Rozdział 1

Baekhyun

Był piątek. Piękny, słoneczny piątek z bezchmurnym niebem, słodkim śpiewem ptaków i tą całą radością, unoszącą się w powietrzu. Siedziałem w klasie, czekając na rozpoczęcie pierwszej lekcji, jednocześnie starając się ignorować wyzwiska, kierowane w moją stronę.

- Ej, Byun Biedak, nie kop tego - zawołał jeden z moich klasowych kolegów, kiedy ostrożnie, przesunąłem czubkiem buta jego torbę, leżącą przy mojej ławce.

- Tylko ją dotknąłem - odparłem, lecz mój głos był zbyt cichy, by ktokolwiek mnie usłyszał.

- Była droższa niż wszystko co teraz masz na sobie - usłyszałem i znów poczułem się tak paskudnie upokorzony. 

Cała klasa gruchnęła głośnym śmiechem, a ja siedziałem ze spuszczoną głową, nie wiedząc co zrobić. Byłem gorszy i wiedziałem, że wszelkie próby sprzeciwienia się będą w moi wypadku samobójstwem.

Odwróciłem głowę w stronę okna, wcześniej mrucząc ciche przeprosiny skierowane do posiadacza torby. Za każdy razem, kiedy słyszałem wyzwiska, czy śmiech moich klasowych kolegów chciałem zniknąć. Zwyczajnie przestać istnieć.

- Znowu oni? - zapytał Park Chanyeol, siadając obok mnie w ławce.

Był moim jedynym przyjacielem i jako jedyny nie wyśmiewał mnie przez to jak wyglądam, czy też jakie ubrania posiadam. Był bardzo lubiany w szkole, toteż każdy czuł do niego respekt i zdarzało się, że jego autorytet ratował mnie przed niemiłymi komentarzami. Był przewodniczącym samorządu szkolnego, a przy tym był również silnym i przystojnym koszykarzem, więc każdy uczeń liczył się z jego zdaniem.

- Tak - odparłem cicho. - Ale to nic. Przyzwyczaiłem się.

Owszem, uważałem Chanyeola za przyjaciela, ale jednocześnie bałem się mu ufać, cały czas obawiając się, że lada chwila on również dołączy do grona moich oprawców, wyśmiewając mnie. Ciągle nie rozumiałem czemu ktoś taki jak on, zniża się utrzymując kontakt z kimś takim jak ja. Byliśmy zbyt różni, by móc się przyjaźnić.

Ostatni dzwonek ucieszył wszystkich uczniów z wyjątkiem mnie. Widziałem co mnie czeka. Każdego piątku po lekcjach stawałem się żywym workiem treningowym dla największych szkolnych osiłków. Tym razem nawet nie próbowałem uciekać, ani szukać Parka, który być może mógłby mnie uratować. Widziałem, że i tak mnie dopadną. To było nieuniknione.

- Baekhyunnie - zaświergotał przesłodzonym głosem jeden z nich, zachodząc mnie od tyłu i brutalnie łapiąc za ramię, by chwilę później pociągnąć za budynek szkoły, gdzie czekali pozostali oprawcy.

Nie miałem siły krzyczeć, kiedy wszyscy zaczęli brutalnie okładać mnie pięściami. I tak nikt nie przyszedłby z pomocą.

- Pokaż co masz - rzekł nagle jeden z nich, zrywając mi plecak z ramion i wyrzucając ze środka wszystkie książki i inne rzeczy, spośród których zabrał telefon i drobne pieniądze na bilet powrotny do domu.

- Zostaw - wysyczałem, jednak nie miałem siły, by go powstrzymać. 

Ból paraliżował całe moje ciało i mogłem jedynie obserwować jak wysoki chłopak rzuca mój przestarzały telefon na ziemię i rozbija wyświetlacz obcasem buta. Widziałem, że matka nie kupi mi nowego. Ledwo udawało nam się płacić rachunki na czas. 

- Stary grat - zaśmiał się wysoki uczeń, nadal gniotąc podeszwą resztki mojego telefonu.

- Zbierajmy się - rzucił nagle jeden z nich. - Nie mam zamiaru dać się przyłapać.

- Racja - zgodzili się pozostali.

- Fajna komórka, Byun Biedak - zanucił ironicznie najwyższy i odeszli, pozostawiając mnie samego wraz ze stertą rzeczy wysypanych z mojego plecaka.

Z trudem podniosłem się, rozmasowując bolące miejsca na ciele i powoli zabrałem się za pakowanie książek oraz zeszytów leżących na ziemi do brudnego plecaka.

- Baekhyun! - usłyszałem za sobą czyjś głos i odwróciłem się, dostrzegając Park Chanyeola, mierzącego mnie przerażonym spojrzeniem. - Co się stało? - zapytał, klękając obok mnie i pomagając mi pakować rzeczy do plecaka.

- A co mogło się stać? - odpowiedziałem pytaniem.

- Tylko nie mów, że...

- Daj mi spokój - prychnąłem, zapinając plecak i odpychając Chanyeola. Wiem, że nie powinienem być na niego zły, bo jako jedyny chciał mi pomóc, ale w tamtej chwili czułem się oszukany przez wszystkich. - Dlaczego nie ma cię akurat wtedy, kiedy cię potrzebuję? - zapytałem ze łzami w oczach.

- Nie mogę ciągle za tobą chodzić - usprawiedliwił się Yeol. - Dlaczego zwyczajnie nie powiesz o tym nauczycielom? Albo mamie?

- Zapomniałeś chyba, że jestem Byun Biedak. Nie mam prawa głosu. Gdybym spróbował się poskarżyć nie miałbym życia - parsknąłem, czując krew spływającą z mojej obitej wargi.

- Pomogę ci. Jutro pójdziemy z tym do dyrektorki i wszystko jej opowiesz, a ja dopilnuję, żeby...

- Nie, Chanyeol - przerwałem mu. - Nie próbuj już w niczym mi pomagać.

- Ale...

Ignorując to, co chciał powiedzieć skierowałem się w stronę bramy szkoły. Zapowiadał się długi spacer do domu.

🌸🌸🌸

- Wróciłem! - krzyknąłem od progu.

Wynajmowane lokum, w którym mieszkałem z mamą było dość ubogo urządzone i niezwykle małe. W jego skład wchodziły jedynie dwa ciasne pokoje, wąska kuchnia, łazienka i przedpokój, w którym szybko zdjąłem buty i kurtkę, przechodząc do kuchni.

- Cześć, synku - uśmiechnęła się mama, stojąc przy blacie. - Co się stało? - zapytała, widząc zadrapania na mojej twarzy.

- Potrzebuję nowego telefonu - rzekłem od razu.

- Co się stało ze starym? - zapytała kobieta.

W odpowiedzi rzuciłem na blat stołu zmasakrowaną komórkę, którą moi oprawcy doszczętnie zniszczyli.

- Spadłem ze schodów i najbardziej ucierpiał mój telefon - skłamałem.

- Rozumiem - uśmiechnęła się współczująco matka. - Ale wiesz, że nie mam aktualnie pieniędzy na nowy. To drogi wydatek, a dobrze wiesz, że dopiero początek miesiąca.

- Potrzebuję go - upierałem się.

- Nie mam pieniędzy - kobieta rozłożyła bezradnie ręce. - Nie oczekuj ode mnie drogich prezentów, bo zwyczajnie mnie na nie nie stać. Mam trzy prace, a i tak większość pieniędzy ledwo pokrywa koszty wynajmu i czynsz.

- Nie obchodzi mnie to - warknąłem. - Potrzebuję telefonu.

- Napisz do ojca - rzekła chłodno.

- Dobrze wiesz, że nie odpisze.

- Napisz, żeby wysłał ci pieniądze.

- Nie wyśle ich! - wybuchnąłem. - Kiedy pogodzisz się z tym, że ojciec nas nie chce? Jesteśmy dla niego ciężarem! Woli udawać, że już nie ma syna i żony, która nie umie nawet sama sobie bez niego poradzić!

Moje słowa widocznie zabolały kobietę, bo w jednej chwili jej oczy zeszkliły się, a drobne usta zadrżały. Uderzyłem w jej czuły punkt, a ona zupełnie się tego nie spodziewała.

- Przepraszam - wymruczała i wyszła z kuchni, pozostawiając mnie samego z wyrzutami sumienia.

Późnym popołudniem wyszedłem z domu, zamierzając wybrać się na krótki spacer. Nie miałem ochoty siedzieć w pokoju i słuchać zza ściany szlochu matki. Przechodząc obok salonu Apple zatrzymałem się na chwilę, aby zilustrować wzrokiem najnowsze iPhone'y ułożone na wystawie. Niestety nie mogłem pozwolić sobie na taki telefon. Był całkowicie poza moim zasięgiem i nie miałem nawet ochoty snuć o nim marzeń.

Wtedy obok mnie stanął zupełnie obcy mężczyzna. Miał około trzydzieści lat i przyjemny uśmiech na twarzy. Ubrany był w garnitur, białą koszulę i ogólnie wyglądał jak pracownik jakiejś cholernie wielkiej korporacji. 

To właśnie przez niego moje życie się zmieniło. 

- Cześć - odezwał się do mnie miło.

- Dzień dobry - odpowiedziałem mu niepewnie, odrywając wzrok od wystawy telefonów.

- Chciałbyś taki mieć? - zapytał nagle, wskazując jeden z iPhone'ów ręką, na której mienił się jakiś drogi zegarek.

- Kim pan jest? - zapytałem, ignorując jego pytanie.

- Jestem Kim Sungwon, a ty? - odpowiedział podejrzanie miłym tonem, który wzbudził mój niepokój.

- Byun Baekhyun - przedstawiłem się.

- Chciałbyś dostać taki telefon, Baekhyun? - zapytał mężczyzna, znów wskazując na wystawę.

- Ja... oczywiście, że bym chciał - odparłem.

- Mam dla ciebie propozycję, Baekhyunnie - rzekł nagle Kim Sungwon, nieco zmieniając ton głosu.

- Propozycję?

- Owszem - skinął głową. - Może pójdziemy na kawę, by to omówić?

- Nie piję kawy - wymruczałem, czując, że sytuacja zaczyna być coraz dziwniejsza.

- Oczywiście możesz wybrać coś innego niż kawę. Ja stawiam. Chodź - nie czekając na moją odpowiedź mężczyzna pociągnął mnie w stronę kawiarni, znajdującej się na rogu ulicy.

Zaczynałem się domyślać o co mu chodzi, lecz ignorując obawy nie cofnąłem się przed niczym. 

Wybrałem gorącą czekoladę z syropem karmelowym, podczas, gdy pan Sungwon zdecydował się na zwykłą czarną kawę. Dopiero potem rozpoczęła się rozmowa, która na zawsze pozostała w mojej pamięci.

- Jesteś tu sam, Baekhyun? - zapytał, upijając łyk ze swojej filiżanki.

- Tak. Mieszkam niedaleko. Mama jest w domu - odparłem. 

Nie wiem czemu postanowiłem się zupełnie przed nim otworzyć. Może sam w sobie wzbudzał moje zaufanie?

- A tata?

- Zostawił nas - wydukałem, starając się ominąć ten temat.

- Mamę nie stać, aby kupić ci drogi telefon, prawda? - zapytał mężczyzna.

- Skąd pan wie? - uniosłem brwi. Miałem wrażenie, że nieznajomy czyta mi w myślach.

- Nie okłamujmy się, Baekhyun. To po tobie widać.

Jego słowa nieco mnie uraziły, jednak przywykłem do takich opinii.

- Co w związku z tym? - zapytałem, wywracając oczami.

- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - uśmiechnął się mężczyzna, a ja już dobrze wiedziałem o co mu chodzi. - Słyszałeś kiedyś o czymś takim jak... sponsoring?

Słysząc ostatnie słowo spiąłem się i niemal poczułem jak wszystkie moje wnętrzności obracają się o sto osiemdziesiąt stopni.

- Słucham?

- Kupię ci nowy telefon. Kupię ci dużo innych rzeczy i będziesz taki jak inne bogate dzieciaki. Sam sobie na to wszystko zarobisz - przekonywał mnie. - Czy to nie jest dobre wyjście?

- Pan chce...

- Jesteś atrakcyjnym, przystojnym, młodym mężczyzną. Czy naprawdę nie chciałbyś wykorzystać swoich atutów i samodzielnie na coś zapracować? 

- Ja naprawdę nie wiem...

Mężczyzna przerwał mi gestem dłoni i wysunął z kieszeni wizytówkę.

- Daję ci czas do jutra - mruknął. - Dzwoń, jeśli się zdecydujesz, a mogę ci obiecać, że nie będziesz żałował tej decyzji - po tych słowach wstał, kulturalnie się pożegnał i wyszedł, zostawiając mnie samego.

🌸🌸🌸

Wróciłem do domu kompletnie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Z jednej strony obrzydzało mnie to, co zaproponował mi nieznajomy, a z drugiej wiedziałem, że to byłoby wyjście z sytuacji, w jakiej się aktualnie znajdowałem. Byłbym taki sam jak reszta bogatych dzieciaków. Biedak Byun przestałby być Biedakiem.

Przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka, myśląc o propozycji mężczyzny i o rzeczach, które mi ofiarował. Układałem sobie w myślach listę rzeczy, które chciałbym mieć i przekonywałem samego siebie, że sponsoring nie jest niczym nadzwyczajnym. Przez dużo młodych ludzi zarabia w taki sposób. To zdawało się być łatwe i trudne jednocześnie, lecz w końcu podjąłem nieodwracalną decyzję. Stwierdziłem, że użyję swojego ciała w takim celu tylko raz.

Z samego rana zadzwoniłem z telefonu mamy do mężczyzny, który miał stać się moim sponsorem i umówiłem się z nim w centrum handlowym. Pamiętam jak bardzo zdenerwowany byłem. Zawsze chciałem przeżyć pierwszy raz z kimś, kogo będę kochał i bezgranicznie mu ufał, a tymczasem miałem oddać się zupełnie obcemu mężczyźnie w zamian za parę upragnionych przeze mnie gadżetów. Szczerze mówiąc nie myślałem wtedy o konsekwencjach tego, co robię.

Zrobiliśmy to w aucie Sungwona. Byłem później bardzo obolały i słaby, jednak starczyło mi sił, by następnie iść wraz z moim sponsorem do galerii, gdzie kupił mi sporo drogich ciuchów, buty, plecak, kosmetyki i oczywiście obiecanego iPhone'a. Kiedy zobaczyłem te wszystkie rzeczy, wszelkie wątpliwości uleciały ze mnie jak powietrze z przebitego balonika. Tak prosty sposób na zarabianie zaczynał mi się podobać.

Od tamtego czasu zacząłem być jedną z męskich galerianek. Miałem sporo klientów. Przestałem myśleć o mojej moralności, bardziej skupiając się na rzeczach, które mam szansę kupić. Gdyby nie to, że zostałem męską prostytutką, nigdy nie byłoby mnie stać na drogie sprzęty, limitowane kosmetyki i markowe ciuchy. Przez dwa pierwsze miesiące zakolegowałem się z Luhanem, który był galerianką już od dwóch lat. Miał uroczą twarz i świetne ciało, toteż ludzie sporo mu płacili. Miał też aż dwóch sponsorów, którzy kupowali mu wszystko, o czym tylko zamarzył. Pomógł mi zdobyć pierwszych klientów i zaaklimatyzować się w świecie prostytucji. Sam był w nim bardzo obeznany. Należał chyba do najbardziej doświadczonych osób w tej branży, jakie znałem. Był o dwa lata starszy, jednak w ogóle nie czułem tej różnicy pomiędzy nami. Był dla mnie jak brat, troszczył się o mnie i pomagał mi, a także udzielał rad. Ponad to często pozwalał mi u siebie nocować, kiedy nie miałem ochoty przebywać z matką w domu. 

Odkąd zostałem prostytutką rzadziej bywałem w mieszkaniu moim i mamy, a żeby to wytłumaczyć rodzicielce, kłamałem, że znalazłem pracę w kawiarni. Tłumaczyłem też, że dzięki zarobionym pieniądzom pozwalam sobie na drogie ciuchy i dodatki. Pomijając fakt z kawiarnią, reszta była prawdą.

Kiedy matka zażyczyła sobie, żebym dokładał się do czynszu, pokłóciliśmy się i ostatecznie zamieszkałem u Luhana. Wspólnie utrzymywaliśmy jego małe mieszkanko na obrzeżach miasta, jednocześnie pracując i chodząc do szkoły. Uczęszczałem do miejscowego liceum, z dala od ludzi, którzy mnie wcześniej wyśmiewali i Chanyeola, który miał mi za złe, że zostawiłem go bez pożegnania, podczas, gdy Lu jedynie się prostytuował i czasami pracował jako striptizer w miejscowym klubie nocnym. Zbierał pieniądze na studia, obiecując sobie, że kiedyś w końcu obaj zaczniemy normalne życie i z tym skończymy, jednak ja bardzo wątpiłem w jego obietnice.

Nikt nie wiedział o tym, w jaki sposób zarabiam, ani w jakim towarzystwie się obracam. Swoje grono znajomych ograniczyłem do klientów i Luhana. Nie utrzymywałem kontaktów nawet z własną matką, bo w rzeczywistości bałem się spojrzeć jej w oczy i szczerze przyznać się do tego, co zrobiłem z własnym życiem. Gdzieś w głębi serca wstydziłem się tego, kim byłem. 

Kiedy zdałem maturę na dobre porzuciłem szkołę. Prostytucja oferowała mi wszystko, czego potrzebowałem, więc nie widziałem potrzeby, by szukać normalnej pracy. Wtedy tak naprawdę wszystko się zmieniło. 

🌸🌸🌸

Tak jak każdego wieczora przebrałem się i ruszyłem w stronę galerii. Jak zwykle spotkałem Luhana przy wejściu do męskich toalet, flirtującego z jakimś mężczyzną, który był, jak mniemam, jego niedoszłym klientem.

- Kto to? - zapytałem, kiedy facet odszedł, a Lu został sam.

- Mój były sponsor - wywrócił oczami chłopak. 

- Znalazłeś nam jakiś klientów na dzisiaj? - zapytałem.

- Um... jeszcze nie - odparł starszy, przejeżdżając po ustach pomadką, której zapach poczułem stojąc tuż obok niego. - Ale mam już kogoś na oku.

- Kogo? - zapytałem, poprawiając włosy.

Luhan nachylił się w moją stronę i dyskretnie wskazał mi dwóch wysokich chłopaków, stojących przy wystawie jednego z drogich sklepów.

- Młodzi, bogaci, przystojni - wymruczał marzycielskim tonem. - Jeszcze dziś zapłacą nam niezły szmal.

Uśmiechnąłem się, słysząc słowa starszego i przybrałem moją maskę dziwki, którą zakładałem zawsze wtedy, gdy rozpoczynałem pracę. Ukrywałem za nią uczucia i obrzydzenie, myśląc jedynie o zapłacie.

- Idą w naszą stronę - szepnął mi na ucho Luhan, uśmiechając się uwodzicielsko w stronę dwójki młodych mężczyzn zmierzających w naszym kierunku.

Wyższy z nich miał na nosie ciemne okulary, a jego starannie ułożone włosy były w odcieniu ciemnej czekolady. Ubrany był w prosty czarny t-shirt i jeansy, a na jego ręce spoczywał jeden z cholernie drogich Rolexów.

Jego towarzysz miał o wiele ciemniejszą karnację, pełne usta i czarne włosy, ułożone w artystycznym nieładzie. Miał na sobie białą koszulę, jasne jeansy i białe Nike, a przez to wyglądał jak model, żywcem wyciągnięty z magazynu o najnowszych trendach.

- Cześć - zagadał do nich Luhan, również przybierając wyraz zadziornej, małej prostytutki.

- Hej - odpowiedział brunet w białej koszuli, stając naprzeciw blondyna. - Ja i mój przyjaciel chcielibyśmy...

- Płatne gotówką - przerwał mu Lu, uśmiechając się niewinnie.

- Oczywiście - uśmiechnął się brunet, prezentując perfekcyjnie białe zęby.

- Masz tutaj samochód? - zapytał Luhan, seksownie zagryzając wargę.

- Owszem - uśmiechnął się pod nosem nieznajomym brunet.

- Więc chodźmy do niego. Mój towarzysz zajmie się twoim przyjacielem - odparł blondyn, łapiąc bruneta za dłoń i puszczając mi oczko. - Liczę na ciebie, Baek.

Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i podszedłem bliżej wysokiego szatyna, który dotąd milczał.

- Masz tutaj auto? - zapytałem, zbliżając się jeszcze bardziej do nieznajomego.

- Nie - odparł. Jego głos był niesamowicie seksowny.

- Słabo - westchnąłem. - Więc idziemy do łazienki?

- Prowadź - uśmiechnął się kącikiem ust szatyn, a ja grzecznie pociągnąłem go za rękaw w stronę WC.

Zamknęliśmy się w jednej z kabin, przez chwilę stojąc w całkowitej ciszy. Widziałem coś znajomego w tym chłopaku, jednak zupełnie nie wiedziałem dlaczego. Byłem jednak pewny, że to nie pierwsze nasze spotkanie.

- Ile masz do zaoferowania? - zapytałem, obserwując jak szatyn wyciąga z kieszeni skórzany portfel i wykłada pieniądze.

Zerknąłem kątem oka na pliczek banknotów i pośpiesznie przeliczyłem, sprawnie wsuwając gotówkę do tylnej kieszeni spodni.

- Wiesz, że za tyle zrobię ci tylko loda? - zapytałem, patrząc na chłopaka spod roztrzepanej grzywki.

- Nie proszę o nic więcej - uśmiechnął się lekko. - Zobaczymy jak się spiszesz.

Prychnąłem cicho pod nosem klękając przed nim i rozpinając jego obcisłe, ciemne jeansy, kiedy nagle chłopak zdjął ciemne okulary, a mnie kompletnie zamurowało.

Już dokładnie wiedziałem, skąd znam tą twarz. 

- Park Chanyeol...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top