Rozdział 19 - Na co czekasz?

Logan

Była niedziela. Minęły 2 dni od kiedy zabrałem Kim na swój trening. Jej mama musiała jechać pilnie do drukarni w Dripping Springs, moi rodzice mieli odwiedzić dziadka w Canton, a Adel nocowała u przyjaciółki. A, więc ja zaprosiłem Kim do siebie na ,, maraton filmowy''. Rano poszedłem pobiegać a potem chwilę pouczyłem się i miałem jechać po Kim. Rodzice mieli zacząć się zbierać kiedy ja wyjeżdżałem tak, że kiedy wrócę będziemy mieć wolną chatę. Przed zaproszeniem Kim oczywiście nie obyło się bez miliona pytań. Teraz jednak jechałem po nią

******

- Been here all along, so why can't you see. You belong with me? Standing by and waitin' at your back door.. All this this time, how could you not know, baby. You belong with me? You belong with me. You belong with me. Have you ever thought, just maybe. You belong with me? You belong with me – Zaśpiewała Kim kołysząc się w rytm piosenki.

- Jesteśmy – Powiedziałem parkując przed domem.

Dziewczyna z zaciekawieniem spojrzała na mały biały domek.

- Jest śliczny – Odpowiedziała uśmiechając się.

Wysiadłem z auta. Kim zrobiła to samo.

- Nie mogłaś poczekać? Otworzyłbym ci drzwi a tu nic z moich planów.

- Ale z ciebie dżentelmen – Zaśmiała się dziewczyna.

- Owszem nie zauważyłaś jeszcze tego?

- Nie jak na razie zauważyłam tylko twoje ego i nie udane próby bycia dżentelmenem.

- Jednak coś!

Kim pokręciła głową z uśmiechem na twarzy. Tym razem jednak pobiegłem szybko na ganek i otworzyłem jej drzwi.

- Dziękuję – Powiedziała.

- Logan! – Usłyszałem znajomy głos cioci Daphne z kuchni.

Czekajcie co? Pobiegłem szybko do kuchni. Tam przy stole siedziała ciocia Daphne, wujek Eric, mama i tata...

- Ciocia? Wujek? Co wy tu robicie mieliście przylecieć za tydzień.

- Logan! Wiesz okazało się, że wczoraj były jeszcze 2 wolne miejsca w samolocie a, więc postanowiliśmy zrobić wam niespodziankę i przyjechaliśmy szybciej! Akurat zdążyliśmy bo twoi rodzice mieli już wyjeżdżać kiedy przyjechaliśmy... o a kto to? – Zapytała ciocia wskazując ręką na Kim, która właśnie pojawiła się w kuchni.

- To Kim – Powiedziałem.

- Kimberly Hall miło mi panią poznać – Powiedziała Kim podchodząc bliżej mojej cioci i podając jej rękę.

Ciocia przez chwilę patrzała na nią zdziwiona, ale za chwilę uśmiechnęła się szeroko i za miast uścisnąć rękę Kim przyciągnęła ją do siebie i zamknęła w niedźwiedzim uścisku.

- Daphne! Kimberly ładne imię! A teraz musisz mi opowiedzieć jak poznałaś się z Loganem! – Powiedziała puszczając dziewczynę i szybko odsuwając jej krzesło koło niej.

- Można powiedzieć, że wylałam na niego przypadkiem koktajl – Powiedziała z opuszczoną głową, żeby nikt nie zobaczył jej uśmiechu ja jednak wiedziałem, że się uśmiecha.

Wybuchłem śmiechem.

- Przypadkiem co?

- Ej to ty powiedziałeś, że nie umiem jeździć!

- Bo nie umiesz.

- Coś tam potrafię, ale niech ci będzie. No a potem spotkałam go w bibliotece.

- Ach no tak Logan pracuje w bibliotece zapomniałabym!

- Trochę się droczyliśmy i następnym razem kiedy byłam w bibliotece jedna z pracownic poprosiła mnie o czytanie dzieciom książek przez miesiąc bo pracownica, która to robiła była na zwolnieniu do końca miesiąca. Zgodziłam się. Można powiedzieć, że pracowaliśmy razem z Loganem a przynajmniej w tym samym miejscu i widywaliśmy się codziennie, więc jakoś to wyszło i zaczęliśmy się spotykać.

- Dużo ominęłaś Kim – Powiedziałem.

- Czy muszę mówić twojej cioci o tym jak wsadziłeś mnie siłą do auta, żebym pojechała z tobą do kina?

- Logan tak się nie zachowują dżentelmeni – Odezwała się mama, ale mimo wszystko zaczęła się śmiać.

- Wcale nie wsadziłem jej tam siłą! To ona sobie to wymyśliła! Ja jej tylko powiedziałem, że pozwolę jej puścić wszystkie jej ulubione piosenki!

- To jak wsadzenie mnie siłą! Nie miałam wyjścia to był istny szantaż!

- Tak?

- W rzeczy samej.

Podbiegłem do niej i zacząłem ją łaskotać. Kim wybuchła niekontrolowanym śmiechem.

- Logan przestań! – Krzyczała śmiejąc się i próbując odgonić mnie rękoma.

- To nie był szantaż, powtórz.

- Nigdy – Odpowiedziała uśmiechając się złośliwie.

Zacząłem łaskotać ją po bokach na co wybuchła jeszcze większym śmiechem.

- Ej no tu mam największe łaskotki – Wydusiła przez śmiech.

- To nie był szantaż.

- Niech ci będzie. To nie był szantaż. Ale to już tak!

Zostawiłem ją. Odsunąłem sobie krzesło obok i usiadłem uśmiechając się. Spojrzałem na twarze wszystkich. Tata próbował nie wybuchnąć śmiechem, mama uśmiechała się szeroko patrząc na Kim, która właśnie poprawiała swojego koka, wujek już się śmiał a ciocia posłała mi oczko.

- Co jest? – Zapytałem.

- Jesteście uroczy – Odpowiedziała mama. – Tak jak... - Urwała nagle widząc moje spojrzenie. Mama wiedziała, że Kim to ta Kim powiedziałem jej jednak, żeby się nie wygadała bo sam chcę jej to powiedzieć. – Tak jak dwa małe szczeniaki.

- Świetne porównanie Amy – Zaśmiał się tata i przyciągnął do siebie żonę.

- Wiem, że zepsuliśmy wam wasze plany, ale może zostaniesz na obiad Kimberly? – Zapytała mama.

- Jasne.

******

Kim właśnie skubała swoją sałatkę a wujek i tata zaczęli rozmawiać o wędkowaniu.

- Muszę przyznać, że twoja dziewczyna jest urocza Logan – Szepnęła mi do ucha ciocia uśmiechając się.

- My nie jesteśmy razem – Powiedziałem uśmiechając się delikatnie.

- To na co czekasz?

- Słucham?

- Nie widzisz? Ona jest w tobie zabujana po uszy. A po tobie widać to samo. Nigdy nie widziałam, żebyś angażował się tak w jakąś relacje z dziewczyną. Nawet przyjacielską. No dawaj Logan.

Ja zakochany w Kim? Nie... a może tak? Jestem w niej zakochany?! Czekajcie... 

----------------------------------------------------------------------

Przepraszam za to, że rozdział wyszedł mi fatalnie. Zostanie zmieniony w trakcie korekty :) 

Miłego dnia/ nocy!!!

A i dzisiaj wpadnie jeszcze jeden rozdział! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top