Rozdział 43
Chanyeol
Mruknąłem niepocieszony, słysząc dźwięk budzika w telefonie i szybko odnalazłem urządzenie, na oślep wyłączając irytującą melodię. Nie chciałem, żeby obudziła Baekhyuna, śpiącego uroczo z głową opartą na moim ramieniu.
Westchnąłem na wspomnienie ubiegłej nocy i uchyliłem oczy, dyskretnie spoglądając na drobne malinki zdobiące szyję bruneta. Ich przygaszona czerwień artystycznie kontrastowała z bielą jego skóry, a ja po raz kolejny musiałem przyznać sam przed sobą, że mam najpiękniejszego chłopaka na świecie.
Nie zamierzałem przegapić wykładów, więc ignorując niechęć i kuszącą bliskość Baekhyuna zwlokłem się z łóżka, wsuwając na siebie czystą bieliznę i zabierając z szafy ciemne jeansy i jeden ze schludnie poukładanych t-shirtów.
Niebo nad miastem zasłane było dużymi, szaro-burymi obłokami, lecz nie zapowiadało się na deszcz. Wręcz przeciwnie - słońce co chwila wyglądało zza chmur, oblewając całe osiedle ciepłym, łagodnym blaskiem.
Idąc w kierunku łazienki, zatrzymałem się na chwilę w kuchni, by uzupełnić braki w misce Rocketa i wstawić wodę na kawę. Nie było opcji, abym zaczął idealny dzień bez idealnie czarnej kawy.
I mojego idealnego chłopaka, który nagle wyłonił się zza drzwi ubrany w miękki, szary szklafrok. Wyglądał naprawdę uroczo z sennymi, zmrużonymi oczami, roztrzepanymi kosmykami włosów i tym słodkim nieśmiałym uśmiechem.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się, opierając rękoma o kuchenny blat.
- Cześć - odpowiedział sennie chłopak, a następnie podszedł i bez zbędnych wyjaśnień wtulił się w moje nagie plecy.
- Z własnej woli wstałeś tak rano? - parsknąłem z niedowierzaniem. - To do ciebie nie podobne, Baek.
- Twoje łóżko przestaje być wygodne, kiedy tylko z niego wychodzisz - parsknął, splatając dłonie na wysokości mojego brzucha.
- Przykro mi, skarbie, ale nie chcę znów olewać studiów - powiedziałem szczerze, wyjmując z szafki dwa kubki.
- Skarbie - powtórzył z cichym śmiechem brunet.
- Nie powinienem cię tak nazywać? - spytałem, uśmiechając się delikatnie.
- Nie, nie. To urocze - przyznał, a ja mogłem się założyć, że w tej chwili jego policzki oblały się krwistymi rumieńcami. - Możesz mnie tak nazywać częściej, Channie.
- Channie - powtórzyłem, udając zamyślonego. - Podłapałeś to zdrobnienie od Blue?
Odpowiedziała mi głucha cisza i wzmocnienie uścisku wokół mojego torsu.
- Właśnie zniszczyłeś mi mój dobry humor, Park.
- Dlaczego?
- Domyśl się - fuknął.
- Dlatego, że wspomniałem o Blue? - mruknąłem bez przekonania.
- Dokładnie tak.
- Baekkie - zaśmiałem się, po części rozczulony jego zazdrością. - Ile razy mam ci powtarzać, że Blue jest jedynie przyjaciółką?
- Nie obchodzi mnie to kim dla ciebie jest, ugh. Dla mnie na zawsze pozostanie nawiną blondyną, próbującą cię uwieść. Jak możesz nie zauważać tego sukowatego wyrazu na jej twarzy?
- Baekhyun, musisz pojąć, że Blue...
- Nie używaj mojego imienia w jednym zdaniu z jej imieniem! - przerwał mi ostro.
- To też sprawia, że jesteś zazdrosny?
- Nie jestem zazdrosny.
- Jasne - westchnąłem z ironią, a zanim Baek zdążył odpowiedzieć mi jakąś wymyślną, kąśliwą ripostą, dodałem: - Napijesz się kawy?
- Napij się kawy z Blue.
- Baekhyun - westchnąłem po raz kolejny. - Twoje dramatyzowanie zaczyna być męczące.
- Dramatyzowanie Blue z pewnością jest mniej męczące, prawda? - prychnął i chcąc wyładować złość jeszcze mocniej ścisnął mój tors.
Byłem niemal pewny, że przez jego humorki i nagłe zmiany nastrojów kiedyś umrę uduszony jego ramionami, gdyż każda minuta złości potęgowała siłę Baekhyuna. W życiu nie uwierzyłbym w to, że tak krucha osoba może mieć w sobie tyle siły, dopóki nie poczułem tego na własnej skórze.
- Przestańmy o niej mówić - wywróciłem oczami, wsypując do jednej filiżanki ciemną, klasyczną kawę, a do drugiej rozpuszczalne Cappuccino. - To tylko prowokuje niepotrzebną kłótnię.
- Sam zacząłeś, Park.
- Co z tego? - westchnąłem, będąc już zmęczonym bezsensowną wymianą zdań z Baekhyunem. Kochałem go, ale nie dało się ukryć tego, że chwilami naprawdę był nie do zniesienia. Zwłaszcza, ze swoimi bezpodstawnymi podejrzeniami i zmianami nastrojów niczym u kobiety z wiecznym okresem.
Przez chwilę Baekhyun milczał i słyszałem tylko jego głośny, przepełniony furią oddech. Wiedziałem, że właśnie powstrzymywał się przed wydrapaniem mi oczu.
- Wkurwiasz mnie - wysyczał jedynie, znów wzmacniając uścisk wokół mojego torsu.
Wiedziałem, że najodpowiedniejszą odpowiedzią, będzie użycie mojej tajnej broni.
W jednej chwili odwróciłem się do niego przodem, złapałem go za uroczo rumieniące się policzki i odcisnąłem na jego ustach długi, rozkoszny pocałunek, po którym delikatnie oderwałem się od jego ust, czule patrząc mu w oczy.
- Nadal cię wkurzam? - spytałem ściszonym głosem.
- Czy ja wiem... - mruknął, odwracając wzrok i wyraźnie dając mi znak, że liczy na więcej.
Bez słowa znów pochyliłem się nad nim, całując go długo i namiętnie. W trakcie pocałunku staliśmy niemal bez ruchu. Ja z dłońmi na jego gorących policzkach, on z rękoma spuszczonymi swobodnie wzdłuż ciała. Scałowywanie złości z jego ust było naprawdę przyjemnym zajęciem.
- Więc jak, skarbie? - spytałem, umyślnie akcentując ostatnie słowo.
Na twarzy chłopaka dostrzegłem słodki wyraz zamyślenia i cień różowych rumieńców. Wiedziałem, że już mam go w garści.
- W porządku - westchnął. - Już się nie gniewam.
- Wiedziałem - zaśmiałem się, głaszcząc jego policzki kciukami.
- Częściej mnie tak ładnie nazywaj - poprosił nieśmiało, a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu, widząc jego błagalne spojrzenie i wysuniętą w przód dolną wargę.
- W porządku, skarbie - odpowiedziałem i pochyliłem się, aby po raz kolejny skosztować jego ust, lecz przerwało nam pikanie elektronicznego czajnika, informujące, że woda właśnie się zagotowała.
Oboje westchnęliśmy niezadowoleni, kiedy odwróciłem się, chcąc zalać kawę, a Baekhyun zwinnie usadowił się na blacie, by dyskretnie obserwować moje poczynania.
- Co chciałbyś zjeść na śniadanie, skarbie? - spytałem, wręczając mu kubek kawy.
- Hm... - zamyślił się, odgarniając z twarzy zbłąkane kosmyki włosów. - Naleśniki. Takie jak zawsze.
- W porządku - uśmiechnąłem się i wyjąłem z lodówki potrzebne składniki.
Przygotowałem ciasto, ciągle czując na sobie uważne spojrzenie Baekhyuna, a następnie wylałem pierwszą porcję na rozgrzaną patelnię. Najlepszą motywacją do gotowania była myśl, że gotuję dla kogoś, kto każdego dnia budzi uśmiech na mojej twarzy.
🌸🌸🌸
- Smakuje? - spytałem, kontynuując smażenie kolejnych naleśników, kiedy Baek po posmarowaniu swojego dżemem, zawinięciu w rulonik i posypaniu cukrem pudrem ugryzł kęs.
- Mhm - mruknął, zerkając na mnie spod wachlarza gęstych, czarnych rzęs. - Moje usta są teraz bardzo słodkie, Channie.
- Sugerujesz, że powinienem ich spróbować? - spytałem, chcąc się z nim trochę podroczyć. Widok jego uroczego, nieśmiałego uśmiechu jest jak miód na moje serce.
- Mhm - zamruczał znów, nieśmiało spuszczając wzrok, a ja przerwałem na chwilę smażenie i podszedłem do blatu, stając pomiędzy jego nogami.
Ciągle trzymałem w dłoni szpachelkę do przewracania naleśników, lecz Baekhyunowi to zupełnie nie przeszkadzało, kiedy ni stąd ni zowąd przyciągnął mnie do delikatnego pocałunku. Jego wargi naprawdę były słodkie. Smakowały pomieszaniem dżemu jagodowego i cukru, a całość potęgowała ich zwyczajny, naturalny, słodki smak. Mimo wszystko nadal czułem na nich również posmak malinowej pomadki.
- Są słodkie, Channie? - spytał, zadzierając głowę, by spojrzeć na moją twarz.
Pomimo tego, że siedział na blacie, który szczerze mówiąc był dość wysoki, nadal górowałem nad nim wzrostem. Mimo wszystko lubiłem jego drobność.
- Jak cukier i dżem jagodowy - przyznałem, pochylając się nad nim. Ten poranek należał do jednego z tych, które mogłem uznać za bezsprzecznie idealne.
- Twoje smakują jak kawa - mruczał, subtelnie przejeżdżając kciukiem po mojej dolnej wardze. - Ale i tak je lubię.
Uśmiechnąłem się, momentalnie przypominając sobie o niedokończonym naleśniku, skwierczącym na patelni i w jednej chwili oderwałem się spod zasięgu czułego dotyku Baekhyuna.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? - spytałem, znów zajmując miejsce naprzeciw kuchenki.
- Chyba znów spotkam się z Luhanem... Albo poszukam pracy w internecie.
- Pracy? - zmarszczyłem brwi.
- Mhm - mruknął,żując kęs naleśnika. Jego policzek był brudny od dżemu jagodowego, a ja musiałem się powstrzymać przed scałowaniem go z delikatnej skóry bruneta. Przy Baekhyunie naprawdę traciłem panowanie nad sobą.
- Po co? - prychnąłem, wykładając ostatniego naleśnika na talerz zapełniony pozostałymi. - Przecież niczego nam nie brakuje.
- Nie zamierzam ciągle na tobie żerować, Chanyeol - mruknął, nieco zażenowany własnymi słowami.
- Nie żerujesz na mnie - powiedziałem, wyłączając palnik i odstawiając patelnię do zlewu.
W odpowiedzi Baekhyun zaszczycił mnie jedynie wymownym spojrzeniem.
- Daj spokój, Chan - westchnął. - Chcę się chociaż w połowie dokładać do czynszu. Albo robić zakupy. Albo chociaż od czasu do czasu dołożyć co nieco do opłat.
- Przecież na wszystko nas stać - powiedziałem, zupełnie go nie rozumiejąc. Pamiętając o sprawie Minjuna starałem się nie dopuścić do tego, aby Baekhyun zapuszczał się gdziekolwiek sam. Tak długo, jak przestępca nie został złapany, tak długo zamierzałem trzymać chłopaka pod kloszem.
- Nie, Chanyeol - upierał się. - Ciebie stać na wszystko. Mnie nie stać na nic. Ciągle to ty mnie utrzymujesz. Pozwalasz mi jeść z twojej lodówki, używać twojej wody, podwozisz mnie swoim samochodem. Używam nawet twojego szamponu!
- Co w tym złego? - wzruszyłem ramionami.
- Chciałbym dać coś od siebie - wyjaśnił.
- Codziennie dajesz mi powody do uśmiechu i...
- Nie o to chodzi. Nie ukrywajmy, że kwestia finansowa też jest ważna i nie chcę już dłużej być pasożytem, okay? Chcę uczciwie dokładać się do opłat, płacić za zakupy i przestać wykorzystywać twoje dobre serce. Mam co prawda jakieś oszczędności z czasów, gdy byłem sam-dobrze-wiesz-kim, ale mimo to...
- Dość - przerwałem mu, czując, że rozmowa schodzi na niestabilne tematy. - Lepiej nie szukać powodu do kłótni.
- Co jest złego w tym, że chcę znaleźć pracę? - na jego twarzy zagościł gniewny wyraz.
- Stać mnie na to, aby mój chłopak nie musiał pracować.
- Nie traktuj mnie jak kogoś, kto ma dwie lewe ręce - oburzył się. - Naprawdę mógłbym pracować w normalnej pracy.
- Porozmawiamy o tym, kiedy wrócę z wykładów, okay? - spojrzałem na niego ze zrezygnowaniem w oczach. Wiedziałem, że był mistrzem w wymyślaniu coraz to nowszych argumentów i nie miałem możliwości wygrania z nim żadnej kłótni.
- Zgoda - westchnął. - Ale obiecaj, że nie będziesz stawiał oporu, jeżeli znajdę jakąś korzystną ofertę!
Wypuściłem głośno powietrze, dyskretnie wywracając oczami. Wiedziałem, że dla Baekhyun żadna oferta normalnej pracy nie będzie wydawała się korzystna i w efekcie szybko zrezygnuje, dlatego też postanowiłem iść mu na rękę. Nic złego przecież nie mogło się stać. Miałem pewność, że za żadne skarby świata nie wróci do prostytuowania się i w efekcie zaakceptuje moją propozycję siedzenia w domu.
- Niczego nie obiecuję, Baek - powiedziałem, przebiegając palcami po włosach i wolno kierując się w stronę łazienki.
- Masz się zgodzić, albo do końca życia będę na ciebie obrażony, Chan - warknął. - A wiesz, że jeżeli jestem obrażony, staję się nieznośny.
- Skarbie, błagam - westchnąłem, kiedy dłoń chłopaka zacisnęła się na moim nagim ramieniu. - Jeżeli dalej będziesz mnie zatrzymywał spóźnię się na uczelnię.
- Potrzebuję cię tu bardziej, niż ktokolwiek tam na uczelni - burknął, wbijając we mnie sztyletujące spojrzenie.
- Wiem, ale muszę studiować.
- Nie musisz.
- Ale chcę.
- Naprawdę? - spojrzał na mnie z politowaniem. - Naprawdę wolisz iść teraz na uczelnię, niż dać mi się zatrzymać w domu?
- Nie dam ci się zatrzymać, skarbie.
- Nawet jeżeli powiem ci, że nie mam na sobie zupełnie nic poza szlafrokiem?
Na mojej twarzy wykwitł rozbawiony uśmiech. Desperacja Baekhyuna od samego początku mnie bawiła.
- Jesteś przeuroczy, skarbie - zaśmiałem się, przelotnie całując go w czoło. - Ale naprawdę muszę już iść.
- Ech, w porządku - westchnął niepocieszony.
Zatrzymałem się w progu, przypominając sobie o jednej, istotnej sprawie.
- Skarbie?
- Tak?
- O której zamierzasz iść do Luhana? - spytałem, zerkając na niego przelotnie.
- Nie wiem - przyznał, wzruszając ramionami. - Dlaczego pytasz?
- Cóż - zacząłem. - Nie wychodź sam. Podwiozę cię, kiedy wrócę.
- O której wrócisz?
- Jak najwcześniej - uśmiechnąłem się, puszczając mu oczko. - Będę w domu jeszcze zanim zdążysz się stęsknić.
_________________________________
Cóż, normalny cuttie rozdział, w którym zupełnie nic się nie dzieje. Być może nawet jest trochę nudny, ale potrzebowałam jakiegoś wstępu do dalszych wątków.
Dużo komentarzy = dużo nowych rozdziałów
Kocham Was.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top