Rozdział 14
Baekhyun
Resztę dnia spędziliśmy oglądając telewizję i obżerając się najróżniejszymi kalorycznymi przekąskami. Miałem ochotę zabić Chanyeola za to, że umyślnie mnie tuczy, zamawiając dużą pizzę i przynosząc słodycze, które nie powinny się znajdować w mojej diecie.
- Cholera, Chanyeol! - ryknąłem. - Spasiesz mnie jak świnię! Chciałem być szczupły!
- Spokojnie - zaśmiał się, podsuwając mi kolejny kawałek parującej jeszcze pizzy. - Jesteś aż zbyt szczupły. Nic się nie stanie jak ten jeden raz zjesz ze mną coś niezdrowego.
Wywróciłem oczami, mimowolnie przyjmując pizzę, bo choć byłem już najedzony nie umiałem odmówić Yeolowi. Miał cholery dar przekonywania, który wykorzystywał za każdym razem, gdy chciał namówić mnie na zjedzenie czegoś, odbiegającego od mojej diety.
Było miło, przyjemnie i beztrosko, kiedy siedzieliśmy wtuleni w siebie, najedzeni pustymi kaloriami, oglądając jakąś mało ciekawą komedię. Zbliżała się godzina siódma wieczorem, a ja wiedziałem, że powinienem wrócić do domu. Było mi jednak tak dobrze, że nie potrafiłem tego zostawić.
Do: Luhan
Wrócę jutro. Nie martw się o mnie. Jestem u Chana.
Do zobaczenia, hyung.
Sam nawet nie wiem kiedy zasnąłem, wtulony w silne ramiona Chanyeola i puszysty koc, którym nas przykrył. Było mi tak dobrze i błogo.
🌸🌸🌸
Czułem nad sobą pochylającego się mężczyznę, który z pasją całował moje usta, lekko przygryzając dolną wargę. Nie potrafiłem ocenić, czy był to sen, czy jawa, ale wiedziałem jedno - przyjemność, jaką z tego czerpałem była prawdziwa. Czułem jego dłonie tuż przy moim torsie, okrytym kocem i wzdychałem cicho, czując jego oddech na swojej szyi. Nic nie było wymuszone. Wszystko było czystą czułością i przyjemnością. Czułem jego ciepły język, gładko przesuwający się po mojej wrażliwej szyi i uniosłem dłonie, wplatając place w jego roztrzepane włosy.
- Chanyeol... - szepnąłem, odwzajemniając namiętny pocałunek.
Chwilę później zacząłem wybudzać się ze snu, lecz uczucie bliskości i mokrych pocałunków pozostało ze mną. Potrzebowałem nieco więcej czasu, aby uświadomić sobie, że to nie sen. Chanyeol naprawdę mnie całował.
- Park Chanyeol... - wymruczałem po raz kolejny, całkowicie rozbudzając się i wkładając w pocałunek całe serce, kiedy nagle poczułem niepokojący zapach.
Cholera, Parkowi nigdy nie śmierdziało tak z ust.
Otworzyłem oczy, chcąc go upomnieć, by częściej mył zęby, jeżeli chce całować mnie z samego rana, jednak co, to zobaczyłem, było tak niespodziewane, że z moich ust wyrwał się głośny pisk.
- CHANYEOL!
Zamarłem w bezruchu, widząc nad sobą wielkiego, obrzydliwego, śliniącego się psa. Cholerny futrzak. Jak w ogóle się tu dostał?
- Co się stało? - zza drzwi pokoju wychyliła się głowa zziajanego Chanyeola. Niewątpliwie słysząc mój krzyk wbiegł natychmiastowo na piętro, chcąc zobaczyć co się dzieje.
Odsunąłem się szybko od psa, nadal oddychając ciężko i mając ochotę zwymiotować, na myśl o tym, że kilka minut temu pozwoliłem mu lizać się po twarzy. Gorzej już być nie mogło.
- CO TO, KURWA, JEST?! - wrzasnąłem, wskazując sierściucha, który z wywalonym jęzorem wpatrywał się we mnie, a zauważając Chana natychmiast się na niego rzucił.
- Spokojnie - zaśmiał się Chanyeol, klękając przy psie i głaszcząc go. - To tylko Rocket. Mój przyjaciel.
Rocket.
- Ten, o którym mówiła Blue? - spytałem, wycierając z twarzy resztki psiej śliny. Na samo wspomnienie dziewczyny czułem niepokój, gnieżdżący się gdzieś wewnątrz mnie.
- Tak - skinął głową Park. - Wystraszyłeś się go?
- Lizał mnie po twarzy!
- Tak okazuje uczucia - uśmiechnął się chłopak, głaszcząc zwierzę.
- Ugh, zawsze pozwalasz mu spać w łóżku? - parsknąłem, wstając i orientując się, że jestem w samych bokserkach.
- Śpi ze mną od zawsze - Chanyeol podrapał psa po brzuchu. - Jest dla mnie jak brat, naprawdę. Przyjaźnimy się odkąd skończyłem dwanaście lat. Ostatnio był w lecznicy w Australii i pewnie trochę się stęsknił, dlatego...
- Wysyłasz psa do lecznicy w Australii? - przerwałem mu.
- Rocket wymaga fachowej opieki. Poza tym lubi australijskie plaże.
- Dobra, w każdym razie będziesz musiał znaleźć mu inne miejsce do spania - wywróciłem oczami, wychodząc z pokoju.
- Czyżbyś zamierzał częściej ze mną spać? - spytał Chanyeol, zatrzymując mnie w progu, a ja spłonąłem soczystym rumieńcem.
- Oczywiście, że nie, idioto. Puść mnie, bo muszę zmyć z siebie ten smród psa - westchnąłem, kierując się tu odległym drzwiom łazienki, gdzie wziąłem długi, gorący prysznic i przebrałem się w czystą bieliznę.
🌸🌸🌸
Wyszedłem beztroskim krokiem, uważając tylko, aby przez przypadek nie natknąć się na sierściucha imieniem Rocket i w samych bokserkach zszedłem do kuchni, będąc pewnym, że spotkam tam jedynie Chanyeola, robiącego śniadanie.
Niestety, życie uwielbia mnie zaskakiwać.
Już w progu kuchni, poczułem na sobie czyjeś niewygodne spojrzenie.
- Um... mamo...
- Chanyeol - westchnęła zaskoczona matka chłopaka. - Nie mówiłeś, że...
- Wybacz - chłopak na migi pokazał mi, abym poszedł się ubrać. - Baekhyun u mnie nocował i najwyraźniej zapomniał założyć coś na siebie.
- W porządku - zaśmiała się kobieta, a ja czym prędzej uciekłem z zasięgu jej wzroku, czując piekące rumieńce. Miałem ochotę zaśmiać się z własnego pecha. Nie miałem jednak odwagi, aby wrócić do kuchni i stanąć twarzą w twarz z matką chłopaka. Wolałem palić się ze wstydu schowany w pokoju Parka.
🌸🌸🌸
- Wiesz co, Baekhyun - zapytał Chanyeol, kiedy odwoził mnie do domu.
- Hm? - mruknąłem, odrywając wzrok od ekranu mojego telefonu.
- Wydaje mi się, że bardziej się przede mną otwierasz - powiedział, zatrzymując auto na czerwonym świetle.
- W jakim sensie?
- No, wiesz. Częściej rozmawiamy, poświęcamy sobie czas i...
- Czekaj, czekaj - przerwałem mu. - Bez ckliwych bajeczek, okay? Co chciałeś powiedzieć?
- Chodziło o to, że lubię cię i... KURWA - krzyknął, kiedy ruszył z miejsca, a jakiś samochód wyjeżdżający z uliczki obok prawie zderzył się z bokiem jego auta.
- Pierdolony - syknąłem pod nosem pod adresem kierowcy drugiego pojazdu.
- Dokładnie! Kto mu dał prawo jazdy? - parsknął Chanyeol, pokazując środkowy palec w stronę nierozgarniętego właściciela samochodu.
- Widzisz tamtego? - spytałem, wskazując srebrnego Lexusa. - Jest zielone, a on nadal stoi w miejscu.
- Pewnie na kierownicą siedzi baba - prychnął Yeol, naciskając klakson.
- Pewnie jakaś stara emerytka, która zdążyła już zasnąć - westchnąłem.
- Pewnie jakaś ułomna blondynka.
- Obrażając blondynki, obrażasz mnie, palancie - prychnąłem, dając mu pstryczka w czoło.
- Blond mężczyźni niewątpliwie jeżdżą lepiej od blond kobiet.
- Cholernie stereotypowo do tego podchodzisz - westchnąłem.
- Wybacz, ale nienawidzę, kiedy IQ pozostałych uczestników ruchu drogowego nie przekracza IQ glisty - znów uderzył w klakson.
- Ja nienawidzę jechać w jednym samochodzie razem z wielkim, włochatym potworem - wskazałem palcem na owczarka niemieckiego, siedzącego na tylnych siedzeniach. - Typowym samcem alfa, który najchętniej porozstawiałby wszystkich po kątach.
- Zostaw Rocketa w spokoju - westchnął Chanyeol.
- Nie!
- Czemu?
- Bo lizał mnie po twarzy?
- Twoi klienci pewnie też liżą cię po twarzy.
- Odszczekaj to, Yeol - spojrzałem na niego z wyrzutem.
- Nie mam zamiaru.
- Nie odzywam się do ciebie.
I tak jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Przez resztę drogi ani słowem się do siebie nie odzywaliśmy. Czułem się urażony, kiedy wspomniał o mojej pracy, mimo tego, że ja również często o niej wspominałem. Park Chanyeol naprawdę budził we mnie dziwne odczucia. Coś pomiędzy nienawiścią, a całkowitym oddaniem. Zabawne połączenie.
- Nadal się gniewasz? - spytał, kiedy auto zatrzymało się pod moim domem.
Zamierzałem w milczeniu opuścić samochód i w taki sposób pokazać Chanyeolowi, jak bardzo jestem obrażony, jednak kiedy moja dłoń już kierowała się ku drzwiom, poczułem jak chłopak przyciąga mnie do siebie i niespodziewanie wpadłem w jego ramiona, a on nie czekając na moją reakcję, odcisnął na moich ustach słodki pocałunek, którego w ogóle się nie spodziewałem.
- Teraz też się gniewasz? - spytał szeptem, delikatnie zakańczając pocałunek i patrząc mi prosto w oczy.
- Już prawie nie - uśmiechnąłem się lekko, bo właśnie tego było mi trzeba. Czułości.
- A teraz? - mruknął, nachylając się, aby znów mnie pocałować, lecz tym razem przerwał nam Rocket, wsuwając pysk dokładnie pomiędzy nasze twarze, oddzielone od siebie milimetrami.
- Cholera! - krzyknęliśmy jednocześnie.
- Mówiłem, żebyś go stąd wyrzucił! - wrzasnąłem, odpychając psa.
- Zostaw go! Rocket jest częścią mojej rodziny - obronił go chłopak.
- Wybieraj: on, albo ja - parsknąłem, zakładając ramiona na piersi.
- Baekhyun. To nie jest śmieszne.
- Sam się śmiejesz - zauważyłem.
- Za często się kłócimy.
- Racja.
- To może...
- Pocałunek na zgodę? - dokończyłem za niego, nie mogąc powstrzymać cisnącego mi się na usta uśmiechu.
- Dokładnie o to mi chodziło - zaśmiał się i znów przyciągnął mnie do siebie, uważając, aby Rocket nie zepsuł naszego perfekcyjnego pocałunku, w który włożyłem całe swoje serce.
Opuszczając samochód Chanyeola i machając mu na pożegnanie czułem się lekki jak piórko. Zupełnie, jakby opuściły mnie wszelkie troski i zmartwienia. Wiedziałem jednak, że ta słodka iluzja trwa tylko do czasu, aż przekroczę próg mieszkania. Tam znów dopadnie mnie szara codzienność i problemy. Czekała też na mnie nieunikniona praca.
Po raz pierwszy miałem ochotę ograniczyć grono moich klientów tylko do jednego, najważniejszego klienta.
_____________________________________________
Jejku, kocham Was za każdy komentarz i gwiazdkę pod poprzednim rozdziałem. To naprawdę dało mi motywację, żeby napisać nową część w niecałą godzinkę. Chanbaek zaczyna się rozkręcać, hihi.
Teraz podstawowe pytanie, które powinnam Wam zadać już wcześniej: wolicie często dodawane krótkie rozdziały czy długie rozdziały dodawane rzadko?
Odpowiedzcie w komentarzach, bo naprawdę nie wiem, czy pracować dłużej, aby rozdział był dłuższy, czy po prostu dodawać krótszy szybciej i nie kazać Wam czekać.
Mam nadzieję, że ten z lekka przesłodzony rozdzialik się Wam podobał.
Lowe Was motzno, Biedakonatorsy*
--------
*Biedakonators - nazwa fandomu "Only Whore". Wzięła się od przezwiska Baekhyuna "Biedak Byun", wspomnianego w poprzednich rozdziałach. Zastrzegam sobie prawa autorskie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top