Rozdział 3
Witam wszystkich po długiej przerwie w tym opowiadaniu! Przepraszam za taką długą nieobecność w tym opowiadaniu, ale bardziej skupiłam się na mojej drugiej pracy, "Indomitable". Osobiście uważam, że ten rozdział nie jest jakiś wybitny, ale i tak życzę miłego czytania! ☺☺
Obudziły mnie promienie porannego słońca. Przeciągnąłem się skopując z łóżka kołdrę. Przyglądałem się rozmarzony mojemu nowemu pokojowi kiedy przypomniałem sobie o czymś. Jestem już martwy. Mimo, że znajduje się daleko stąd zabije mnie przez telefon albo przez kamerkę w komputerze. Wybiegłem z łóżka upadając przy tym na twarz i boleśnie ją przy tym uszkadzając. Podbiegłem do szafki i szybko zgarnąłem telefon. Wykręciłem numer przyjaciółki i czekałem niecierpliwie.
- Halo? Jessica?- zapytałem kiedy usłyszałem jakieś szmery po drugiej stronie.
- Już ją daję, masz przechlapane stary- usłyszałem głos Nick'a.
Jęknąłem, wiedziałem, że tak będzie.
- Czy to Louis arogancki dupek zakochany w sobie Tomlinson?
- Jess, słuchaj. Naprawdę przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłem, ale nie mogłem. Tak wkurzyłem się na moją mamę, że nie mogłem tego powstrzymać i potem pobiegłem do lasu i tam spotkał-
- Przemieniłeś się przy Jay?
- Tak, ale to nie moja wina!
- Co się stało?- zapytała zmartwiona.
- Już się nie gniewasz?
- Nie, Nick mnie udobruchał...
- Dzięki, Nicholas!- powiedziałem głośniej w nadziei, że mnie usłyszy.
- Nie ma za co, Lou.
- Opowiadaj- ponagliła mnie.
Wziąłem głęboki wdech i zacząłem wszystko jej opowiadać. Jessica nie przerwała mi ani razu. Skończyłem mówić kilkanaście minut później.
- Czemu nie powiedziała ci tego wcześniej?
- Nie wiem.- westchnąłem.
- Nabroiłeś trochę, Lou.
- Wiem, chcesz zdjęcie pokoju?
- No jasne! Wysyłaj.
Nie rozłączając się włączyłem aparat i zrobiłem zdjęcie starając się uchwycić jak największą część pokoju. Wysłałem.
- To twój pokój?!!
- Mhm, też byłem w szoku.
- To apartament, a nie pokój!
- Nie przesadzaj.
Po drugiej stronie usłyszałem westchnięcie.
- Dobra, Lou. Muszę kończyć. Wyślę wszystko Andre. Buziaczki!
- Pa, pa!
Rozłączyłem się. Westchnąłem i i skierowałem się do łazienki by odbyć poranną toaletę. Po wzięciu odświeżającego prysznica narzuciłem na siebie w miarę reprezentacyjne ubrania i niepewnie wyjrzałem na korytarz. Panowała tam niezmącona cisza, ale wątpię, że jeszcze domownicy śpią o tej godzinie. Może po prostu ten dom jest taki duży? Wróciłem tą samą drogą, którą tu przyszedłem i po dłuższej chwili byłem w kuchni. Przy kuchence stał nieznany mi mężczyzna... albo chłopak. Pachniał... jak alfa. Czyżby należał to jakiejś watahy?
- Dzień dobry?- powiedziałem niepewnie.
Chłopak odwrócił się, a mnie wgniotło w ziemię. Był nieziemsko przystojny. Mulat z sarnimi oczami i czekoladowymi włosami. Miał pełne usta i delikatnie zarysowaną linie szczęki. Czy to pieprzony model GQ?
- Witaj, mogę w czymś pomóc?- zapytał przyjaznym głosem.
- Mmm... Chyba nie, a ty jesteś..
- Jestem kucharzem Pana Dana.
- Kucharzem? To on ma kucharza?
- Jak widać, twoja rodzina jest w jadalni.
- Dzięki, a gdzie jest jadalnia?
- Zaprowadzę cie.
Wyłączył kuchenkę i ściągnął fartuch. Wyszedł z kuchni drugimi drzwiami, a ja zaraz za nim.
- Jesteś alfą?- zapytałem nieśmiało zrównując się z nim.
- Tak, a ty omegą- stwierdził.
Pokiwałem głową, po czym podałem mu swoją dłoń.
- Jestem Louis.
- Zayn Malik.
- Miło poznać... Jak długo pracujesz dla Dana?
- Chyba już rok, ale dobrze płaci i jest luźna atmosfera.
- Czy ktoś inny jeszcze tu pracuje?
Zamyślił się na chwilę.
- Tak. Ma kilka sprzątaczek, ogrodnika, faceta od basenu i ... powiedzmy, że gosposia? Tak się mówi na mężczyzn na tym stanowisku?- zaśmiał się.
- Nie wiem, nigdy nie musiałem tego odmieniać.
- No i oczywiście mnie, kucharza!
- Ile masz lat? To znaczy, nie jesteś za młody żeby tu pracować. Zawsze myślałem, że na takich stanowiskach pracują ludzie... starsi.
- Może, ale nie jestem tu jedyny. Liam jest w moim wieku, a Niall..- kiedy wypowiedział to imię mógłbym powiedzieć, że wyglądał jak heart emocji- On jest o rok młodszy.
- Oh..- uśmiechnąłem się pod nosem.- Kim jest ten Neil?
- Niall!- zgromił mnie wzrokiem przez co skuliłem się w sobie.- Wybacz, po prostu nienawidzę gdy ktoś przekręca jego imię... Już jesteśmy.
- Okey.
Staliśmy przed dużymi dwuskrzydłowymi drzwiami z jasnego drewna.
- Muszę już wracać, w końcu robię to śniadanie także dla ciebie.
- Jasne, dzięki.
Zayn odszedł, a ja obróciłem się w kierunku drzwi. Wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem klamkę. Zrobiłem niepewny krok i wszedłem głębiej do pomieszczenia.
- Dzień dobry, Lou!- Fizzy uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, jako jedyna.
No może oprócz mężczyzny w średnim wieku z mocno odstającym brzuchem. Domyśliłem, że to Dan.
- Witaj, Louis. Czekaliśmy na ciebie, usiądź- wskazał na miejsce między nim, a Charlotte.
- Dzień dobry..- powiedziałem cicho i podszedłem do stołu.
Lottie zgromiła mnie wzrokiem kiedy siadałem obok niej. Zawstydzony spuściłem głowę w dół i zacząłem bawić się palcami. Nagle poczułem kopnięcie pod stołem i gwałtownie uniosłem wzrok. Fizzy przyłożyła palce do kącików swoich ust i pociągnęła je do góry.
- Nie rozumiesz- powiedziałem bezgłośnie.
Ona pokręciła głową i wróciła do przeglądania swojego telefonu.
- W takim razie Lewis, spodobał ci się twój nowy pokój? Starałem się jak najbardziej potrafiłem- uśmiechnął się przyjaźnie mężczyzna, myślę że go polubię.
- Louis, proszę Pana..- poprawiłem go.- Pokój jest niesamowity! Dziękuję bardzo!- rozweseliłem się.
- Jaki tam „Pan". Jesteśmy teraz rodziną, nie będę zmuszał do mówienia mi tato, bo nie masz 5 lat, ale zadowoliłbym się „Danem".
- Jasne, nie ma problemu.
Przy stole z powrotem zapanowała cisza przerywana jedynie jękami bliźniaczek, które przepychały się nawzajem. Spojrzałem na mamę, która uśmiechała się lekko w moim kierunku. Pewnie cieszyła się, że mam dobre kontakty z jej nowym partnerem. Drzwi jadalni otworzyły się na oścież, a do środka weszło 2 mężczyzn i jedna kobieta. Jednym z nich okazał się Zayn. Pomachałem do niego nieśmiało na co on uśmiechnął się do mnie delikatnie. Starsi kobieta i mężczyzna położyli przed nami talerze z pysznie pachnącym jedzeniem. Idealnie wysmażona jajecznica i różowy łosoś z serkiem śmietankowym na waflu zbożowym. Wziąłem widelec i nabrałem trochę jajek.
- Zayn! To najlepsza jajecznica jaką jadłem!- wykrzyknąłem radośnie.
Zayn znieruchomiał i spojrzał przerażony na Dana, który w tamtym momencie mierzył mnie niezbyt przyjemnym wzrokiem.
- Nie zwracamy się do służby po imieniu, Louis. Jest jakaś hierarchia w tym domu!
Spojrzałem na niego zszokowany, a potem na mulata, który stał ze spuszczoną głową.
- Ale-
Powstrzymałem swój temperament. Zaczynam się bać, zasady jak w średniowieczny zamku.. Ale przecież wcześniej Zayn normalnie ze mną rozmawiał. Dziwne. Wróciłem do jedzeniai wbiłem swój wzrok w talerz. Gdy skończyłem przepyszny posiłek popiłem go szklanką soku pomarańczowego, którą podłożyła mi kobieta podczas posiłku. Chciałem jej podziękować, ale bałem się, że Dan znowu na mnie na warczy. Muszę z kimś o tym porozmawiać...
Zauważyłem, że cała rodzina już zjadła.
- Jutro idziemy do nowego przedszkola?- zapytał Daisy.
- Tak, kochanie. Lou, Lottie i Fizzy idą też do nowej szkoły- tutaj spojrzała na nas, pokiwałem głową.
- Czy wiesz mamo gdzie możemy zapisać się do nowej wat-
- Tak, tak! –przerwała mi mrużąc oczy ostrzegawczo.
Nie powiedziała Danowi, że będzie mieszkał pod jednym dachem z wilczą rodziną?
- O-okey... Powiesz mi po śniadaniu gdzie mogę zapisać się na to.. kółko teatralne?
- Tak, synku- uśmiechnęła się w podzięce.
- Louis, nie wiedziałem, że interesujesz się aktorstwem? Może wykupić ci prywatne zajęcia?- zapytał zaciekawiony mężczyzna.
- Nie trzeba! Zapiszę się na to, które znalazłem z mamą..
Nie skłamałem dużo, naprawdę interesuję się sztuką i aktorstwem. Chciałbym studiować literaturę angielską.
- Jak wolisz... Dziękuję za posiłek, możecie się rozejść.
Dan wstał od stołu i wyszedł nie zwracając na nikogo uwagi, spojrzałem zszokowany na moją mamę. Cóż to za despota!
- Dziewczynki, idźcie do swoich pokoi – poprosiła mama.
Dziewczyny pokiwały głową i opuściły jadalnię, tak jak Zayn, kobieta i mężczyzna.
- Czemu mu nie powiedziałaś?- zapytałem.
- Nie mogłam, nie zechciałby mnie.
- W takim razie na ciebie nie zasługuje!
- Nie mów tak, jest dobrym człowiekiem.
- Z pewnością!
- Oh, już nie ważne.. Mam adres siedziby głównej tutejszej watahy. Je przywódcą jest-
- Harry Edward Styles, tak wiem- westchnąłem.
- Skąd?- spojrzała na mnie zdziwiona.
- Obiło mi się o.. uszy.
- Nie będę drążyć. Tutaj masz adres- podała mi małą, białą karteczkę.
- Dziękuję.. I przepraszam za wczoraj, nie po-
- To też moja wina, Lou.
- Obydwoje się do tego przyczyniliśmy. Przepraszam- wstałem od stołu i przytuliłem ją.
-Kocham cię, Lou- Bear.
- Ej! Nie mów tak!
- No dobrze, już nie będę.- zaśmiała się.
- Będę już szedł..
- Dobrze, ale uważaj na siebie. Nigdy nie mam zaufania do obcych alf.
- Obiecuję, pa!- cmoknąłem ją w policzek.
Wyszedłem na korytarz i prawie, że wpadłem na Zayn' a.
- O, hej!
- Cześć.. Gdzieś idziesz?- zapytał.
- Tak właściwie to wybieram się zgłosić do nowej watahy, czemu pytasz?
- Z ciekawości, mógłbym zabrać się z tobą? Muszę załatwić tam pare spraw.
- Jasne, dobrze będzie mieć tam kogoś znajomego.
- Nie ma sprawy- uśmiechnął się- Idź się przebierz, ja zaczekam.
Pobiegłem szybko do pokoju i stanąłem w garderobie przed wieszakami ubrań. W końcu zdecydowałem się na czarne rurki z dziurami na kolanach, czarny tank top z żółtą emotką i do tego Vansy. Wypsikałem się perfumami i stanąłem przed lustrem.
- Nadchodzę Harry Edwardzie Styles' ie!
NIE WIEM CO WSTAWIAM!! XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top