Rozdział 6
Jest grudzień. O szesnastej robi się ciemno, więc do pracy idę po omacku, a gdy wracam jest jeszcze ciemniej. Chyba oszaleje.
Razem z Matt'em, Katie i zielonookim Josh'em (który zazwyczaj pracuje przy kasie) ozdabialiśmy lokal, aby wyglądał świątecznie i jak to określił nasz szef James staraliśmy się "tchnąć odrobinę w niego świątecznej magii". Czyli wieszaliśmy i przyczepialiśmy śnieżynki, do półek za ladą przyczepiliśmy podejrzane (jak dla mnie) sznury z srebrnymi niteczkami, czy czymś takim... nie wiem dokładnie co to. Nie jestem ekspertem od ozdób świątecznych.
A wracając:
Wieszaliśmy te wszystkie pierdoły po całym lokalu, nie wiadomo po co (argument James'a do mnie nie przemawia), po całym lokalu. Yey! To jest spełnienie moich marzeń (proszę wyczujcie sarkazm). Nie ma to jak wieszanie papierków i nie wiadomo czego jeszcze w kawiarni o ósmej w nocy (!), ze świadomością że wredna Joleen razem ze swoimi przyjaciółkami wybiera jakieś prezenty i szczerzy się do jakiejś sukienki której nie powstydziłaby się żadna kobieta lekkich obyczajów. Naprawdę marzenie. Zawsze tego chciałam od życia (kolejny sarkazm). Powoli zaczęłam składać kartonowe pudełka z tych całych świątecznych ozdób, wysłuchując krzyków Josh'a, który nieudolnie pragnie przyczepić jemiołę która ciągle wypada mu z rąk, stojąc na drabinie przytrzymywanej przez Matt'a. Katie zmierzała w kierunku lady - przy której swoją drogą teraz stoję - z pojemnikami z cieczą. Gdy była przy mnie krok, lub dwa (nie jestem perfekcyjna z matmy) drabina z zielonookim spadła, trącając brunetkę, która trzymane przedmioty dosłownie wyrzuciła w powietrze. I stało się to, czego zapewne się domyśliliście - cała woda wylała się mocząc mnie tak, ze nie pozostawiło na mnie nawet suchej nitki. To nie jest przenośnia. Po prostu zajebiście! Wraz z blondynem pomogłam dwójce wstać z podłogi. Chłopaki odpuścili sobie wieszanie jemioły i razem uprzątnęliśmy powstały przez nasze niezdarstwo bałagan. Niestety nie miałam czym się osuszyć, ponieważ wcześniej wyprałyśmy wszystkie ścierki i obrusy, które nie zdążyły wyschnąć i o zrzędzenie losu (!) nigdzie nie było ani chusteczki ani papieru kuchennego. W taki oto sposób zostałam skazana na wędrowanie cała przemoczona, po całej (jakżeby inaczej) mokrej ulicy.
Ubrałam moją kurtkę i pożegnawszy się z moimi współpracownikami, wyszłam z miejsca, gdzie haruje jak głupia od rana do nocy (nie zawsze od rana bo jest coś takiego jak SZKOŁA) by mój przekochany ojczulek miał za co chlać i co do gęby włożyć. Jak widać miałam teraz humor "bez kija nie podchodź", albo jak kto woli "uważaj bo ugryzę". Byłam wkurwiona.
**********
Cała zziębnięta i przemoczona wracałam do domu ciemnymi uliczkami Londynu. Nagle dostrzegłam kogo-by-innego , jak Joe, która stała razem ze swoimi psami, czyli - Theresą i Camry. Powiedziałam psami? Chodziło mi raczej o jej wierną świtę, które jak psy chodzą krok w krok za właścicielem. Więc znaczącej różnicy nie ma.
A wracając...
Te trzy zdziry paplały jak najęte, pokazując sobie dziwkarskie sukienki (wiedziałam!) które sobie kupiły prawdopodobnie na sylwestra, albo na Wigilię - przy czym ja nie mogłabym się pokazać rodzinie w sukience, które ledwo zasłania mi tyłek, no ale... weź ogarnij taką. Starałam się przejść obok nich niezauważona z obojętnym wyrazem twarzy. Miałam nadzieję, że nie zwrócą na mnie uwagi. Jednak jak to mówią "nadzieja matką głupich", nie?
- Hej Maggie, coś taka mokra? Ryczałaś? - Ugr... Joe
- Pewnie Ash ją przeleciał i zostawił! - piskliwy głosik Theresy dobiegł do moich uszu...
- Nie wiem dlaczego to zrobił! Przecież taka niedołęga jak ona nie jest tego warta Tess! - ... i skrzeczący głos Camry również.
Trzymajcie mnie bo sama nie wytrzymam...
- A co takie ciekawe? Nie miałyście komu dup dać czy was niedoruchali i się teraz wyżywacie na mnie?!
Mówiłam, że byłam wkurwiona?
To teraz jestem MEGA WKURWIONA.
Joe, znana również jako Największa Suka w Szkole i nie tylko, zmrużyła oczy i otworzyła usta, jednak nie dane jej było nic powiedzieć, ponieważ zakapturzona postać "wyłoniła się" z zaułku i przerwała wypowiedź plastika, który na marginesie nakłada makijaż łopatą.
- Co wy do kurwy macie do Meghan?! - Oho, ten ktoś mnie zna. - Odpierdolcie się od niej i niech która tylko waży się podejść do niej to kurwa nie ręczę za siebie! I jebie mnie to jakiej płci jesteście!
Nie dość, że ten "ktoś" mnie zna to jeszcze broni! Poczułam się trochę dziwnie, nikt mnie nigdy nie bronił - no nie wliczając mamy...
- A kim ty niby jesteś bohaterze? - powiedziała z kpiną i lekkim przerażeniem tania wersja Barbie.
Mężczyzna zdjął kaptur i ... nasze szczęki musiałyśmy zbierać z chodnika.
Kurna, to był....
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
JA OBSTAWIAM MATT'A!
A tak serio to rozdział mnie się kompletnie nie podoba i jeszcze ta zirytowana Meg. xo
Chciałabym wam bardzo podziękować za ponad 200 wejść!! Mam skrytą nadzieję, że ta liczba będzie ciągle rosła!!
Tradycyjnie zapraszam do komentowania i dawania gwiazdek.
Chciałabym wiedzieć co o tej opowieści sądzicie x.x
Lot's of love!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top