Rozdział 2 - Truskawkowa masakra

Kimberly

- Źle! Znów! Zagraj mi to jeszcze raz tylko tym razem skup się! Od 11 lat jesteś tak samo roztrzepana! Nigdy nie widziałem takiego dziecka a tu za chwilę 18 lat! Nic a nic się nie zmieniła od 6 roku życia! - Powiedział Profesor George.

Ja jedynie zacisnęłam ręce w pięści i obojętnie kiwnęłam głową znów zaczynając grać utwór, którego próbowałam się nauczyć. Przez 17 lat nauczyłam cierpieć w ciszy sama. Nauczyłam się, że nie mam nic do powiedzenia i że moje zdanie się nie liczy szczególnie posiadając 2 siostry. Jedną w wieku 15 lat o którą martwisz się, bo ostatnio coś się z nią dzieje i zamyka się w sobie zresztą jak ty, więc nie masz nic do gadania. A drugą w wieku 9 lat. Może się wydawać istnym aniołkiem, ale nie dajcie się zmylić! To zło wcielone i pupilek mojej mamy, jeżeli to możliwe. Tej kobiecie nie da się zaimponować. Zawsze da ci do zrozumienia, że jesteś do niczego. Nie ważne jakbyś się starała. Za to Kendall była jej księżniczką. Nigdy nie widziałam tak złego dziecka a mówię to o swojej siostrze, więc musicie zrozumieć, że jest bardzo źle. U mnie zbyt wiele się nie zmienia. Oprócz tego, że mama wywiera na mnie jeszcze większą presję, bo musze dostać się na najlepszą uczelnię. Mamy być rodziną jak z obrazka. W końcu ona jest sławną dziennikarką i jej rodzina nie może zhańbić jej nazwiska. Dalej zmuszała mnie do gry na skrzypcach a ja dalej tak samo jej nienawidzę tak jak profesora. Ten człowiek również się nie zmienił. Dalej był tym samym bez uczuciowym człowiekiem, który, szukał każdego najmniejszego powodu, żeby się ciebie czepić. Spojrzałam na parapet. Był pusty. Nikt na nim nie siedział. Logan na nim nie siedział. Nie siedział tam od 8 lat. W wieku 10 lat wyjechał z Houston. Jego rodzice zbankrutowali. Nie widziałam go już nigdy, więcej. Nawet nie pisaliśmy. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i tak nagle nasza przyjaźń prysła jak bańka. A, więc skoro Logan wyjechał domyślacie się, że dalej mam niewielu przyjaciół. A właściwie tylko jednego. Mój pies umarł a kamyk stał się nie dorzeczny. Miałam tylko jedną przyjaciółkę. Ruby. Wzięła mnie pod swoje skrzydła w liceum i od tego czasu jesteśmy nierozłączne. Jest ode mnie o rok starsza, więc to jej ostatni rok w liceum. Ruby jest zabawną blondynką, która uwielbia się wyróżniać i być w centrum uwagi. Nie boi się niczego. Zawsze chciała się wyróżnić jednak posiadając taką przyjaciółkę jak ja jest to raczej niemożliwe. Ruby kochała poznawać nowych ludzi i być kojarzona jednak ja nienawidziłam tego i twierdze, że lepiej trzymać się gdzieś z boku i nie wyróżniać się. Musiałam jej, więc wybijać z głowy to, że zagadamy do tych popularnych dziewczyn ona wtedy jedynie przewracała oczami i nazywała mnie ,,nudziarą''. Może i byłam nudna, ale wolałam to niż wyróżniać i być oceniana za to kim jestem. Na początku liceum byłam powiedzmy ciekawą osobą, bo wszyscy doskonale wiedzieli kim była moja mama, więc każdy zabiegał o moją przyjaźń i takie tam. Sądzili, że będę drugą Ashley (najpopularniejszą dziewczyną w szkole) w tym liceum w końcu liczyło się kim byli twoi rodzice. Jednak szybko przekonali się, że jestem mało interesująca i cała uwaga przeniosła się z powrotem na Ashley. Podobało mi się to, bo czułam się dziwnie osaczona ludźmi. Ruby jednak nie zrezygnowała z naszej przyjaźni. I tak do tej pory. Nie wiedziałam co zrobię przez ten rok sama. Ale postanowiłam się tym na razie nie przejmować. Przeniosłam szybko wzrok z parapetu na nuty. Jednak jak to bywa rozkojarzyłam się.

- Kimberly! Czy ty naprawdę nie potrafisz się skupić?! Jak dobrze, że nasz czas się skończył! A teraz wynocha! – Krzyknął profesor i wskazał na drzwi.

Posłusznie wyszłam z jego gabinetu. Jak dobrze, że ten cyrk w końcu się skończył. Nie zamierzałam iść do domu, gdzie dostałabym ochrzan od mamy. Nie. Postanowiłam pójść do pracy swojej przyjaciółki, której podjęła się rok temu.

*******

Kojarzycie takie restauracje w vibe lat 80 gdzie jeździ się na wrotkach? Tam właśnie pracowała Ruby. Kiedy weszłam do środka zauważyłam blondynkę na wrotkach, która przyjmowała właśnie zamówienie od pary siedzącej przy jednym stoliku. Nie chciałam jej przeszkadzać i doskonale wiedziałam, że mnie zauważy, więc usiadłam po prostu przy jednym z stolików i wyjęłam książkę od biologii z torby. Postanowiłam się pouczyć, bo nauczycielka zapowiedziała nam sprawdzian, z tematu którego nie rozumiałam. Po gdzieś 6 minutach Ruby zjawiła się koło mnie i wręczyła mi sheaka truskawkowego.

- Proszę. – Powiedziała i usiadła na chwilę koło mnie.

- Masz przerwę? – Zapytałam.

- Nie, ale siedzę tu puki szef się nie dowie. Bolą mnie stopy od tej jazdy na wrotkach. Jak tam u profesora George?

- A ja ma być? Znów się nie umiałam skupić i wydarł się na mnie.

- Czemu nie postawisz się mamie?

- Bo to nie możliwe.

- Wszystko jest możliwe. – Powiedziała i spojrzała na jeden z stolików przy którym siedziała Adrien. Adrien to chłopak z naszej szkoły w wieku Ruby i były surfer. Oraz crush wszystkich dziewczyn, również Ruby.

- A, więc uważasz, że to możliwe, że Adrien Wolters się z tobą umówi?

- Tak. Patrz i się ucz.

Dziewczyna wstała i podjechała do lady, gdzie wzywała ją Alice inna kelnerka. Dziewczyna uśmiechnęła się i kiwnęła głową do dziewczyny która coś do niej mówiła. Wzięła serwetkę z tacy z zamówieniem i wyjęła długopis. Zaczęła coś na niej pisać i położyła ją na wierzchu po czym odjechała z tacą w stronę stolika Adriena. Kiedy tam dotarła uśmiechnęła się ponownie i położyła tace na stoliku chłopaka. Za chwilę podjechała do mnie.

- I co? Napisałaś mu liścik miłosny na serwetce? – Zapytałam.

- Nie. – Dziewczyna się zaśmiała. – Dałam mu swój numer.

- Ruby zwariowałaś.

- Tylko dlatego, że nie jestem nudziarą jak ty? Ja się tylko bawię. Ty też czasem powinnaś odstawić te podręczniki i się trochę pobawić.

- Wole nie. A ty zamiast romansować z Adrienem powinnaś wziąć się do nauki. Przypomina ci, że jak nie weźmiesz się do nauki to żadna uczelnia cię nie będzie chciała i zostaniesz na zawsze w tej knajpie.

- Lubię ją....

- Ruby bież się w tej chwili do roboty! Jeszcze nie masz przerwy! No już zasuwaj! – Krzyknął jej szef.

- A no tak zapomniałabym. To jedyne czego tu nie lubię. Mojego szefa.

Dziewczyna przewróciła oczami. Wstała i już miała odjechać kiedy zapytałam ją:

- Poczekam na ciebie aż skończysz prace podwieziesz mnie do biblioteki?

- Jasne ale pracę kończę dopiero za trzy godziny.

- Nie szkodzi. Jak twój szef się zgodzi to ci pomogę.

- Na to może i się zgodzi... ale uprze się, że nie da ci za to żadnych pieniędzy.

Uśmiechnęłam się.

******

Mimo wszystko szef Ruby cenił sobie dodatkowe ręce do roboty. Pozwolił mi, więc pomóc przyjaciółce tylko pod dwoma warunkami jak komuś powiem, że tu nie pracuje to zginę i nie biorę za to żadnej kasy. Zgodziłam się. Wiedziałam, że jeżeli pomogę przyjaciółce skończy szybciej. Jedyną częścią pomocy jej która mi się nie podobała to wrotki na których musiałam jeździć. Nikt nie lubił tu na nich jeździć. Ale nie to, że nie lubiłam ja prawie nie umiałam. Kilka razy jadąc do stolika jednego z gości prawie się wywaliłam i wylałam na niego koktajl. Na szczęście wtedy podjechała Ruby i złapała mnie za łokieć żebym się nie wywaliła. Tym razem dostałam trudniejsze zadanie. Musiałam dojechać z koktajlem truskawkowym na sam koniec restauracji bo tam usiadł gość który go zamówił. Jechałam z przerażeniem. Bałam się, że za chwilę się wywalę. I kiedy już prawie dotarłam do stolika numer 45 prawie znów się wywaliłam i spadłabym na blondyna który siedział przy stoliku 44. Na szczęście chłopak mnie złapał byłam mu wdzięczna, więc powiedziałam:

- Dziękuję. Naprawdę.

Chłopak jednak okazał się plantem i zamiast powiedzieć ,, nie ma za co'' lub ,, proszę'' powiedział:

- Ej ej ej następnym razem uważaj księżniczko. Nie umiesz jeździć czy co?

- Nie dopiero się uczę... 

- Nie powinni zatrudniać cię tu. Prawie wylałaś na mnie koktajl czy ty się dobrze czujesz?

I choć byłam opanowaną osobą którą prawie nigdy nie ponoszą emocje to zdenerwowałam się. Uśmiechnęłam się i wylałam mu na łeb zawartość szklanki która jeszcze przed chwilą znajdowała się na tacy i nie zrobiłam tego przez przypadek nie. Zrobiłam to specjalnie.

- Ups przepraszam to przez przypadek królewiczu. – Powiedziałam i odjechałam.

Wiedziałam, że czeka mnie niezły ochrzan od szefa mojej przyjaciółki i od jej samej. Jednaka truskawkowa masakra była tego warta.

 -------------------------------------------------------------------------

Hej widzimy się za dwa tygodnie w środę! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top