Rozdział 20
Rozłożyłam podręczny parasol i stanęłam przed drzwiami z pękiem kluczy w dłoni.
- Idziesz? Pośpiesz się, no!
- Idę, już. Idę - krzyknął z wewnątrz. Po kilku sekundach w końcu opuścił budynek, zakładając skórzaną kurtkę.
- Dłużej się nie dało? Muszę zamknąć sklep!
- Kurtki nie mogłem znaleźć. Nie krzycz na mnie.
- Przecież nie krzyczę! - Dałam mu z łokcia w żebra. - Ty nie widziałeś jak krzyczę!
- Nie słyszałem jak już - poprawił mnie.
Dałam mu potrzymać parasolkę nad moją głową, żebym mogła zamknąć drzwi kawiarni. Przekręciłam zamek dwa razy srebrym kluczykiem, upewniłam się, że żaden nieproszony osobnik nie będzie w stanie wejść i wrzuciłam srebrny przedmiot do kieszeni płaszcza. Spojrzałam w zasnute ciężkimi chmurami niebo. Mocno padało przez cały dzień i najwyraźniej nie przestanie.
- Na słońce nie ma co liczyć - stwierdził Matt podążając za moim wzrokiem - Normalka o tej porze roku.
- Szykuje się też porządna burza - mruknęłam, odbierając parasol z rąk Matta - Dzięki.
- Nie ma sprawy. Odprowadzić cię na przystanek?
- Nie, nie. Ash ma po mnie przyjechać.
Prychnął.
- No co? - zdziwiłam się. Odskoczyliśmy na bok, gdy prawie ochlapała nas taksówka. Lubiłam deszcz, ale tylko wtedy gdy siedziałam sobie w domu i mogłam go spokojnie obserwowac i wsłuchiwac się w wystukiwany przez krople rytm. Aktualnie zimny strumień wody z chmur przecinał nielitościwie widok, przechodnie kryli się pod witrynami i dachami sklepów, samochody chlapały pędząc po mokrej jezdni i odganiały krople z przednich szyb wycieraczkami.
- Naprawdę z nim jesteś? - zadrwił.
- O co ci chodzi? - ściągnęłam do siebie brwi.
- Nie widzisz jaki on jest i jak się zachowuje? Nie chcę nic mówić, ale przez niego będziesz ryczeć jak jeszcze nigdy.
- Co ty znowu wygadujesz?! Nawet go nie znasz! Co masz niby do jego zachowania?!
- Jest arogancki i chamski. Zachowuje się z nieuzasadnioną wyższością i traktuje ciebie jak swoją własność! Nie widzisz tego?
- Powaliło cię? Matt, ile razy z nim rozmawiałeś żeby tak go osądzać?!
- Wystarczająco dużo.
- Nieprawda! Kilka pieprzonych razy. Wte...
- Po co go tak bronisz?! Niby nie traktuje cie jak rzecz? Prawie miesiąc temu wytargał cię siłą z kawiarni! Powiesz mi teraz, że jest delikatny i czuły?!
- Bo jest! - Wkurzyłam się. Matt nie miał nawet trochę racji. Owszem, "wytargał" mnie z kawiarni tamtego dnia, ale to blondyn zachował się jak ostatni cham. Przy Ashu czuję się wyjątkowa i nawet nie otworzyłam małego, czarnego pudełka z szuflady. Co więcej nie pomyślałam o tym przez chociażby jedną sekundę!
- Oszukujesz sama siebie? Serio?
- Jesteś żałosny, wiesz? Co ty na niego masz? Zazdrościsz mu po prostu!
- Niby czego, kurwa? - Znowu prychnął. - Zobaczysz, on cię wykorzysta i zostawi. Tylko żebyś nie beczała, że nikt nie ostrzegał ciebie przed nim.
- Nie będzie tak! Jesteś chory! - Pchnęłam go wolną ręką. Sprzeczaliśmy się niemal na środku chodnika, ale nikt nie zwrócił odrobiny uwagi. Za to kocham te wielkie miasta. Nikogo nie obchodzi nic, oprócz czubka własnego nosa.
- Czyli już cię zerżnął?
Uniosłam dłoń i z całej siły uderzyłam go w policzek. Odwróciłam się i pędęm pobiegłam przed siebie. Chodnik był mokry i śliski, straciłam przez chwilę równowagę, ale udało mi się nie przewrócić. Pobiegłam w kompletnie przeciwną stronę niż powinnam, ale przestałam myśleć. Byłam cała przemoczona, pomimo parasola i płaszcza. Miałam twarz mokrą od ciepłych łez i zimego deszczu. Nie było nawet sensu otrzeć się dłonią, ona też była cała mokra.
W tej chwili byłam pewna, że to koniec dość krótkiej przyjaźni mojej i Matta. Pewna byłam również tego, że coś do niego czułam, od chwili kiedy uratował mnie przed upadkiem, może wcześniej.
Teraz stałam sama pośrodku chodnika, trącana przez biegnących zewsząt ludzi. Jednego przyjaciela już straciłam. Nie dopuszczałam myśli, że Matt może mieć jakąkolwiek rację.
Byłam wciąż tak bardzo głupia.
***
- ...a tutaj gra w badmintona.
- Jest w szkolnej drużynie? - zapytała z niedowierzeniem Katie spoglądając na ekran mojego telefonu.
- Z tego co kojarze badminton nie jest sportem drużynowym - zaśmiałam się.
- Matko, racja - Chlasnęła się delikatnie w czoło dłonią - Wszystko mi się miesza ostatnio! Ładny ten twój Ashton.
Zarumieniłam się na słowa dziewczyny. Poprawka: spaliłam buraka znajac moją twarz.
- Wydaje się słodki. Chociaż jak pierwszy raz się spotkaliśmy nie był - spostrzegła ze śmiechem. Na tamto wspomnienie zachichotałam, ale gdy przypomniałam sobie Matta tamtego dnia, momentanie przestałam.
- To już chyba wszystkie - Przeciągnęłam palcem po ekranie żeby się upewnić - Tak, to wszystko.
- Chesz się napić albo coś?
- Nie, dzięki. Wróćmy lepiej do tego - wskazałam głową rozłożone książki i zeszyty.
- Nie chce mi się tak bardzo - poskarżyła się - No, ale musimy.
- Żeby było chociaż C.
- Ja mam większe ambicje od ciebie - wyśmiała mnie. - Dobra, to juz ogarnęłyśmy... Podasz mi tamte kartki?
- Jasne. Co to?
- Testy z poprzednich lat. A tak swoją drogą... Potrzymaj te, rozwiążemy ten z poprzedniego roku...
- No, okej.
- A tak swoją drogą, to co się stało między tobą a Mattem? Bo wyczuwam napiętą sytuację.
Poczułam jak coś ściska mnie w gardle i zasycha mi język. Jakieś trzy sekundy zajęło przyprowadzenie siebie do porządku.
- Mną, a Matem? - Przytaknęła głową z niecierpiwością - Wiesz, to trudny te... Pokłóciliśmy się - Poprawiłam się szybko. Zauważyłam, że znów się jąkam.
- Aha. A coś więcej? O co się pokłóciliście?
- O nic specjalnego. - Przeczesałam palcami włosy. Są okropnie rzadkie i bardzo mi wypadają, uh...
- Uh-huh.
- Naprawdę.
- Rozmawialiście z sobą ostatnio?
- Nie. Od prawie tygodnia nie wymieniliśmy z sobą nawet słowa.
- Zmienił też godziny pracy. Dostałam nową rozpiskę.
Pokiwałam głową wolno, ssąc wargę.
- Wróćmy już le...
- No tak, racja. Pasowałoby to ogarnąć. - Nie dała mi skończyć. Wzięła z biurka ołówek, wróciła na swoje miejsce i zaczęła czytać treść zadania.
Nie słuchałam. Moje myśli były za bardzo zaaferowane obrażonym i wrednym Mattem oraz Ashem, z którym mam się wieczorem spotkać jak niemal codziennie.
-----------------------------------------------------------------------------------
Jak się Wam podoba? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top