Rozdział 40
Baekhyun
- Ej, Baekkie - usłyszałem nad sobą podejrzanie radosny głos Chanyeola. - Popatrz kogo spotkałem.
Oderwałem wzrok od ekranu telefonu i zbladłem na widok Sehun i Luhana, dosiadających się właśnie do naszego stolika. W pierwszej chwili chciałem spytać Yeola, czy to jakiś żart, ale nie chcąc być niegrzecznym, jedynie lekko się uśmiechnąłem.
- Cześć - powiedziałem, zauważając, że Lu również nieśmiało się uśmiechał.
- Cześć - odpowiedział, obracając w dłoniach kubek z mrożoną kawą. Byłem pewny, że jego nawyki zupełnie się nie zmieniły, nawet, jeżeli zmienił się jego wygląd.
Wyglądał doroślej. Jego włosy przeszły z blondu do delikatnie czekoladowego brązu, a na twarzy nie dostrzegłem ani grama makijażu. Ubrany był w luźną, błękitną koszulę i dopasowane jeansy, a na jego nadgarstku błyszczała cienka, srebrna bransoletka z zawieszką w kształcie malutkiego serduszka. Gdyby nie te sarnie oczy i potulny wyraz twarzy w życiu nie poznałbym, że to ten sam chłopak, z którym niegdyś mieszkałem.
- Co u was słychać? - spytał Chanyeol, siadając obok mnie i podsuwając mi moją ulubioną Caramel Macchiato, za którą podziękowałem cichym "dzięki".
- Cóż - zaczął Sehun, mieszając w swojej ciemnej kawie. - Mieszkamy razem. Ja studiuję, Luhan pracuje i zajmuje się domem. Raczej nic ciekawego - westchnął, odkładając jednorazową łyżeczkę, a następnie wlepił zainteresowane spojrzenie we mnie i Chana. - A co u was? Czemu nagle widzę was razem?
- Długa historia - zaśmiał się pod nosem Park.
- Ja i Lu nigdzie się nie śpieszymy - odpowiedział mu tym samym Sehun.
Nie miałem ochoty na rozmowę o tym jak żałośnie wróciłem do Chanyeola z podkulonym ogonem, a wyższy chyba to zauważył. Poza byłem zbyt zmęczony, aby prowadzić normalną rozmowę. Składanie zeznań na komisariacie wycisnęło ze mnie resztki pozytywnej energii, w związku z czym czułem się jak wypluta guma do żucia.
- Można powiedzieć, że do siebie wróciliśmy - powiedział wymijająco Chanyeol, na co zareagowałem wysyłając mu groźne spojrzenie.
- Och - odezwał się Luhan. - Mieszkacie razem?
- Tak - odpowiedziałem, nie chcąc wyjść na małomównego.
- Od niedawna - uściślił Yeol.
- To świetnie - powiedział Sehun. - Cieszę się, że się wam ułożyło.
- Tak - mruknąłem, upijając łyk mojej karmelowej kawy.
Nie miałem ochoty na takie spotkanie. Byłem świeżo po składaniu zeznań i wypłakiwaniu się w koszulę Chanyeola, a jedynym czego potrzebowałem była cisza, spokój i kawa. Być może cieszyłem się, że dziwnym trafem spotkaliśmy Sehuna i mojego przyjaciela, ale nie zmieniało to faktu, że byłem zbyt zmęczony na rozmowę z nimi.Nawet, jeżeli w grę wchodziło odbudowanie mojej przyjaźni z Luhanem, jedynym czego chciałem był powrót do domu.
- Od jak dawna jesteście razem? - spytał Luhan, a pytanie zostało niemal umyślnie skierowane do mnie.
Podniosłem wzrok, poprawiając oprawki ciemnych okularów i zmusiłem się do lekkiego uśmiechu.
- Naprawdę od niedawna - powiedziałem. - Właściwie to jakoś od piątku... I nie jesteśmy razem.
- Nie jesteście? - zbity z tropu Lu zmarszczył brwi.
- Nie - pokręciłem głową. - Po prostu mieszkam u Chanyeola.
Widziałem, że moje słowa zaskoczyły Sehuna i Lu. Tymczasem Park jedynie westchnął i odwrócił wzrok, udając, że wcale niczego podobnego nie mówił. Typowe.
- Dlaczego? - spytał Luhan, wyraźnie zmartwionym głosem. - Coś się stało?
- Nie, nie - zaprzeczyłem.
- To zdecydowanie nie jest historia do opowiedzenia teraz - wyjaśnił Chanyeol, za co byłem mu naprawdę wdzięczny. Jako jedyny rozumiał jak wielką traumę niedawno przeżyłem i jak bardzo byłem tym wszystkim zmęczony.
- Rozumiem - mruknął Luhan, a następnie jakby pod wpływem przypływu odwagi dodał - Twój stary numer jest aktualny?
- Już nie - przyznałem. - Musiałem go zmienić kilka dni temu.
- Podasz mi nowy? - spytał z nadzieją.
Nie mogłem odmówić. Luhan wyraźnie starał się robić wszystko, aby odbudować naszą znajomość. Chciał wykorzystać nasze przypadkowe spotkanie, by odnowić relację, a ja nie chciałem mu w tym przeszkodzić. W rzeczywistości naprawdę tęskniłem za moim najlepszym przyjacielem. Wiedziałem, że nikt nie zastąpi mi Luhana.
- Jasne - uśmiechnąłem się, po czym podyktowałem mu nowy numer i z bladym uśmiechem schowałem mój nowy telefon.
Zmienienie numeru było jedyną możliwością, aby uwolnić się od natrętnych smsów Minjuna, a poza tym Chanyeol zaoferował mi w prezencie nowy telefon, dzięki czemu mój stary, poobijany iPhone został zastąpiony najnowszym Samsungiem.
- Wybaczcie, ale mam za sobą ciężki dzień i chciałbym już wrócić do domu - mruknąłem, patrząc z nadzieją na Chanyeola, który jedynie skinął głową.
- Tak, Baek ma rację - powiedział, uśmiechając się przepraszająco. - Może innym razem uda nam się dłużej porozmawiać.
- Jasne, wszystko rozumiemy - odparł Sehun, lecz mimo wszystko dostrzegłem cień zawodu na twarzy Luhana.
- Do zobaczenia - powiedziałem, wstając i uśmiechając się lekko w stronę Lu, który szybko odwzajemnił uśmiech.
- Zadzwoń do mnie, Baek - powiedział, kierując spojrzenie w stronę Chanyeola, który poprawił swoją bluzę na moich ramionach. Naprawdę lubiłem nosić jego ubrania, a duża, szara bluza, której bez problemu mógłbym używać jako śpiwora była wprost stworzona do tego, abym ją nosił.
- Jasne - odpowiedziałem i zabierając swoją kawę ruszyłem wraz z Yeolem w stronę wyjścia, machając Lu i Sehunowi na pożegnanie.
- Są taką ładną parą - usłyszałem i odwróciłem się, posyłając przyjacielowi mordercze spojrzenie.
Nie lubiłem, kiedy ktoś brał mnie i Chanyeola za parę, lecz mimo wszystko moje policzki olewały się rumieńcami na samą myśl o tym. Może powinienem się pogodzić z tym, że jestem, lub niedługo będę chłopakiem Park Chanyeola?
Ładna pogoda odeszła w niepamięć zastąpiona ulewą i szaro-burymi chmurami, wolno przelewającymi się po nieboskłonie. W takich chwilach cieszyłem się, że Chanyeol ma samochód i w czasie drogi do domu nie spadnie na mnie ani kropelka. Przeziębienie w skutek przemoknięcia było ostatnim czego w takiej sytuacji potrzebowałem.
Ściskając w dłoni kubeczek z moją kawą, poczekałem, aż Chan otworzy mi drzwi i zająłem miejsce pasażera, zapinając pas bezpieczeństwa. Chanyeol tymczasem obszedł auto dookoła i usiadł na miejscu kierowcy, wsuwając swój kubeczek w trzymak na kubki.
- Jak się czujesz? - spytał, odpalając silnik.
- Tak sobie - wzruszyłem ramionami. - Już jest trochę lepiej.
Na komisariacie byłem kłębkiem nerwów. Nawet nie podejrzewałem, że doniesienie na mojego oprawcę będzie dla mnie takie trudne. Rano już w drodze a komisariat zdążyłem się rozpłakać, a Chanyeol musiał zatrzymywać się na poboczu, aby mnie uspokoić. W trakcie spotkania z funkcjonariuszem również nie obyło się bez płaczu. Doszło nawet do tego, że w trakcie składania zeznań, Park musiał siedzieć obok mnie i trzymać mnie za rękę. Po wyjściu z komisariatu stres nie minął. Ciągle miałem w pamięci policjanta, mówiącego, że w ciągu najbliższych dni skontaktuje się z Minjunem. Bez przerwy analizowałem moje wypowiedzi, zastanawiając się czy przypadkiem nie przerysowałem jakiejś sytuacji i drżałem ze strachu na samą myśl tego, co mnie czekało. Park oczywiście starał się mnie uspakajać, ale słabo mu to wychodziło. Raz niemal zwymiotowałem z nerwów.
W końcu zgodnie uznaliśmy, że jedynym sposobem, aby uciszyć skołatane nerwy będzie kawa. W końcu co mogłoby pomóc bardziej niż moja ulubiona karmelowa macchiato, z którą kojarzyłem najlepsze dni spędzone z Chanyeolem?
- Nadal drżysz - powiedział Chan, kiedy zatrzymał auto na czerwonym świetle.
Spuściłem wzrok na moje dłonie i rzeczywiście nie mogłem ukryć tego, że obie niekontrolowanie drżały.
- Nadal o tym wszystkim myślę - przyznałem cicho, nim poczułem dużą, ciepłą dłoń Chanyeola przykrywającą moje.
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się blado, widząc jego zmartwiony wyraz twarzy. Robił dla mnie tak wiele.
Pod wpływem chwili zbliżyłem twarz do jego twarzy. Szybko przewidział to, co zamierzałem zrobić i wyszedł mi naprzeciw, kiedy złączyłem nasze usta w lekkim pocałunku, przerwanym przez odgłos klaksonów za nami.
Chanyeol delikatnie zakończył nasz pocałunek, ruszając z miejsca, gdy światło zmieniło się na zielone, a kierowcy za nami zaczęli poganiać go, naciskając klaksony. Nie zabrał jednak ręki z moich dłoni, pozwalając mi spleść nasze palce razem. Jego bliskość działała na mnie jak lek uspakajający. Przewidując, że mamy przed sobą jeszcze dość długą drogę przez zakorkowane miasto, bardziej naciągnąłem na głowę kaptur, splotłem dłoń moją i Chana razem, a następnie ułożyłem się wygodniej i zasnąłem, wdychając zapach perfum Chanyeola, którymi przesiąknięta była jego bluza.
🌸🌸🌸
- Hej, Baek - usłyszałem tuż nad sobą i drgnąłem, czując ciepłą dłoń Chanyeola potrząsającą moim ramieniem.
- Już jesteśmy? - spytałem słabo, rozglądając się po podziemnym parkingu. Zauważyłem przy tym, że ciemne okulary zsunęły się z mojego nosa, lądując gdzieś pośród fałd zbyt dużej bluzy.
- Tak - powiedział Chanyeol, pomagając mi wysiąść. - Jak się czujesz?
- Jest w porządku - odpowiedziałem, rozczulony jego troskliwością i szybko nałożyłem okulary, chcąc ukryć paskudnego siniaka, który z każdym dniem coraz bardziej brązowiał.
Chan pocieszał mnie, że jeszcze kilka dni, parę zimnych okładów i opuchlizna całkowicie zniknie, a wraz z nią nieciekawy fioletowy odcień. Ja jednak bardzo w to wątpiłem.
Wsunąłem dłonie w głębokie kieszenie bluzy Chanyeola i powoli ruszyłem wraz z nim w stronę windy, w której znów zagłębiłem się w swoich przemyśleniach. Naprawdę się bałem, a wizyta na komisariacie jeszcze bardziej spotęgowała mój strach. W końcu, teraz Minjun miał porządny powód, aby mnie dopaść. Nawet nie chciałem myśleć o tym, co mógłby mi zrobić.
- Pójdę się położyć - mruknąłem markotnie, kiedy przekroczyliśmy próg domu.
Czułem się paskudnie, a przez to, że zeszłej nocy prawie nie spałem byłem też okropnie senny. Wszystko przez nerwy, towarzyszące składaniu zeznań i konieczności przywołania w pamięci wszystkich tych przerażających wspomnień z okresu mieszkania z Minjunem.
- Jasne - odpowiedział Chanyeol. - Zrobić ci herbaty?
- Nie - rzekłem i uśmiechnąłem się lekko, kiedy Rocket przybiegł do mnie, oczekując głaskania. - Chcę po prostu trochę się zdrzemnąć.
Chanyeol jedynie skinął głową, przechodząc w stronę kuchni, a ja po zostawieniu butów i bluzy w przedpokoju skierowałem się do sypialni. Rocket od ostatnich dni nie odstępował mnie na krok, więc również poszedł za mną, radośnie merdając przy tym ogonem.
Zsunąłem z nóg opinające spodnie i koszulę, którą zastąpiłem białą koszulką, niegdyś zabraną Chanowi. Była najlepsza do spania. Okulary, które dotąd miałem na sobie wylądowały na szafce nocnej, a ja z grymasem na twarzy przejrzałem się w lustrze.
Wyglądałem okropnie.
Być może moje oko nie było już tak bardzo spuchnięte jak na początku, ale siniak wokół niego nadal był wyraźny i mocno kontrastował z moją bladą cerą. Patrząc na niego miałem ochotę rozpłakać się i zakopać głęboko pod kołdrą, aby już nigdy, nikt nie zobaczył mojej oszpeconej twarzy.
Przeczesując włosy palcami, usiadłem na łóżku, aby już w następnej chwili wygodnie się na nim ułożyć i przykryć kołdrą. Zeszłej nocy spałem z Chanyeol, jako, że byłem zbyt roztrzęsiony i niespokojny, aby zasnąć sam, więc pościel do reszty przesiąkła jego zapachem. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie lubiłem woni jego perfum.
- Rocket! - pisnąłem, kiedy pies niespodziewanie wskoczył na materac i ułożył się tuż przy mnie, opierając wielki łeb na przednich łapach.
Nie lubiłem czuć przy sobie smrodu z psiego pyska, jednak ten jeden raz postanowiłem to zignorować. Musiałem przyznać, że owczarek wyglądał uroczo, patrząc na mnie z dołu, zupełnie jakby próbował prosić o pieszczoty.
Westchnąłem i zacząłem głaskać go po głowie oraz wielkim grzbiecie. Dotyk jego miękkiego, puszystego futra w pewien sposób mnie uspakajał, toteż długo przed zaśnięciem głaskałem zwierzę, napawając się tym, jak grzeczny okazał się być ten zwykle nadpobudliwy pies.
🌸🌸🌸
Kiedy się obudziłem Rocket nadal leżał przy mnie. Z salonu dochodziły dźwięki włączonego telewizora, więc łatwo domyśliłem się, że Chanyeol wrócił już z popołudniowych wykładów. Przejechałem dłonią po rozkosznie miękkim psim futrze, nim drzwi sypialni otworzyły się, a ja i Rocket jednocześnie spojrzeliśmy w ich stronę.
- Och, więc tu jesteście - uśmiechnął się Chanyeol, wchodząc do pomieszczenia.
Na jego widok Rocket znów zaczął radośnie merdać ogonem.
- Już jesteś? - mruknąłem, przeciągając się. Po obudzeniu nie zdążyłem jeszcze zerknąć na zegarek, więc mogłem się jedynie domyślać, która jest godzina.
- Niedawno wróciłem - powiedział Chanyeol, podchodząc i ostrożnie siadając na brzegu łóżka. Mówił przyciszonym głosem, jakby bał się, że głośniejszy ton doprowadzi mnie do bólu głowy. - Dobrze spałeś?
- Tak - skinąłem głową. - Która godzina?
- Siódma wieczorem - odpowiedział, pochylając się, aby pogłaskać psa, który na jego widok znów stał się tym nadpobudliwym kundlem, którego nie lubiłem.
- Ech, długo spałem - westchnąłem, znów układając głowę na poduszce.
Na dworze nadal szalała ulewa, a ten typ pogody działał na mnie nadzwyczaj usypiająco.
- Ważne, że już lepiej się czujesz - powiedział Chan, wyciągając rękę, by pogłaskać moje włosy.
- Tak - mruknąłem, a przed oczami stanęła mi sytuacja w Starbucksie. Skrzywiłem się na samą myśl o tym, jak zaprzeczyłem, mówiąc, że ja i Yeol nie jesteśmy razem. Kogo ja oszukiwałem? Przecież byliśmy książkowym przykładem zakochanej pary. - Wiem, co sobie teraz o mnie myślisz.
Słysząc moją wypowiedź, Chanyeol zmarszczył brwi.
- O co ci chodzi? - spytał.
- Głupia, mała szmata, która wykorzystała twoje dobre serce, a przy najbliższej okazji narobiła ci nadziei, aby później powiedzieć, że tak naprawdę nie jesteście razem - powiedziałem, spuszczając wzrok. - Tak właśnie mnie teraz widzisz, prawda, Yeol?
Przez dłuższą chwilę chłopak nie odpowiadał. Zacząłem wątpić w to, czy w ogóle zamierza się odezwać.
- Baekhyun - zaczął, a jego głos brzmiał nadzwyczaj spokojnie. - O czym ty w ogóle mówisz?
- Nie kłam - wywróciłem oczami. - Widziałem, że mówiąc to wtedy przy Sehunie i Luhanie cię wkurzyłem.
- Nie wkurzyłeś mnie - zaprzeczył, a jego dłoń zsunęła się na mój policzek, który zaczął delikatnie głaskać kciukiem.
- Nie? - spytałem, zerkając na niego nieśmiało.
- Oczywiście, że nie - odparł. - Nie mam ci za złe tego, że nie jesteś jeszcze gotowy.
- Och - westchnąłem tylko.
Zupełnie nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Myślałem, że wyczerpałem już dobrą stronę Chanyeola, a jego cierpliwość względem mnie się skończyła. Nie miałem jednak racji. Park Chanyeol naprawdę miał serce większe niż jego uszy.
- Nie musimy do siebie wracać, jeżeli to dla ciebie za wcześniej - kontynuował. - Być może po tym, co przeżyłeś dobrze będzie sobie zrobić chwilę przerwy.
- Tak - mruknąłem, po raz kolejny analizując w głowie każde jego słowo. - Tak, tak, masz rację.
Chanyeol uśmiechnął się pod nosem, wędrując wzrokiem ku mojej dłoni, ułożonej na karku Rocketa. Pies wydawał się zadowolony z takiego obrotu sytuacji, a ja czułem się bezpiecznie mając przy swoim boku puchatego potwora, więc żadne z nas nie protestowało, pomimo tego, że na początku nie pałaliśmy do siebie sympatią.
- Widzę, że w końcu się polubiliście - powiedział Park, unosząc dłoń aby podrapać psisko za uchem.
- Można tak powiedzieć - stwierdziłem, również kierując wzrok na psa, który wyjątkowo dobrze czuł się, będąc w centrum uwagi.
- Skąd ta nagła zmiana? - poczułem na sobie przeszywające spojrzenie Chanyeola i zarumieniłem się lekko.
- Po prostu bałem się spać sam - stwierdziłem, wysuwając dolną wargę w smutnym grymasie.
- Tak myślałem - uśmiechnął się i przez moment miałem wrażenie, że nachyli się, aby skraść z moich ust słodki pocałunek. Ten jednak nie spełnił mojego oczekiwania, zupełnie ignorując moje delikatnie ułożone w dzióbek usta i lekko przymknięte oczy. - Jesteś głodny?
Westchnąłem niezadowolony, lecz musiałem przyznać, że czułem w żołądku niemiłe ssanie. Bądź co bądź tego dnia zjadłem jedynie pół tosta oraz wypiłem tylko szklankę wody i kawę...
- Trochę - wzruszyłem ramionami, odwracając spojrzenie na Rocketa, który nadal próbował zwrócić na siebie moją uwagę, wsuwając długi pysk pod moją dłoń.
- Pójdę zrobić coś na kolację - mruknął Chanyeol i wstał, zmierzając w kierunku drzwi.
- Chan! - zatrzymałem go, a ten na dźwięk mojego głos od razu się odwrócił.
- Tak? - mruknął.
Momentalnie zapomniałem o co chciałem zapytać. Pod wpływem jego spojrzenia w mojej głowie zapanowała pustka, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że Park nadal działa na mnie tak, jak kiedyś.
- Nic, chciałem tylko zapytać, czy zrobisz mi te dobre naleśniki.
- Które? - spytał, widocznie rozbawiony moim pytaniem.
- Te, które zawsze jedliśmy - wspomniałem, odwracając wzrok pod wpływem nagłego zawstydzenia. - Pamiętasz?
- Jasne - odparł, a na jego twarzy wymalował się jeszcze szerszy uśmiech. - Nie mógłbym przecież zapomnieć czegoś tak istotnego.
🌸🌸🌸
Po kolacji znów poczułem się senny i bez słowa wróciłem do sypialni. Tym razem Rocket nie ruszył za mną, gdyż wraz z Chanyeolem wyszli na wieczorny spacer. Było mi to w sumie na rękę, bo lubiłem zasypiać w ciszy i spokoju, choć z drugiej strony przez sprawę z Minjunem cholernie bałem się samotności. Leżąc w łóżku Chanyeola w kompletnej ciszy i ciemności rozpraszanej jedynie przez nikłe światło lampki nocnej, miałem ochotę zadzwonić do Yeola i natychmiast poprosić, aby wrócił do mieszkania.
Oczami wyobraźni widziałem rozjuszonego Minjuna walącego w drzwi mieszkania Parka, a następnie wyważającego je i bijącego mnie do utraty tchu. Tak bardzo bałem się bólu. Mając przy sobie Chanyeola mogłem czuć się w stu procentach bezpieczny, a mając przy sobie Rocketa mógłbym czuć się bezpieczny przynajmniej w pięćdziesięciu procentach, bo bądź co bądź nie należało ignorować siły dorosłego, wytresowanego owczarka niemieckiego. Tymczasem nie miałem przy sobie nikogo. Zupełnie nikogo.
Leżałem sam w ciemności, z przerażenia licząc minuty pozostałe do powrotu Chana i ściskałem w dłoni nowy telefon, przygotowany na dźwięk walenia do drzwi. Przez Minjuna powoli popadałem w paranoję.
Odetchnąłem z ulgą, słysząc przekręcany w zamku klucz i zerwałem się z łóżka, chcąc zobaczyć w progu Rocketa, który od razu radośnie do mnie podbiegł i Chanyeola, trzymającego w ręku smycz.
- Nie śpisz jeszcze? - spytał, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
- Długo was nie było - powiedziałem, starając się ukryć fakt, że umierałem z przerażenia, będąc samemu w mieszkaniu.
- Wybacz - rzekł mężczyzna, rozpinając kurtkę i zostawiają ją na wieszaku. - Wybraliśmy się na dłuższy spacer przez osiedle.
- Nic nie szkodzi - wymruczałem, obserwując jak Chanyeol podszedł do zlewu i umył ręce pod strumieniem ciepłej wody.
- Na pewno? Wyglądasz na przestraszonego - zauważył, a moje policzki spłonęły rumieńcem.
- Wydaje ci się - parsknąłem pod nosem.
- Czyżby?
Czując jego przeszywający wzrok na sobie nie mogłem dłużej obstawać przy swoim. Park Chanyeol przejrzał mnie na wylot. Nie mogłem dłużej udawać, że go nie potrzebuję. Od samego początku nigdy nie był dla mnie obojętny.
- Dobra - westchnąłem. - Masz mnie. Boję się zostawać sam po tym wszystkim, co się stało.
- Wiedziałem - odpowiedział, uśmiechając się współczująco.
- Możesz zapisać mnie do psychoterapeuty, bo nie ukrywam, że to co się ze mną dzieje można podciągnąć pod stany lękowe i ataki paniki - powiedziałem, najwyraźniej chcąc odciągnąć uwagę Chanyeola od mojego zawstydzenia.
- W porządku. Teraz już nie jesteś sam, więc możesz się położyć - rzekł mężczyzna.
- Mogę? - spytałem naiwnie, jakbym oczekiwał jego zgody w tak prostej kwestii.
- Tak - zaśmiał się Chanyeol. - Ja i Rocket cię obronimy, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Prawda, piesku? - zwrócił się do owczarka, który przypatrywał mu się z językiem zwisającym z półotwartego pyska.
- Mhm, okay - mruknąłem, nadal czekając na coś więcej niż zwykłą zgodę na położenie się spać. - Chanyeol...?
- Tak?
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały znów poczułem się jakbym miał czternaście lat. Wtedy co prawda nie patrzyłem na Chana w ten sposób, ale wspomnienia wspólnych lat szkoły ciągle we mnie żyły.
- Położysz się ze mną i poczekasz aż zasnę?
Proszenie chłopaka o tego typu rzeczy było naprawdę zawstydzające, więc moje policzki szybko na nowo oblały się czerwienią. Sam nawet nie wiem czego oczekiwałem. Bądź, co bądź nie byliśmy parą. Sam tak przecież powiedziałem. Nie powinienem więc nagle zaciągać go do łóżka.
- Jasne, nie ma problemu - spoważniał szybko, choć na jego ustach nadal grał cień uroczego uśmiechu.
Podszedł do mnie, gasząc po drodze światło w kuchni i wskazał drzwi sypialni.
- Pójdę wziąć prysznic i się przebrać, a ty się połóż, okay? - powiedział ściszonym głosem prosto do mojego ucha, a jego gorący oddech sparzył mój kark. - Jeżeli się boisz Rocket może pójść z tobą.
Ostatnie zdanie dodał niemal ze śmiechem, na co teatralnie przewróciłem oczami. Mimo wszystko, kiedy drzwi łazienki zamknęły się za nim, przywołałem do siebie psa i wraz z nim ułożyłem się na łóżku, starając się umilić sobie czas oczekiwania na Chanyeola, przeczesując palcami miękką sierść owczarka. Był naprawdę piękny psem i nie mogłem zrozumieć dlaczego na samym początku mi to umknęło.
- Wróciłem - powiedział Chan ściszonym głosem, podchodząc do łóżka i zwinnie kładąc się po swojej stronie.
Miał na sobie jedynie bokserki i czarny podkoszulek, który idealnie odsłaniał jego umięśnione ramiona. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Lekko wilgotne kosmyki włosów opadały na jego przystojną twarz, a już z daleka mogłem od niego wyczuć subtelną woń żelu pod prysznic o zapachu egzotycznych owoców.
- Przytul - wymamrotałem, przysuwając się bliżej, aby już chwilę później zostać zamkniętym w niedźwiedzim uścisku silnych ramion, które były moją obroną i gwarancją bezpieczeństwa.
Ostrożnie oparłem głowę na klatce piersiowej chłopaka, czując lekki pocałunek na czubku mojej głowy. Moją uwagę przykuł ciemny tekst na przedramieniu Chanyeola, po którym przelotnie przejechałem palcami.
- Nie pamiętam, abyś miał tatuaż - mruknąłem, badając opuszkami strukturę jego skóry.
- Bo nie miałem - odpowiedział. - Zrobiłem go jakiś czas po naszym rozstaniu. Chyba nie myślałem wtedy o konsekwencji tego czynu.
- Co to jest? - spytałem, próbując przeczytać cokolwiek z zawiłych liter, napisanych skomplikowaną czcionką.
- Cytat po łacinie - odpowiedział Chanyeol, a ja nie miałem ochoty pytać dalej. Grunt, że wyglądał z nim męsko i seksownie. Taki typ męskiego i zdecydowanego Yeola bardzo mi odpowiadał.
- Zrobienie tego tatuażu było dobrą decyzję - stwierdziłem, nie mogąc przestać jeździć po jego wytatuowanej skórze palcami. - Taka ozdoba do ciebie pasuje.
- Dlaczego? - spytał, a jego chrapliwy głos wzbudził dreszcze na moim ciele.
- Jesteś... tajemniczy, zbuntowany, niezależny, skomplikowany - wyliczałem, ciągle dotykając tatuażu, będącego źródłem mojego zainteresowania.
- Tak uważasz? - zaśmiał się, a jego ciepły oddech po raz kolejny połaskotał przyjemnie moją wrażliwą skórę.
- Mhm - mruknąłem, wzdychając cicho. - Bolało?
- Chodzi ci o tatuaż? - spytał, jakby wyrwany z zamyślenia.
- Mhm - skinąłem głową.
- Nie - odpowiedział. - Każdy z nas ma co prawda inny próg bólu, ale w dniu, kiedy go robiłem można powiedzieć, że byłem już w pewnym stopniu... zahartowany.
- Co to znaczy? - zmarszczyłem brwi.
- To znaczy, że moje serce bolało bardziej niż tatuowana ręka - odpowiedział, a przez moje ciało przeszedł prąd. Czyżby próbował mi coś wypomnieć? - Jedyne co naprawdę bolało to gojenie.
- Myślałem, że gojenie najmniej boli - mruknąłem.
- Co ty - parsknął. - Gojenie boli jak cholera.
Uśmiechnąłem się pod nosem, czując jak jego dłoń znów zaczyna głaskać moje odkryte ramię. Naprawdę lubiłem dotyk Chanyeola. Każda jego forma była dla mnie cudowną pieszczotą.
- Też myślałem kiedyś nad zrobieniem sobie tatuażu - odezwałem się po chwili ciszy. - Ostatecznie jednak odrzuciłem ten pomysł.
- Dlaczego?
Zamyśliłem się na chwilę, w trakcie której znów przejechałem palcami po wzorze liter wytatuowanych wzdłuż jego przedramienia od nadgarstku aż po łokieć.
- Chyba bałem się bólu - mruknąłem. - Tak, zdecydowanie bałem się bólu.
- Świetnie cię rozumiem, ale uwierz, samo robienie, nie boli tak jak gojenie - odpowiedział, pewniej wzmacniając uścisk wokół mojego ciała.
- Nawet nie wiem co chciałbym sobie wytatuować - westchnąłem.
- O, wybór wzoru jest bardzo ważny.
- Chciałbym, żeby to było coś symbolicznego - mruknąłem. - Coś, co będzie mi się z czymś pozytywnie kojarzyć.
- Może logo Starbucksa? - powiedział Chanyeol, a ja spojrzałem na niego krzywo. - No co? Sam powiedziałeś, że kawa stamtąd przywołuje miłe wspomnienia.
- Pf, równie dobrze mógłbym sobie wytatuować twoje imię - parsknąłem, nie wierząc w to, że powiedziałem to na głos.
Z ust Chanyeola wyrwał się cichy śmiech.
- Naprawdę chciałbyś?
- Żartowałem, idioto - wywróciłem oczami.
- Wiesz, to wcale nie taki głupi pomysł.
- Prędzej wytatuuję sobie logo McDonalda na tyłku. To też przywołuje miłe wspomnienia.
- Daj spokój. Naprawdę chciałbym zobaczyć moje imię wytatuowane na twoim nadgarstku - powiedział, a jego dłoń automatycznie powędrowała do mojej ręki, opuszką palca ostrożnie rysując zarys swojego imienia na mojej wrażliwej skórze. - C. H. A. N. Y. E. O. L - przeliterował szeptem, a jego palec kreślił wszystkie litery na moim nadgarstku.
- Sam nie wiem - mruknąłem, wpatrując się w jego niewidzialne dzieło. - A co jeżeli byśmy ze sobą zerwali? Zostałbym sam ze złamanym sercem i imieniem byłego wytatuowanym na nadgarstku!
Chanyeol po raz kolejny parsknął niekontrolowanym śmiechem.
- Dlaczego od razu przyjmujesz, że ze sobą zerwiemy?
- Jestem realistą, Chan - wyburczałem. - Biorąc pod uwagę to jak często się kłócimy, prawdopodobieństwo zerwania jest naprawdę duże, a nie chcę się narażać na zabieg usuwania tatuażu. To podobno cholernie bolesne!
- Dobrze, rozumiem twój strach - zaśmiał się, odrywając wzrok od mojego nadgarstka. - Chodź nie wykluczam, że twoje imię ładnie wyglądałoby wytatuowane tutaj - mówiąc to przejechał palcem po swojej przegubie.
- Zwariowałeś - prychnąłem.
- Nie - odparł. - Przysięgam, że kiedyś zrobię ci prezent-niespodziankę i wytatuuję sobie twoje imię.
- Naprawdę zwariowałeś - parsknąłem głośnym śmiechem, wtulając się w materiał jego podkoszulka.
- Dobra, może trochę - zgodził się ze mną, odciskając słodki pocałunek na moim policzku. - Jak się czujesz?
- Już w porządku - westchnąłem. - Lubię, kiedy się troszczysz.
Słysząc moje ciche wyznanie, jedynie pochylił się i delikatnie pogłaskał mój policzek. Po moim kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz, a ja przypomniałem sobie jak bardzo tęskniłem za delikatnym dotykiem jego ciepłych ust.
- Jeszcze niedawno nie lubiłeś, kiedy się troszczyłem - wymruczał niskim głosem, kiedy nasze twarze dzieliły jedynie centymetry.
- To było dawno, Chanyeol - westchnąłem, czując falę gorąca oblewającą moje ciało. Bliskość Parka nadal działała na mnie tak samo.
- Dawno? - powtórzył, a jego wzrok skupił się na moich lekko rozchylonych ustach.
- Bardzo dawno - szepnąłem. - Proszę, Chanyeol... Pocałuj mnie.
Nie wierzyłem, że powiedziałem ostatnie dwa słowa na głos, dopóki nie poczułem warg mężczyzny, delikatnie smakujących moich ust. Całował mnie powoli i z pasją, delektując się każdą sekundą naszej bliskości, a ja rozpływałem się w jego ramionach, mając ochotę spędzić tak całą noc.
I całą każdą kolejną noc.
___________________________________
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem liczby komentarzy pod wcześniejszym rozdziałem i to właśnie dzięki nim ten rozdział pojawia się tak szybko i jest dłuższy od pozostałych.
Mam nadzieję, że taka dawka słodyczy Wam na razie wystarczy po poprzednich smutnych rozdziałach.
Jak zwykle przypominam, że kocham Was i kocham komentarze od Was, więc im więcej komentarzy, tym większe prawdopodobieństwo, że dodam ciąg dalszy nawet jutro!
A tak btw co sądzicie o pomyśle Chanyeola, dotyczącym wytatuowania sobie imienia Baeka? (wymyśliłam to pod wpływem chwili i naprawdę chciałabym przeczytać Wasze opinie)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top