Rozdział 1- Pierwszy przyjaciel

Kimberly 10 lat temu...

- Nie źle! Zagraj to jeszcze raz Kimberly tylko tym razem błagam skup się! – Powiedział profesor George cały czerwony.

Już od godziny próbował mnie nauczyć grać nowego utworu na skrzypcach. Moja mama bardzo ceniła wykształcenie muzyczne, więc zapisała mnie do szkoły w wieku 6 lat, czyli dokładnie rok temu. Sama nie lubiłam tu chodzić, nienawidziłam gry na skrzypcach. Jednak moja mama powtarzała żebym nie marudziła, bo nie po to płaci tyle pieniędzy żebym nic nie umiała i tak codziennie podwoziła mnie na lekcje do profesora George. Była bardzo wymagająca z resztą jak sam profesor, bo podobno był najlepszym nauczycielem gry na skrzypcach. Za każdą pomyloną nutę krzyczał na mnie a ja kuliłam się z strachu.

- Dobrze proszę pana. – Wymamrotałam.

Przełknęłam ślinę i poprawiłam rąbek swojej spódniczki po czym z powrotem wzięłam do ręki smyczek. Spojrzałam na nuty i znów zaczęłam grać czując na sobie surowe spojrzenie profesora śledzącego mój każdy najmniejszy ruch. Nie lubiłam tego człowieka. Wywoływał na moim ciele gęsią skórkę. Na chwilę oderwałam wzrok od nut, bo poczułam na sobie jeszcze jedno spojrzenie, ale nie chłodne wręcz przeciwnie. Ciepłe pełne wsparcia spojrzenie mówiące ,, dasz radę! Wcale nie jesteś do niczego!''. To spojrzenie należało do Logana. Chłopca, który pomagał profesorowi w zamian, żeby jego siostra mogła chodzić to na lekcje. Było to dziwne zajęcie dla 8 letniego chłopca. Jednak rodzice Logana byli bardzo biedni i nie mieli wystarczająco pieniędzy, żeby jego siostra mogła chodzić na zajęcia do profesora. Było to marzenie dziewczyny. Chłopiec zaproponował, więc profesorowi pomoc a w zamian Adel będzie mogła uczyć się u niego. Miał smutne życie. Logan obserwował mnie na każdej lekcji. Siedział wtedy na jednym z parapetów i czyścił instrumenty które dawał mu profesor. Jednak nigdy do mnie nie podszedł i nie zagadnął. Miałam niewielu przyjaciół. A o tym co robi u profesora dowiedziałam się z plotek Nie wiedziałam czy to do końca prawda, ale było mi go szkoda. Kto bez powodu chciałby pracować u profesora George? U tego dziwnego bez uczuciowego człowieka? Kiedy odwróciłam spojrzenie w jego stronę troszeczkę się pogubiłam i usłyszałam krzyk profesora:

- Kimberly! Co się dziś z tobą stało?! Nie umiesz się skupić?! Ciekawe jak twoja mama zareaguje na to, że zamiast się skupić myślisz o niebieskich migdałach!

W moich oczach pojawiły się łzy.

- A teraz idź do poczekalni i poczekaj na swoją mamę. Nasz czas się skończył a ty zmarnowałaś go jak zwykle! Jeszcze nigdy nie widziałem tak strasznie nieogarniętego dziecka!

Z łzami w oczach wyszłam z sali, w której zwykł prowadzić lekcje profesor i usiadłam na małej ławeczce w poczekalni. Z środka usłyszałam kilka krzyków profesora skierowanych do Logana a za chwilę w poczekalni zjawił się blond włosy chłopiec. Logan odstawił wiadro z brudną wodą i usiadł koło mnie. Trwaliśmy chwilę w niezręcznej ciszy aż chłopiec wyjął z swojego małego plecaka postawionego obok nas ciastko. Rozerwał je na pół i wręczył mi jedną połowę.

- Chcesz? – Zapytał. – Mama upiekła je mi do szkoły. Piecze najlepiej na świecie. Szkoda tylko, że nie wie, że zamiast do szkoły chodzę do profesora. 

- Dziękuję. – Odpowiedziałam i przyjęłam ciastko od chłopca.

- Masz na imię Kimberly prawda?

- Tak a ty Logan?

- We własnej osobie Kim.

- Czy Kim to skrót od Kimberly?

- Zgadza się. A ty chodzisz do szkoły?

- Tak.

- Jak tam jest?

- Strasznie nudno, ale lepiej niż u profesora.

- Domyślam się. Masz jakiś przyjaciół?

- Nie.

- Ja też co powiesz na to żebyśmy zostali przyjaciółmi?

Uśmiechnęłam się. Mówiąc, że mam niewielu przyjaciół miałam na myśli swojego psa i kamyk, który znalazłam przy jeziorku.

- Zgoda!

Po chwili jednak drzwi do placówki się otworzyły a w nich stanęła kobieta z czarnymi włosami, surowymi rysami twarzy i spojrzenie mówiącym ,, jesteś do niczego''. Moja mama.

- Kimberly choć jedziemy do domu, musimy porozmawiać. – Powiedziała.

- Dobrze mamo. Pa Logan do zobaczenia!

- Pa przyjaciółko.

Kiedy wyszłyśmy z budynku mama zapytała mnie:

- Kimberly czy zadajesz się z tym dzieciakiem?

- To mój przyjaciel.

- Zabraniam ci się z nim spotykać. Należy do plebsu z takimi ludźmi się nie zadajemy.

Przytaknęłam jednak nie zmierzałam się jej posłuchać. Nie. To był mój pierwszy i jedyny prawdziwy przyjaciel.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top