Rozdział 12
Chanyeol
Przyszedłem do pracy spóźniony, w jednej ręce trzymając teczkę papierów, które miałem przejrzeć już tydzień temu, a w drugiej kubek mocnej czarnej kawy kupionej w pośpiechu w mijanej piekarni. Po sytuacji z Seulmi wziąłem tydzień zwolnienia lekarskiego, symulując przeziębienie i spędziłem najbardziej depresyjne siedem dni w moim życiu nieprzerwanie śpiąc, biorąc tabletki i gadając z Rocketem, który finalnie sprawiał wrażenie, jakby miał mnie dość. Obawiałem się, że po przekroczeniu progu budynku firmy zobaczę dziewczynę na jej standardowym miejscu przy biurku sekretarki, natomiast zamiast niej moim oczom ukazała się inna równie młoda szatynka, która poprzednio zajmowała posadę na recepcji.
Zignorowałem ten fakt, w głębi duszy ciesząc się, że nie będę zmuszony do konfrontacji z Seulmi i tym samym wypominania sobie okrutnie błędnego romansu, w który się wplątałem. Na samo wspomnienie czułem odrazę do samego siebie.
- Panie Park. - Nowa sekretarka wstała z miejsca, gdy tylko mnie zobaczyła. - Pan prezes wzywa do siebie.
- Zaraz. - Machnąłem lekceważąco ręką.
- Teraz - odpowiedział mi znikąd głos mojego ojca, pojawiającego się nagle na końcu korytarza.
Poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku, słysząc twardy ton jego wypowiedzi. Przeczuwałem, że czeka mnie jedna z najbardziej nieprzyjemnych rozmów w moim życiu, podczas której zostanę zbesztany nie tylko jako pracownik, ale również jako syn. Przeszliśmy do biura ojca w kompletnym milczeniu, a nowa sekretarka z ukrycia odprowadzała nas wzrokiem, przez co czułem się jeszcze bardziej nieswojo. Z pewnością ta sytuacja dostarczyła jej materiału na kolejne firmowe plotki.
- Siadaj - rzucił lakonicznie, wskazując mi krzesło naprzeciwko jego biurka, samemu zajmując prezesowy fotel z wypracowaną gracją.
- O co chodzi? - zapytałem, starając się brzmieć obojętnie.
- Eun Seulmi - powiedział metalicznie beznamiętnym głosem. - Mam bardziej doprecyzować?
No tak, niemożliwe, żeby plotki o naszym romansie jeszcze do niego nie dotarły. Byłem pewien, że ostatnimi dniami cała korporacja śledziła nasze poczynienia niczym hiszpańską telenowelę, dopowiadając sobie możliwe jak najwięcej szczegółów.
- Wiem, co chcesz mi powiedzieć. - Wzruszyłem ramionami niespecjalnie przejęty sytuacją.
- Złożyła wypowiedzenie. Przez ciebie.
Drgnąłem, słysząc to bezceremonialne oskarżenie.
- Nie zmusiłem jej do tego.
- Owszem, zrobiłeś to. - Wbił we mnie sztyletujące spojrzenie. - Brzydzę się szczeniackim zachowaniem, Chanyeol, i musisz wiedzieć, że nigdy nie poprę lekkomyślnego zachowania. A tym bardziej braku profesjonalizmu.
- To już zakończona sprawa.
- Jesteś moim synem, Chanyeol. Moją wizytówką, dumą, spadkobiercą i owocem starań, ale w tym momencie straciłeś w moich oczach najbardziej jak się dało.
- Przez romans z sekretarką? - parsknąłem, starając się obrócić wszystko w żart, choć sam miałem ochotę dać sobie w twarz za taką postawę.
- Przez to, jak nieodpowiedzialny jesteś. Doskonale wiem, jak ją potraktowałeś. Myślisz, że nie wiem, co się z tobą dzieje? Że nie widzę tego, jak się staczasz?
- Daj już spokój. - Przewróciłem oczami.
- Wiem, że przychodzisz do pracy skacowany, masz nielegalne recepty i izolujesz się, bo myślisz, że twoja sytuacja to koniec świata. Jest ci ciężko, dobrze, rozumiem. Jako rodzic wytrwale tolerowałem wszystkie ciężkie okresy w twoim życiu. Ale dlatego odreagowujesz to wszystko w taki sposób?
- Bo sobie nie radzę - wydusiłem z siebie z całą dozą szczerości.
- To już wiadomo, ale jesteś dorosły, więc weź się w końcu w garść. Rozumiem, Baekhyun, chodzi o niego, ale to trwa już za długo. Masz obowiązki, jesteś odpowiedzialny za wiele spraw i projektów istotnych dla rozwoju firmy. Jeśli twierdzisz, że nie dasz sobie z tym rady, powiedz mi teraz. Następnym razem nie będę już taki wyrozumiały.
- I co? Zwolnisz mnie?
- Za długo nie doceniałeś życzliwości mojej i twojej matki. Chcieliśmy pomóc ci przez to przejść, ale zignorowałeś nas tak, jak ignorujesz wszystkich wokół. Skoro więc sam nie radzisz sobie ze swoimi problemami, pora dorosnąć do tego, aby wziąć za to odpowiedzialność.
- Jasne - rzucam przesyconym ironią głosem i wstaję, zmierzając do wyjścia.
Ojciec kieruje w moją stronę jeszcze parę pouczających kwestii, które zasłyszał pewnie na coachingu dla odpowiedzialnych ojców, ale puszczam jego słowa mimo uszu i wracam do swojego biura, czując jak nowa sekretarka znów mierzy mnie wzrokiem.
- Nie waż się przerywać mi pracy - rzucam w jej stronę lodowatym tonem, po czym dodaję z naciskiem. - Jedna tego typu już próbowała.
***
- Wiedziałem, że wyciągnięcie cię do baru będzie dobrym pomysłem. Wyglądasz jak wrak. - Jongin przyjaźnie poklepał mnie po ramieniu, trzymając olbrzymi kufel spienionego piwa. - Opowiadaj co nowego. Miałeś zły dzień? Trzeba komuś przylać?
- Daj mu spokój. - Sehun rzucił brunetowi umoralniające spojrzenie.
- Nie, jest okej. - Wzruszyłem ramionami, bo łatwiejszym od przyznania się do bycia ofiarą było udawanie obojętnego w obliczu tego całego gówna, w jakie się wpakowałem.
- Stary, o wszystkim wiemy - powiedział Jongin, zdobywając się na ciepły, wyrozumiały ton, który przybierał zawsze w sytuacjach wymagających od niego powagi. - Chodzi o tę sekretarkę, co nie? Dała ci kosza?
Cała firma huczała od plotek o moim romansie z Seulmi. Wiedziała o nim Blue, a co za tym idzie także Jongin, który najwyraźniej poinformował również Sehuna.
- Odwrotnie - odpowiedziałem, choć wcale nie byłem z tego powodu dumny. - Nie mogłem tak dłużej.
- Co na to twój tata? - pytanie Sehuna wyrwało mnie z zamyśleń.
- Cóż... Teraz jestem dla niego jednym wielkim zawodem. - Uśmiechnąłem się smutno. - Rozczarowujący syn i niekompetentny pracownik.
- Daj spokój, staruszkowie tak mają. - Jongin pociągnął łyk piwa i spojrzał na mnie pouczająco. - I czym ty się teraz zadręczasz? Ojciec się powścieka dzień lub dwa, a potem wszystko wróci do normy. A ta dziunia? Stary, one nie wracają.
- Ech, oby - westchnąłem.
- No, chyba, że będzie w ciąży.
Sehun zadławił się swoim bezalkoholowym drinkiem, bryzgając kroplami napoju na blat stołu, a moją reakcją było tylko zamarcie w bezruchu, jakbym próbował udawać martwego w sytuacji zagrożenia.
- No co? - Jongin spojrzał na nas, wzruszając ramionami. - To możliwe. Kobiety zachodzą w ciążę.
- Zabezpieczaliśmy się - odpowiadam grobowym głosem.
- Nic nie daje stuprocentowej pewności, stary. Gdy już ruchasz, musisz akceptować choć w małym stopniu fakt, że jest maleńki procent szans na to, że zostaniesz ojcem. Przerażające, co?
- Obyś nigdy nie został ojcem, Kai. - Sehun otarł usta serwetką, ciągle chrząkając.
- Byłbym ojcem roku, smarkaczu. Nawet ciebie mógłbym wychować - rzucił w jego stronę brunet, następnie zwracając się do mnie. - Ech, dzieciaki.
- Idę po coś alkoholowego. Tak się nie da na trzeźwo - wymamrotał Sehun i wstał od stolika, zostawiając nas samych.
Jongin nachylił się w moją stronę i przez chwilę tylko przyglądał się, jak machinalnie mieszam słomką w ledwo ruszonym piwie z imbirem.
- Zjebałeś tym romansem i sam wiesz o tym najlepiej - powiedział pouczająco. - Ale nie ma sensu tego roztrząsać. Było, minęło.
- Nie jestem dobry w zapominaniu o swoich błędach - odpowiadam lekceważąco.
- Wiem. I nie jesteś dobry w zapominaniu o Byun Baekhyunie.
Wbiłem w niego nienawistne spojrzenie, nie wierząc, że był na tyle bezmyślny by wypowiedzieć to imię z taką dozą spokoju.
- No co? - Brunet wzruszył ramionami. - Rozpamiętywałeś go w czasach szkoły, potem w czasie studiów i teraz też.
- I mam wrażenie, że nigdy nie przestanę - przyznałem szczerze.
- Chcesz wyjść zapalić? - Jongin przelotnie wskazał kciukiem szklane drzwi lokalu.
Nie paliłem od długiego czasu i w sumie nigdy nie przepadałem za nikotyną, ale tym razem czułem cholerną potrzebę, by wyspowiadać się ze wszystkiego od A do Z, więc kiwnąłem głową na znak aprobaty. Sehun ciągle stał w kolejce przy barze, więc pośpiesznie naciągnęliśmy na ramiona płaszcze i wyszliśmy na lodowate, wieczorne powietrze.
- Musisz dać sobie spokój, stary. - Wyciągnął w moją stronę paczkę, następnie samemu wsuwając papierosa pomiędzy wargi. - Baekhyun to ten rodzaj szkodnika, który wszędzie się zadomowi i wszędzie znajdzie sprzyjające warunki. Zwłaszcza, że już ruszył dalej.
- Z Jongdae? - zapytałem, obawiając się odpowiedzi.
Jongin w milczeniu odpalił swojego papierosa i podał mi zapalniczkę z ciężkim westchnieniem.
- Chciałbym powiedzieć, że nie masz się czym przejmować, ale... Kurwa, stary. No przykro mi. - Zaciągnął się i zaczął energicznie gestykulować, opowiadając mi, jak Baekhyun pojawił się na baby shower Kyungri w towarzystwie Jongdae.
Wiedziałem, że skończy się to w ten sposób i cholernie chciałem uniknąć przyznania przed samym sobą, iż sprawy przybrały najgorszy możliwy bieg. Więc Baekhyun ruszył dalej. Chociaż on. I wyszło mu to lepiej niż mi - miał przy sobie osobę, która go kochała, która dbała o niego i być może czekała na tę chwilę.
- Trudno. - Wypuściłem dym z płuc, czując, jakbym wypuszczał z nim część moich zmartwień.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że jest ci cholernie trudno. Baekhyun to pierdolone wyzwanie. Najpierw prostytucja, teraz to. Nacierpiałeś się przez niego. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że wybrał sobie tego typa. Obrzydliwe, sam przyznaj.
- Dobrze, że ruszył dalej z nim - powiedziałem z ciężkim sercem, sam wątpiąc w to, że zdobyłem się na takie stwierdzenie. - Ja próbowałem ruszyć dalej z totalnie przypadkową osobą. On przynajmniej ma szansę na... na coś stałego.
- Stary... - Jongin rzucił mi poruszone spojrzenie.
- To on się nacierpiał, nie ja. Ja tylko nie potrafiłem mu pomóc.
Brunet przełknął ślinę, po czym teatralnym gestem cisnął niedopałek na wilgotny od deszczu chodnik i przyciągnął mnie do ciepłego uścisku.
- Ty pierdolony idioto, kiedy w końcu przestaniesz się obwiniać - syknął mi do ucha.
Lada chwila usłyszałem, jak drzwi za nami się uchylają.
- Chyba sobie żartujecie, że będziecie tak stać na mrozie - głos Sehuna był lekko bełkotliwy, ale pełen empatii.
- Chodź, młody. - Jongin zachęcająco wyciągnął ramię.
Sehun opierał się, ale po chwili i tak skończyliśmy w grupowym uścisku, śmiejąc się i kołysząc na boki.
- Zabiłbym za was - powiedział śmiertelnie poważnie Jongin, ściskając nas z całych sił. - Nawet bym się nie zastanawiał.
- Ja też - potwierdził mężnie Sehun.
- Chanyeol? - Obydwaj rzucili mi spojrzenia pełne oczekiwania.
- Ja za was też - roześmiałem się, poruszony tą niespodziewaną chwilą czułości.
I za niego też - dodałem w myślach.
***
Była późna noc, gdy odprowadzaliśmy Sehuna do domu, trzymając jego ramiona zarzucone na naszych barkach. Po uścisku na patio i wspólnym papierosie całą trójką wypiliśmy kilka kolejek palących w gardło szotów, po czym zaczęliśmy opowiadać sobie o dosłownie wszystkim. Sehun wylewnie opisywał nam, jak bardzo obawia się swojego ślubu, a jednocześnie jak bardzo nie może się go doczekać, Jongin przyznał, że odkąd poszedł na baby shower jego nowym celem życiowym stało się rodzicielstwo, a ja nawet nie musiałem nic mówić, bo każdy doskonale rozumiał już moją chujową sytuację.
- Ja myślę, że on do ciebie wróci, Chanyeol - wymamrotał pod nosem Sehun, ledwo przebierając nogami w drodze do domu.
- Daj spokój, głupi. Nie mów mu takich rzeczy. - Jongin przewrócił oczami. - On ma tego swojego księciunia wojskowego.
- Luhan mówił, że Baek ma pracę. - Sehun podniósł dotąd opuszczoną głowę.
- Jako kurwa czy prostytutka? - ryknął brunet, po czym widząc moją reakcję, dodał: - Dobra, sorki, Yeol. Nie patrz tak.
- Pracuje w szmateksie. Chyba.
- Wiedziałem, że coś związanego ze szmatami - mruknął w zamyśleniu brunet.
- Mówcie, co chcecie, ale jestem dumny jak cholera, skoro tak dobrze sobie radzi - powiedziałem szczerze i aż łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu. - Kurwa mać, tak długo czekałem, aż sobie wszystko poukłada. Myślałem, że ja mu w tym pomogę, a teraz...
- Chan, mordeczko, nie roztrząsaj.
- A teraz widzę, że lepiej radzi sobie beze mnie.
- Nie bez ciebie. - Jongin spojrzał na mnie ponad opuszczoną głową Sehuna. - Z nim.
- Bide rzigoł - niespodziewanie wydusił z siebie Sehun.
- Co? - Spojrzeliśmy po sobie z Jonginem, zaskoczeni, lecz nim zdążyliśmy coś sprecyzować, Sehun pochylił się i fala wymiocin chlusnęła na chodnik.
- Ja pierdolę - Jongin ryknął śmiechem, który z pewnością obudził wszystkich mieszkańców pobliskiego osiedla.
- Kurwa, pomóż - uciszyłem go, samodzielnie trzymając drżącego w torsjach Sehuna za ramiona. - Taki z ciebie byłby, kurwa, ojciec.
Urażony Jongin momentalnie spoważniał i przerysowanym gestem zaczął gładzić najmłodszego z nas po włosach, cmokając jak zatroskana mamuśka.
Reszta drogi do mieszkania Sehuna była prawdziwą męczarnią. Czułem się, jakbyśmy razem z Jonginem ciągnęli po ulicy bezwładne zwłoki, który jedynie od czasu do czasu wydawały z siebie serię niemożliwych do zrozumienia bełkotów i przekleństw.
- Wreszcie - westchnął Kai, gdy staliśmy pod drzwiami. - Gdzie masz klucze, Alvaro?
Sehun tylko machnął głową i wymamrotał coś niezrozumiałego.
- Sehun, kurwa, to ważne - powiedziałem, szczerze mając ochotę zostawić go na wycieraczce i wrócić do domu. Niestety, niepisany kodeks przyjaźni zabraniał takiego postępowania.
- Trzymaj gnoja, a ja poszukam. - Jongin niedelikatnie popchnął zataczającego się Sehuna w moim kierunku i zaczął przeszukiwać jego kieszenie w poszukiwaniu owych kluczy.
- Pośpiesz się - wychrypiałem, z trudem utrzymując na nogach ledwo przytomnego chłopaka.
- Kurwa, patrz. - Jongin wysunął z kieszeni spodni blondyna pojedyncze szeleszczące opakowanie. Musiałem się dobrze przyjrzeć, żeby zobaczyć, iż jest to prezerwatywa.
- O kurwa - westchnąłem. - Czyli co? Bez czekania do ślubu?
- Oczywiście, że czekamy, debile - ożywił się nagle Sehun. - To na wszelki wypadek.
- Ta, na wszelki wypadek - zarechotał Jongin, obracając kwadracik w palcach. - I to nie byle jaka. King size? I to jeszcze smakowa! Nieźle, nieźle. Luhan lubi truskawki?
- Dawaj! - Sehun wyrwał się z moich ramion, zachwiał na nogach i padł na Kaia, który również stracił równowagę przy akompaniamencie głośnego huku.
Ciszę po burzy przerwał nagle dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach i nagle w progu pojawił się zaspany Luhan w białym szlafroku, niewątpliwie należącym do Sehuna. Spojrzał w pierwszej kolejności na mnie, a potem na półleżących na podłodze chłopaków i oczywiście, na feralną prezerwatywę, którą Jongin pod wpływem jego spojrzenia pośpiesznie ukrył w kieszeni.
- Sehun?
- LULU! - Najmłodszy z trudem stanął na nogach i opierając się o framugę drzwi, ciasno objął ramionami bezbronnego chłopaka. - Kazali mi pić alkohol, a ja nie chciałem, naprawdę, a Jongin kazał i musiałem, ale nie chciałem i teraz nie mogliśmy znaleźć klucza i Jongin kazał, a Jongin ma prezerwatywę, ale ja tak bardzo, bardzo za tobą tęskniłem.
- Spokojnie, słońce. - Luhan opiekuńczo pogładził młodszego po włosach. - Co tak cuchnie?
- Rzygałem - wyjęczał Sehun.
Delikatny uśmiech troski spełzł z twarzy Luhana. Wbił w nas przeszywające spojrzenie, jakbyśmy byli winni całej tej sytuacji.
- Lu! - zawołał radośnie Jongin. - Jak miło cię widzieć. Odstawiliśmy tego pijaka do domu, więc spokojnie, już znikamy.
- Nie jestem pijok - zaburczał Sehun, czkając.
- Idź się przebrać, Hunnie. - Luhan pomógł chłopakowi przejść do dalszej części mieszkania, zapalając światło w salonie. - A wy powinniście wiedzieć, że on nie pije.
- To wasza wspólna decyzja? - wypalił ironicznie Jongin.
- Słucham? - Luhan spojrzał na niego poruszony.
- Oj, Lulu. Mogę powiedzieć ci coś szczerego? - zaśmiał się brunet, przecierając twarz dłonią. Nachylił się w stronę chłopaka, opierając się ramieniem o framugę. - Jest mi głupio, że pieprzyłem przyszłego męża mojego kumpla. Naprawdę, żałuję tego.
Wszyscy osłupiali, a policzki Luhana nagle przybrały tak głęboki odcień czerwieni, jakby miały wybuchnąć.
- Wybacz mu - pośpieszyłem z usprawiedliwieniem przyjaciela. - On jest pijany. Nie chciał tego mówić.
- Chciałem! - wykrzyknął Jongin, a echo jego głosu poniosło się po całej klatce schodowej.
- Daj spokój, Jongin. Nie pomagasz - westchnąłem, zarzucając sobie ramię kumpla na szyję. - Idziemy.
Luhan wyglądał na naprawdę zmieszanego i zniesmaczonego, przez co zrobiło mi się cholernie głupio. Kurwa, że też za każdym razem musiałem się wstydzić za Jongina.
- Zadzwonić po taksówkę? - zapytał chińczyk.
- Nie, nie trzeba. - Energicznie pokręciłem głową.
- Luhan? - Z głębi mieszkania poniósł się znajomy głos wraz z cichymi krokami bosych stóp na panelach. - Ktoś przyszedł?
Zza ramienia Luhana widoczna była sylwetka Baekhyuna, przecierającego oczy wierzchem dłoni. Nie sypiał już w moich koszulkach, miał na sobie dwuczęściową piżamę w paski. Na sam jego widok poczułem się niespodziewanie słaby. Jego wzrok początkowo utkwiony był w przyklejonym do ściany Sehunie, jednak po chwili zauważył mnie i przez jego twarz przemknęła cała gama uczuć.
- Chanyeol? - wymamrotał bezdźwięcznie.
Chwilę niezręcznego bezruchu przerwał dźwięk Sehuna upadającego na podłogę, potykając się o własne nogi. Luhan z przejęciem rzucił się na pomoc chłopakowi, a Baekhyun wyglądał tak, jakby lada chwila też miał zemdleć.
- Idźcie już - rzucił w naszą stronę Lu. - Dzięki, że go odstawiliście.
- Nie ma za... - zaczął Jongin, lecz blondyn przerwał mu zamykając nam drzwi przed nosem. - Co za nietakt. Brak szacunku!
- Chodźmy stąd - poprosiłem cicho, pociągając go w kierunku windy.
- Tam jest pierdolony Baekhyun, a ty chcesz iść? - Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Co się stało ze starym Chanyeolem? Chodziłeś do galerii handlowej dzień w dzień tylko dlatego, że wiedziałeś, że tam będzie.
- Stare dzieje - westchnąłem i siłą wepchnąłem go do windy. Nie chciałem o tym myśleć. Nie teraz i nie tak.
Po wyjściu z klatki schodowej rzuciłem jeszcze spojrzenie na okna mieszkania Luhana i wydawało mi się, że w jednym z nich widzę cień Baekhyuna, obserwującego nas zza żaluzji. Bałem się jednak mieć zbyt wysokie nadzieje.
_____________________
mam jutro do roboty na 6 rano. dorosłe życie to szambo japierdole
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top