Rozdział 47
Baekhyun
Kiedy się obudziłem promienie słońca padały prosto na moją twarz, a lampka stojąca na szafce nocnej była zgaszona. Domyśliłem się, że to Chanyeol wyłączył ją, kiedy wstąpił do sypialni przed wyjściem na uczelnię i ogarnęła mnie fala głębokiej tęsknoty.
Przelotnie zerknąłem na bukiet koralowych róż, stojący na szafce nocnej i westchnąłem smutno na myśl o wczorajszej kłótni. Teraz nie prezentowały się już tak pięknie. Nie powinienem na nie reagować w taki sposób, ale Chanyeol również nie postąpił jak przykładny chłopak. Wina jak zwykle leżała po środku.
Ziewnąłem i przeczesałem dłonią miękką sierść Rocketa, która ze względu na porę roku zaczynała rzednąć i osadzać się na meblach. To było chyba największym minusem posiadania psa, ale nic nie mogłem na to poradzić. Każdy zwierzak linieje i nie ważne jak bardzo irytowały mnie kłęby sierści osadzone na pościeli, mogłem jedynie je zmieść i następnym razem dokładniej wyczesać futro owczarka.
W końcu, zerkając na zegarek, wskazujący dziesiątą, zdecydowałem się wstać. Tym razem po raz kolejny żałowałem, że nie obudziłem się wcześniej, kiedy Chanyeol szykował się na uczelnię. Może zdążyłbym go przeprosić i pożegnać miękkim pocałunkiem. Temat wczorajszej kłótni przestał być ważny. Liczyło się tylko to, że oboje potrzebowaliśmy siebie nawzajem.
Kiedy wszedłem do kuchni z zamiarem zjedzenia śniadania spodziewałem się widoku zwykłych placków owsianych, lecz zamiast tego zobaczyłem coś, co sprawiło, że w moich oczach pojawiły się łzy wzruszenia.
Największy bukiet róż, jaki kiedykolwiek widziałem stał na stole w szklanym wazonie wypełnionym wodą. Piękne, burgundowe kwiaty poprzetykane były tymi jeszcze piękniejszymi błękitnymi, a pośród nich znajdował się mały, zgięty na pół bilecik, który jako drugi przykuł moją uwagę.
Przepraszam, że zmarnowałem sześć lat naszej znajomości, nie wykorzystując żadnej okazji do wręczenia ci róż, Baekhyunnie. Łącznie straciłem około 2190 dni, a przez rok naszej rozłąki aż 365. Przepraszam.
burgundowe = ponadczasowa miłość
błękitne = miłość od pierwszego wejrzenia
burgundowe + błękitne = ponadczasowa miłość od pierwszego wejrzenia
Zakochałem się w Tobie mając czternaście lat i kocham Cię nadal mając dwadzieścia. Niech to będzie naszą własną definicją ponadczasowej miłości od pierwszego wejrzenia.
Na zawsze Twój, PCY
Zdusiłem w sobie podekscytowany pisk i zakryłem usta dłońmi, czując łzy wzruszenia, spływające po policzkach. Drżącymi rękoma odłożyłem bilecik na blat stołu, zauważając również talerz z naleśnikami, na których Chanyeol starannie narysował dżemem truskawkowym kształt serca. Nic nigdy nie rozczuliło mnie bardziej.
Otarłem łzy rękawem szlafroka i chwyciłem komórkę, bez zastanowienia wybierając numer Chanyeola.
- Halo?
- Kocham cię.
- Znalazłeś bukiet? - spytał z cichym śmiechem.
- Kocham cię tak bardzo, Chanyeol - zaszlochałem, po raz kolejny się rozklejając.
- Płaczesz?
- Wzruszyłem się - pociągnąłem nosem, śmiejąc się z własnej wrażliwości.
- Podobają ci się róże?
- Są piękne. Kocham je.
- Cieszę się, skarbie.
- Chanyeol?
- Tak?
- Przyjedziesz teraz do domu, żebym mógł cię uściskać i wypłakać ci się w ramię?
- Teraz?
- Proszę - zaszlochałem. - Chcę cię przytulić. Teraz.
- Teraz? - powtórzył znów.
- Proszę.
- Będę za kwadrans, skarbie.
W tamtej chwili byłem w stu procentach pewny, że jestem największym szczęściarzem na świecie, mając przy sobie Chanyeola, który potrafił zaskakiwać mnie w tak cudowny sposób. Wspomnienia wczorajszej kłótni odeszły w zapomnienie, lecz nadal dokuczało mi poczucie winy. Zamierzałem przeprosić Yeola zaraz po tym jak wróci do domu.
Jadłem śniadanie uśmiechając się jak idiota i ciągle zerkając na piękne róże. W życiu nie widziałem na żywo tak dużego bukietu.
Drgnąłem, słysząc zgrzyt klucza w zamku i niemal natychmiast przerwałem jedzenie biegnąc w stronę drzwi. W efekcie wpadłem wprost w otwarte ramiona Chanyeola, który śmiejąc się cicho przytulił mnie do siebie.
- Tak bardzo za mną tęskniłeś? - zaśmiał się cicho, przelotnie muskając zimnymi, wilgotnymi wargami mój policzek.
- Mhm - wymamrotałem, wtulając twarz w chłodny materiał jego kurtki i zaciągając się zapachem mocnych, męskich perfum. - Przepraszam za wczoraj.
- W porządku - odpowiedział, głaszcząc mnie po splątanych włosach, które z pewnością wyglądały jak ptasie gniazdo, zważając na to, że nie zdążyłem ich nawet rozczesać.
- Nie gniewasz się? - zapytałem, zadzierając głowę, by móc spojrzeć na jego pogodną twarz.
- Nie, Baek. Tak w sumie to ja powinienem cię przerosić za to, co wczoraj powiedziałem - rzekł, zdejmując kurtkę i odwieszając ją na wieszak.
- Daj spokój - wymruczałem, przechylając głowę i wpatrując się w jego zgarbione plecy.
- Ważne, że zdołaliśmy się pogodzić - uśmiechnął się, kończąc zdejmowanie butów i podchodząc do mnie.
W jednej chwili jego silne ramiona objęły moją talię, a usta perfekcyjnie złączyły się z moimi. Intensywność pocałunku sprawiła, że zmiękły pode mną kolana i automatycznie objąłem szyję Chanyeola, przyciągając go jeszcze bliżej. Jego ciepło było uzależniające.
W zastraszająco szybkim tempie znaleźliśmy się na kanapie, ciągle trwając w namiętnym pocałunku. Drżałem, czując dłonie mężczyzny, wsuwające się pod poły szlafroka, który miałem na sobie. Pragnąłem tylko tego, aby posiadł mnie tu i teraz. Tak jak zawsze. Chciałem po raz kolejny dzielić z nim cudowne pieszczoty i pocałunki, od których kręciło mi się w głowie.
- Jesteś taki piękny, skarbie - uśmiechnął się, patrząc prosto w moje przymknięte oczy.
Jego policzki płonęły rumieńcem podobnie jak moje, a w błyszczących źrenicach dostrzegłem czyste pożądanie i słodką miłość. Pragnął mnie tak samo mocno jak ja pragnąłem jego. Obydwoje potrzebowaliśmy maksymalnego zbliżenia, bliskości i ciepła. Było to coś, co ludzie nazywali potocznie seksem na zgodę.
W jednej chwili, kiedy usta Yeola powoli schodziły w dół, składając mokre pocałunki na każdym skrawku mojej szyi, znów zwróciłem wzrok w kierunku kwiatów, stojących w kuchni. Wszystko, o czym dotychczas myślałem odeszło, zastąpione przemyśleniami na temat jutrzejsze sesji i tego, jak bardzo nie fair postępuję.
Chanyeol dawał mi całego siebie. Całował mnie czulej niż ktokolwiek kiedykolwiek mnie całował. Obdarowywał mnie prezentami, o których nawet nie śmiałem marzyć. Zawsze był ze mną szczery i troszczył się o mnie tak, że czasami miałem wprost dość jego nadopiekuńczości.
A ja?
Co ja robiłem dla niego?
Okłamywałem go. Przyjąłem na jego oczach kwiaty od Krisa Wu, nawet nie mówiąc mu kim on dla mnie jest. Odrzucałem go. Kazałem mu spać na kanapie i znosić moje kapryśne humorki. Czy będąc tak niesprawiedliwym zasługiwałem na miłość Chanyeola, który oferował mi całe swoje serce?
Ochota na namiętne pieszczoty odeszła tak szybko jak przyszła, wyparta nachalnymi myślami. Nie mogłem nic zrobić. Po prostu byłem suką. Nie umiałem docenić wysiłku Chanyeola i odwdzięczyć się tym samym. Byłem taki żałosny.
- Wszystko okay? - spytał niepewnie Chan, zatrzymując się z twarzą przy moich odsłoniętych obojczykach. Jego głos był przyjemnie niski i chrapliwy. Przywoływał na myśl te wieczory, kiedy chłopak usypiał mnie długimi, nudnymi opowieściami.
Przełknąłem nerwowo ślinę i odwróciłem wzrok, zalewając się jeszcze wyraźniejszym rumieńcem.
- Nie mam dziś ochoty, Channie - mruknąłem nieśmiało, zagryzając z zażenowania wargę. - Przepraszam.
To był pierwszy raz, kiedy odmawiałem stosunku, więc nie wiedziałem jakiej reakcji powinienem się spodziewać. Coś w głębi duszy podpowiadało mi, że Yeol będzie zawiedziony. Liczył pewnie na długą, rozkoszną przyjemność, a ja zakończyłem to zanim zdążyło się na dobre zacząć. Choć raz mógłbym postąpić względem niego fair i znieść ten tę jednorazową sytuację, by odwdzięczyć się za kwiaty oraz to, jak uroczo mnie traktował.
- Cóż - westchnął zmieszany, a ja zagryzłem mocno wargi, oczekując dalszej części wypowiedzi, w której Chanyeol wyrazi swoje niezadowolenie. - W porządku. Nie to nie.
Wzruszył lekko ramionami i ułożył się obok mnie, owijając długie ramiona wokół mojego ciała. Niepewnie wtuliłem się w jego klatkę piersiową, czując na policzku jego uspokajający się oddech.
- Nie jesteś zły? - odezwałem się cicho, zadzierając głowę, by spojrzeć na jego spokojną twarz, przymknięte oczy i zaczerwienione od pocałunków usta, rozciągnięte w lekkim uśmiechu.
- Nie - odpowiedział, patrząc na mnie. - A powinienem?
- Odmówiłem ci - powiedziałem, jakby nie było to wystarczająco oczywiste.
- Co z tego? - zmarszczył czoło, lecz uroczy chłopięcy uśmiech ciągle widniał na jego twarzy.
- Myślałem, że zareagujesz inaczej - westchnąłem zawstydzony. - W końcu mógłbym odwdzięczyć się tym za róże, które mi dałeś i wynagrodzić to, że wczoraj...
- Słucham? - Yeol sprawiał wrażenie zaszokowanego moimi słowami. - Baekhyun, twoje ciało nie jest towarem przetargowym. Naprawdę myślisz, że dałem ci róże, oczekując w zamian seksu?
- Nie, ale...
- Myślisz, że czułbym się dobrze, wiedząc, że seks ze mną sprawia ci przyjemności? Że się do niego zmuszasz? Nie, Baek. Nie czułbym się dobrze.
- Wiem, ale... tak myślałem - spuściłem wzrok, ukrywając twarz w fałdach bluzy Chanyeola.
- Ech, Baekhyunnie - westchnął, cmokając. Jego dłoń zaczęła wolno przeczesywać moje splątane pasma, a usta odcisnęły słodki pocałunek na moim czole. - To wszystko przez twoich klientów. Muszę na nowo nauczyć cię tego, że twoje ciało nie jest czymś, czym powinieneś się odwdzięczać.
- Nie czujesz się zawiedziony? - spytałem z czystej ciekawości, nieśmiało spoglądając w jego ciemne oczy, mierzące mnie kochającym wzrokiem.
- Baekhyun, widzę w tobie więcej niż tylko twoje ciało i uwierz, poza twoim nagim ciałem, bardziej kocham twoją nagą duszę.
Zabrakło mi słów. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak zareagować, ani też co zrobić, więc jedynie szczelnie przywarłem do torsu mężczyzny i bez reszty się w niego wtuliłem, pragnąc zostać w tych ramionach na zawsze.
🌸🌸🌸
Następny dzień przyszedł nieubłaganie szybko. Budząc się w pustym łóżku, mając przy sobie jedynie Rocketa, myślałem o sesji, o kłamstwach i rzeczach, które powiedział mi wczoraj Chanyeol. Moje ciało nie było już towarem przetargowym i powinienem zacząć je traktować inaczej, a tymczasem ja szykowałem się na sesję z odważnymi ujęciami.
Gorzej być nie mogło, ale odwołanie spotkania nie wchodziło w grę.
Luhan przyszedł do mnie, akurat, gdy szczotkowałem zęby, uporczywie wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Siniak wokół oka stał się już niemal niewidoczny, więc wymyślne maści i zimne okłady zalecane przez Yeola przyniosły zamierzany skutek.
- Hej - uśmiechnął się Lu, wchodząc do mieszkania bez pukania. Zdążył przywyknąć do tego, że wbrew zaleceń Chanyeola nie zawsze zamykałem drzwi od środka.
- Cześć - mruknąłem niewyraźnie przez pianę zalegającą w moich ustach.
- Dziś twój wielki dzień, Baekkie. Jak się z tym czujesz? - zapytał przyjaciel głosem redaktora prowadzącego wywiad.
- Czuję się źle - odparowałem po wypłukaniu ust.
Z twarzy Luhana w jednej chwili wyparował uśmiech, a jego miejsce zastąpiło zdziwienie.
- Co się stało? - spytał troskliwie, patrząc na mnie w ten swój przeszywający sposób.
- Czuję się źle z tym, że okłamałem Chanyeola - wyjaśniłem, prychając pod nosem. - Lu, on robi dla mnie dosłownie wszystko! Kocha mnie, troszczy się o mnie, daje mi wszystko czego kiedykolwiek mógłbym potrzebować i, cholera, wiedziałeś jakie cudne róże mi wczoraj wręczył?
- Nie - Luhan zrobił wielkie oczy. - Wręczył ci róże?
- Stoją w sypialni. Są takie wielkie, że zajmują całą szafkę, serio - puściłem mu oczko, kciukiem wskazując uchylone drzwi sypialni, do której wczorajszego dnia zaniosłem bukiet.
Nie musiałem powtarzać dwa razy, aby Lu popędził w stronę pomieszczenia, a po chwil wrócił z szerokim, pełnym niedowierzania uśmiechem na twarzy.
- Nie wierzę własnym oczom - przyznał, kiedy nakładałem podkład. - Są piękne. Chanyeol naprawdę ma dobry gust.
- Burgundowe symbolizują ponadczasową miłość, a błękitne tę od pierwszego wejrzenia - uśmiechnąłem się, nagle czując się bardzo dumnym z mojego chłopaka. - Wiesz, Channie sądzi, że zakochał się we mnie już jako dzieciak.
- To słodkie.
- Też tak uważam.
- Z jakiej okazji ci je wręczył? - zapytał Lu, a ja niemal automatycznie się zmieszałem.
- Cóż, to długa historia - mruknąłem, zamykając buteleczkę podkładu i przejeżdżając po ustach malinową pomadką. - Wcześniej trochę się pokłóciliśmy.
- O co poszło? - zapytał podejrzliwie Luhan, opierając się o framugę drzwi.
- Ech - mruknąłem, bez wyrazu wpatrując się w swoje odbicie. - Nie uwierzysz, ale Kris Wu, o którym ci opowiadałem nagle pojawił się za drzwiami z bukietem róż.
- CO?! - jelenie oczy Luhana stały się o trzy rozmiary większe.
- Naprawdę. Przysięgam na moje śliczne róże od Chanyeola, że przyszedł tu z różami. Z koralowymi różami - powiedziałem, kładąc nacisk na ostatnie słowa.
- Koralowe różne oznaczają pożądanie - mruknął Lu, nie do końca zadowolony ze swojego odkrycia.
- Dokładnie to samo przeczytałem w internecie - odpowiedziałem z takim samym wyrazem twarzy.
- Co na to Chanyeol? - zapytał przyjaciel.
- On otworzył wtedy drzwi. Zaniepokoiłem się, bo wiesz... Minjun i tak dalej... Bądź co bądź został już aresztowany, więc nie powinienem się niepokoić, ale...
- Do rzeczy - przewrócił oczami Luhan, ze zniecierpliwieniem tupiąc gumową podeszwą buta.
- No więc podszedłem tam i zastałem Chanyeola i Wu. Nawet nie wiesz jak bardzo się przestraszyłem, że Park już o wszystkim się dowiedział. Miałem nogi jak z waty, naprawdę. Przyjąłem róże głównie z grzeczności i trochę z faktu, że nigdy nie dostałem kwiatów, ale to nieważne. W każdym razem później się pokłóciliśmy. Bardzo mocno pokłóciliśmy.
- Powiedziałeś mu?
- Nie - pokręciłem głową. - Oczekiwał wyjaśnień, ale dałem radę się wymigać. Poza tym trochę mnie wkurzył i kazałem mu spać na kanapie.
- Boże, Baek! Ty chłodna jednostko - parsknął Lu, wywracając oczami.
- No co? Nigdy nie wywalasz Sehuna na kanapę, kiedy powie o kilka słów za dużo? - spojrzałem na niego, unosząc brwi.
- Jeszcze nigdy go nie wywaliłem.
- Powinieneś bardziej zaakcentować "jeszcze". Prędzej czy później cię wkurzy, zobaczysz. Wszyscy faceci tacy są - zaśmiałem się, poprawiając eyelinerem kreski na górnych powiekach.
- Sehunnie nigdy mnie nie wkurza, naprawdę. Znoszę go nawet wtedy, kiedy ogląda swoje głupie seriale sciene-fiction i nie wynosi brudnych skarpetek do prania.
- To oznacza, że jesteście jeszcze na baaardzo wczesnym etapie związku - powiedziałem tonem znawcy. - Ja i Chanyeol jesteśmy już prawie na tym poziomie, kiedy nie wstydzimy się przy sobie pierdzieć i bekać.
- Prawie zapomniałem o tym jak bardzo obrzydliwy potrafisz być - zaśmiał się Lu.
- A ja o tym jak wielka jest z ciebie cnotka - wywróciłem oczami. - Chodź. Pomożesz mi wybrać w co mam się ubrać.
Luhan bez słowa skinął głową i lada chwila wspólnie stanęliśmy przed szafą, wypełnioną ubraniami moimi i Chanyeola. Z pomocą przyjaciela zdecydowałem się na szarą koszulkę, skórzaną kurtkę i czarne jeansy. Całą stylizację miały dopełniać czarne Converse i mój wypracowany, firmowy uśmiech, mający ukryć cały stres, piętrzący się we mnie jak dym z pożaru w zamkniętym pomieszczeniu.
Kiedy się przebrałem i dopracowałem swój wygląd, Lu zamówił taksówkę, mającą zawieść nas pod budynek magazynu, gdzie miała odbyć się sesja.
- Ej - zagadał przyjaciel, kiedy jechaliśmy w kompletnym milczeniu. - Dłonie ci drżą.
- Stresuję się - przyznałem, wlepiając spojrzenie w czubki butów.
- Głupek - parsknął chłopak. - Na pewno pójdzie ci świetnie, a kiedy powiesz Chanyeolowi, ten będzie z ciebie strasznie dumny.
Uśmiechnąłem się pod nosem, wyobrażając sobie ciepły uścisk Chanyeola i jego głos, mówiący "Ta sesja to najlepsza niespodzianka jaką otrzymałem. Pieniądze nam się przydadzą, a poza tym zaistniałeś jako fotomodel. Jestem naprawdę dumny, mając tak uzdolnionego chłopaka".
- Ziemia do Baekhyuna - szturchnięcie ze strony Luhana wyrwało mnie z zamyśleń.
- Co?
- Ciekawi mnie co zrobiłeś z różami od Wu. Wyrzuciłeś je?
- Z początku wstawiłem je do wazonu i trzymałem przy łóżku. Z jednej strony po to, bo były naprawdę ładne i nie chciałem by zmarniały, a z drugiej po to, aby trochę rozdrażnić Chanyeola - powiedziałem, a czując na sobie wzrok Lu, dodałem - Tak, wiem, że to głupie.
- Chyba naprawdę lubisz zbudzać w nim zazdrość - zaśmiał się przyjaciel.
- Nie - odparłem. - Wbrew pozorom naprawdę tego nie lubię. Robię to po prostu podświadomie.
Kiedy taksówka odjechała, pozostawiając nas po okazałym, szarym budynkiem, poczułem skurcz w brzuchu. Moje ciało kompletnie zdrętwiało, odmawiając posłuszeństwa. Bałem się bardziej niż zwykle.
- No, idź tam - zachęcał mnie Luhan. - Poczekam na ciebie w tej kawiarni z dobrymi koktajlami, okay?
- Nie dam rady - bąknąłem pod nosem bezradnym tonem.
- Dasz - powiedział zdecydowanie Luhan. - Baekhyun, masz szansę zostać kimś. Główny redaktor wręczył ci róże i obsypał komplementami, więc nie zastanawiaj się dalej tylko idź i stań się gwiazdą!
Jego słowa dodały mi odwagi i zmotywowały, by już po chwili dzielnie przekroczyć próg budynku. Wyraz niepewności na mojej twarzy został zastąpiony uśmiechem, pełnym pewności siebie, a usta pokryte kolejną warstwą malinowej pomadki.
- Dzień dobry - powiedziałem, zauważając sekretarkę, widzianą w tym miejscu również poprzednim razem.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - powiedziała, zerkając mnie.
- Nazywam się Byun Baekhyun. Przyszedłem na sesję - mówiąc te słowa czułem się jak debil, ale na całe szczęście kobieta nie zdołała tego zobaczyć.
- Sala numer 13 na pierwszym piętrze, panie Byun - wyrecytowała, a ja odruchowo pomodliłem się w myślach, aby tym razem trzynastka nie okazała się pechowa.
Jadąc windą przygotowywałem się psychicznie na widok Krisa Wu, o którego Chanyeol był tak bardzo zazdrosny i obiecałem sobie, że nie ulegnę jego próbom flirtu. Byłem przecież zajęty. Miałem Chanyeola. Byłem nieodwracalnie zakochany i nie zamierzałem psuć naszej cudownej bajki na rzecz kogokolwiek innego.
- Och, Byun Baekhyun - znów ten ekscytujący głos.
- Dzień dobry - wymusiłem w sobie lekki uśmiech, patrząc na wysokiego Krisa Wu, ubranego w szarą marynarkę i ekstrawagancką czerwoną koszulę.
- Wyglądasz kwitnąco - pochwalił, wpuszczając nie do przestronnego pomieszczenia wypełnionego zawodowym sprzętem fotograficznym.
Moją uwagę od razu przykuła ściana zajmowana przez białe połacie tła i schludną, pudrowo-różową leżankę. Domyślałem się, że to właśnie na niej będę pozował.
- Dziękuję - odpowiedziałem, rumieniąc się za każdym razem, gdy na mnie spojrzał.
- Zdejmuj koszulkę i kładź się tam - nagle z tyłu wyłonił się fotograf, który robił mi zdjęcia ostatnim razem. Jego szorstki ton nadal wzbudzał we mnie niepewność.
- Grzeczniej - syknął w jego stronę Kris Wu, najwyraźniej zauważając jak bardzo peszyło mnie zachowanie fotografa, a następnie zwrócił się do mnie. - Skarbie, proszę, połóż się na leżance.
Skarbie.
Dokładnie tak samo nazywał mnie Chanyeol, z tą różnicą, że wypowiadane jego głosem brzmiało czulej i cieplej. W wykonaniu Krisa Wu słowo "skarbie" było jedynie marną próbą podrywu.
Nie zamierzałem jednak przeciągać tej sesji. Chciałem mieć to za sobą, więc szybko pozbyłem się koszulki i ułożyłem na przyjemnie miękkiej sofie, czując na sobie spojrzenia obu mężczyzn.
- Więcej uległości - powiedział fotograf, patrząc na mnie obiektyw aparatu. - Przydałby się delikatny uśmiech.
Wykonałem wszystkie jego zalecenia, starając się wyglądać jak najbardziej miękko i powabnie. Chciałem wykonać tę robotę jak profesjonalista, pomimo tego, że nie miałem zbyt dużego doświadczenia.
Pierwsze zdjęcie jak zawsze było najgorsze. Reszta poszła jak z płatka.
__________________________________
Końcówka rozdziału niesprawdzana, bo mami każe mi iść spać, ahaha.
Mam nadzieje, że new okładka Wam się podoba. Możecie ją ocenić w komentarzach, hehe.
Baaardzo dziękuję za tak dużo komentarzy pod poprzednimi rozdziałami.
W poniedziałek mam egzamin, więc trzymajcie kciuki, aniołki.
KOCHAM WAS, BIEDAKONATORSY
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top