Rozdział 52

Baekhyun

- To takie niesprawiedliwe - powiedziałem, jadąc wraz z Sehunem do szpitala.

Nie byłem już nawet w stanie płakać. Moje oczy były boleśnie suche i opuchnięte. Wyglądałem jak tysiąc nieszczęść, ale nawet się tym mnie przejmowałem. Liczył się tylko stan Chanyeola.

- Spokojnie. Teraz najważniejsza jest nadzieja - powiedział Sehun, zerkając na mnie.

- Wiem - mruknąłem, skubiąc palcami rękaw wybranego w pośpiechu swetra. - Tylko ona mi pozostała.

W korytarzu, przy sali, w której leżał Chanyeol gromadziło się zdecydowanie zbyt dużo osób. Rozpoznałem wśród nich Blue i małżeństwo, będące niewątpliwie rodzicami Chanyeola. Sehun i Lu stwierdzili, że pojadą do domu nieco odpocząć od szpitalnego zamieszania i po moich długich namowach zostawili mnie samego z grupą mniej, lub bardziej znanych ludzi.

- Cześć - odezwała się Blue, podchodząc do mnie. Na jej twarzy nie dostrzegłem ani grama makijażu, za to byłem niemal pewny, że płakała. Jej oczy były w małym stopniu tak samo podkrążone jak moje.

- Cześć - odpowiedziałem równie markotnie.

- Chyba jednak los stawia nas przed kolejną próbą - mruknęła, uśmiechając się smutno. - Wiesz, ta śpiączką i...

- Wiem - przerwałem jej, nieco zbyt agresywnym tonem. - Wybacz, po prostu nie mam nastroju, by o tym rozmawiać.

- Żadne z nas nie ma - odezwała się nieznajoma, wysoka kobieta o proporcjach zbliżonych do modelek Victioria's Secret. Widząc moje zdumienie jej osobą, szybko postanowiła się przedstawić. - Jestem Park Yoora. Siostra Chanyeola.

- Och - z moich ust niespodziewanie wyrwało się westchnienie. Nie oczekiwałem, że poznam rodzinę ukochanego w takiej sytuacji. - Byun Baekhyun, miło mi.

Zmusiłem się do uprzejmego tonu głosu, choć w głębi duszy nadal miałem ochotę tylko płakać i przeklinać.

- Spotykasz się z Chanyeolem, prawda? - zapytała, kompletnie wyrywając mnie z zamyślenia.

Po raz pierwszy poczułem obawę o to, że bliscy Yeola mnie nie zaakceptują. Bądź co bądź byłem tylko jego niezdarnym, irytującym, bezrobotnym chłopakiem, który przy próbie rozpoczęcia normalnej pracy wylądował jako model w gejowskim erotyku.

- Tak - odpowiedziałem z pewną dozą niepewności.

- Często o tobie opowiadał - wspomniała. - Pewnie bardzo się o niego martwisz?

- Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedziałem smętnie, nim zza rogu wychyliła się sylwetka wysokiego mężczyzny o mocnych rysach twarzy i kasztanowych włosach.

- To mój narzeczony - przedstawiała go Park Yoora, kiedy szatyn ustał obok, chwytając jej rękę.

- Jeong Donghoon - uśmiechnął się uprzejmie, podając mi rękę.

- Byun Baekhyun - odpowiedziałem, również zmuszając się do lekkiego uśmiechu i niechętnie uścisnąłem mu dłoń.

Nie miałem ochoty na konfrontację z rodziną Chanyeola, ale najwidoczniej nie miałem wyjścia. Po moich plecach przeszły ciarki, gdy tylko zauważyłem małżeństwo w średnim wieku, zmierzające w naszą stronę. Wiedziałem, że to na sto procent rodzice Chanyeola i byłem niemal pewny, żę nigdy nie zaakceptują tego, że ich syn jest z kimś takim jak ja.

Mimo wszystko chyba się myliłem, bo kiedy tylko kobieta o prostych, czarnych włosach i małych oczach skrytych za szkłami okularów mnie zauważyła, na jej twarzy pojawił się zarys lekkiego uśmiechu.

- Ty jesteś Baekhyun, prawda? - spytała, a jej zachrypnięty głos dowodził temu, że jeszcze niedawno płakała.

- Tak - mruknąłem, czując się naprawdę nieswojo w otoczeni rodziców, siostry, szwagra i najlepszej przyjaciółki mojego chłopaka. Nie tak wyobrażałem sobie poznanie moich być może przyszłych teściów i reszty rodziny.

- Pamiętam cię jeszcze z czasów, gdy chodziłeś z Chanyeolem do szkoły. Nic się nie zmieniłeś - powiedziała, uśmiechając się smutno, a jej dłoń subtelnie dotknęła mojego policzka.

- Dziękuję? - mruknąłem, nie będąc pewnym, czy powinienem uznać to za komplement.

- Naprawdę żałujemy, że poznajemy cię takich okolicznościach - odezwał się ojciec Chanyeola, mimo wszystko patrzący na mnie ciepło i uprzejmie.

Cała rodzina Chanyeola była ciepła i uprzejma. Pomiędzy nimi czuć było silną więź, jednak mimo to nie czułem się wyobcowany. Wręcz przeciwnie.

- Pomódlmy się - powiedziała nagle matka Chanyeola, a ja automatycznie przypomniałem sobie jeden fakt, który Park kiedyś wyznał mi przy rozmowie o jego rodzicach.

Byli cholernie pobożni. Zwłaszcza jego matka.

- Dobry pomysł - podłapała Yoora. - Skoro jesteśmy tu całą rodziną warto wesprzeć Chanyeola modlitwą.

Niepewnie wycofałem się, widząc jak członkowie rodziny łapią się za ręce. Blue postąpiła tak samo, najwidoczniej czując się tak nieswojo jak ja.

- Kochani, przyłączcie się do nas - zachęciła pani Park, zwracając spojrzenie na Blue. - Skarbie, jesteś dla mnie jak kolejna córka, a ty Baekhyun... - tu zrobiła dłuższą pauzę patrząc na mnie z dziwną ekscytacją w oczach. - Liczę na to, że już niedługo dołączysz do naszej rodziny jak małżonek mojego syna.

Zachęcony tak pogodnymi słowami nie mogłem odmówić. Rodzina Chanyeola mnie zaakceptowała, a ja sam bardzo chciałem stać się jej częścią.

Ignorując obawy wstąpiłem w ciasne koło, gdzie cała familia podała sobie ręce. Dłoń pani Park była ciepła i miękka, gdy mocno zaciskała się na mojej, a ręka Blue ciągle drżała. Każdy z nas martwił się o Chanyeola. Cała rodzina w akcie desperacji modliła się o jego zdrowie, dając mi nową nadzieję i poczucie wspólnoty. Mimo wszystko paraliżujący strach nadal gnieździł się głęboko w moim sercu.

Pani Park wytrwale inicjowała coraz to nowsze modlitwy, podczas, gdy każdy z nas zamknął oczy i w niemym skupieniu błagał o poprawę stanu Chanyeola. Nieważne jak wielkim ateistą dotychczas byłem, wystarczyła obecność tak cudownej osoby jaką była pani Park i byłem gotów uwierzyć, że przez moją przyszłą teściową naprawdę przemawia Bóg.

Jakiś czas później usłyszeliśmy kroki dwóch pielęgniarek, sprawdzających stan Chanyeola. Gdy streszczały nam jakie są szanse na to, że mężczyzna wybudzi się ze śpiączki, poczułem strach, ściskający moje gardło.

- Przykro mi - powiedziała jedna z nich. - Jedna osoba może zobaczyć się z pacjentem, ale nie na długo. Jego stan nadal jest ciężki.

Każdy z członków rodziny obejrzał się wokół siebie. Niespodziewanie wszystkie spojrzenia zatrzymały się na mnie.

- Baekhyun - odezwała się Yoora.

- Tak - skinęła głową pani Park. - Też sądzę, że to powinien być Baekhyun.

Byłem tak onieśmielony, że nie mogłem wydać z siebie głosu. Nadal nie rozumiałem, dlaczego rodzina Park wybrała właśnie mnie.

- No idź - Blue dyskretnie popchnęła mnie w stronę drzwi.

- Ja? - otworzyłem szerzej oczy, wyszukując potwierdzenia na twarzy matki Chanyeola.

- Tak, Baekhyun - uśmiechnęła się. - Ucałuj go od nas.

- Dobrze, zrobię to - również się lekko uśmiechnąłem, nim wkroczyłem do sterylnej sali, powoli zmierzajac w stronę łóżka, zajmowanego przez mojego ukochanego.

Wyglądał jeszcze bardziej blado. Leżał nieruchomo z maską tlenową na twarzy i podpiętymi do jego ciała kabelkami, łączącymi go z aparaturą. Wyglądał tak niewinnie i krucho, że na sam widok w moich oczach zebrały się łzy.

Pochyliłem się nad nim, delikatnie kładąc dłoń na jego policzku i zmusiłem się do powstrzymania płaczu.

- Cześć, kochanie - wyszeptałem, choć mój głos łamał się z każdym słowem. - Poznałem dziś twoją rodzinę. Są naprawdę mili. Chyba mnie lubią - zrobiłem pauzę, uśmiechając się przez łzy. - Twoja mama powiedziała, że liczy na to, że zostanę twoim małżonkiem, więc wiesz... kiedy już wyzdrowiejesz, chyba będziesz musiał rozejrzeć się za jakimś ładnym pierścionkiem zaręczynowym. Nie musi być drogi. Możesz mi kupić nawet taki plastikowy - mruknąłem, ciągle głaszcząc go po policzku. Nie drgnął ani o milimetr, ale mimo wszystko wierzyłem w to, że mnie słyszy. - Jesteś wielkim szczęściarzem posiadając tak kochającą rodzinę. Ja nie miałem tak dużo szczęścia, za to teraz czuję naprawdę kochany. I dziękuję ci za to, że mnie kochasz. Gdyby nie ty, nigdy nie wyszedłbym na prostą.

Nim się obejrzałem, łza spływająca po moim policzku spadła na szarą szpitalną piżamę Chanyeola, wsiąkając w jej materiał.

- Żałuję, że mówię ci o tym dopiero po takiej tragedii.

- Panie Byun, proszę się streszczać - głos pielęgniarki przywołał mnie do porządku.

- Chwileczkę - odpowiedziałem jej, następnie znów pochylając się nad Chanyeolem. - Kocham cię. Wszyscy cię kochamy.

Złożyłem pożegnalny pocałunek na czole mężczyzny, delikatnie gładząc przy tym pukle jego włosów i wyszedłem, ciągle czując skraplające się pod powiekami łzy.

Następne dni spędzałem niemal w całości, siedząc przy szpitalnym łóżku i opowiadając Chanyeolowi o tym, jak bardzo za nim tęsknię. Odwiedzimy możliwe były dopiero od godziny ósmej do dwudziestej pierwszej, lecz ja zawsze zostawałem kilka minut dłużej. Trudno było mi się z nim rozstać, choć widok jego śpiącej twarzy i świadomość tego, że jedynie maszyny utrzymują go przy życiu napawała mnie bezgranicznym żalem. Dlaczego los był tak okrutny tylko dla niego? Przecież ja o wiele bardziej zasługiwałem na karę.

Pewnego poranka, gdy po nieprzespanej nocy skubałem w kuchni moją marną imitację śniadania, będącą bułką z serkiem topionym, ciszę wokół przerwało pukanie do drzwi, które automatycznie zmroziło mi krew w żyłach. Nikogo się nie spodziewałem, a Blue, z tego co wiedziałem, w takich godzinach była na uczelni.

Ostrożnie zbliżyłem się do drzwi, zerkając na Rocketa, który również wyglądał na zaniepokojonego. Czaił się w rogu przedpokoju i wiedziałem, że gdyby próg mieszkania przekroczył niebezpieczny gość pokroju Minjuna, pies nie zawahałby się zaatakować. Był moim małym, kudłatym, śliniącym się obrońcą.

Wysłałem mu porozumiewawcze spojrzenie, po czym odważnie otworzyłem drzwi, niemal podskakując w miejscu, na widok niezapowiedzianego gościa.

Pani Park miała na sobie szary żakiet, czarną aksamitną spódnicę do kolan i pastelowo-różową bluzkę w kolorowe kwiaty. Jej włosy opadały luźno na ramiona, a zza szkieł okularów patrzyły na mnie lśniące, małe oczy.

- Dzień dobry, Baekhyun - uśmiechnęła się, a widząc moje zdziwienie, dodała: - Mogę wejść?

Jej wizyta była w stu procentach niespodziewana, więc z trudem pokiwałem głową, otwierając szerzej drzwi i gestem dłoni zachęciłem do wejścia.

- Dzień dobry, pani Park - odpowiedziałem.

- Jak się czujesz, złotko? - spytała, kiedy pomogłem jej zdjąć żakiet w przedpokoju.

- Bez zmian - odpowiedziałem markotnie. - Napije się pani kawy? Herbaty?

- Nie zawracaj sobie głowy, złotko. Wpadłam cię tylko pocieszyć - uśmiechnęła się.

- Proszę usiąść - mruknąłem w odpowiedzi, wskazując jej kanapę.

Byłem nieco zmieszany jej niezapowiedzianym pojawieniem się. Gdybym wiedział, że czeka mnie wizyta matki mojego chłopaka z pewnością założyłbym coś bardziej odświętnego niż piżamę i zwykły szlafrok.

- Wyglądasz tak bardzo blado - mruknęła pod nosem, patrząc na mnie. - Dajesz sobie jakoś radę?

- Tak - odpowiedziałem, siadając obok niej. - Sehun i Luhan o mnie dbają. O, jest jeszcze Blue. Ona też czasami do mnie wpada.

- Cieszę się, że przyjaciele się tobą opiekują. Wiesz, chciałabym, żebyś miał świadomość tego, że ja, mój mąż i cała rodzina będziemy z tobą nawet, jeżeli dojdzie do najgorszego.

Wiedziałem, że chodziło jej o śmierć Chanyeola, ale uciszyłem tą myśl. Póki były szanse na to, że się obudzi, nie zamierzałem tracić nadziei.

- Dziękuję, pani Park - odpowiedziałem, spuszczając wzrok na swoje kolana.

- Och, złotko - westchnęła nagle. - Ty płaczesz?

Dopiero wtedy poczułem ciepłe łzy, toczące się po moich policzkach. Tak dawno nie płakałem, że zaczynałem już tęsknić za tym błogim uczuciem.

- Przepraszam - wyszeptałem, pocierając powieki. - Nie zdążyłem jeszcze się z tym wszystkim pogodzić. Ja nawet... Nawet trudno mi o tym wszystkim myśleć.

Czułem na sobie współczujące spojrzenie pani Park, która chwilę później objęła się kruchymi ramionami i przytuliła do siebie. Dokładnie tak, jak zawsze przytulała mnie moja własna mama, zanim wpadła w depresję. Nawet nie podejrzewałem jak bardzo tęskniłem za matczynym ciepłem.

- Cii... to nic złego, złotko - szepnęła, głaszcząc mnie po włosach. - Każdy musi się czasem wypłakać, żeby wylać smutki zalegające w sercu. Zwłaszcza w takiej sytuacji.

- Czasami jestem zły na Chanyeola - zacząłem, czując, że w końcu muszę się komuś zwierzyć. - Jestem zły, że wtedy wsiadł do tego samochodu. Jestem zły, że miał wypadek, ale jeszcze bardziej złoszczę się na siebie.

- Dlaczego? - spytała cicho kobieta, ciągle głaszcząc mnie po plecach.

- Gdybym tylko do niego zadzwonił... Gdybym do niego wrócił... Może wtedy, tamtego poranka, kiedy to się stało, byłbym w stanie przekonać go, by nie jechał... Może zatrzymałbym go w domu... Wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej...

- Baekhyunnie, złotko. Nie możesz się o to obwiniać.

- Jak okrutną osobą musi być Bóg, chcąc odebrać mi osobę, która jest całym moim światem? - powiedziałem, a chwilę później zacząłem żałować swoich słów. Pani Park należała do bardzo wierzących osób, a ja zachowywałem się jak rozhisteryzowany nastolatek. - Przepraszam...

- Nie, złotko. Nie musisz przepraszać - zacmokała matka Chanyeola. Jej ton głosu nadal był miły i uprzejmy. Emanowało z niej matczyne ciepło. - Być może Bóg zrobił to, aby na nowo was połączyć? Może chciał, żebyście zrozumieli, jak bardzo siebie potrzebujecie? Nikt nie wie, jakie są Jego plany, Baekhyunnie, ale każdy wie jedno. Każdy Jego plan, jest dobrym planem.

Otarłem łzy rękawem szlafroka i minimalnie odsunąłem się od pani Park.

- Czuję się dziwnie, wiedząc, że przed wypadkiem kazałem mu spać na kanapie, kłóciłem się z nim, a teraz, kiedy przychodzę do tego szpitala i siadam przy jego łóżku, mam ochotę po prostu go przeprosić... pomimo tego, że wiem, że nie odpowie - wymruczałem, pociągając nosem. - Wiem, że nie odpowie, a siedzę tam i przepraszam go cały czas. Za wszystko. Potem wracam do domu, po drodze myśląc o tym, czy przyjąłby moje przeprosiny, wchodząc do domu obiecuję sobie, że nie będę więcej o tym myślał, a zasypiając i tak wyobrażam sobie jak nazwalibyśmy nasze dzieci. To chore.

- Nie, Baekhyunnie - odpowiedziała pani Park, czułym, matczynym głosem. - To po prostu miłość.

- Chcę, żeby do mnie wrócił - zaszlochałem.

- Ależ, złotko. On nigdy cię nie opuścił - powiedziała kobieta, patrząc mi prosto w oczy. - On ciągle jest przy tobie. O tutaj.

Starałem się powstrzymać łzy, gdy dłoń o wypielęgnowanych, czerwonych paznokciach wskazywała moje serce. Emocje sięgnęły zenitu. Nie mogłem już powstrzymywać cichego szlochu. Pochyliłem się i długo płakałem w ramię pani Park, oddychając zapachem jej kwiatowych perfum.

- To dla mnie równie trudne, Baekhyun, ale ciągle nie tracę nadziei. Wiem, że Chanyeol do nas wróci, bo naprawdę ma do kogo wracać. Nieskromnie powiem, że ma bardzo fajną mamę, do której mógłby od czasu do czasu wpaść na obiad, ma świetnego ojca, cudowną siostrę i ciebie. Największą miłość jego życia.

- Przesadza pani opisując mnie takimi słowami - mruknąłem nieśmiało.

- Widziałam was na kanapie w moim salonie sporo czasu temu. Widziałam jak Chanyeol cię całował, w jaki sposób na ciebie patrzył i uwierz, nie patrzył tak na nikogo wcześniej.

- Ach, pamiętam to - uśmiechnąłem się blado na wspomnienie wieczornego seansu "Zakochanego Kundla".

- Jesteś dla niego najcudowniejszą osobą na ziemi, jego oczkiem w głowie. Nieważne ile błędów popełnisz, on nie przestanie cię kochać. A wiesz skąd to wiem?

W odpowiedzi pokręciłem przecząco głową.

- Bo dokładnie w taki sam sposób patrzyłam, patrzę i będę patrzeć na mojego męża.

Jej wyznanie spowodowało kolejne łzy, spływające mi po policzkach. Nawet nie wiedziałem już co odpowiedzieć. Wiedziałem jednak, że godziny uciekają i pozostaje mi coraz mniej czasu, który mogę spędzić w szpitalu.

- Pani Park?

- Słucham złotko.

- Proszę mi wybaczyć, ale powinienem pójść teraz do szpitala. Nie chcę, żeby Chanyeol obudził się, kiedy mnie przy nim nie będzie.

Na twarzy kobiety wykwitł szczery uśmiech, który daje mi nową nadzieję.

- Tak trzymaj - uśmiechnęła się. - Zuch chłopak.

Później w szybkim tempie się ubrałem, znów biorąc z szafy pierwsze, lepsze rzeczy, wyszedłem wraz z panią Park z domu, wcześniej zabierając Rocketa na krótki spacer i razem pojechaliśmy do szpitala. Do jej syna i mojego ukochanego.   

_____________________________________

Rozdział niesprawdzany bo mama zrobiła kolację, a ja jestem głodna max.

Jakbyście zauważyli jakiś błąd to luzik, poprawię. Nie zdziwcie się jak gdzieś pomyliłam czasy, bo nie ukrywam, że mi się to zdarza. Pisanie OW idzie mi coraz trudniej, aby jeszcze kilka rozdziałów i będzie z górki. Jestem teraz pochłonięta nową serią, którą planuję na wakacje (jej zwiastun możecie obejrzeć na yt <link dodalam niedawno w konwersacjach>).

Standardowo komentarze = nowy rozdział 

O, i chcę podziękować kilku dziewczynom, które prowadziły tak zażyłą konwersację w komentarzach pod jednym z fragmentów poprzedniego rozdziału, że nabiły mi nad połowę komentarzy, ahahaha.

Dziękuję, kocham Was wszystkie, Biedakonatorsy.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top