Rozdział 21

Baekhyun

Łóżko rodziców Jongina naprawdę było cholernie wygodne i nawet nie chciałem myśleć o tym, że lada chwila będę musiał je opuścić.

- Wstawaj, Baek. Już późno - Chanyeol po raz kolejny potrząsnął moimi ramionami.

- Zostaw mnie - wymruczałem z twarzą wciśniętą w miękką, pachnącą świeczkami zapachowymi poduszkę.

Zeszłej nocy naprawdę długo nie mogłem zasnąć i choć nigdy nie przyznam tego przed Chanyeolem, bałem się. Miałem zbyt bujną wyobraźnię, by spokojnie oglądać horrory przed pójściem spać.

Mimo wszystko miałem ochotę uderzyć się w twarz za to, że tak żałośnie przymilałem się do Parka. Nie spodziewałem się po sobie tak idiotycznego zachowania, podobnie jak Yeol, który również był zaskoczony.

Pierdolony Kai.

Pierdolone horrory.

- Nie każ mi ściągać cię siłą z łóżka - zagroził Chanyeol.

Wiedziałem, że nie byłby zdolny spełnić tej groźby. Miał zbyt miękkie serce, aby oderwać mnie od przyjemnie ciepłej, mięciutkiej pościeli.

Tak przynajmniej myślałem, nim nie poczułem jak jego długie ramiona z łatwością mnie obejmują, więżąc w żelaznym uścisku. Stawianie oporu nie miało sensu. Chanyeol z łatwością przyciągnął mnie bliżej siebie i uniósł dosłownie odrywając od kołdry i poduszki.

- Zwariowałeś? - parsknąłem, nie mając siły i ochoty jakoś bardziej na niego nakrzyczeć. Ciągle byłem na granicy snu i jawy. 

- Wiem, że twój zegar biologiczny jest w rozsypce i najchętniej wstawałbyś o siedemnastej, ale musimy się zbierać do domu - odpowiedział i postawił mnie na ziemi, zagradzając drogę w kierunku łóżka.

Naprawdę polubiłem jego uroczą, czułą stronę, ale byłem pewny, że nigdy nie polubię tej stanowczej i wkurwiającej. Jak ktoś, kto potrafi jednym słowem sprawić, że się rumienisz, może też jednym gestem sprawić, że masz ochotę go udusić?

🌸🌸🌸

Droga do domu minęła tak jak zawsze. Dźwięk radia, kawa ze Starbucksa i komentowanie innych kierowców. To był już nasz taki nawyk. Nie umieliśmy minąć jakiegoś auta obojętnie bez wyrażenia wulgarnej opinii na temat kierowcy i jego sposobu jazdy.

- Weź ze sobą ciepłą piżamę - rzekł nagle Chanyeol, zupełnie poza tematem.

- Co? - ściszyłem radio, myśląc, że przesłyszałem się przez głośną relację spikera.

- Weź ze sobą ciepłą piżamę - powtórzył, nie odrywając wzroku od drogi. Jego silne dłonie w skupieniu zaciskały się na kierownicy. 

- Po co?

- W domu letniskowym może być trochę chłodno. Wiesz, dawno tam nie byliśmy i...

- Czekaj, czekaj - przerwałem mu, niemal dławiąc się moją ulubioną Caramel Macchiato. Powinienem co prawda zrezygnować z niej na rzecz mojej diety i wybrać sobie inną, mniej kaloryczną kawę. Niestety Park jest nieugięty, jeżeli chodzi o sprawy mojej wagi i cały czas przekonuje, że nie powinienem rezygnować z pustych kalorii. Kiedyś będę przez niego otyły i bezrobotny.

- Mówię o naszym wyjeździe - wyjaśnił, wyjmując z uchwytu na kubki swoją kawę. Zwykłą cappuccino z gorzką czekoladą.

- Tym, o którym wczoraj mówiłeś? - zmarszczyłem brwi. Nie brałem tamtej propozycji na poważnie.

- Tak, dokładnie o tym - spojrzał w moją stronę Chanyeol. - Wyjeżdżamy w piątek, a wracamy w niedzielę wieczorem. Co ty na to?

- Ja nie mogę, Chan - przyznałem z niemałym bólem.

Nie kłamałem. Byłem już wtedy umówiony z moim sponsorem i kilkoma jednorazowymi klientami. Wszyscy najczęściej wynajmują dziwki w weekendy.

- Dlaczego? - wbił we mnie sztyletujące spojrzenie, zaraz po tym, jak zatrzymał się na czerwonym świetle.

- Praca - odpowiedziałem tylko, odwracając wzrok w stronę okna.

Czułem, że lada chwila się wścieknie. Nienawidził, kiedy mówiłem o pracy. Wolałem uniknąć jego wściekłego spojrzenia i prychnięć.

- W porządku - rzekł tylko, choć widziałem, że jest zły.

- W porządku? - powtórzyłem, nie mogąc uwierzyć w to, że jego reakcja była tak łagodna.

- Nie mogę ci przecież zabronić pracy - odpowiedział.

- Racja - mruknąłem. - Nie możesz.

🌸🌸🌸

Przekraczając próg mieszkania byłem święcie przekonany, że Lu będzie drzemał na kanapie, albo spał w sypialni. Tymczasem to, co zauważyłem zupełnie odbiegało od normy.

Luhan siedział na kanapie w objęciach młodego licealisty o kamiennej twarzy. Wtuleni w siebie w skupieni śledzili akcję jednej z niskobudżetowych komedii romantycznych, a co najdziwniejsze, w ogóle nie zauważyli mojej obecności.

- Hej? - mruknąłem niepewnie, po kilku minutach, w trakcie których stałem tuż za nimi.

- Baek?! - Lu odwrócił głowę i zastygł na mój widok.

Sehun zareagował dokładnie tak samo.

W ogóle się mnie nie spodziewali. 

- Jest coś na obiad? - spytałem, kierując się w stronę kuchni.

- Nie miałem czasu gotować - odpowiedział Lu, nadal nie ruszając się z kanapy.

Sprawdziłem zawartość lodówki i szafek, głośno wzdychając.

- Trzeba iść na zakupy - mruknąłem, wychodząc z kuchni i opierając się o ścianę.

Tymczasem Lu i Sehun znów zagłębili się w akcji głupiego filmu, traktując mnie przy tym jak powietrze. Cholera. Gdybym wiedział, że tak to się skończy nie wysyłałbym Sehuna po te kurewskie leki przeciwbólowe.

- Halo, mówię do was - rzekłem, będąc już na granicy wytrzymałości. - Trzeba iść na zakupy.

Nic nie irytowało mnie tak jak ignorowanie.

- Mógłbyś w końcu choć raz zrobić coś za mnie - usłyszałem głos Luhana.

Kropla przelała kielich.

- Świetnie - odparowałem z ironią, wyprowadzony z równowagi. - Więc wy miętoście się oglądając romanse, a ja pójdę kupić coś do żarcia. Pasuje wam taki plan, zakochańce?

W odpowiedzi Lu jedynie ukazał mi uniesiony w górę kciuk. Albo nie wyczuł sarkazmu w moim głosie, albo zwyczajnie go zignorował. Nigdy się tak nie zachowywał. 

- Pierdolcie się - wysyczałem bezgłośnie, wychodząc z salonu.

Mimowolnie założyłem kurtkę i buty, po czym poszedł do najbliższego sklepu spożywczego. Trzeba było uzupełnić zapasy, bo Luhan, który od niedawna zapominał o swoich właściwych priorytetach nie mógł się tym zająć. Rozumiałem fakt, że był chory, ale to nie pozwalało mu przecież chamsko mnie ignorować.

Cholera.

Nie powinienem go swatać z Sehunem. Popełniłem jeden, kurewsko wielki błąd, łącząc ich razem. Postanowiłem sobie, że jeżeli sprawy zajdą za daleko, zawsze będę mógł ich rozdzielić. Wszystko dla dobra mojej przyjaźni z Luhanem.

Stojąc przy kasie przeliczyłem szybko oszczędności w moim portfelu i złapałem się za głowę. Po zrobieniu zakupów zostało mi jedynie kilka drobniaków, za które mógłbym co najwyżej kupić sobie głupią gazetę. Potrzebowałem zarobku. Potrzebowałem klientów. 

Nie mogłem jednak spotkać się z żadnym z nich, bo na mojej drodze stał Chanyeol. 

Chanyeol, który od wielu dni nie zapłacił mi ani grosza. 

🌸🌸🌸

Kiedy wróciłem zakochana para namiętnie żegnała się w drzwiach. Powstrzymując odruch wymiotny skierowałem się do kuchni, gdzie zacząłem rozpakowywać zakupy, starając się przy tym nie odsłuchiwać ich przesłodzonych wyznań. Kurwa, nie słodziłbym tak Yeolowi nawet, gdyby mi za to płacił.

- Co kupiłeś? - spytał po chwili Lu, wchodząc do kuchni. Objawy przeziębienia nagle magicznie zniknęły, dzięki czemu znów wyglądał zdrowo i pogodnie. Żałosne.

- Twój kochaś już poszedł? - wywróciłem oczami.

- Um... tak - odparł. - Czemu pytasz?

- Bez powodu - parsknąłem, niechlujnie układając w lodówce ser, warzywa i jogurty.

- Dlaczego się tak wściekasz? - zmierzył mnie wzrokiem Lu, wstawiając wodę na herbatę. 

Spojrzałem na niego wymownie. Jak mógł mieć czelność jeszcze o to pytać?

- Zgadnij - warknąłem.

- Nie wyszło ci z Chanyanem?

- Nie o to chodzi, do kurwy! - krzyknąłem. Moja cierpliwość już dawno się skończyła. - Chodzi mi o ciebie i gówniarza.

- Sehuna? - zmarszczył brwi. - Co ci w nim nie pasuje?

- Nie pasuje mi to, że zachowujesz się przy nim jak cnotka.

- Co? - Lu zaśmiał się cicho, choć żadnemu z nas nie było do śmiechu.

- To co mówię - warknąłem.

- Czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosny? - zaśmiał się, zmieszany.

Poczułem palącą złość, tworzącą rumieńce na moich policzkach.

- Naprawdę myślisz, że byłbym zazdrosny o to, że spotykasz się z kimś, kto lada chwila i tak się tobą znudzi? - parsknąłem.

Luhan stał oniemiały, widocznie urażony moimi słowami. Nic nie odpowiedział.

- O i jeszcze jedno - dodałem, nim wyszedłem z kuchni. - Wyjeżdżam na weekend. Możesz go tu zapraszać w sobotę i niedzielę, ale tylko wtedy, kiedy mnie nie będzie, okay?

- Przestań zachowywać się jak dziecko - westchnął starszy, teatralnie wywracając oczami.

- To ty przestać zachowywać się jak dziecko! - krzyknąłem i wyszedłem z kuchni.

Z rozmachem zamknąłem drzwi sypialni i wyjąłem mój telefon z torby, cały czas cicho przeklinając pod nosem.

Pojadę z Chanyeol nad to pieprzone morze. Dlaczego miałbym odmawiać sobie przyjemności, podczas gdy Lu całymi dniami może przelewać się w ramionach gówniarza? Niech tym razem to on zarobi na nasze utrzymanie. Nie pamiętałem kiedy ostatni raz miał jakiegoś bogatego klienta. 

Wybrałem numer jednego z moich sponsorów i odwołałem spotkanie. Resztę klientów również pożegnałem, po czym napisałem do Chanyeola krótką, zwięzłą wiadomość.

Do: Park.
Jestem wolny. Możemy jechać.

Nie czekałem zbyt długo na odpowiedź.

Od: Park
Jutro o 12:00 bądź gotowy. Weź ciepłą piżamę.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Nigdy nie przestawał być opiekuńczy i troskliwy. 

Do: Park
Z pewnością ogrzejesz mnie w swoich ramionach, Channie~ 

Uśmiechałem się jak głupi, tępo patrząc w ekran komórki. To nie tak, że naprawdę oczekiwałem przytulania. Ja po prostu chciałem się z nim podroczyć.

Od: Park
Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. 

Wystarczyło kilka wymienionych wiadomości, a ja zupełnie zapominałem o problemach, dotyczących pieniędzy, sprzeczce z Lu i wszystkich tych stresujących gównianych sprawach. Czy to tak wygląda zakochanie? 

_____________________________________

Wiem, że rozdział jest krótki, ale bez obaw. Następny będzie dłuższy i ciekawszy. 

Jak myślicie? Co wydarzy się w domku letniskowym Chanyeola? ( ͡° ͜ʖ ͡°)



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top