Rozdział 17

- Ścięłaś włosy - zauważył.

- Tak - przytaknęłam i przełknęłam ślinę - O co chodzi?

Uniosłam głowę. Ścięte włosy delikatnie mnie połaskotały, założyłam kosmyk za ucho. Małe, zmęczone oczy ojca dokładnie studiowały moją twarz. Sprawiał wrażenie dziecka spoglądającego na bożonarodzeniowy prezent. Dość wyrośniętego dziecka. Czułam jak serce szybko mi bije.

- Urosłaś - szepnął. Zbiło mnie to z tropu. Porównywał mnie do... mnie z rana czy do małej mnie? Potrząsłam lekko głową.

- O co chodzi? - zapytałam nieco głośniej. On, niewzruszony, dalej mi się przyglądał z uwagą. Spojrzałam na wianuszek rzadkich, powoli siwiejących, jasnych włosów, dalej na brwi, oczy, całą pomarszczoną twarz i znów wróciłam do oczu.

- Znalazłem pracę - oznajmił po chwili. Uniosłam z zaskoczenia brwi. Jak znalazł zatrudnienie? On? Żartuje sobie ze mnie?

- Możesz powtórzyć? - chciałam się upewnić czy dobrze usłyszałam.

- Znalazłem pracę.

- To... fajnie.

Milczenie.

- A gdzie ciebie zatrudniono? - dociekałam. Jednak on nie odpowiedział. Dalej się we mnie wpatrywał.

- Po tylu latach... - westchnął bardzo cicho. Niemal niesłyszalnie. - Jak sobie radzisz?

Czekaj, co? Wypytuje się co u mnie słychać? Tego jeszcze nie grali.

-... dobrze. Nawet. - Pokiwał powoli głową.

- Co masz w tej siatce?

- Rzeczy od koleżanki.

- Rzeczy od koleżanki - powtórzył niczym bezgłośne echo, wciąż kiwając głową. Mogę już iść do mojego pokoju? Proszę?

Zawiesiłam ponownie głowę i zaczęłam delikatnie szurać stopami po podłodze.

- Jesteś do niej bardzo podobna.

- Wiem.

Znowu milczenie.

- Dlaczego... dlaczego dzisiaj uciekłaś?

- Ciągle od czegoś uciekam.

- Ucieczka nie jest dobrym rozwiązaniem. Nigdy.

- Ty ciagle uciekasz - ugryzłam się w język. Po licho to mówiłam?

Czekałam na reakcję.

- Nie bądź taka jak ja.

- Nie mam nawet zamiaru - wyszeptałam.

- A jednak robisz to, co ja.

Tu miał rację. On uciekał do pijaństwa, ja do autoagresji.

Pokiwałam lekko głową.

- Chciałbym z tym skończyć.

- To trochę późno, nie uważasz?

- Z wyglądu jesteś cała jak Carolyn. Z charakteru bardziej jak ja - powiedział po pauzie.

Nie odpowiedziałam.

- Cieszę się, że sobie radzisz.

Na to też nie zareagowałam. Nie radzę sobie.

- Wybacz mi, że zapomniałem, że jestem ojcem - Podniosłam wzrok. On patrzył na czubki swoich zniszczonych butów - Zmykaj do pokoju. Jutro poniedziałek. Szkoła.

Pokiwałam głową. Szybko wstałam, zabrałam torbę i wbiegłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dzisiaj taki króciutki^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top