The second flesh: Imię
Więc, tak. Naprawdę, nie mogłem już dłużej czekać na dodawanie kolejnych rozdziałów, dlatego wstawiam dziś.
Ale mnie serduszko boli, że ta książka już nie ma takiej popularności, jak kiedyś ;.;
Ale cóż, wciąż jestem!
***
-Tsk ... - Levi niezadowolony spojrzał na wchodzącego do jadalni dzieciaka.
Swój strój był nieprzyzwoicie naganny, a on sam spóźniony.
- Jaeger, czy dziewiąta rano w niedzielę to dla Ciebie aż takie wyzwanie? - zapytał, kryjąc emocje pod maską obojętności.
- Ja ... - Szatyn jakby nagle uświadomił sobie, gdzie jest, wyprostował się i zasalutował. - Przepraszam, Heichou! To już się nie powtórzy!
- Levi daj mu spokój, Mały nie spał pół nocy ... - Zaczął Erwin, ale spojrzenie Kapitana od razu go uciszyło.
- Mówiłem Ci wczoraj o tym, Smith. To jest wojsko, nie żłobek. Jeśli tak zależy Ci na tym małym gównie, znajdźcie mu jakiś dom, a Jaeger niech wróci do swoich obowiązków.
Eren ledwo powstrzymał łzy cisnące się do oczu.
Czuł się odpowiedzialny za dziecko, mimo że było ono tylko zwykłym przypadkiem.
- Nie jestem głodny, Kapitanie. Proszę mi wybaczyć - powiedział drżącym głosem i ostatecznie zasalutował, wychodząc ze stołówki.
Levi prychnął.
Ten bachor na za dużo sobie pozwalał.
Dopił swoją herbatę, po czym oznajmiając, że wychodzi, udał się na piętro.
Erwin przydzielił dzieciakowi osobny pokój, ze względu na ten pieprzony efekt eksperymentu Hanji, Levi niestety nie miał nic do gadania, zważając na to, że to nie on był dowódcą.
Nie pukał, po prostu wszedł, ale widok, jaki zastał, zamienił wściekłość i chęć skarcenia nastolatka na strach.
Dziecko, które spało na łóżku opatulone kołdrą i ramionami Erena, wyglądało bardziej na trzy lata, niżeli kilka tygodni.
Hanji miała jebaną rację.
Jeśli jego rozwój będzie tak postępował, bardzo szybko będzie po nim.
Jaeger lekko uniósł powieki, spoglądając na twarz Kapitana.
- Heichou? - powiedział cicho, ale Levi szybko uciszył go machnięciem dłoni.
Przysiadł na łóżku i jednym ruchem odgarnął czarne włosy z twarzy dziecka.
Nie znał uczucia, jakie w tym momencie zrodziło się w jego sercu.
Chwila, wróć.
Znał je doskonale.
Byłą to bezradność.
Jebana bezradność, taka jak kiedyś, gdy zginęli Isabel i Farlan.
Kurewska bezradność.
Eren wpatrywał się w niego jak oczarowany.
Kapitan nie krzyczał, nie kazał mu nic robić, nie zwrócił uwagi nawet na karty i pióra walające się po podłodze.
Po prostu siedział tak przez dłuższą chwilę i oglądał się pogrążonemu we śnie dziecku.
- Myśli Pan, że Hanji wymyśli coś na jego ... Przypadłość?
- Przypadłość? - Levi podniósł na niego wzrok.
- Wie kapitan ... Na to, że tak szybko rośnie. Chciałbym, aby był normalnym dzieckiem.
- On nigdy nie będzie normalnym dzieckiem, Jaeger - Ackermann także szeptał - jest jedynie kolejnym eksperymentem czterookiej.
Eren nie wiedział jak odpowiedzieć.
Nie chciał kłócić się z przełożonym, ale serce ściskało go, z każdym jego słowem.
Mimo to nie mógł się napatrzeć na żołnierza, najsilniejszego bohatera ludzkości, głaskającego w tej chwili gładki policzek dziecka.
- Nazwałeś go jakoś? - Levi strzelił sobie mentalnie liścia za to pytanie, jednak mimowolnie oczekiwał odpowiedzi.
- Ja ... Nie. Zazwyczaj wszyscy mówią do niego po prostu Mały.
Kapitan prychnął.
- Wiecznie mały nie będzie. Trzeba go jakoś nazwać.
- To niech Pan wymyśli mu imię.
Odpowiedź czarnowłosego sprawiła, że pożałował tego, co powiedział.
- Kiedyś wyczytałem w jakiejś książce - nadal mówił cicho - że jak ktoś nada imię psu, przywiąże się do niego. A ja nie mam zamiaru tego robić.
- On nie jest psem! - Eren gwałtownie zerwał się z łóżka, prawie że krzyknął, budząc przy tym dziecko.
Od razu oczekiwał jego pisku, oznajmującego światu, że dotknął go ktoś, kto nie jest Erenem, jednak nie doczekał się.
Ze zdziwieniem spojrzał na chłopca, który zamiast krzyczeć, wpatrywał się uważnie w twarz osoby nad nim.
Kolejny ruch dziecka był równie zaskakujący.
Usiadł on i wtulił się w Levia tak, jak robił to zawsze z Erenem.
Mężczyzna otworzył szerzej oczy, kiedy dziecko ponownie zasnęło, tym razem na jego klatce piersiowej.
A myślał, że już nie przyjdzie mu doznać większego szoku.
Ostrożnie ułożył kruche ciałko z powrotem na łóżku, po czym wstał.
- Kaiyo - powiedział cicho, zerkając na chłopca.
- Słucham? - Eren spojrzał prosto w kobaltowe tęczówki.
- Mówiłem przecież, że nie możecie wiecznie mówić na niego Mały - powiedział obojętnie, przewracając oczyma - od dzisiaj nazywa się Kaiyo.
Po tych słowach jeszcze raz spojrzał na dziecko i wyszedł z pokoju.
- Ocean * ... - szepnął Eren, nie mogąc uwierzyć w to, że Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości, właśnie nadał imię małemu dziecku.
***
- Może dzieciak wyczuwa idiotów - śmiech Jeana było słychać na całej wojskowej stołówce.
- Zamknij się Koniomordy - Eren nabrał na łyżeczkę zupy, po chwili przystawiając ją do ust, krzywiącego się dziecka - No dalej, Kaiyo... Wiem, że potrafisz!
Chłopak dopingował syna, jednak na marne.
Jedyne co otrzymywał to dziecięce „Ne".
- Ech... - Eren dał za wygraną i odsunął od siebie talerz, po czym powoli spojrzał na drzwi - Kapitana nie było na obiedzie, na kolację też nie przyszedł...
- Pewnie ma za dużo na głowie. - odezwała się Hanji, mimo że nie oczekiwał odpowiedzi.
- Ale powinien raczej coś zjeść, prawda?
- Eren, widziałeś kiedyś, żeby kapitan Levi cokolwiek jadł? - wtrącił Armin.
- Hmm... - Jaeger zamyślił się, jednak nic nie wpadło mu do głowy - Nie, zawsze tylko pije herbatę, ale musi coś jeść, prawda? Hanji, co jada kapitan Levi?
Kobieta zmarszczyła brwi.
- Zazwyczaj jada, kiedy nikogo już nie ma, ale chyba to samo co my.
- Może ... Zaniósłbym mu kolację, skoro jest tak zajęty...
- Dobry pomysł, Eren - Zoë uśmiechnęła się.
- Kaiyo, weźmiesz chleb dla kapitana? - chłopak postawił dziecko na podłodze, a ono skinęło główką i sięgnęło po bochenek na stół.
- To jak Kaiyo, idziesz do taty?
Chłopiec spojrzał dużymi oczkami na szeroko uśmiechniętą okularnicę.
- T... Taty? - wyjąkał, a wszystkie oczy w jednej chwili zwrócone były na niego. - Kto to taty? - zapytał, odwracając się do Erena.
Nikt nie mógł wyjść z podziwu.
Dziecko zawsze musi wypowiedzieć swoje pierwsze słowo, ale to dziecko, powiedziało zdanie, do tego w sposób, jakby robiło to już wiele razy.
Hanji, jak i Eren wiedzieli, że muszą przed nim udawać, że wszystko, co robi, jest normalne. Nie mogli mu przecież powiedzieć, że jest inny.
- Hanji chyba chodziło o Levia, wiesz Kaiyo?- powiedział nastolatek, biorąc talerz z zupą, uprzednio zakrywając go innym. - Weź chlebek i idziemy.
Mały posłusznie wykonał polecenie i ruszył za nim do wyjścia.
Obaj zatrzymali się dopiero pod drzwiami Kapitana.
Eren musiał kilka razy odetchnąć, nim przyłożył dłoń do drewna i zapukał.
- Wejść !- usłyszeli szorstki głos ze środka, chłopak dłużej nie myśląc, złapał talerz w obie dłonie i łokciem nacisnął klamkę, by po tym przejść przez próg.
Levi siedział przy biurku.
Koszulę rozpiętą miał pod szyją, żabot wisiał schludnie na oparciu krzesła, na którym spoczął.
- Nie było Pana na kolacji, więc pomyślałem, że przyniesiemy...
Ackermann ściągnął brwi, patrząc na zmieszanego nastolatka i uśmiechniętego dzieciaka stojących w drzwiach.
- Wejdźcie, cholera, nie stójcie w progu. - powiedział, jakby to było oczywiste.
Eren postawił talerz na biurku, z dala od wszelkich dokumentów, jednak Kaiyo nie miał tyle taktu, kładąc bochenek na kolanach czarnowłosego, po chwili samemu się na nie wdrapując.
- Co ty robisz cholerny gównia... - Levi zamilkł, kiedy tylko jego wzrok napotkał zdezorientowane oczęta „gówniarza".
Westchnął głośniej i posadził go sobie wygodniej na kolanach, chleb przekładając na biurko.
I wtedy po pomieszczeniu rozległo się porządne burczenie, dobywające się z brzucha dziecka.
Levi ponownie zmarszczył brwi.
- Jesteś głodny? - zapytał chłopca, a ten tylko pokiwał głową, jak to miał w zwyczaju.
- A na dole nie chciał jeść ! - oburzył się Eren, gwałtownie siadając na krześle, po drugiej stronie biurka.
- Ale teraz zje - powiedział poważnie mężczyzna, biorąc do ręki chleb i urwał kawałek, po czym wręczył go Kaiyo.
Ten spojrzał na niego nieco zdziwiony.
- To taty ... - szepnął, rumieniąc się, po czym schował twarz w koszulce Levia, któremu zaś nienaturalnie zadrgała brew.
- Kto do...
- Kapitanie, to... - Eren mu przerwał - Hanji... Rzuciła słowem, a on jest małym dzieckiem, więc podłapał i...
Levi uciszył go gestem dłoni.
- Kaiyo, nie wstydź się. - powiedział opanowanym głosem, powoli zanurzając dłoń w jego czarnych jak noc włosach - zjedz ze mną tę kolację, co?
Tym razem zjechał palcami za jego ucho i podrapał, przeczuwając, jaka będzie jego reakcja.
Chłopiec zgiął się w pół chichotając, co wywołało u Levia nie tylko uśmiech, ale i wspomnienia, kiedy jego matka robiła mu to samo.
Tylko tam miał łaskotki, a dzieciak najwidoczniej przejął to po nim.
Eren gapił się na to, jakby w życiu nie doświadczył piękniejszego widoku.
Tak naprawdę, jeśli miał być szczery przed samym sobą, to był dla niego najpiękniejszy widok pod słońcem.
Levi.
Uśmiech Levia.
Uśmiech Kaiyo.
On...
- Ja... ! - krzyknął nagle, wstając z miejsca. Nie wiedział dokładnie, co się stało, nie był nawet pewien co i dlaczego zrobił.
Serce biło mu jak oszalałe, jakby chciało zaraz wyskoczyć z piersi i uciec jak najdalej.
- Eren? - Levi spojrzał na oblanego czerwienią na twarzy chłopaka.
- Ja... Przepraszam Kapitanie... - usiadł z powrotem na miejscu - Ja nie wiem, co mi odbiło.
- Nie dziwię się, każdemu by odbiło po kilku nieprzespanych nocach.
Levi sięgnął ręką po talerz z zupą i jednym ruchem nabrał jej trochę na łyżkę, kierując ją w stronę chłopca, który posłusznie zjadł jej zawartość.
- Odpocznij, zajmę się nim. - Nigdy nie przeczuwał, że takie słowa padną z jego ust, ale nie miał wyboru. Eren definitywnie potrzebował snu, a dzieciak nie reagował płaczem na dotyk tylko ich dwojga.
- Eren, to rozkaz - dodał, kiedy zobaczył, jak usta chłopaka otwierają się, zapewne by wyjawić sprzeciw.
Levi odetchnął dopiero, kiedy Eren zniknął bez słowa za drzwiami.
- To, co Kaiyo - zwrócił się do malucha - jemy dalej?
***
* Kaiyo (海洋) - z japońskiego „Ocean"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top