Rozdział 39
Sehun
- Hej, uspokój się - powiedziałem, chcąc zdjąć zmartwiony wyraz z jego twarzy. - To nic takiego.
- Pff, nic takiego - przedrzeźniał mnie chłopak, poprawiając podwinięte mankiety koszuli. - Co ja mam teraz zrobić, Sehun?
Westchnąłem i wstałem z kanapy, układając dłonie na jego wątłych ramionach.
- Uspokoić się - rzekłem powoli, a w tym samym czasie dał się słyszeć dzwonek do drzwi. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że to moi rodzice. - I dużo się uśmiechać.
- Cholera, już są - wymamrotał Lu, a jego zdenerwowanie stał się niemal namacalne.
- Spokojnie - powiedziałem. - Otwórz, a ja pójdę się przebrać i zaraz wrócę, dobrze?
- Nie zostawiaj mnie z nimi sam na sam.
- To tylko moi rodzice - powtórzyłem po raz enty.
Moje słowa chyba w małym stopniu zadziałały na Luhana, który w jednej chwili westchnął i przybrał na twarz swój odważny uśmiech.
- W porządku - powiedział, oddychając głęboko. - Idź.
Bez słowa skinąłem głową, lekko ścisnąłem jego ramię i zniknąłem za drzwiami sypialni, chcąc usłyszeć jak przebiegnie rozmowa mojego chłopaka z mamą i tatą. Rodzice byli ważnymi osobami w moim życiu, więc naprawdę zależało mi na tym, aby zaakceptowali mój związek. Być może nie stresowałem się tą kolacją tak jak Lu, ale też w dużym stopniu czułem zdenerwowanie.
Szybko wciągnąłem na nagą klatkę piersiową popielatą koszulę, którą zapiąłem, słuchając jak Lu otwiera drzwi. Głos mojej matki dał się słyszeć już od pierwszej sekundy po przekroczeniu progu.
- Och, ty musisz być Luhan?
Wyobrażałem sobie jak blady i przestraszony musi być Lu, zostawiony sam na sam z moimi rodzicami, więc szybko uwinąłem się ze zmienieniem spodni i wyszedłem z pokoju.
- Mamo! Tato! - zawołałem radośnie na widok moich rodziców.
Obydwoje byli wysocy i rzadko się uśmiechali. Nosili raczej klasyczne kroje ubrań w stonowanych kolorach, toteż moja rodzicielka pod czarnym, pikowanym płaszczem od Chanel miała szarą bluzkę, ołówkową spódnice i długie do kolan zamszowe kozaczki. Tata tymczasem nie założył dziś garnituru, lecz ciemny golf, dopasowane spodnie i lakierowane buty. Trzeba przyznać, że wyglądali jak normalni rodzice, lecz po wyrazie twarzy Luhana łatwo poznałem, że utożsamia ich raczej z parą straszydeł.
- Sehunnie! - zaświergotała moja mama, rozciągając pomalowane krwistoczerwoną szminką usta w uśmiechu. - Jak ty wyrosłeś!
- Przecież widziałaś mnie dziś rano - wywróciłem oczami, mimo wszystko przytulając wątłe ciało matki. Jej upięte w kok włosy łaskotały mój podbródek.
- Takie szczegóły czasami mi umykają - parsknęła, poprawiając kołnierzyk mojej koszuli.
- Mamo, tato - zacząłem, kiedy rodzicielka uwolniła mnie ze swojego uścisku. - To jest Luhan, mój chłopak.
Objąłem talię szatyna, czując, że jego strach osiągnął maksimum.
- Miło cię poznać, Luhan - odezwał się mój ojciec, wyciągając w jego stronę rękę, którą Lu niepewnie uścisnął.
- Pana również.
- Masz wyjątkowo delikatny typ urody, Luhan - zauważyła moja matka z uprzejmym uśmiechem.
- Dziękuję, pani Oh - skłonił się lekko chińczyk z rumianymi policzkami.
- Nie nazywaj mnie tak - ucięła szybko moja matka, a przestraszony Lu wybałuszył oczy. Najwidoczniej nie przywykł jeszcze do jej gwałtownych zachowań i huśtawek nastrojów. - Czuję się wtedy staro. Przejdźmy na ty, dobrze? Jestem Yejin.
- Dobrze, Yejin - powiedział Luhan, widocznie z trudem zwracając się do mojej matki po imieniu. - Może przejdziemy już do kuchni?
Widziałem, że się denerwował, ale cholernie mocno mu kibicowałem. Jak na razie radził się zdecydowanie dobrze. Hm, no może poza tym, że przyrządził wieprzowinę, nie wiedząc o tym, że moja matka nie je mięsa.
Zasiedliśmy przy stole, który Lu udekorował kwiatami i świecami. Wokół panowała sztywna cisza, kiedy chłopak nakładał porcje jedzenia na talerze i podawał je z wprawą doświadczonego kelnera. Pierwsza porcja trafiła do mojego ojca, który uśmiechnął się, dziękując. Druga, pozbawiona wieprzowiny została postawiona przed moją matką, która również cicho podziękowała.
Kiedy każdy miał już swój talerz, Lu cicho zasiadł obok mnie, nieśmiało się uśmiechając, a ja złapałem jego rękę pod stołem, chcąc dodać mu otuchy.
- Sam to wszystko przygotowałeś, Lu? - spytał mój ojciec.
- Tak - odpowiedział chłopak, obserwując jak moi rodzice zaczynają jeść.
- Siedział w kuchni przez cały dzień - wtrąciłem, obserwując rumieńce na jego policzkach.
- Co to za specjał, Lu? - odezwała się moja matka, chwilę po spróbowaniu sałatki, którą chłopak podał jej, chcąc zapełnić miejsce wieprzowiny.
- Sałatka z kapusty pekińskiej, pora, papryki, cukinii i pomidorów koktajlowych - wyjaśnił szatyn, a ja niemal wyczułem jak jego puls przyśpieszył. Wszyscy w milczeniu oczekiwaliśmy na werdykt.
- Zaskakująco dobra - stwierdziła moja matka. - Widzę, że Sehun zdążył cię uprzedzić o mojej wegetariańskiej diecie.
- Tak, tak - skinął głową Luhan.
- Cieszę się - mruknęła, powracając do delektowania się prostym posiłkiem. - Mam nadzieję, że przewidziałeś dokładki.
Dalej wszystko szło jak po maśle.
Danie Lu wyjątkowo smakowało moim rodzicom. Chwalili również to, jak urządziliśmy mieszkanie i jaki porządek w nim utrzymywaliśmy, a mój chłopak z każdą pochwałą stawał się coraz weselszy.
- Jakie macie plany na przyszłość? - zapytał w końcu mój ojciec, kiedy Lu podawał deser. W myślach prosiłem, aby moja matka nie odmówiła zjedzenia sernika na rzecz swojej diety i tym samym nie zraniła uczuć Luhana, który spędził wiele godzin, przygotowując ciasto.
- Cóż - zacząłem. - Skończę studia, zacznę pracę, oświadczę się Luhanowi i...
- Czekaj, czekaj - przerwała mi moja mama, przez co moje serce na chwilę zamarło. - Jak długo właściwie ze sobą jesteście?
W myślach szybko przeliczyłem okres czasu pomiędzy poznaniem Luhana, a dzisiejszym dniem.
- Prawie dwa lata - wtrącił Lu, siadając przy stole.
- To nie dużo - zmarszczyła brwi moja mama. - Wasza miłość powinna bardziej dojrzeć. Jesteście jeszcze młodzi, nierozważni...
- Yejin - przerwał jej mój ojciec. - Nawet nasz okres narzeczeństwa nie trwał dwóch lat. Bądźmy realistami.
- Sehun i Luhan tworzą ładną parę, ale staram się myśleć przyszłościowo. Nie chcę narażać mojego syna na szybki rozwód.
- Mamo! - podniosłem głos, widząc jakie jej słowa mają działanie na Luhana.
- W porządku, nie powinnam wspominać o rozwodzie, kiedy nie było jeszcze ślubu - uśmiechnęła się przepraszająco, a następnie dla odwrócenia uwagi od tematu rzekła - Naprawdę masz talent kulinarny, Lu. Deser w twoim wykonaniu jest mistrzostwem.
Chłopak jedynie markotnie pokiwał głową i wymusił w sobie uśmiech. Wiedziałem, że należało kończyć ten wieczór.
🌹🌹🌹
Rodzice wyszli z naszego mieszkania około dwudziestej. Pożegnałem ich przy drzwiach, podczas, gdy Lu od razu zajął się porządkowaniem kuchni. Wiedziałem, że po prostu potrzebował zajęcia, żeby oderwać myśli od słów mojej matki.
- W porządku? - zapytałem, wchodząc do pomieszczenia, gdzie właśnie wstawiał brudne naczynia do zmywarki.
- Tak - odpowiedział cicho. - Wyszli już?
- Tak - skinąłem głową i bez zbędnych słów podszedłem do szatyna, zamykając go w szczelnym uścisku. Wtulił się we mnie niemal od razu, kiedy tylko nasze ciała się ze sobą zetknęły.
- Twoja matka miała rację - wymruczał, opierając głowę na moim ramieniu.
- O czym ty mówisz?
- Za bardzo się pośpieszyliśmy - wyjaśnił. - Jesteśmy ze sobą bardzo krótko, a już mieszkamy razem i planujemy dalszą przyszłość. Z pewnością jej się to nie podoba.
- Luhannie - szepnąłem, wzmacniając uścisk wokół jego ramion.
- Jasno dała nam do zrozumienia, że nie wierzy w to, że nas związek przetrwa. Ech, jeszcze to zdanie o rozwodzie...
- Nie przejmuj się nią - szepnąłem, lekko muskając jego ucho ustami. - Czasami najpierw mówi, potem myśli. Nie bierz tych słów do serca.
- To twoja matka, Sehun. Jej opinia jest naprawdę ważna.
- Nie, jej opinia nie jest czymś, czym powinieneś się przejmować - powiedziałem. - I zostaw już te gary. Potrzebujesz odpoczynku.
- Tak, chyba masz rację - wymamrotał Lu, delikatnie wyswabadzając się z mojego uścisku i ruszając w stronę łazienki.
Ja tymczasem, szykując się na jutrzejszy dzień pełen pracy i wykładów szybko przebrałem się w pokoju i ułożyłem w łóżku, postanawiając poczytać jakiś pierwszy-lepszy poradnik biznesowy. Czytanie nudnych rzeczy działało na mnie jak słuchanie kołysanek.
Nim się obejrzałem smukłe ciało Luhana, ubranego w luźną satynową piżamę wsunęło się na miejsce obok mnie. Cicho odłożyłem książkę, zgasiłem lampkę i przysunąłem się do niego, opuszkami palców zsuwając zbłąkane kosmyki włosów z jego czoła.
- Nie śpisz jeszcze? - zdziwił się, lekko wtulając w moją klatkę piersiową.
- Nie - odparłem. - Nigdy nie zasypiam dopóki nie ma cię obok.
W odpowiedzi usłyszałem tylko ciche parsknięcie śmiechem.
- Sehun - powiedział po chwili szybko poważniejąc. - Może powinniśmy zrobić sobie... przerwę?
- Przerwę? - zmarszczyłem brwi.
- No wiesz, nie śpieszyć się tak z tym wszystkim - wyjaśnił nieśmiało. - Być może na jakiś czas powinniśmy zamieszkać oddzielnie.
- Daj spokój - prychnąłem.
- Może tego właśnie oczekuje twoja mama?
- Mam gdzieś to, czego ona oczekuje, Luhan! I ty też powinieneś! - warknąłem, czując się wyprowadzonym z równowagi. - Zapomnij o tym, co mówiła. Nie mam zamiaru dłużej o tym słuchać.
- W porządku - szepnął pod nosem Lu, przez co zacząłem żałować, że podniosłem głos.
- Przepraszam.
- Nie, nie przepraszaj - mruknął markotnie i odwrócił się na drugi bok, tyłem do mnie. - Dobranoc. Obiecuję się już nie przejmować.
- Luhannie - westchnąłem, sunąc dłonią po jego plecach, lecz nie dostrzegając żadnej odpowiedzi jedynie opuściłem rękę. - Dobranoc.
🌹🌹🌹
Kiedy obudził mnie dźwięk mojego irytującego budzika stwierdziłem, że najchętniej rzuciłbym studia i cały dzień spędził na przytulaniu się w łóżku wraz z Luhanem. Od początku roku nie opuściłem ani jednego wykładu, dzięki czemu moi rodzice byli ze mnie niebywale dumni. Ja jednak potrzebowałem choćby jednego dnia przerwy i stwierdziłem, że ten poniedziałek będzie moją idealną przerwą.
Wyłączyłem budzik i na powrót zakopałem się w kołdrze, przytulając do skulonego w rogu Luhana. Na nieszczęście szatyn miał bardzo czuły sen i krótki dźwięk mojego budzika do reszty go rozbudził.
- Nie wstajesz? - spytał, odwracając się.
- Nie - mruknąłem sennie, wciskając twarz w materiał jego satynowej piżamy, chcąc ochronić oczy przed rażącymi promieniami słońca. Miałem nadzieję, że wspomnienia wczorajszego wieczora odeszły w niepamięć i nie będziemy musieli po raz kolejny poruszać tematu słów mojej matki.
- Dlaczego? - spytał, a jego mała dłoń łatwo wplotła się w moje splątane kosmyki.
- Nie opuściłem ani jednego wykładu - wymruczałem. - Chyba mogę sobie dzisiaj odpuścić i w zamian spędzić cały dzień z najważniejszą osobą w moim życiu?
- Jesteś głupi, Sehun - parsknął w odpowiedzi Lu, lecz mogłem się założyć, że przez moje słowa jego policzki oblały się rumieńcem.
- Nie krzycz na mnie. Po prostu chodźmy spać.
- Nie opuściłeś przecież ani jednego wykładu. Dlaczego nagle chcesz zrezygnować z całego dnia?
Zmęczony jego gadaniem podniosłem głowę i wbiłem w niego zrezygnowane spojrzenie. Nie chciałem mówić wprost, ale właśnie w taki sposób zamierzałem mu zadośćuczynić fatalną kolację z moimi rodzicami.
- A dlaczego nie?
- Bo zawsze byłeś przykładnym studentem.
- Potrzebuję odpoczynku, Luhannie - westchnąłem, znów wciskając twarz w jego ramię. - Proszę, pozwól mi zostać dziś w domu.
- Nie powinienem - mruknął, wyraźnie chcąc jedynie się ze mną podroczyć.
- Luhannie...
- Dobra - westchnął. - Ale tylko jeden dzień. Źle się czuję, gdy rezygnujesz z wykładów.
- Dlaczego?
- Mam wrażenie, że to przeze mnie.
- To w dużym stopniu przez ciebie, Luhannie - zaśmiałem się, wzmacniając uścisk wokół jego bioder.
- Naprawdę?
Podniosłem wzrok, obserwując jego zaskoczony wyraz twarzy i uroczo zaczerwienione policzki.
- Po prostu nie umiem zostawić cię samego w łóżku. To źle?
W odpowiedzi szatyn jedynie się roześmiał i mocno przytulił mnie do siebie. Takie proste gesty sprawiały, że byliśmy sobie naprawdę bliscy, zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. Nawet, jeżeli nigdy nie posuwaliśmy się do czegoś więcej, niż pocałunki i przytulanie, czułem, że całym sobą należę do Luhana, a on całym sobą oddaje się mi. Nie potrzebowaliśmy seksu, aby czuć swoją miłość, objawiającą się nawet w tych prostych, codziennych nawykach.
- Jesteś naprawdę głupi, Sehun - zaśmiał się, kiedy wygodniej ułożyłem głowę na jego ramieniu, a on zaczął lekko głaskać mój policzek.
Dotyk jego delikatnych dłoni sprawił, że znów poczułem się senny.
- Jestem po prostu bardzo zakochany - mruknąłem, robiąc smutną minę i podniosłem na niego wzrok.
- Ech, nie próbuj mnie rozczulić, głupku - parsknął śmiechem Lu i teatralnie wywrócił oczami. - W zamian za to, że pozwoliłem ci nie iść, spędzimy razem cały dzień, dobrze?
- Brzmi świetnie - uśmiechnąłem się.
- Może pójdziemy razem do kina? Dawno nie wychodziliśmy na... randki - powiedział, a przy ostatnim słowie jego głos niepewnie zadrżał.
Drgnąłem, słysząc jego wypowiedź i uśmiechnąłem się smutno. Niestety musiałem się z nim zgodzić. Przez moje studia i dorywczą pracę zdecydowanie nie mieliśmy czasu na wspólne wyjścia.
- Jasne - powiedziałem, składając przelotny pocałunek na jego odkrytej szyi, która była wyjątkowo wrażliwa na mój dotyk. - A później pójdziemy razem na obiad, co ty na to?
- Nie smakuje ci to, jak ja gotuję? - spytał, udając obrażonego.
- Nie o to chodzi, kochanie - odpowiedziałem, przybierając jak najdelikatniejszy ton. - Po prostu nie chcę, żebyś męczył się w kuchni. Od czasu do czasu możemy zjeść coś na mieście, aby spędzić więcej czasu razem - powiedziałem, a widząc, że moje słowa nie do końca go przekonały dodałem: - Ale twoje potrawy i tak zawsze będą o niebo lepsze od tych w restauracjach, Luhannie.
🌹🌹🌹
Repertuar w miejscowym kinie był dość ubogi, więc wybraliśmy pierwszy lepszy film akcji i miejsca na kanapach z tyłu sali, aby przez cały seans móc się przytulać i delikatnie całować. Zawsze spędzaliśmy tak te nudniejsze sceny.
Po filmie zgodnie stwierdziliśmy, że nie chcemy jeszcze wracać do domu i marnować tak pogodnego dnia. Bądź co bądź było jeszcze zbyt wcześniej, aby iść na obiad, więc przechodząc obok okolicznej popularnej kawiarni zaproponowałem:
- Co powiesz na kawę?
Luhan spojrzał na mnie zza szkieł ciemnych okularów, a następnie skierował spojrzenie na interesujący mnie budynek.
- Starbucks? - mruknął, nie do końca przekonany. - Sam nie wiem.
- Na pewno mają jakieś słodkie latte - przekonywałem go dalej, wykorzystując wiedzę o tym, że Lu nie cierpiał gorzkich, ciemnych kaw. Już na początku naszej znajomości, dowiedziałem się o jego miłości do mrożonej kawy i słodkich dodatków.
- W porządku - westchnął w końcu, splatając nasze dłonie razem.
Uśmiechnąłem się pod nosem i pociągnąłem go w stronę wejścia. Klimatyzowane pomieszczenie pachniało pomieszaniem świeżo zaparzonej kawy i wyrobów cukierniczych. Na wystawie przy ladzie pyszniły się donaty, muffinki i pączki, a ja na sam widok miałem ochotę przekąsić coś słodkiego.
Zajęliśmy stolik najbliżej otwartego okna, po czym zdecydowałem, że pójdę złożyć nasze zamówienie.
- Zamów mi coś słodkiego i jakąś dobrą kawę - podpowiedział Luhan.
- W porządku - odpowiedziałem.
- Pamiętaj, że ma być słodka - przypomniał, zanim odszedłem od stolika.
- Bez obaw.
Znałem Luhana na tyle dobrze, że mogłem zamawiać rzeczy nie wiedząc, czego dokładnie chce, a jemu i tak by to smakowało. Znałem jego gust tak dobrze, jak swój własny, więc stojąc przy ladzie nie wahałem się długo.
- Poproszę mrożoną Americano, Caffe Misto i dwie muffinki z czekoladą - wyrecytowałem, nim zauważyłem przy sąsiedniej kasie znajomą sylwetkę, a na moją twarz automatycznie wpłynął uśmiech.
Wziąłem moje zamówienie i bez słowa skierowałem się w stronę znajomego mężczyzny, który po krótkiej chwili również mnie rozpoznał.
- Sehun? - wyszczerzył się Park Chanyeol, trzymając w dłoniach dwa kubeczki kawy.
- Kopę lat, co nie? - zaśmiałem się, również trzymając tacę z moim zamówieniem.
- Co tu robisz? - spytał, kiedy wyszliśmy z kolejek. Nie zmienił się za bardzo od czasów, kiedy ostatni raz go widziałem. Nadal był wysoki, szeroki w barkach i nieustannie uśmiechnięty. Jedynie jego włosy stały się nieco krótsze i dokładniej przystrzyżone.
- Jestem z Lu - odparłem, wskazując kciukiem na szatyna, siedzącego przy naszym stoliku przy oknie. Szybko zauważył, że o nim rozmawiamy i wstał, podchodząc do nas. - A co ty tu robisz?
- Ja i Baek mieliśmy parę spraw do załatwienia - mruknął, kiwając głową w stronę odległego stolika, przy którym najwyraźniej siedział skulony w rogu Baekhyun z kapturem na głowie i ciemnymi okularami na nosie. Jego wzrok wbity był w ekran telefonu, więc nawet nie zauważył, że na niego patrzymy.
- Park Chanyeol? - uśmiechnął się Luhan, podchodząc co nas. - Co za zaskakujące spotkanie.
- Typowo przyjazny zbieg okoliczności - poprawił go z uśmiechem Chanyeol, a następnie wskazał gestem dłoni odległy stolik. - Dosiądziecie się?
Uśmiech zniknął z twarzy Luhana, kiedy tylko chłopak zauważył przy stoliku sylwetkę Baekhyuna. Wiedziałem, że obydwoje nie utrzymywali ze sobą kontaktu od ponad roku, o co też Lu ogromnie się obwiniał. Podejrzewałem, że ich spotkanie nie będzie zbyt łatwe, ale musiałem zdecydować dla dobra ich przyjaźni.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się i lekko pociągnąłem chłopaka za sobą.
____________________________
Jak zwykle proszę o komentarze. Nawet takie krótkie typu "Fajne" albo "Podoba mi się". To naprawdę baaaardzo motywuje. Wiem, że dużo osób czyta OW, ale boli mnie to, że przy rozdziale jest 200 gwiazdek, a 20 komentarzy.
Gdyby każdy z Was zostawił nawet taki krótki komentarz, mogłabym dodawać rozdziały nawet codziennie, serio.
A tak w ogóle to niedługo dobijemy 10k gwiazdek!
Kocham Was, Biedakonatorsy.
A, i zanim cała seria się skończy będzie jeszcze dość dużo rozdziałów. Początkowo nie chciałam robić z OW typowego tasiemca (no pls druga Moda na Sukces) ale postanowiłam rozwinąć parę wątków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top