Rozdział 22

Chanyeol

Dzień był słoneczny i pogodny. Idealny na spędzenie go nad morzem. Blade słońce wznosiło się ponad pierzastymi chmurami i odbijało od szkieł moich ciemnych okularów, kiedy z lekkim uśmiechem na ustach zmierzałem w stronę domu Baekhyuna. Samo myślenie o tym wyjeździe napawało mnie ekscytacją. 

🌻🌻🌻

- Baek, czekam pod twoim blokiem już pół godziny - westchnąłem do telefonu.

- Zamknij zasrany ryj. Jestem wystarczająco wkurwiony już bez twojego pierdolenia - warknął w odpowiedzi, po czym zwyczajnie się rozłączył.

Zapowiadało się na długą podróż.

Po kolejnych trzydziestu minutach chłopak w końcu pojawił się w samochodzie, taszcząc za sobą olbrzymią torbę. Łatwo poznałem, że jest zdenerwowany, jednak wolałem nie pytać. Czasami lepiej jest pewne rzeczy przemilczeć. 

- Jedziemy tylko na weekend - zaśmiałem się, widząc pokaźny bagaż. - Po co ci tyle rzeczy?

Nie odpowiedział. Całą uwagę skupił na pasażerze, siedzącym na tylnych siedzeniach.

- Nawet mi nie mów, że on też z nami jedzie - parsknął, tępo wpatrując się w mojego przyjaciela.

- Oczywiście, że tak - odparłem. - Przecież nie zostawiłbym go samego.

- Park Chanyeol - wysyczał powoli, jakby próbował zdusić w sobie złość. - Masz pięć minut, żeby odwieźć psa do domu.

Byłem świadomy tego, że Baekhyun wyjątkowo nie lubił Rocketa. Być może to dlatego, że poznali się w nie najlepszych okolicznościach. Cóż, w każdym razie musieli się wzajemnie zaakceptować, a taki wyjazd był ku temu dobrą okazją.

🌻🌻🌻

- Pójdę kupić kawę, a wy spróbujcie się nie pozjadać, okay? - zmierzyłem ich obojga wzrokiem, zaraz po tym jak zaparkowałem auto pod Starbucksem.

- Nic nie obiecuję - prychnął w odpowiedzi Baekhyun ze wzrokiem wlepionym w ekran komórki.

Wracając z dwoma plastikowymi kubkami, pachnącymi kawą byłem święcie przekonany, że zastanę w samochodzie wkurzonego Baeka i potulnie siedzącego Rocketa, jednak to, co zobaczyłem zupełnie mnie zaskoczyło.

- Park. Chanyeol. Zabierz. To. - powiedział mechanicznie chłopak, siedząc nieruchomo, podczas, gdy Rocket oparł głowę na jego ramieniu, siedząc tuż za jego siedzeniem i od czasu do czasu lizał po uchu i szyi.

Urocze.

- Widzę, że się polubiliście - uśmiechnąłem się, podając Baekhyunowi jego karmelową kawę. Znałem go już na tyle dobrze, że wiedziałem co zawsze zamawia. 

- Zabierz go - syknął, sztywno przyjmując kubek. 

- Spokój, Rocket - powiedziałem stanowczo, posyłając psu twarde spojrzenie. Był mądrym psiakiem więc natychmiast zajął swoje pierwotne miejsce z miną zbitego szczeniaka.

🌻🌻🌻

Mogłem wcześniej uprzedzić Baekhyuna, że dojazd nad morze zamie nam około dwóch godzin bez korków. Niestety, przypomniałem sobie o tym dopiero wtedy, kiedy chłopak sam zaczął marudzić, a przed maską mojego samochodu stało jakieś dwadzieścia aut, jadących w tym samym kierunku. 

- Jedziemy już drugą godzinę - westchnął, bawiąc się pustym kubeczkiem. - Kiedy przerwa na siku?

- Nie ma przerwy na siku - odparłem, wywracając oczami. Czasami Baekhyun naprawdę zachowywał się jak dziecko.

Staliśmy w wielkim korku tuż przy wyjeździe z miasta, a nasza idealna pogoda zaczęła się psuć. Świetnie. W dodatku miałem na głowie psa i Baekhyuna, potrzebującego wizyty w toalecie. Naprawdę świetnie.

- Cholera, Chanyeol. Mogłeś uprzedzić! - parsknął, patrząc na mnie z wyrzutem.

- Uspokój się - powiedziałem łagodnie, kładąc dłoń na udzie Baeka. Czytałem gdzieś, że takie gesty uspakajają. Oby to była prawda. - Kiedy tylko ruszymy zrobimy postój przy jakiejś stacji benzynowej, okay?

- Nie pójdę do kibla na stacji benzynowej, fuj - parsknął, odwracając wzrok i strącając moją dłoń z jego kolana. 

Zmroziłem go spojrzeniem, dzięki czemu szybko zrozumiał, że nie powinien marudzić i podobnie jak Rocket odwrócił się do okna z miną zbitego szczeniaka. Zaczynałem żałować tego wyjazdu. 

🌻🌻🌻

Po prawie trzech godzinach zaparkowałem pod domkiem letniskowym moich rodziców. Baekhyun spał, cicho mrucząc coś pod nosem, a Rocket leżał, zajmując swoim ciałem całe tylne siedzenia i ilustrował wszystko znudzonym wzrokiem.

- Jesteśmy na miejscu - mruknąłem, delikatnie budząc Byuna.

Otworzył niechętnie oczy i spojrzał na mnie z głębokim westchnieniem.

- W końcu - parsknął, wysiadając z auta i rozglądając się po okolicy.

Dom był dość duży, biały z nielicznymi drewnianymi elementami i ciemnym dachem. Posiadał dwa piętra, długi balkon i duże okna, zasłonięte roletami. Otaczał go zaniedbany ogródek, w którym rosło kilka zmarnowanych krzewów i stare, powykręcane drzewa. Wszystko otoczone było uroczym, drewnianym płotem, a podjazd wyłożony szarymi płytkami.

To miejsce zdecydowanie było skarbnicą moich dziecięcych wspomnień z wakacji.

- Nazywasz tą willę zwyczajnym domkiem letniskowym? - parsknął Baek, stojąc przed budynkiem z rozdziawionymi ustami.

- Poczekaj aż zobaczysz wnętrze - uśmiechnąłem się, biorąc bagaże. - Wszystko jest z projektu mojego taty.

Rocket od razu radośnie wyskoczył z samochodu, biegając po całym podwórku. Pamiętał to miejsce jeszcze z czasu, kiedy przyjeżdżaliśmy tu całą rodziną.

Uśmiechnąłem się lekko na to wspomnienie i wyszukałem w kieszeni kluczy, którymi otworzyłem białe drzwi z okienkiem w kształcie wachlarza, po czym wpuściłem Baekhyuna przodem.

- Rozgość się - powiedziałem pogodnie, stawiając bagaże przy ścianie.

Znajdowaliśmy się w salonie, utrzymanym w stylu skandynawskim. Ściany były w kolorze czystej bieli, a na podłodze wyłożonej szaro-brązowymi panelami leżał szary dywanik. Duże okno, pełniące też funkcję wyjścia do ogrodu zasłonięte było roletami i zakurzonymi, białymi firankami, sięgającymi podłogi. Przy ścianie stała biała komoda, również pokryta sporą warstwą kurzu, a tuż nad nią wisiał plazmowy telewizor. Naprzeciw stała dość duża, szara kanapa, zakryta folią, podobnie jak szary, drewniany stół, stojący zaraz przy oknie wraz z sześcioma krzesłami. Dalej znajdował się masywny, duży kominek, ogrzewający pomieszczenia. Wszystko było od kilku lat nie używane i pokryte kurzem. 

- I jak? - spytałem, widząc Baekhyun podziwiającego wnętrze.

- Przytulnie - uśmiechnął się. - Trzeba tylko trochę tu przewietrzyć i odsłonić te cholerne rolety. 

- Zwiedzaj dalej - odwzajemniłem uśmiech i skinąłem głową w stronę drewnianych schodów, prowadzących na drugie piętro.

Nie musiałem powtarzać dwa razy. Baekhyun odważnie wszedł po zakurzonych, lekko trzeszczących stopniach i westchnął, widząc jasny, długi korytarz z rzędem drzwi po obu stronach. Na końcu korytarzyka znajdowało się małe okienko, również zasłonięte roletą i falbaniastą, zakurzoną firanką. Wszystko posiadało w sobie pewien urok. 

- Oprowadź mnie - uśmiechnął się chłopak, odwracając w moją stronę.

- Tutaj - wskazałem pierwsze blado szare, drewniane drzwi po prawej stronie. - Jest graciarnia. Trzymamy tu wszystkie niepotrzebne rzeczy. Raczej nie chcesz tam zaglądać - zaśmiałem się i wskazałem drzwi obok. - Tu jest sypialnia. Najbardziej luksusowa w całym domu - otworzyłem drzwi i zaprezentowałem Baekhyunowi duże, przestronne wnętrze z wielkim oknem, wyjściem na balkon i widokiem na spienione morze i piaszczystą plażę.

- Błagam, powiedz, że to tu będziemy spać - westchnął rozanielony Baek, przekraczając próg pokoju i spacerując po miękkiej, zakurzonej wykładzinie. Z zainteresowaniem oglądał każdy szczegół wystroju. Sypialnia również urządzona była w stylu skandynawskim. Duże łóżko, z drewnianą ramą okryte było folią. Szafki nocne po obu stronach wyposażone były w małe lampki i słoiczki do świec zapachowych. Wszystko utrzymane było w łagodnych, zimnych barwach, ale mimo to było przytulnie.

- Chodź - pociągnąłem go za rękę w kierunku korytarzyka. - Pokażę ci łazienkę.

Tak jak myślałem widok dużej łazienki o szarych ścianach ścianach, podłodze wyłożonej drewnianymi panelami z dużą, narożną wanną sprawiło, że oczy Baekhyuna były wielkie jak spodki.

- Zawsze marzyłem o takiej wannie - westchnął. - Chyba jestem w raju.

🌻🌻🌻

Było po dwudziestej pierwszej, kiedy przygotowywałem kolację w kuchni, a Baek rozpakowywał swoje rzeczy i odświeżał się w łazience. Rocket leżał na kanapie, a wokół słychać było dźwięki telewizora. Miła, spokojna atmosfera tego miejsca udzielała się wszystkim. 

- Jestem głodny - usłyszałem tuż za sobą i odwróciłem się, dostrzegając Baekhyuna w puszystym, błękitnym szlafroku z turbanem z ręcznika na mokrych włosach. - Twoja wanna jest naprawdę zajebista.

- Wiem - uśmiechnąłem się, wyjmując z piekarnika gotowy posiłek.

- Co robisz na kolację? - zajrzał mi przez ramię.

- Kupiłem wcześniej gotową pizzę. Wystarczyło podgrzać ją w piekarniku - odpowiedziałem, zajęty krojeniem gorącej pizzy.

- Serio, Yeol? - westchnął Baekhyun. - Niszczysz moją dietę.

- Nie potrzebujesz diety - powtórzyłem po raz kolejny. To zdanie stawało się moim stałym tekstem.

- Naprawdę tak uważasz? - chłopak oparł głowę na moim ramieniu, lekko wtulając się w moje plecy.

Naprawdę uwielbiałem, kiedy to robił. 

- Czy kiedykolwiek cię okłamałem? - zapytałem, uśmiechając się pod nosem, nim usiedliśmy razem na kanapie, jedząc naszą kolację.

Było tak przyjemnie, cicho i spokojnie. Nawet Baekhyun nie wściekał się, kiedy Rocket ułożył pysk na jego kolanach, zerkając na niego z dołu. Kilka razy Baek nawet go pogłaskał.

Kiedy skończyliśmy pizzę zwyczajnie w milczeniu oglądaliśmy jakiś program. Nie przywiązywałem wagi do tego, co oglądamy. Nie przywiązywałem wagi do niczego. Liczył się tylko senny Baekhyun, opierający głowę na moim ramieniu i jego mała dłoń na mojej klatce piersiowej. Był taki niewinny, a ja czułem, że muszę mu wszystko wyznać. Tu i teraz. Zanim będzie późno.

Nie starczyło mi odwagi. Nie, kiedy on zasypiał wtulony we mnie, a ja mogłem jedynie lekko pogłaskać go po policzku i ucałować jego czoło. Marzyłem tylko o tym, aby móc go przy sobie zatrzymać. Gdybyśmy tylko mogli na zawsze zostać w domu letniskowym nad morzem i codziennie zasypiać wtuleni w siebie. Potrzebowałem go i miałem cichą nadzieję, że on równie mocno potrzebuje mnie. 

___________________________________________   

Wiem, że rozdziały są krótkie, ale mam bardzo mało czasu (i weny) by pisać. Idą święta, muszę rozplanować parę rzeczy, przygotować się do wyjazdów itp. Sami pewnie wiecie jak to jest, kiedy  w ciągu świąt musisz odwiedzić babcię, ciotki i pierdyliard kuzynostwa. 

Nie wiem czy przed świętami uda mi się coś jeszcze opublikować. 

W każdym razie Wesołych Świąt, Biedakonatorsy. 

Kocham Was wszystkich. <3 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top