5

(Mathew w mediach)

Kurwa moja głowa. Ile razy będę się tak budziła?!
Powoli otworzyłam zaspane oczy, a mój wzrok spoczął na Collin'nie śpiącym na fotelu. Podparłam się na łokciach i syknęłam. Wzdłuż mojej ręki znajdowała się głęboka rana.

Usłyszałam jakiś szmer. Spojrzałam w stronę chłopaka, który znajdował się tuż obok mnie. Miał zmartwiony wyraz twarzy.

- Boli? - zapytał z troską.
- Nie, kurwa swędzi - odpowiedziałam z miną typu: SERIO?
- Połóż się. Poproszę aby przyniesiono ci jedzenie - powiedział przybliżając się do mnie.
- Super. To ty se idź po to jedzenie, a mnie zostaw w spokoju - z powrotem ułożyłam się w tym ogromnym łóżku.
On się zaśmiał i podszedł do drzwi otwierając je. Do pokoju weszła dziewczyna trochę starsza ode mnie niosąc tacę z jedzeniem.
- Jak ty to..? - zapytałam niedowierzając. No centralnie gościu otwiera drzwi przez, które w tym samym czasie wchodzi dziewczyna z jedzeniem. Collin się tylko zaśmiał.
- Cześć. Jestem Emma. Miło mi - dziewczyna o brązowych włosach podała mi rękę.
- Mi również - uścisnęłam ją.
- Nie gadaj tylko jedz - powiedział podając mi tacę.
- Dziękuję - miałam już wziąć kęs, jednak zawahałam się. Co jeżeli Collin chce mnie otruć? Nie znamy się tak dobrze żeby bezgranicznie sobie ufać.
Co ja pieprzę, my w ogóle się nie znamy. 
- Czy coś się stało? - zapytał zmartwiony chłopak. Nerwowo odchrząknęłam.
- Nie jestem głodna - wymamrotałam.
Collin spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Przecież widzę jak na to patrzysz, nie krępuj się - mówił. Nerwowo przełknęłam ślinę.
- Naprawdę nie jestem głodna. To ze stresu - tłumaczyłam.
- Nie otruję cię - przybliżył się. Czułam jego oddech na szyji. Nie powinnam.
- Collin, nie - powiedziałam odpychając go od siebie. Czułam wyrzutu sumienia.
- Gdzie jest Mat? - zapytałam się. Collin gwałtownie się spiął.
- Zjedz to. Potem odpowiem na wszystkie twoje pytania.
- Okej - mruknęłam i zabrałam się za jedzenie.

.....::::::::::.....

- Zjadłam wszystko. Teraz gadaj co z Mat'em. Wszystko z nim dobrze? Gdzie jest? Czy on w ogóle żyje? I gdzie ja jestem? - chciałam znać odpowiedź na każde pytanie.
- Jesteś w moim domu. Z Mat'em wszystko w porządku. Jest w szpitalu. Nie musisz się o niego martwić, przecież sam sobie poradzi - mówił obojętnie Collin.
- Okej - wstałam - dziękuję ci za pomoc. Naprawdę jestem ci wdzięczna, ale chce wrócić do domu. Albo nie. Chce do Mat'a. Zabierz mnie do niego - poprosiłam.
- Nie - odpowiedział stanowczo.
- Słucham?! - zapytałam z niedowierzaniem - Jak to nie?! Chcesz mnie tu więzić!? Chce do Mat'a! - krzyczałam coraz głośniej.
- Nie, to niebezpieczne - mówił, nadal opanowany, Collin.
-CHCE DO MAT'A!!! - krzyknęłam Collin'owi do ucha.
- Zamknij się! Nie pójdziesz do niego! - krzyknął zdenerwowany Collin.
- Spierdalaj! - wkurwiona pobiegłam w stronę jakiś drzwi i zamknęłam je. 
- Melissa nie wygłupiaj się i otwórz. Przepraszam - błagał mnie.
- W dupie mam twoje przeprosiny - syknęłam i omiotłam spojrzeniem cały pokój. Był bardzo ładny.
-  No otwórz - Collin nadal stał pod drzwiami. Ale ja się już nie odezwałam. Podeszłam do szafy, jednak była pusta. No cóż. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Położyłam się do miękkiego łóżka rozmyślając o Collin'ie. Widać, że pieniędzy mu nie brakuje. Ja tu walczę o każdy grosz, a on topi się w luksusach. Ten świat jest nie sprawiedliwy. Po chwili odpłynęła do krainy Morfeusza.

Collin's POV

Ja pierdole. Nie chciałem żeby tak wyszło. Trochę się zdenerwowałem.
Ale to nie moja wina no! Ta dziewczyna sama się prosi o lanie!
A teraz sterczę pod drzwiami jak jakiś kołek. Co ja mam zrobić? Chyba najlepszym wyjściem będzie jak poczekam do rana. W tym czasie Melissa na pewno ochłonie.
Chodziłem po domu szukając Mark'a.
Siedział on przy stole popijając herbatę.
- Mark mam sprawę - brunet spojrzał na mnie unosząc brwi.
- Co jest? - zapytał odkładając kubek.
- Przesuń wizytę z klientami na ...za trzy tygodnie - powiedziałem siadając na krześle.
- Stary...to nie takie proste - Mark przeczesał włosy swoją ręką.
- Wiem. Ale nie mogę teraz jechać. Proszę. Zrobisz to?
- Jasne, że zrobię ale nie wiem czy się uda.
- Jesteś wielki - uśmiechnąłem się do niego.
- Przecież wiem - odpowiedział szczerząc się.
- I jaki skromny - dodałem.
- Się wie - zaśmialiśmy się przybijając sobie piątkę.
- A co z rudzielcem - zapytał Mark.
- Ma na imię Melissa. Trochę się obraziła - spuściłem wzrok na moje interesujące buty.
- Wiem jak to jest - zaśmiał się wstając - no mam nadzieję, że ci wybaczy, bo to zapewne twoja wina i wszystko będzie cacy - rozbawiony brunet zmierzwił moją czuprynę.
- Dzięki wiesz - zabrałem jego rękę ze swojej głowy.
- Nie ma za co.

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top