Rozdział 16

Baekhyun

- Wróciłem - zawołałem od progu, rozglądając się wokół.

Mieszkanie świeciło pustkami. Zwykle, kiedy wracałem Luhan był w domu, a wokół słychać było dźwięki z włączonego telewizora. Tym razem jednak powitała mnie cisza i zapasach stygnącego ramen, na co uśmiechnąłem się lekko.

Luhan na pewno gdzieś wyszedł.

Poszedłem do kuchni, chcąc poczęstować się przygotowanym przez przyjaciela obiadem i wtedy też poczułem podejrzany chłód na karku.

Czyżby Lu nie zamknął drzwi balkonowych?

Skierowałem się w tamtym kierunku, z każdym krokiem czując rosnąca obawę. Stało się coś złego. Musiało stać się coś złego. I rzeczywiście, to, co tam zastałem sprawiło, że moje serce zamarło z żalu.

Zwykle byłem obojętny na krzywdę innych. Nie interesowali mnie inni ludzie, w tym również moi rodzice i przyjaciele. Wszyscy z wyjątkiem Luhana i od niedawna być może Chanyeola byli dla mnie nieważni. Mógłbym z pokerową twarzą patrzeć, jak inna osoba płacze i w ogóle nie czuć ani odrobiny współczucia. Inaczej jednak było, jeżeli chodziło o Lu.

Widząc go skulonego na balkonie poczułem się tak, jakbym przeżywał ten ból razem z nim. Nie musiałem pytać co się stało. Wiedziałem, że miało miejsce coś okropnego.

Siedział, plecami opierając się o barierkę, a pomiędzy jego długimi, smukłymi palcami spoczywał wypalony do połowy papieros. Uwielbiał niszczyć się nikotyną.

- Hyung - szepnąłem, klękając przy nim i z bólem obserwując zaschnięte ślady łez na jego policzkach. - Chodźmy do domu. Przeziębisz się.

- Przepraszam, Baekhyun - powiedział nagle, zupełnie mnie zaskakując.

- Za co?

Spuścił wzrok. Widziałem, jak wiele trudu kosztowało go wypowiedzenie kilku słów. Ciągle drżał i niewątpliwie miał za sobą kilka godzin płaczu. Nigdy nie widziałem go w gorszym stanie.

- Powinienem być dla ciebie oparciem - powiedział cicho. - A tymczasem ja sam spycham cię na dno. Nie daję już rady, Baek. To wszystko mnie wykańcza, wiesz? Nie rozumiem jak tobie udaje się wytrwać w tym interesie tak długo. Ja nie daję sobie rady...

- Hyung - spojrzałem w jego smutne, puste oczy. - Chodźmy do środka.

Skinął głową i wstał, chwiejąc się na nogach. Wieczór był chłodny, a on miał na sobie tylko lekką kurtkę, którą zdjął wewnątrz, wieszając na oparciu kanapy. Usiedliśmy na podłodze przy stole, patrząc na siebie bez słowa. Musiałem trafić na odpowiednią chwilę, aby rozpocząć tą trudną rozmowę. Jedno źle wypowiedziane słowo mogło sprawić, że Lu na nowo zaleje się łzami, a tego wolałbym uniknąć. Kilka razy byłem świadkiem jego histerii i zdecydowanie nie chciałbym tego widzieć po raz drugi.

- Co się stało? - spytałem łagodnie. Luhan wewnątrz był bardzo wrażliwy, a w przypadkach, kiedy jego wrażliwa i delikatna strona dawała o sobie znać, należało do niego mówić jak do dziecka.

- Po prostu mi ciężko - odpowiedział, a jego oczy znów zeszkliły się.

- Jakiś klient? - spytałem, wiedząc, że Chińczyk często płakał z tego powodu.

- Nie - pokręcił głową. - Już nie klient.

- Więc? - nalegałem dalej. - Luhan, jeżeli mi nie powiesz i tak sam się domyślę.

- Sehun.

- Sehun?

Chłopak skinął głową. Wystarczająco długo udawał silnego. Teraz pozwalałem mu wypłakiwać się w moje ramiona. Pomimo tego, że to on był starszy, zdarzało mu się płakać jak małe dziecko, a ja dzielnie wtedy dzielnie go wspierałem. Byliśmy jak bracia. Połączyła nas jedna, wyjątkowo trudna i nie dająca spać sprawa.

Prostytucja.

Byliśmy niewolnikami własnych zachcianek. Obaj wplątaliśmy się w bagno, z którego nie dało się wyjść, co mi oczywiście nie przeszkadzało. Byłem pewny, że dam sobie radę ze wszystkim. 

- Co zrobił Sehun? - spytałem, kiedy na dworze zaczynał kropić deszcz.

- Wyszedł - odpowiedział Luhan, ocierając policzki rękawem i uspakajając się odrobinę. - Po prostu mnie zostawił.

- On wróci, hyung - starałem się go pocieszyć.

- Tak myślisz? - uśmiechnął się lekko z nadzieją w oczach.

- Jasne, że tak. Nie wytrzyma bez ciebie ani dnia - odparłem, choć oboje wiedzieliśmy, że to nieprawda. Sehun nie był tak głupi. Nie pakowałby się w związek z kimś, kto sypia z każdym, gotowym za to zapłacić mężczyzną. Tak przynajmniej mi się wydawało.

- Mam taką nadzieję, Baek - westchnął Luhan.

- Idź spać. Rano porozmawiamy - uciąłem, wstając z miejsca.

- Okay - odpowiedział cicho. - W kuchni masz ramen. Wracając możesz przynieść mi butelkę soju? Albo dwie?

- Hyung...

- Potrzebuję ich, proszę.

Przyniosłem mu je. Nie umiałem odmówić, wiedząc, że Luhan nie poradzi sobie z problemem, jeżeli wcześniej nie utopi go w goryczy alkoholu. Tak łatwo się uzależniał.

🌸🌸🌸

Obudziłem się tuż przed wschodem słońca. Sam nie wiem co sprawiło, że już o czwartej rano całkowicie wyspany poszedłem wypić kawę i ponudzić się trochę przy porannych wiadomościach. Na dworze znów padał deszcz, a ja poczułem coś na wzór tęsknoty, kiedy przypomniałem sobie wszystkie te poranki spędzone w domu Chanyeola. Obracałem telefon w dłoniach, zastanawiając się czy być może powinienem choć raz zadzwonić do niego pierwszy. Bądź co bądź byliśmy przyjaciółmi. Czasami się nawet całowaliśmy i przytulaliśmy. Nie umiałem sobie jednak wyobrazić Chanyeola jako kogoś więcej.

- Cholera, przecież kumple często do siebie dzwonią - parsknąłem. - A jeżeli nie kumple to dziwka ma przecież prawo zadzwonić do klienta.

Nie miałem zamiaru spędzić całego dnia z półżywym Luhanem. Zdecydowanie bardziej wolałem towarzystwo Chanyeola, do którego ostatnio z niewiadomych powodów ogromnie mnie ciągnęło. Być może potrzebowałem, aby Park poprawił mój humor, który zdecydowanie zepsuł się po wczorajszym znalezieniu Lu na balkonie. W każdym razie wiedziałem jedno - nie ważne, czy jako kumpel, czy jako dziwka, ale chciałem go zobaczyć.

Jeden sygnał.

Dwa sygnały.

Trzy.

Cztery.

Nie odbierze.

- Halo? - zaspany głos Parka odezwał się po drugiej stronie. - Baek?

- Um... hej, Chan - wyrwałem się z zamyślenia.

- Dlaczego dzwonisz tak rano? Stało się coś?

Pieprzona czwarta nad ranem.

- Nie - odparłem. - A u ciebie?

- Poza tym, że mnie obudziłeś nie stało się nic poważnego.

- Cieszę się - odpowiedziałem, starając się, by mój głos nie brzmiał jak pisk zakochanej nastolatki. Cholera, ogarnij się Baekhyun. Jesteś facetem. - Co u ciebie?

- Śpię.

- To podobnie jak ja jeszcze godzinkę temu - zaśmiałem się nerwowo.

Świetny żart, Baekhyun. Teraz możesz się rozłączyć.

- Dlaczego nie śpisz? - zapytał.

- Nie mam ochoty - odpowiedziałem. - Nudzi mi się. Może wyskoczymy gdzieś dzisiaj?

- Nie mogę.

- Dlaczego? - zmarszczyłem brwi.

- Jestem umówiony.

- Z kim?

- Baekhyun - westchnął ciężko, a ja łatwo odgadłem, że moje pytanie go zirytowało. - Co cię to obchodzi?

Poczułem jak się czerwienię. Od razu przed oczami pojawił mi się obraz wysokiej Blue o niebieskich oczach, blond włosach i długich nogach, które z pewnością chętnie rozłożyłaby przed Chanyeolem. Tak, kurwa, nie będzie.

- Spokojnie, pozwalam ci spotykać się z dziwkami, skoro ty pozwalasz mi spotykać się ze sponsorami - odparłem rezolutnie. Wiedziałem jak to rozegrać.

- O czym ty mówisz?

- Pozwalam ci spotykać się z dziwkami.

- Nie zamierzam się spotykać z...

- Więc z kim? - nie dawałem za wygraną. Być może byłem odrobinę zbyt zaborczy, ale cóż, taka była moja natura.

- Dlaczego aż tak cię to interesuje? - spytał, a ja mogłem się założyć, że w tej chwili na jego twarzy widnieje ten chytry uśmiech, który tyle razy mnie irytował.

- Spotykasz się z Blue? - spytałem, ignorując jego pytanie.

- Nie?

- Więc z kim?

- Baekhyun - zaśmiał się znów. - Nie jesteś przypadkiem zbyt ciekawski?

- A czy ty nie masz przypadkiem zbyt wielu tajemnic? Mieliśmy być przyjaciółmi.

- Przyjaciółmi?

- Em... no okay, przyjaciółmi, którzy czasami się całują i sypiają razem. Nic więcej.

- Skoro tak, to nie muszę ci mówić z kim jestem umówiony.

- Musisz.

- Dlaczego?

- Bo tak.

- Jesteś zazdrosny - stwierdził.

- Nie jestem!

- Okay - zaśmiał się w ten typowy dla niego sposób. - Z Yurą, a teraz wybacz, ale muszę iść spać.

- Kim jest Yura? Czy to jakaś z tych twoich super seksi koleżanek?

- Nie - znów odpowiedział śmiechem. - Wyjaśnię ci, kiedy przyjadę po ciebie wieczorem.

- Przyjedziesz wieczorem?

- Oczywiście. Przecież nie mogę zmarnować dnia bez towarzystwa mojego przyjaciela, z którym się całuję i przytulam.

- Cholerny z ciebie romantyk, Park.

- Staram się jak mogę.

- Przepraszam, że cię obudziłem.

- W porządku, ale kończmy już. Zobaczymy się wieczorem.

- Dobranoc, Park.

- Dobranoc, Baekhyunnie.

Odłożyłem telefon na stolik, wzdychając ciężko z delikatnym uśmiechem na ustach. Zdecydowanie mogłem uznać tę rozmowę za udaną. Dodatkowo rozbrajał mnie fakt, że Chanyeol odebrał telefon pomimo tego, że zegarki wskazywały dopiero kwadrans po czwartej. Zupełnie jak w tych romantycznych, przesłodzonych dramach.

Drgnąłem, słysząc niespodziewanie dzwonek mojego telefonu.

- Halo?

- Nie pozwalam ci się spotykać ze sponsorami.

- Chanyeol?

- Jestem bardzo zaborczym przyjacielem od całowania i przytulania i stanowczo zabraniam ci spotykać się z twoimi sponsorami, rozumiesz?

- Dobra, więc ja zabraniam ci widywać się z każdą dziewczyną, która byłaby dobrym materiałem na kochankę - odparłem. - Coś za coś.

- Dobra, widocznie nie tylko ja jestem zaborczym przyjacielem.

- Po prostu nie chcę całować kogoś, kto będzie śmierdział kobiecymi perfumami.

- Oczywiście.

- Dobranoc, zaborczy przyjacielu.

- Dobranoc, zaborczy przyjacielu. 

___________________________________________

Po długiej przerwie postanowiłam dodać jeden z tych krótkich rozdziałów, które zawsze budzą waszą ciekawość i owocują dużo liczbą motywujących komentarzy, dzięki którym mam ochotę napisać kolejne części. Mam nadzieję, że ta metoda sprawdzi się też tym razem. 

Nie mam zbyt dużo czasu na pisanie, gdyż pomijając problem ręki (która od ostatniego czasu boli coraz mniej i w sumie nie jest tragicznie) mam na głowie przeprowadzkę. Tak, więc bądźcie cierpliwi. Staram się jak mogę. 

Odbiegając od tematu, ostatnio pomyślałam, że mogłabym robić okładki na wattpada (i nie tylko) na zamówienie. Biorąc pod uwagę jak wielką frajdę sprawia mi robienie okładek i jak mało jest osób, które zrobią jakąś kpopową okładkę na watt, chyba warto byłoby spróbować. Sami oceńcie. 

Czekam na komentarze i gwiazdki, grr. 

Ogólnie, kiedy mnie nie było tak pięknie gwiazdkowaliście i komentowaliście, że mam ochotę Was w nagrodę zaprosić na tajskiej restauracji. Kiedyś zrobimy wielki zjazd Biedakonatorsów 👌


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top