Rozdział 19
Sehun
Zatrzymałem się przed wejściem do wysokiego bloku mieszkalnego w kolorze beznamiętnej, nudnej szarości. Idealnie pasował do sąsiadujących, zapuszczonych budynków z farbą odłażącą od ścian. Okropne warunki do życia.
Drzwi wejściowe zawsze były otwarte, a zepsuty domofon zawsze odpowiadał tylko nic nie znaczącym brzęczeniem. Znałem to miejsce na wylot. Każdy krok, jaki stawiałem w kierunku starej, trzeszczącej windy mógłbym wykonać nawet z zamkniętymi oczami.
Piąte piętro.
Drzwi w kolorze ciemnego brązy z metalicznie szarą klamką.
Zapukałem.
Nie odpowiedział mi nikt.
Zupełna cisza na całym piętrze tego upiornego bloku-widmo.
Przypomniałem sobie, że Lu nigdy nie zamyka drzwi i postanowiłem, że spróbuję to wykorzystać. Cicho wszedłem. Tak, jak oczekiwałem, starszy nie zamknął się od wewnątrz. Każdy mógłby tu wejść bez większych trudności.
Zdjąłem buty w przedpokoju i odwiesiłem kurtkę na wieszak, po czym zabierając ze sobą reklamówkę z logo jednej z aptek, skierowałem się do salonu.
- Luhan? Jesteś w domu? - zawołałem, mimo wszystko bojąc się podnieść głosu. Być może Lu wcale nie chciał mnie tu widzieć.
Salon i kuchnia były puste. Balkon zamknięty. Światło w łazience zgaszone.
Spojrzałem na uchylone drzwi do sypialni i idąc za zapachem dymu papierosowego skierowałem się tam.
Pomieszczenie było małe. Mieściły się tam jedynie dwa średnie łóżka i szafa z rozsuwanymi drzwiami. Ściany pomalowane na ciepły odcień brązu, zasłony w kolorze karmelu i szary dywanik na podłodze sprawiały, że pokój stawał się odrobinę bardziej przytulny.
Moje spojrzenie powędrowało do skotłowanej kołdry na jednym z łóżek i odruchowo uśmiechnąłem się na widok jasnej czupryny, leżącej na poduszce.
Przysiadłem na krawędzi łóżka, zbierając całą odwagę, by ostrożnie odsłonić twarz Luhana spod koca i pogładzić dłonią jego puszyste włosy. Spał spokojnie, a jego małe, malinowe usta były lekko uchylone. Rumieńce na policzkach dowodziły o wysokiej gorączce, a jego sen był tak mocny, że obudził się dopiero, kiedy potrząsnąłem jego ramieniem.
- Luhan hyung!
Spojrzał na mnie, zamglonymi oczami, mrużąc je przez światło sączące się zza okna.
- Sehun? - powiedział słabo, jakby nie dowierzał, że siedzę tuż przy nim. - Co ty tu robisz?
- Przyniosłem ci leki - powiedziałem wyjmując z reklamówki poszczególne produkty. - Nie widziałem dokładnie co ci jest więc wziąłem um... trochę wszystkiego. Tabletki na zbicie gorączki, herbata ziołowa na ból żołądka, syrop na kaszel. Wziąłem truskawkowy i jagodowy, bo nie wiedziałem który będziesz wolał - uśmiechnąłem się, wyjmując kolejne lekarstwa. - Tutaj mamy jakieś pastylki na ból gardła, witaminy, olejek do inhalacji, elektrolity, kolejne tabletki na zbicie gorączki i...
- Sehun - przerwał mi, kładąc swoją dłoń na mojej. - Dlaczego wykupiłeś asortyment wszystkich aptek w mieście? - spytał rozbawiony.
- Baekhyun powiedział, że jesteś przeziębiony i...
- Sehun - przerwał mi znów. - Prosiłem tylko o tabletki przeciwbólowe.
- Wziąłem aż trzy rodzaje - wysypałem z reklamówki opakowania tabletek. - Widzisz? Zadbałem o wszystko.
Luhan zaśmiał się cicho, patrząc na wszystkie rzeczy, które kupiłem
- Dziękuję, Sehun - spojrzał na mnie, a ja dostrzegłem w tym spojrzeniu jakąś tajemniczą głębię, która mnie uwiodła.
- Zrobię ci herbaty. Jadłeś coś? Może podać ci coś przeciwbólowego? - spytałem, wstając i kierując się do kuchni.
- Wystarczy herbata - zaśmiał się, zachrypniętym głosem, podczas, gdy ja już wstawiałem wodę w czajniku.
Zupełnie zapomniałem o tym, co było wcześniej. Liczyło się tylko to, że Luhan mnie potrzebował. Nie przejmowałem się tym, co powiedział w trakcie naszego ostatniego spotkania, bo wiedziałem, że nie mówił tego szczerze. Był bardzo skomplikowaną osobą, lecz ja go rozumiałem. Wystarczyłoby tylko, że również i on zrozumiałby moje uczucia.
Przyniosłem dwa kubki parującej herbaty do sypialni z lekkim uśmiechem na ustach, widząc Luhana, układającego lekarstwa na szafce nocnej.
- Starczy ich na kilka lat - zaśmiał się.
- Nie wątpię - odpowiedziałem, wręczając mu napój. - Pij ostrożnie. Jest jeszcze gorące.
Uśmiechnął się do mnie lekko, jakby chciał bez słów podziękować mi za troskę. W takich chwilach naprawdę wyglądał jak anioł. Zagubiony, zbłąkany w labiryncie miejskiej dżungli anioł.
Coraz częściej czułem, że powinienem go chronić. Był w końcu taki kruchy i delikatny. Poruszał się z gracją baletnicy i uśmiechał się piękniej niż nie jeden człowiek. Nic dziwnego, że tak szybko mnie uwiódł.
Zwykle byłem bardzo odporny na uczucia. Nigdy się nie zakochiwałem. Nigdy nawet nie byłem kimś jakoś bardziej zainteresowany. Wiedziałem, że miłość to piękne uczucie, jednak nie byłem do niego zbyt przekonany. Wszystko zmieniło się kiedy poznałem Luhana. Wpadłem po same uszy.
- Gdzie Baek? - spytał, dmuchając zimnym powietrzem w stronę parującej herbaty.
- Został z Chanyeolem u Kaia - odpowiedziałem.
- A ty czemu nie zostałeś razem z nimi? - jego ciemne, głębokie oczy, w których bez problemu mógłbym utonąć zmierzyły mnie od stóp to głów. Patrzył na mnie nieśmiało i lękliwie. Tak... inaczej. To zdecydowanie nie był ten wulgarny, wyuzdany Lu, którego poznałem w galerii. Z dnia na dzień coraz bardziej łagodniał, aż w końcu ukazał swoją prawdziwą naturę bezbronnego anioła. Tak bardzo pragnąłem go chronić.
- Mam jutro pierwszy egzamin na prawo jazdy - odpowiedziałem mechanicznym tonem. - A poza tym nie mogłem siedzieć obojętnie, wiedząc, że mnie potrzebujesz.
- Nie potrzebuję cię.
- Potrzebujesz - rzekłem stanowczo. - Czasami po prostu za dużo kłamiesz.
Widziałem blade rumieńce na jego policzkach i radość tlącą się w oczach. Obydwaj potrzebowaliśmy siebie tak samo mocno.
- Nie powinieneś się przygotowywać do egzaminu? - spytał.
- I tak go zdam - odpowiedziałem nieskromnie, zaczesując grzywkę do tyłu. - Jestem idealnym przykładem młodego, rozważnego kierowcy.
- Czyżby? - zaśmiał się cicho Lu.
- W każdym razie mam dobrą motywację.
- Jaką?
- Ty jesteś moją motywacją - uśmiechnąłem się szeroko. - Postanowiłem sobie, że kiedy zdam egzamin zabiorę cię na randkę. Taką prawdziwą. Przyjadę po ciebie i pojedziemy na kolację, a później na długą przejażdżkę wokół miasta. Co ty na to?
Widziałem zmieszanie na jego twarzy. Chciał odmówić. Widziałem to.
Widziałem, jak próbował nie robić mi nadziei.
Jednak jego łagodna strona wygrała.
- Na pewno będzie świetnie.
Jego uśmiech był lekarstwem na wszystkie moje niepewności.
- Jak się czujesz, hyung? - spytałem, kładąc mu dłoń na czole. - Jesteś cały rozpalony.
- Termometr leży w salonie - odpowiedział tylko, a ja bez słowa ruszyłem po wspomniany przedmiot.
Nawet jeżeli było to tylko zwykłe przeziębienie Luhan cierpiał. A kiedy on cierpiał, cierpiało całe moje wnętrze.
- Trzydzieści dziewięć stopni - spojrzałem na wskaźnik termometru, których chwilę temu mierzyłem temperaturę Lu. - Podam ci leki.
- W przyszłości powinieneś zostać lekarzem - zaśmiał się blondyn, widząc z jaką powagą odpakowuję tabletki i układam je na małym talerzyku.
- Weź je - rzekłem, podsuwając mu lekarstwa. - To od gorączki. Jedna jest też przeciwbólowa. Możesz je przyjmować razem.
- Naprawdę powinieneś zostać lekarzem - wziął tabletki i połknął je wszystkie, zapijając wodą.
- Zgodnie z ulotką teraz powinieneś się położyć i zdrzemnąć - mruknąłem.
- Co jeżeli nie chce mi się spać?
- To oznacza, że podałem ci złe leki.
Na twarzy Luhana zastygł wyraz zaszokowania.
- Przecież żartuję - zaśmiałem się. - Przecież mnie znasz. Nigdy nie podałbym ci czegoś złego.
- No przecież wiem - również się zaśmiał. - Ufam ci.
Dwa ostatnie słowa sprawiły, że mój cały świat się zatrzymał.
Ufał mi.
- Naprawdę? - spojrzałem mu w oczy szukając potwierdzenia.
- Naprawdę - skinął głową. - Połóż się obok. Nie mam zamiaru drzemać sam.
Uśmiechnąłem się i zdjąłem marynarkę, zostając w samej koszuli i granatowych spodniach. Wczołgałem się na miejsce obok Lu i szczelniej okryłem kołdrą, jego rozpalone gorączką ciało. On tymczasem przymknął szklące się oczy i ostrożnie wtulił w moją klatkę piersiową, a ja objąłem go ramionami, czując, że trzymam przy sobie cały mój świat.
- Dobranoc, hyung - szepnąłem, całując jego gorące czoło.
- Dobranoc, Sehun - odpowiedział i widziałem, jak na krótką chwilę przed zaśnięciem lekko się uśmiechnął.
Było nam razem tak dobrze.
Obudziłem się czując ciężar na mojej klatce piersiowej. Otworzyłem oczy, dostrzegając burzę splątanych blond włosów, leżącą na moim ramieniu i resztę ciała Lu, zawiniętego w kołdrę jak naleśnik, leżącego na mnie całym sobą.
Oczywiście, nie było w tym nic nieprzyjemnego.
Troskliwie otoczyłem śpiącego chłopaka ramionami, zamierzając odespać jeszcze kilka godzin, jednak w porę zorientowałem się, że nie mam takiej możliwości.
- Dziesiąta rano - wytrzeszczyłem oczy, patrząc na zegarek, a mój donośny głos niestety obudził Luhana.
- Co się stało, Sehun? - spojrzał na mnie zmrużonymi oczami, ziewając.
- Luhannie, proszę, powiedz mi, że ten zegar źle chodzi - wskazałem ręką na tarczę, wiszącą na ścianie.
- Nie. Ten zegarek jest akurat punktualny - odpowiedział, a po chwili wlepił we mnie przerażone spojrzenie. - O której miałeś egzamin?!
Puściłem jego słowa mimo uszu i rozłożyłem się wygodniej, mając ochotę zacząć się śmiać.
- To nieważne. I tak się spóźniłem - wzruszyłem ramionami.
- Naprawdę? - w jego oczach widziałem poczucie winy.
- Cóż, podejdę do niego następnym razem - uśmiechnąłem się lekko i zaczesałem zbłąkany kosmyk włosów Lu za jego ucho.
- To przeze mnie? - spytał, śmiejąc się i oparł głowę na moim ramieniu.
- W pewnej mierze tak - westchnąłem, głaszcząc go po włosach.
Wczorajszy lek widocznie zbił wysoką gorączkę. Widać było, że Lu czuł się lepiej.
- Spokojnie, wynagrodzę ci to - uśmiechnął się, przymykając oczy. - Dam się zaprosić na randkę zanim zdasz na prawo jazdy.
____________________________________________
Tak oto jest długo wyczekiwany rozdział!
Jestem Wam ogromnie wdzięczna za takie zainteresowanie tym fanfickiem. Liczba głosów pod pozostałymi rozdziałami przekracza sto, a liczba wyświetleń książki osiągnęła już ponad dziesięć tysięcy!
To dla mnie wielki sukces.
Już niedługo dodam pierwszy rozdział "Fanboy", na który, mam nadzieję, czekacie równie mocno jak na OW.
Jesteście świetni, Biedakonatorsy.
Kocham każdą osobę, dzięki której osiągnęłam tak wysoki wynik!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top