Rozdział 46

Chanyeol

Wieczór był pogodny i spokojny, lecz nadal czułem się niepewnie, wiedząc, że Baekhyun jest poza domem beze mnie. W tej sytuacji najchętniej trzymałbym go pod kluczem i nie wypuszczał absolutnie nigdzie, ale wiedziałem, że na dłuższą metę nie byłoby to dobrym rozwiązaniem. Zacząłem żałować, że okłamałem go po telefonie od policji.

Tknięty myślą o Minjunie, chwyciłem komórkę, wybierając numer komendanta, zajmującego się całą sprawą. Kontaktowałem się z nim mniej więcej raz na kilka dni, by upewnić się, że nie przegapiłem żadnych informacji na temat nowych poszlak.

- Komendant Lee Seungcheol, słucham.

- Dzień dobry - przywitałem się, bez zainteresowania wpatrując w widok za oknem. - Dzwonię w sprawie, którą panu zgłosiłem.

- Och, pan Park - odpowiedziało mi znajome westchnienie. - Jedną chwilkę.

- Oczywiście - mruknąłem.

- A więc jedyne co nowego odkryliśmy to to, że oskarżony był zamieszany w różnego rodzaju gangsterskie porachunki, a przy tym wielokrotnie karany za pobicia i kradzieże. Prowadził własną grupę przestępczą, która zgodnie z doniesieniami rozpadła się w 2006 roku, kiedy to Choi M. trafił do więzienia za nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu.

- Jasna cholera - przekląłem cicho. - Namierzyliście go?

- Jeszcze nie, ale bez obaw. Pracujemy nad tym. Rozesłaliśmy list gończy do wszystkich posterunków obrębie kraju. Poza pańskim zgłoszeniem jest poszukiwany również za podszywanie się za zmarłego kuzyna w celu kradzieży majątku i inne liczne pobicia. To bardzo niebezpieczny człowiek. Cały czas go rozpracowujemy.

- Oby sprawnie wam poszło - westchnąłem, słysząc dźwięk przekręcanego w zamku klucza.

- Bez obaw, panie Park. Jestem pewny, że pańskim bliskim nic nie grozi.

- Muszę kończyć, odezwę się później - powiedziałem pośpiesznie i rozłączyłem się, czując dłonie Baekhyuna na moich oczach.

- Zgadnij kto - zachichotał prosto do mojego ucha.

- Hm... czyżby mój skarb w końcu wrócił do domu? - uśmiechnąłem się, w jednej chwili odwróciłem przodem do Baekhyuna, porywając go w swoje ramiona i unosząc ponad ziemią.

- Zgadłeś - uśmiechnął się słodko, obejmując moją mocno szyję. - Tęskniłeś?

- Jak cholera - westchnąłem, by chwilę później złączyć nasze usta w czułym, powitalnym pocałunku.

- Z kim rozmawiałeś? - spytał, układając dłonie na moich policzkach. Dotyk jego gładkich, zadbanych dłoni był tym, co lubiłem najbardziej.

- Z nikim ważnym - odpowiedziałem w miarę obojętnym tonem, znów czując wyrzuty sumienia.

- Czyżby? - spojrzał na mnie uważnie, a ja wzmocniłem uścisk wokół jego ciała.

- To tylko kolega z uczelni. Miałem podrzucić mu notatki - wymyśliłem na szybko, starając się brzmieć przekonująco. Kłamanie nie było moją mocną stroną.

- Moja intuicja podpowiada mi, że powinienem sprawdzić, czy nie rozmawiałeś z Blue - parsknął, marszcząc brwi, przy czym wyglądał jak rozjuszony szczeniak.

- Daj spokój, skarbie - westchnąłem, przelotnie całując jego policzek. - Jesteś głodny?

- Jestem strasznie głodny - powiedział uwalniając się z mojego uścisku i idąc w stronę kuchni. - Ugotowałeś coś?

- W garnku - podpowiedziałem lakonicznie, siadając na kanapie i włączając telewizor.

- Zupa z paczki? - skrzywił się Baekhyun, widząc zawartość naczynia. - Liczyłem na coś lepszego.

- Przykro mi. Nie miałem czasu ugotować niczego lepszego - westchnąłem, skacząc po kanałach.

- Czym tak bardzo byłeś zajęty? - spytał chłopak nakładając sobie porcję podgrzanej zupy do miski i siadając przy mnie na sofie. Uwielbiałem, kiedy nasze ramiona się ze sobą stykały. Szczerze mówiąc uwielbiałem wszystko, dzięki czemu czułem przy sobie bliskość Baekhyuna.

- Martwieniem się o ciebie - odpowiedziałem, a moja dłoń niemal automatycznie ułożyła się na jego udzie.

- Nie mam pięciu lat, Channie. Możesz przestać się martwić - zaśmiał się cicho, w skupieniu siorbiąc zupę. 

- Masz pomysły jak czteroletnie dziecko, więc wolę mieć cię na oku - rzuciłem mu poważne spojrzenie, pod wpływem którego serdecznie się roześmiał.

- Nawet nie jest taka zła - mruknął, mając na myśli zupę z paczki. - Ale na przyszłości musisz pamiętać, że wolę domowe jedzenie.

- Spokojnie, zapamiętam - uśmiechnąłem się, obejmując go ramieniem i wybierając jakiś kanał, na którym leciała jedna z tych nieśmiesznych komedii romantycznych.

- Przełącz na Shreka - poprosił cicho Baekhyun z ustami pełnymi jedzenia, uroczo przy tym sepleniąc.

Nie zdążyłem nawet chwycić za pilota, a ciszę wokół przerwało pukanie do drzwi, które zaniepokoiło i mnie i Baekhyuna. Nie spodziewaliśmy się dzisiaj żadnych gości. Nawet Blue, która często do nas wpadała, nie przychodziłaby o tej porze.

- Ja otworzę - powiedziałem, wstając i obojętnie podchodząc do przedpokoju. Starałem się ukryć własny niepokój, aby nie denerwować Baekhyuna. W tej sytuacji byłem jego jedynym oparciem, lecz ta rola nadzwyczaj mi się podobała.

Za drzwiami zastałem wysokiego, obcego mężczyznę, trzymającego w dłoniach duży bukiet koralowych róż. Wyglądał na starszego ode mnie, na jego twarzy znajdował się ciemny zarost, a włosy były schludnie zaczesane. Potężne, szerokie barki okryte były granatową marynarką, pod którą widoczna była biała koszula. Dodatkowo miał na sobie skromne spodnie w kolorze dopasowanym do marynarki i lakierowane buty.

- Dzień wieczór - uśmiechnął się z widocznym zakłopotaniem. - Zastałem może Baekhyuna?

Okay, przystojny starszy ode mnie mężczyzna z bukietem róż w dłoniach, który przyszedł do mojego mieszkania, by spotkać Baekhyuna nie był codziennym widokiem. Czułem się jak w ukrytej kamerze. 

- Mogę wiedzieć kim pan jest? - spytałem podejrzliwie, opierając się o futrynę, by jak najbardziej zagrodzić mężczyźnie wejście do mieszkania. 

- Wu Yifan. Główny redaktor magazynu Cricet - uśmiechnął się firmowo, a nim zdążyłem zadać mu kolejne pytanie tuż obok pojawił się speszony Baekhyun.

- Yifan? - mój chłopak wydawał się równie zaskoczony obecnością mężczyzny, lecz najbardziej zdumiało mnie to, że zwracał się do niego po imieniu i najprawdopodobniej go znał.

- Cześć - na twarzy Wu Yifana znów zajaśniał uśmiech.

- Co ty tu robisz? - spytał Baekhyun, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi.

- Stwierdziłem, że skoro odrzuciłeś moje zaproszenie, warto będzie cię odwiedzić - powiedział, wręczając zarumienionemu chłopakowi bukiet.

- Och, róże? - zmarszczył brwi Byun, ujawniając przy tym swoje zakłopotanie.

- Tak, koralowe róże - uśmiechnął się zadowolony z siebie mężczyzna, a ja nagle poczułem się tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. - Koniecznie sprawdź w internecie ich znaczenie.

- Dziękuję, ale nie musiałeś - bąknął pod nosem Baekhyun, oglądając kwiaty ze wszystkich stron.

- Nie podobają ci się? - w głosie nieznajomego dało się słyszeć cień zwątpienia.

Widziałem jakim wzrokiem patrzył na Baeka i wcale mi się to nie podobało. Co ten wychuchany laluś robił pod drzwiami mojego mieszkania, flirtując z moim chłopakiem? I dlaczego w ogóle mu na to pozwalałem?

- Skąd. Są piękne - przyznał Byun, a ja stwierdziłem, że to odpowiednia chwila, aby przerwać to niespodziewane spotkanie.

- Bardzo fajnie, że pan wpadł, ale naprawdę chciałbym spędzić spokojny wieczór z moim chłopakiem - powiedziałem, umyślnie kładąc nacisk na ostatnie dwa słowa, kiedy tylko zdołałem odzyskać trzeźwość umysłu.

- Rozumiem, ja tylko...

- I na przyszłość nie życzę sobie takich niezapowiedzianych wizyt, panie Wu. Dobranoc - przerwałem mu i nie czekając na odpowiedź zamknąłem mu drzwi przed nosem.

- Nie musiałeś być taki dosadny - parsknął Baekhyun, ciągle zafascynowany bukietem róż.

- Może mi to wyjaśnisz? - powiedziałem ostro, zakładając ramiona na piersi i patrząc na niego z góry. 

- Co mam ci wyjaśniać? - spytał, przechodząc do salonu, biorąc w parapetu pusty wazon i nalewając do niego wody z kranu w kuchni.

- Cóż, może to dlaczego, do cholery, przychodzi do ciebie obcy facet i wręcza ci pierdolone róże? - powiedział odrobinę ostrzej niż zamierzałem.

- Czy to coś złego? - spytał, udając niewiniątko. Cały czas pochłonięty był umieszczaniem bukietu w odrobinę za małym wazonie, co jeszcze bardziej działało mi na nerwy. 

- Tak, bo to ja, nie on, jestem twoim chłopakiem i jedyne kwiaty jakie możesz dostawać powinny pochodzić ode mnie, nie od niego - powiedziałem, zaciskając pięści. Żałowałem, że nie zdążyłem dać kilku groźnych ostrzeżeń tamtemu facetowi.

- Tak? Więc kiedy ostatni raz dałeś mi kwiaty? - spytał Baekhyun, odwracając się przodem do mnie.

- To nie ma znaczenia, Baek.

- Nigdy. Nigdy nie wręczyłeś mi nawet głupiego kaktusa! - prychnął, patrząc na mnie z wyrzutem.

Pod wpływem jego spojrzenia naprawdę poczułem się, jakbym zrobił coś złego, lecz szybko przypomniałem sobie kto tu jest winny. Każdy szanujący się facet nie pozwoliłby na to, aby jego druga połówka przyjmowała bukiety róż od obcych mężczyzn.  Ja również nie zamierzałem pozwolić, aby ten występem uszedł Baekhyunowi płazem. Potrzebowałem wyjaśnień. 

- Co nie oznacza, że możesz przyjmować tego typu prezenty od facetów, którym zależy tylko na tym, aby cię uwieść i wykorzystać! - fuknąłem, podobnie jak on podnosząc głos.

- Czemu od razu przyjmujesz takie czarne scenariusze, Chan?! Nie każdy jest potencjalnym gwałcicielem i mordercą, a ja mam już, kurwa, dwadzieścia lat, jestem dorosły i umiem o siebie zadbać!

- Wyobraź sobie, co stałoby się, gdyby nie było mnie teraz w domu - zacząłem, odrobinę ściszając głos. - Otworzyłbyś mu drzwi, przyjął róże, zaprosiłbyś go do środka, a jak to wszystko by się skończyło? Pierdolony uwiódłby cię słodkimi słówkami i skończylibyście pieprząc się w moim łóżku!

- Nadal widzisz we mnie tylko dziwkę! - prychnął, a po jego oczach zauważyłem, że był szczerze urażony.

- Nie, Baekhyun - powiedziałem, łagodniejąc. Być może powiedziałem zbyt wiele. 

- Jesteś wkurzony, kiedy ja jestem zazdrosny o Blue, a sam dostajesz białej gorączki, kiedy znajomy zachowa się jak na miłego faceta przystało i przyniesie mi głupie róże!

- Uspokój się - powiedziałem, zauważając, że jego wargi zaczynają drżeć, a oczy stają się zaszklone. - Nie daję ci takich powodów do zazdrości, jakie ty mi dajesz, Baek!

- Jesteś po prostu pierdolonym hipokrytą i nie możesz, kurwa, zrozumieć, że naprawdę cię kocham i nawet, gdyby każdy mężczyzna na świecie wręczył mi róże, ja i tak wybrałbym, kurwa, ciebie! - warknął, dyskretnie ocierając spływające po policzkach łzy.

- Po prostu wiem jaki jesteś, Baekhyun - powiedziałem, starając się obronić swoją pozycję i dodatkowo załagodzić sytuację.

- Więc jaki według ciebie jestem? Łatwy? Puszczalski? Dałbym dupy za pierdolone róże?

- Nie o to mi chodziło - spuściłem wzrok, czując, że rolę się odwróciły.

- Więc o co? - spojrzał na mnie z czystą agresją. - Czasy, kiedy byłem sam-wiesz-kim minęły i proszę, nie patrz na mnie przez pryzmat tego, co robiłem kiedyś. Skończyłem z tym i to, czy ktoś wręczy mi róże czy nie, naprawdę nie powinno cię niepokoić.

- Nie patrzę na ciebie przez pryzmat tamtych czasów - powiedziałem, podchodząc bliżej. Pragnąłem zakończyć tę bezsensowną kłótnię i zwyczajnie go przytulić. Wyjaśnienia mogłem dostać w późniejszym terminie. W tamtej chwili liczył się tylko fakt, że poszedłem o krok za daleko. 

- Więc dlaczego nadal traktujesz mnie tak, jakbym w chwilach twojej nieuwagi chodził cię zdradzać? - parsknął z zaczerwienionymi oczami. Wyglądał przy tym tak krucho i słabo, że zapragnąłem otulić go kocem i utulić do snu, szepcząc ciche przeprosiny. Naprawdę nie lubiłem naszych kłótni.

- Bo się martwię, Baek - powiedziałem. Widok jego łez zupełnie łamał mi serce.

- O co się martwisz? Że cię zdradzę? Że polecę do pierwszego lepszego faceta, który wręczył mi pierwsze lepsze róże?

- Martwię się, że ktoś cię zrani - powiedziałem dosadnie. 

- Zrani? - powtórzył, pociągając nosem. - Nawet nie wiesz jak ty ranisz mnie swoimi bezpodstawnymi podejrzeniami!

- W porządku, może zareagowałem zbyt gwałtownie.

- Ty zawsze reagujesz zbyt gwałtownie - fuknął, zabierając wazon z różami i odchodząc do sypialni, gdzie porządnie trzasnął za sobą drzwiami.

Westchnąłem, zaciskając palce u nasady nosa i spojrzałem smętnie na Rocketa, który widocznie wyczuł powagę sytuacji, a w efekcie nerwowo kręcił się wokół zamkniętych drzwi sypialni.

- Zostaw go, Rocket - powiedziałem, przywołując psa do siebie. - Daj mu się wypłakać.

Pies smętnie spuścił uszy i spojrzał na mnie z wyrzutem, jakby chciał mi przekazać coś w stylu: "To twoja wina, ty nadgorliwy idioto".

- Moja wina? - parsknąłem w odpowiedzi na to spojrzenie. - Nie, nie, Rocket. Nic takiego by się nie stało, gdyby nie ten nieznajomy facet. Gdyby nie on i jego róże nie byłoby kłótni, okay?

Tym razem pies zmierzył mnie chłodnym wzrokiem, jakby usiłował patrzeć na mnie z politowaniem.

- Przesadzam? Dobra, może przesadzam, ale uwierz mi, że sam kiedyś spotkasz suczkę z powodu której będziesz przesadzał, kolego - powiedziałem, grożąc mu palcem. - Jeszcze kiedyś wspomnisz moje słowa.

Zegarki wskazywały godzinę dwudziestą pierwszą, więc szybko uwinąłem się z prysznicem i wieczorną toaletą, a następnie przebrany w bokserki i czarny podkoszulek odważyłem się wejść do sypialni.

Baekhyun już spał, leżąc po swojej stronie zawinięty w kołdrę jak w naleśnik, a lampka stojąca na szafce nocnej oświetlała jego twarz mdłym, żółtym światłem. Wyglądał tak delikatnie i krucho, a ja szybko zapragnąłem po prostu położyć się obok niego i mocno go objąć.

- Nie gaś - wymamrotał sennie, kiedy podszedłem do lampki z zamiarem wyłączenia jej.

- W porządku - westchnąłem najbardziej potulnym głosem, na jaki było mnie stać. - Użyczysz mi trochę kołdry, skarbie?

- Ty śpisz na kanapie - prychnął brutalnie, ukrywając twarz pod kołdrą.

- Skarbie...

- Nie zmienię zdania - powiedział ostro. - Nie chcę z tobą spać.

- Dobra - westchnąłem z rezygnacją w głosie i oddaliłem się od łóżka - Zasłużyłem sobie na to.

Wychodząc z pomieszczenia, zabrałem swoją poduszkę i koc, a następnie zatrzymałem się w progu, zerkając na śpiącego Baekhyuna oraz Rocketa, który sprytnie ułożył się w nogach łóżka.

- Na pewno nie będziesz się bał spać sam? - spytałem z troską w głosie. Miałem nadzieję, że usłyszy jak bardzo się o niego martwię, rozczuli go to i w efekcie pozwoli mi wrócić do łóżka. 

- Nie - odparł chłodno. - Mam lampkę, Rocketa i moje głupie róże.

Dopiero wtedy zauważyłem na szafce nocnej wazonik z bukietem. Ten widok tylko spotęgował moje wyrzuty sumienia.

- W porządku - westchnąłem. - Gdyby coś się działo, to wiesz gdzie mnie szukać.

- Ta, idź już - parsknął opryskliwie.

- Dobranoc, skarbie - powiedziałem, a nie doczekawszy odpowiedzi powlokłem się na kanapę, gdzie bardzo długo przewracałem się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Ukojeniem okazało się dopiero zażycie tabletek nasennych, dzięki którym następnego ranka mogłem wstać i nie czuć się jak zombie.

Od razu obmyśliłem plan przeproszenie Baekhyuna i nie marnując czasu ubrałem się i wyszedłem, obierając sobie za cel kwiaciarnię na rogu ulicy. Miałem nadzieję, że znajdę tam coś oryginalnego. Nie miałem zamiaru dopuścić do tego, abyśmy marnowali czas na gniewanie się na siebie. Wolałem wziąć winę na siebie, schować męską dumę do kieszeni i pierwszy wyciągnąć rękę na zgodę. 

- Przykro mi, kwiatuszku. Otwieramy dopiero o ósmej - powiedziała kobieta w podeszłym wieku, ubrana w fartuszek i fioletową tunikę, kiedy przekroczyłem próg pachnącej wonną roślinnością kwiaciarni.

- A czy kupienie bukietu róż o tej godzinie będzie możliwe? - spytałem z desperacją. - Proszę, naprawdę ich teraz potrzebuję.

Kobieta spojrzała na mnie z litością i odłożyła miotłę, którą dotąd zmiatała podłogę. Miała przyjemny wyraz twarzy, małe, głęboko osadzone, czarne oczy i jasną twarz pokrytą siecią drobnych zmarszczek. Jej siwiejące włosy sięgały ramion, a drobne ciało zupełnie przesiąkło zapachem wszechobecnych kwiatów.

- Jakich róż potrzebujesz, kwiatuszku? - spytała, opierając się o ladę, udekorowaną kwiatami doniczkowymi.

- Po prostu róż - odpowiedziałem z zakłopotaniem. Nigdy nie interesowałem się botaniką. 

- Jakich konkretnie? - spytała, przechylając głowę.

- Nie wiem - westchnąłem, wzruszając ramionami. - Nie znam się na kwiatach.

- Kwiaty mają swój własny język, mój drogi - powiedziała, uśmiechając się życzliwie. - Zwłaszcza różę. Każdy kolor oznacza inne uczucie, wiesz? Dając komuś róże, koniecznie musisz wziąć to pod uwagę.

- Och - westchnąłem, przypominające sobie koralowe róże, które wczorajszego wieczora otrzymał Baekhyun. - Nie wiedziałem o tym.

- To bardzo źle - powiedziała kobieta, podchodząc do pojemników, wypełnionych różnymi rodzajami róż. - Dla kogo ma być ten bukiet? Dla ukochanej?

- Dla ukochanego - naprostowałem.

- Żadna różnica - zaśmiała się serdecznie i zaprezentowała mi po jednej róży z każdego rodzaju. - Czerwona oznacza poważną miłość i szacunek, herbaciana skromną miłość i wdzięczność, błękitna miłość od pierwszego wejrzenia, a biała niewinność.

- A ta? - spytałem wskazując różę o interesującej barwie burgundu.

- Burgundowa oznacza ponadczasową miłość - wyjaśniła kobieta obracając w palcach kolczastą łodyżkę kwiatu.

- Ponadczasowa miłość - powtórzyłem. - Dałoby się stworzyć bukiet z burgundowych i błękitnych róż?

- Ponadczasowa miłość od pierwszego wejrzenia? - spytała kobieta, zerkając na mnie z uśmiechem.

- Dokładnie tak - skinąłem głową, zadowolony z dokonanego wyboru.

- Oczywiście - uśmiechnęła się kobieta. - Jak dużo ma być róż?

- Trzysta sześćdziesiąt pięć - powiedziałem, po chwili zastanowienia.

- Skąd tak duża liczba?

- Ostatnio rozstaliśmy ja i mój ukochany się na rok - wyjaśniłem. - A w ciągu tego roku dokładnie tyle dni straciłem, nie wykorzystując możliwości wręczenia mu róży.

- Musisz go naprawdę mocno kochać - uśmiechnęła się kobieta, odliczając odpowiednią ilość burgundowych i błękitnych róż, a następnie zajmując miejsce na stanowisku stworzonym do tworzenia bukietów.

- Tak - przyznałem z nieśmiałym uśmiechem. - Kocham go naprawdę mocno.   

______________________________

Wasze komentarze pod poprzednim rozdziałem naprawdę max mnie zmotywowały i obiecuje, że jeżeli ciągle będziecie tak super komentować to będę Wam sypać rozdziałami codziennie (no dobra, nie codziennie ale często, ok). 

Trzymajcie kciuki, bo w poniedziałek egzaminy i jak mi nie wyjdzie to wywalą mnie z domu, będę spać na wycieraczce i pisać new rozdziały patykiem po ziemi, więc trochę lipa. 

Rogale będą Wam dane, gdy ładnie (albo nieładnie) skomentujecie.

Lowe, Biedakonators.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top