.
- To zależy co mam do wyboru. - odpowiedziałam przechadzając się po pomieszczeniu. Przy lodówce stał Shin'ya ze skrzyżowanymi rękami. Patrzył z góry ma małą, fioletowowłosą dziewczynkę, która naburmuszona wskazywała rączką na stojący na górze słoik z ciastkami.
- Oi! Shin'ya-san! Daj mi te ciastki! - krzyczała zaczynając wymachiwać rączką na pożądany przedmiot.
- Shinoa-chan, najpierw proszę ładnie zjeść śniadanie! Ile razy mam ci powtarzać, że...!
- CIASTKI! - białowłosy zacisnął powieki, gdy się wydarła. - CIASTKI! CIASTKI!!!
- Po pierwsze to ciastka, nie ciastki, a po drugie jak Kureto zobaczy jak się odżywiasz...
- ON MA MNIE W DUPIE! - zacisnęła pięści i skierowała je w dół. Całą trójką wpatrywaliśmy się w nią z osłupieniem. Dziewczynka w mordem w oczach wyciągnęła rękę do Shin'yi i zginęła kilka razy palce oczekując słoika. Niebieskooki otrząsnął się z szoku i strzelił jej po łapkach. - Ała!
- Jak ty się wyrażasz młoda damo?! Nie przystoi tak dziesięcioletniej dziewczynce! Idziemy jeść tosty!
- Znowu?! Ile można jeść tosty! - oburzyła się i odwróciła na pięcie.
- HE?! Proszę nie wybrzydzać! Tosty z dżemem to sztuka, nie wiem o co ci chodzi. - skrzyżował ręce i sam odwrócił się do siostry tyłem. - Zawierają wszystkie składniki odżywcze, byś w końcu urosła, a nie została takim krasnalem. Widzisz jak ja o ciebie dbam, a ty wybrzydzasz!
- To przez ciebie będę taka mała!
- Nieprawda!
- Ym... Guren... Z kim ty się zadajesz? - spytałam wspinając się na palce, by być bliżej jego ucha. Nie chciałam wydzierać się na pół pomieszczenia by przekrzyczeć rodzeństwo.
- Uwierz mi, zadaje sobie to pytanie od początku naszej znajomości. - westchnął załamany i zaczął kierować się do lodówki. Odchrząknął by Hiiragi mu się rozstąpili.
- Guren powiedź jej coś!
- Shin'ya zamknij się i daj mi... - urwał gdy poczuł jak coś go oplotło na wysokości pasa. - Oi gówniaku, odczep się ode mnie. - warknął odpychając Shionę jedną ręką. Ta jednak nie miała zamiaru ustąpić.
- To ja może zajmę stolik... - zaproponowałam chcąc jak najszybciej ewakuować się z pola bitwy zanim zaczęliby okładać się patelniami.
W jadalni było jeszcze pusto zważając na godzinę, więc usiadłam przy pierwszym lepszym stoliku od ściany. Opadłam się łokciami o blat zaś moja głowa spoczęła na złączonych dłoniach. Miałam nadzieję, że nikt się do mnie nie dosiądzie i nie zaczepi. Najbardziej obawiałam się jednak spotkać tego całego Kureto. Chcąc nie chcąc bałam się go. Wielka szycha, która gardzi niższymi w hierarchii.
Ponownie chciałam zamknąć oczy ale ktoś mi w tym przeszkodził.
- Można? - spytał znajomy głos za moimi plecami.
- Yhm... - wymruczałam nawet nie podnosząc głowy. Dopiero gdy osobnik zajął miejsce przede mną spojrzałam na niego. - Kakashi...?
- Ja... Ten... - był dość zakłopotany, złapał się za kark i próbował dobrać słowa. Mój wyczekujący wzrok mu tego nie ułatwiał ale nie mogłam na to nic poradzić, zwłaszcza gdy uderzył mnie lekki stres przed rozmową ze srebrnowłosym. Okropnie go wczoraj potraktowałam ale to było jedyne co przyszło mi wtedy do głowy. - Chciałem cię przeprosić za wczoraj... Zbyt gwałtownie zareagowałem, ale to dlatego, że... Nie chcę by ten przygłup cię skrzywdził. - cholera co? Moje zaspane oczy były teraz wielkości spodków. Czemu ty mnie chcesz... Dobra nieważne po prostu go przeproś.
- Kakashi... Ja... Ym... - zaczęłam się jąkać nie mogąc wydobyć z siebie sensownego słowa, a co dopiero zdania.
- Rozumiem, że to może być dość... Ciężkie do przełknięcia, zwłaszcza, że chyba coś cię do niego przyciąga... Wybacz, że walnę prosto z mostu, ale po prostu chcę wiedzieć czy nie jest za późno.
- *Kakashi do chuja, co ty odpierdalasz?*
- Czy ty coś do niego czujesz? - spytał na jednym wdechu.
- CO?! Naprawdę to tak wygląda? Nie, nie, posłuchaj... - zdezorientowana i przerażona zaczęłam wymachiwać mu rękami przed twarzą. O chuj im wszystkim chodzi?! Znamy się kilak dni, halo? Proszę mnie zostawić! - My... Yh... Nawet nie wiem jak nazwać tą relację. Po prostu dobrze się dogadujemy. *Nie powiem, mu o tym co się stało po imprezie...Przecież on by rozszarpał tego Gurena.* Poza tym ja też chciałabym cię przeprosić. - westchnęłam spuszczając głowę. - Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało ale po prostu... Nie wiedziałam już jak cię powstrzymać. Wtedy gdy wyciągnąłeś kunaia spanikowałam.
- Wybacz. Naprawdę nie chcę cię do siebie zrazić ani nie chcę kłótni, ale jak go widzę to scyzoryk mi się otwiera w kieszeni.
- Kakashi... - chciałam załagodzić narastające w nim emocje ale przerwało mi chrząknięcie za plecami.
- Przepraszam, ale wydaje mi się, że to miejsce było już zajęte. - odwróciłam się gwałtownie słysząc charakterystyczny głos fioletowookiego.
- *...Ksa...*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top