Rozdział 10

Chanyeol

Młodzieńczy wiek był dla mnie wyjątkowo burzliwy. Wszystko zaczęło się mniej więcej po moich piętnastych urodzinach, kiedy razem z Kaiem spróbowaliśmy pierwszych papierosów, później pierwszych alkoholi. Mój przyjaciel zawsze był o krok przede mną w próbowaniu zakazanych rzeczy i wkrótce zauważyłem, że wszelkie formy kontrowersyjnej rozrywki są dla niego czymś jak hobby. Chodził do klubów, zadawał się z członkami młodocianego gangu i kupował zielsko od okolicznych dealerów, później sprzedając je z zyskiem wśród naszych szkolnych kolegów.

Dominująca natura Kaia sprawiała, że ja i Sehun sami z siebie chcieliśmy dotrzymać mu kroku. Oh zrezygnował już po pierwszej próbie. Najmłodszy z nas szybko uznał Jongina za kogoś pozbawionego rozumu i nigdy więcej nie przystał na żaden pomysł naszego szalonego kumpla. Ja jednak w niektórych aspektach zainteresowań Kaia znalazłem coś, czego szukałem - rozrywkę.

Gdy zaczęły się pierwsze całonocne imprezy i kace, na mojej drodze stanął brak snu. Zwalałem to wszystko na rozregulowany zegar biologiczny i nawet nie starałem się nic z tym robić. Nadeszły konsekwencje naszych nocnych wypadów, pierwsze zeznania na policji w sprawach pobić, sprzedaży narkotyków, pierwsza sprawa sądowa Kaia, przyznanie mojemu przyjacielowi kuratora. Ten ciąg wydarzeń ostudził mój zapał, ale łączący się z tym wszystkim stres sprawił, że bezsenność na dobre zagościła w moim życiu.

Lekarze przepisywali mi najróżniejsze środki nasenne. Początkowo działały. Nigdy nie brałem większej dawki niż ta zalecana i przystopowałem z imprezami. Jongin nadal obracał się w szemranym towarzystwie, upijał, wynajmował pierwsze prostytutki i przez całe noce wciągał kreski. Ja tymczasem uczyłem się do egzaminów.

I szukałem Baekhyuna, który niespodziewanie przeniósł się do innej szkoły.

Zbliżały się walentynki. Jongin randkował trochę z jedną z dziewczyn z sąsiedztwa, a Sehun nadal był nieśmiałym chłopcem peszącym się na myśl o tym, że nadal nigdy w życiu się nie całował. Ja tymczasem ciągle skrywałem tajemnicę o moim zafascynowaniu Byun Baekhyunem i nie mogłem powstrzymać poczucia winy na myśl, że nie wykorzystałem okazji, by mu to wyznać, gdy jeszcze uczęszczał ze mną do klasy.

Moim asem w rękawie był fakt, że znałem jego adres. W taki oto sposób w dniu walentynek pojawiłem się pod jego drzwiami z czekoladą i dwoma biletami do kina. Stresowałem się jak cholera, dłonie lepiły mi się od potu, a oczy szczypały z niewyspania. Ostatnie noce były dla mnie w całości nieprzespane przez stres i fakt, że standardowa dawka leków przestała działać. Mimo tego, że byłem niezdrowo blady, a moje powieki były spuchnięte i czerwone, ubrałem najlepszą koszulę oraz ułożyłem włosy. Chciałem, aby Baekhyun docenił moje starania. Przy ostatniej rozmowie nie był zbyt uprzejmy, ale liczyłem na to, że ucieszy się na mój widok. Może nawet uzna mnie za przystojnego.

"Albo pójdzie, albo nie" - powtarzałem sobie w myślach. "Nie dowiem się, dopóki nie spróbuję".

Zapukałem do drzwi, lecz nikt nie otwierał. Ponowiłem pukanie jeszcze parę razy, aż w końcu otworzyła mi pani Byun owinięta w koc. Podobno parę dni temu w jej mieszkaniu odłączono ogrzewanie wskutek niezapłaconych rachunków. Na sam widok tej drobnej kobiety zrobiło mi się przykro jak cholera. Dotarł do mnie ogrom tej niesprawiedliwości - Jongin wydawał dziennie tyle pieniędzy na alkohol i dziwki, ile starczyłoby tej kobiecie na godne życie do końca miesiąca.

Była bardzo miła i ucieszyła się, gdy powiedziałem, że przychodzę do Baekhyuna. Oznajmiła mi jednak ze smutnym uśmiechem, że wraz ze zmianą szkoły jej syn zmienił również miejsce zamieszkania i nieco zawstydzona przyznała, iż nie zna adresu. Zmartwiłem się nie na żarty. Zostawiłem jej czekoladę, a ona ucieszyła się z niej tak, jakbym ofiarował jej drogi samochód.

Po powrocie do domu dotarło do mnie to, co się wydarzyło. Byun Baekhyun zniknął bez śladu, ale moje uczucia względem niego zostały na miejscu. Myśl o tym zupełnie mnie dobiła.

Pierwszy raz wziąłem większą dawkę leków i od tamtej pory regularnie je zwiększałem, nie podejrzewając, że wkrótce ten głód medykamentów zawładnie całym moim życiem. Później sięgnąłem po alkohol, imprezy. Później także po prostytutki. 


- A co sądzisz o tym? - Seulmi po raz kolejny podsunęła mi pod nos kartę dań, wyrywając mnie z zamyśleń. - Tego jeszcze nie próbowaliśmy. Brzmi smacznie, prawda?

- Pewnie - stwierdziłem, rzucając ulotne spojrzenie wspomnianemu daniu.

- Spróbujemy?

- Jasne. Zamówmy je - postanowiłem.

Nasze cotygodniowe piątkowe kolacje stały się już małą rutyną. Pomagało mi to w pewien sposób uporać się z problemem leków i bezsenności. Już dawno zapomniałem, jak to jest wyjść z domu gdzieś indziej niż do pracy. Seulmi pozwalała mi przywrócić do życia choć małą część mnie.

Z dnia na dzień jakoś odcinałem swoje myśli od osoby Baekhyuna. Udawało mi się nawet nie wracać do wspomnienia, gdy zobaczyłem go w restauracji razem z Jongdae. Jeżeli byli razem, życzyłem im tylko szczęścia.

I obiecywałem sobie, że jeżeli Jongdae go skrzywdzi, zabiję go bez najmniejszego wyrzuty sumienia.

Seulmi była miłą odskocznią od codzienności i choć cała firma huczała od plotek na nasz temat, ja nadal czerpałem niemałą przyjemność ze wspólnego spędzania czasu. Czasami po pracy odwoziłem ją do domu, piliśmy razem kawę w przerwach, wieczorami widywaliśmy się w restauracji, aż w końcu stała się dla mnie częścią codzienności. Jongin i Blue kręcili z dezaprobatą głowami na tę znajomość, a Sonya zwyzywała mnie od najgorszych, gdy tylko się dowiedziała. Ja jednak się nie przejmowałem. Przynajmniej Sehun trzymał moją stronę.

Nie wiedziałem, czy plotki na nasz temat dotarły do Baekhyuna. Miałem cichą nadzieję, że jednak oszczędzono mu takich ekscesów, choć z drugiej strony na pewno mało go to obchodziło. Wykreślił mnie ze swojego życia. Kto wie, czy w ogóle pamiętał jeszcze o pewnym Park Chanyeolu, który nadal za nim tęsknił.

- Słuchasz mnie? Chanyeol?

Zaalarmowany spojrzałem na siedzącą po drugiej stronie stolika dziewczynę, która wpatrywała się we mnie ze zmarszczonymi brwiami.

- Przepraszam, trochę odpłynąłem - powiedziałem, upijając łyk wina. Stwierdziłem, że dzisiaj pozwolę sobie na trochę alkoholu, a do domu wrócę taksówką.

- Zauważyłam - westchnęła onieśmielona. - Mówiłam o tym filmie, który chciałeś zobaczyć. Pojutrze jest premiera. Wybierzemy się?

Już dawno zapomniałem, o jakim filmie wcześniej rozmawialiśmy, ale mimo to pokiwałem głową. Seulmi z każdym dniem zabiegała o coraz więcej mojego wolnego czasu. Chciała jeść ze mną każdy posiłek, spędzać razem całe weekendy, a później jeszcze w chwilach, gdy byliśmy osobno, nieprzerwanie wymieniać się smsami. Już dawno przestała wspominać o swoim chłopaku, co pchnęło mnie ku pochopnemu stwierdzeniu, że albo zerwali, albo ten związek od początku był wymyślony.

- Jesteś dziś jakiś inny. Źle się czujesz? - zapytała z troską.

- Wszystko jest okej - odparłem. - Jestem tylko trochę... zmęczony.

"I koniecznie muszę się dziś upić" - dodałem w myślach, desperacko wypijając końcówkę wina z kieliszka.

- W porządku. Pójdę się odświeżyć - powiedziała, rzucając mi przelotne spojrzenie i wstała od stołu, mijając mnie obojętnie.

W trakcie jej nieobecności wypiłem kolejny kieliszek, niechętnie dokańczając też wybrane przez dziewczynę danie. Ostatnio wszystko wydawało mi się dziwnie mdłe i niesmaczne. Apetyt traciłem tak szybko jak chęci do życia. Potrzebowałem jakiegoś bodźca, który pchnie mnie do przodu.

Gdy Seulmi wróciła, byłem w trakcie napełniania kolejnego kieliszka. Podniosłem szklane naczynie do ust, chcąc pociągnąć długi odprężający łyk, gdy nagle poczułem, jak biodro dziewczyny przechodzącej obok trąca moje ramię w wyniku czego cała zawartość kieliszka bryznęła na moją białą koszulę.

- A niech to - syknęła pod nosem. - Przepraszam, nie chciałam.

Przez chwilę nie odpowiadałem, wpatrując się w plamy na białym materiale. Czerwień wina wyglądała jak krew i układała się na tle mojej koszuli jak krwista róża na klatce piersiowej Minjuna w feralną noc odnalezienia Baekhyuna.

- Chanyeol?

Podniosłem na nią spojrzenie. Wyglądała na tak przejętą, jakby naprawdę miał miejsce jakiś poważny wypadek.

- Nie, nic się nie stało - odparłem, przybierając na twarz uśmiech i odganiając nachalne myśli. - Nie przejmuj się.

- Jest mi tak przykro - kontynuowała, wyciągając całe naręcze serwetek i desperacko pocierając nimi materiał koszuli. - Powinieneś to szybko zaprać.

- Zaraz pojadę do domu i się tym zajmę. Dokończymy kolację kiedy indziej.

- Jechać z tobą?

Przez chwilę zwlekałem z odpowiedzią, niepewny, na co się zdecydować. Obawiałem się wpuszczania jej do mojej przestrzeni osobistej, ale w momencie, gdy sama się w nią wpychała, nie byłem w stanie odmówić.

- Jeżeli chcesz. - Wzruszyłem ramionami. - Zapraszam.

Droga taksówką minęła nam w kompletnym milczeniu. Nawet zwykle rozgadana Seulmi nie śmiała wypowiedzieć ani słowa. Dopiero gdy przekroczyliśmy próg mojego mieszkania, z jej ust uleciał radosny pisk.

- O Boże, masz psiunia! - wykrzyknęła na widok Rocketa, który nie wydawał się zbyt zachwycony gościem. - Jaki słodki. Dlaczego nie mówiłeś?

- Wabi się Rocket - odpowiedziałem tylko, zdejmując buty w przedpokoju.

- Słodki, słodki, słodki - powtarzała dziewczyna, próbując pogłaskać owczarka, lecz ten na jej widok tylko złowrogo szczerzył kły.

To było do niego niepodobne, ale uznałem, że po prostu odzwyczaił się od gości i przez ten czas zapomniał o swoich psich manierach. Dawno naszego mieszkania nie odwiedzał nikt poza Blue, która zabierała psa na spacery.

- Chyba nie jest zbyt przyjazny - stwierdziła Seulmi, gdy owczarek warknął ostrzegawczo w odpowiedzi na jej wyciągniętą rękę.

- Wręcz przeciwnie - powiedziałem, przechodząc w stronę łazienki. - Jest moim najlepszym przyjacielem.

Dziewczyna weszła do łazienki za mną i nim zauważyłem jej obecność, już zdążyłem zdjąć koszulę. Wcześniej z zaciekawieniem rozglądała się po pomieszczeniach, lecz teraz jej wzrok niedyskretnie osiadł na mojej klatce piersiowej i barkach.

- P-powinieneś to zaprać w zimnej wodzie - powiedziała dziwnym, niepodobnym do niej głosem, zabierając koszulę z moich rąk.

Rocket obserwował nas przyczajony w progu pomieszczenia takim wzrokiem, jakby poczuł się zdradzony. "Liczyłeś na Baekhyuna, prawda? - zapytałem go w myślach. - Wolałbyś, abym wrócił do domu razem z nim?". Rozczarowane spojrzenie psa sprawiło, że poczułem się jak najgorsza osoba na świecie i chcąc uciec od tego uczucia, zamknąłem przed nim drzwi, jednocześnie rozglądając się za koszulką, którą mógłbym założyć. Bycie nagim od pasa w dół przy Seulmi peszyło mnie jak cholera. Zwłaszcza, gdy widziałem jej reakcję.

- Masz szare mydło? - zapytała, umyślnie unikając patrzenia na mnie.

Podałem jej kostkę z szafki nad umywalką, po czym obróciłem się w stronę suszarki, w której znajdowało się jeszcze niewyjęte pranie. Wziąłem pierwszą lepszą szarą koszulkę, którą w pośpiechu ubrałem, patrząc jak Seulmi pociera mydłem plamę pod strumieniem zimnej wody z kranu.

- Trochę się sprało - powiedziała, czując na sobie mój wzrok.

- To bez znaczenia - odparłem. - Mam dużo koszul.

- Co nie oznacza, że ta ma pozostać zniszczona. - Dziewczyna spojrzała na mnie przez ramię. - Naprawię to.

- Nie musisz.

- Ale chcę - upierała się.

Stwierdziłem, że bardziej niezręcznie być nie może i postanowiłem się w jakimś stopniu rozluźnić atmosferę.

- Może napijemy się wina? Mam gdzieś jakiś dobry rocznik ukryty na specjalne okazje.

Ta, specjalne okazje. W rzeczywistości było to zwykle wino, które kupiłem z myślą o samotnym upiciu się któregoś ponurego wieczoru. Czerwone wina pasowały do tabletek i razem dawały wystarczająco zadowalający efekt.

- Sądzisz, że to specjalna okazja? - Śnieżnobiałe zęby szatynki błysnęły w uśmiechu.

Westchnąłem zażenowany swoimi słowami, ale postanowiłem kontynuować tę grę.

- Sądzę, że tak.

W kuchni panował piekielny bałagan, ale udało mi się go mniej-więcej ogarnąć, zanim Seulmi opuściła łazienkę. Wyjąłem z szafki wysokie kieliszki, których dawno nie używałem i odkorkowałem wino, ciągle czując na sobie osądzające spojrzenie Rocketa. Ten pies naprawdę rozumiał więcej, niż powinien.

- Skończyłam - oznajmiła Seulmi, siadając po drugiej stronie wyspy kuchennej, przy której ja napełniałem kieliszki. - Po plamie prawie nie ma śladu. Wrzuciłam koszulę do prania.

- Dzięki - powiedziałem, wręczając jej kieliszek. - Więc za co toast?

- Za pierwsze odwiedziny w twoim mieszkaniu? - zapytała z enigmatycznym uśmiechem.

Skinąłem głową i zaraz potem delikatnie zderzyliśmy się kieliszkami. Dźwięk obijanego o siebie szkła ukrócił wszystkie nachalne myśli cisnące się w mojej głowie. To wino było dużo mocniejsze od tego pitego w restauracji i domyślałem się, że po paru kieliszkach będziemy już nieźle wstawieni. A nawet jeżeli nie, to w zanadrzu miałem kolejną butelkę.

- Swoją drogą, nie żebym się czepiała, ale masz tu niezły syf - skomentowała, zerkając na zlew pełen naczyń i śmieci wysypujące się z kosza. - Widać, że brakuje tu damskiej ręki.

- Zazwyczaj nie mam czasu na porządki. Powinienem skorzystać z usług sprzątaczki.

- Albo po prostu częściej mnie zapraszać. - Posłała mi kolejny uśmiech, który wydał mi się co najmniej nie na miejscu. - Twoja natura bałaganiarza i moja schludność chyba nie idą w parze.

"My w ogóle nie idziemy w parze" - odpowiedziałem na jej uwagę w myślach, ale zamiast tego tylko zmusiłem się do uśmiechu.

- Nie oceniaj mnie przez pryzmat mieszkania. To niegrzeczne.

Piliśmy wino przy luźnej rozmowie na temat mojego domu, Rocketa i innych błahych rzeczy. Z każdym kieliszkiem oczy Seulmi były jeszcze bardziej zamglone, a ja miałem jeszcze większą ochotę, by po prostu wziąć leki i położyć się spać.

- Już późno - powiedziałem w końcu, gdy obaliliśmy całą butelkę. - Zamówię ci taksówkę.

- Nie - zaprotestowała, trzymając w dłoniach nadal pełen do połowy kieliszek. - To znaczy, nie teraz. Jeszcze nie.

- Więc kiedy? - zapytałem z lekkim uśmiechem, nie chcąc wyjść na niegrzecznego.

- Już mnie wypraszasz? Myślałam, że miło nam tak razem.

- Ach, Seulmi - westchnąłem, nieco zbity z tropu. Mogłem się spodziewać takiego obrotu wydarzeń. - Co powie na to twój chłopak, gdy wrócisz w środku nocy?

- Mój kto? - Dziewczyna zabawnie uniosła brwi.

- Twój chłopak - powtórzyłem, czując się zażenowany na samo wspomnienie o tym, że moja towarzyszka jest w związku. Nie wyobrażałem sobie, abym mógł pić z kimś wino w tak intymnej atmosferze, a potem zwyczajnie wrócić do drugiej połówki i udawać, że nic się nie wydarzyło.

- Jesteś zazdrosny? - zapytała, a uśmiech na jej twarzy jeszcze bardziej się poszerzył.

- Nie - odpowiedziałem, stawiając swój kieliszek obok zawalonego naczyniami zlewu.

- Nie kłam. - Rzuciła mi poważne, wyrozumiałe spojrzenie. - Widzę, jak na mnie patrzysz. Zabiegasz o mnie.

Zaskoczony spojrzałem w jej stronę i zmarszczyłem brwi na widok lekkiego, flirciarskiego uśmiechu.

- Seulmi...

- Daj mi dokończyć - gwałtownie przerwała moją wypowiedź. Gdy mówiła, jej głos był lekko bełkotliwy. - Być może nigdy ponownie nie zdobędę się na odwagę, aby ci to powiedzieć, ale... zauroczyłeś mnie. Naprawdę, Chanyeol. Od samego początku, gdy pierwszy raz cię zauważyłam, myślałam tylko o tym, że chciałabym, abyś był mój.

Zrobiło mi się nieswojo, jednak skłamałbym, twierdząc, że jej słowa nie sprawiły mi satysfakcji. Było mi dość przyjemnie na myśl, że ktoś mówi o mnie w taki sposób. I to jeszcze ktoś, kto być może też nie był mi obojętny.

- Daj spokój, jesteś pijana - powiedziałem, starając się zdusić tę dziwną sytuację w zarodku. Nie mogłem pozwolić, aby to wszystko bardziej się rozwinęło. Wiedziałem, że za chwilę sam ulegnę, ale było to ostatnie, czego w tej chwili chciałem.

- Też jesteś pijany - odparła, kokieteryjne zakładając nogę na nogę. - I potrzebujący. Tęsknisz za bliskością, prawda?

Fakt, tęskniłem za bliskością jak cholera, ale czy ona mogła mi zapewnić ten typ bliskości, jakiego mi brakowało? Chyba tylko sam Baekhyun miał w sobie tę magiczną właściwość leczenia moich mentalnych ran samym dotykiem i ciepłym słowem.

- Wiem, czego potrzebujesz i wiem, że mogę ci to zapewnić. - Jej melodyjny głos poniósł się po pustym mieszkaniu, choć jej wypowiedź była niewiele głośniejsza od szeptu.

- Oboje wiemy, że to nieodpowiedzialne - rzekłem, czując, jak sytuacja wymyka mi się spod kontroli. Byłem gotów przystać na tę niekonwencjonalną propozycję ukrytą w jej oczach. Nie czułem do niej nic poza przyjacielską sympatią, ale nie ukrywajmy, że w tamtej chwili kierowały mną instynkty. Dawno nie byłem z kimś tak blisko jak teraz z nią.

- Nikt poza nami się o tym nie dowie - kontynuowała, wstając ze swojego miejsca. Kołysząc zaczepnie biodrami podeszła do mnie i stanęła zaledwie o krok naprzeciw mnie. - Poza tym już i tak krążą o nas jednoznaczne plotki.

Zapach jej kwiatowych perfum nagle wydał mi się dziwnie pociągający. Moje ciało szybko zareagowało na jej nadchodzącą bliskość. Wiedziałem, że jakiekolwiek formy stawiania oporu są bez sensu. Potrzebowałem tego.

Zniknęliśmy w sypialni, zostawiając warczącego Rocketa w salonie. Starałem się nie myśleć o tym, że tylko na siłę zapełniam pustkę po Baekhyunie. Oszukiwałem samego siebie, że przez te ulotne chwile byłem prawdziwie szczęśliwy.

W rzeczywistości już dawno zapomniałem co to szczęście.

Dopiero później, gdy Seulmi zasnęła u mojego boku odwrócona do mnie plecami, dotarło do mnie, co zrobiłem. Wszystko było inne niż przy kochaniu się z Baekhyunem. Zacznijmy od tego, że ten stosunek nie był "kochaniem się" - nie, to było tylko zwyczajne rżnięcie dla zabawy. Żenującej zabawy. Aż brzydziłem się samym sobą na myśl, że stoczyłem się do tego stopnia.

Po stosunku z Baekhyunem zawsze czułem się niewyobrażalnie usatysfakcjonowany. Wtulałem się wtedy w jego drobne ciało, obejmowałem go ściśle ramionami i zasypialiśmy. Żadne z nas nie potrzebowało leków nasennych, bo czując wzajemnie ciepło swoich ciał wierzyliśmy, że nie dotyczy nas już żadne zmartwienie. Z Seulmi było inaczej. Nawet nie miałem ochoty leżeć obok niej.

Wstałem, gdy ona nadal spała, przykryta cienką narzutą. Stwierdziłem, że spędzę tę noc na kanapie, a wcześniej wsypię w siebie troszkę proszków. Niestety, nawet proszki w podwójnej dawce nie spełniły swojego zadania. Poczucie winy nie dało mi zmrużyć oka przez całą noc.

Zasnąłem dopiero nad ranem, gdy zaczynało świtać. Obrażony Rocket nie przyszedł do mnie, tak jak miał to w zwyczaju zawsze, gdy przypadała mi przykra powinność spania na kanapie. Tym razem trzymał się swojego posłania i nie zaszczycił mnie nawet jednym spojrzeniem.

Z rana obudził mnie dźwięk radia i odgłosy krzątaniny z kuchni. Otworzyłem oczy, nadal błądząc gdzieś na granicy płytkiego snu i zamarłem, zauważając Seulmi za wyspą kuchenną.

- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się w moją stronę. Niechlujnie związała włosy w wysoki kucyk, a zamiast wczorajszej wieczorowej sukienki miała na sobie tylko jedną z moich obszernych koszulek, którą najwyraźniej pożyczyła bez pytania. - Wolisz jajecznicę czy omlet?

Ociężale podniosłem się z kanapy. Sytuacja rozgrywająca się przed moimi oczami dodatkowo mnie przygniatała. Nadal nie mogłem sobie poradzić ze świadomością, że wydarzenia zeszłej nocy naprawdę miały miejsce. Wolałem, aby to wszystko okazało się tylko groteskowym snem.

- Stwierdziłam, że trochę tu posprzątam - powiedziała, gdy nadal wpatrywałem się w nią pustym wzrokiem. - Mocno spałeś. Chyba wziąłeś coś na sen, prawda?

- Ta - mruknąłem, wstając i przesuwając dłonią po twarzy.

- Dlaczego spałeś na kanapie? Zabrałam ci całą kołdrę?

Zignorowałem jej podszyte żartem pytanie i zniknąłem w łazience. Próbowałem to wszystko uporządkować w głowie i nadal nie potrafiłem sobie poradzić z poczuciem winy. Kurwa mać, byłem takim śmieciem.

Opuściłem łazienkę akurat w momencie, gdy Seulmi kończyła przygotowywanie kawy. Przez chwilę starałem się przekonać samego siebie, że poudaję dobrego kochanka, a potem zamówię dziewczynie taksówkę i zapomnimy o całej sytuacji przynajmniej do następnego spotkania, jednak jeden szczegół, który zauważyłem, do cna zniszczył moje plany.

- Seulmi...

Dziewczyna spojrzała w moją stronę niczego się nie spodziewając i nadal beztrosko trzymając w dłoniach kubek z kawą. Jego kubek. Ten sam, który został pobity w trakcie włamania do mieszkania i który starannie skleiłem z myślą o powrocie Baekhyuna. Kubek, z którego finalnie Baekhyun już nie napił się kawy tak, jak robił to każdego poranka przed porwaniem. Zamiast niego prawa do sklejonego kubka rościła sobie Seulmi, która widocznie poczuła się w moim mieszkaniu zbyt swobodnie.

- Coś się stało? - zapytała zdziwiona.

- Odłóż kubek - powiedziałem chłodnym, opanowanym głosem. Miałem nadzieję, że gdy przedmiot zniknie z mojego pola widzenia, zniknie również łączący się z nim ból.

- Chanyeol, o co ci chodzi? - Marszcząc brwi powoli i ostrożnie odstawiła naczynie na blat, po czym wlepiła we mnie zaniepokojone spojrzenie.

Bez słowa podszedłem, wylałem zawartość kubka do zlewu i wypłukałem go starannie, by później osuszyć go ścierką i ustawić na honorowym miejscu pośrodku oszklonej półki. Musiał pozostać nietknięty do czasu, aż Baekhyun wróci i napije się z niego kawy. Nawet, gdyby miał nigdy nie wracać.

- O co ci chodzi? - ponowiła pytanie, tym razem z wyczuwalnym w głosie wyrzutem.

Westchnąłem i spojrzałem na nią, zaciskając zęby. Nie mogłem na nią patrzeć. Chciała zająć miejsce Baekhyuna. Siłą wepchnęła się w moje ramiona, a ja byłem na tyle głupi, aby jej na to pozwolić.

- Wyjdź.

Oniemiała dziewczyna otworzyła szerzej oczy, jednocześnie uchylając usta w niemym zdziwieniu. Nie ruszyła się ani o krok.

- Zrobiłam coś nie tak?

Nie odpowiedziałem.

- Po prostu wyjdź.

Szatynka oparła się o blat i z niedowierzaniem pokręciła głową. Wyglądała, jakby nie wiedziała co zrobić i dramatycznie usiłowała uczepić się jakiegoś w miarę sensownego pomysłu.

- Mam wyjść? Tak po prostu? - zapytała, podnosząc głos. - Po tym wszystkim każesz mi wyjść?

Ta sytuacja nie była łatwa zarówno dla mnie, jak i dla niej, ale nie mogłem dłużej ciągnąć tej przesłodzonej iluzji. Nie potrzebowałem bliskości, tylko osoby, której naprawdę chciałem tę bliskość ofiarować. Tą osobą był Baekhyun, a nie żadna pierwsza-lepsza sekretarka, która kilkukrotnie zaprosiłem na kolację, czując się do tego zobowiązany przez fakt, że regularnie uzupełniała mój zapas leków.

- Nie utrudniaj tego - warknąłem nieco ostrzej.

- Wczoraj nie miałeś problemu z tym, aby mnie tu zatrzymać - rzuciła oskarżycielsko. - A teraz chcesz się mnie pozbyć?

- Wczoraj sama się tu wprosiłaś - odparowałem chłodno.

- Słucham? - parsknęła z niedowierzaniem. - Nie udawaj, że mnie tu nie chciałeś.

- Nie chciałem i nie chcę.

Urażona szatynka rzuciła mi wściekłe spojrzenie przez łzy.

- Dlaczego?

- Ta znajomość i tak zaszła już za daleko.

- Teraz mi to mówisz? Teraz, gdy mnie wykorzystałeś? - wychrypiała, gdy łzy ściekły jej po policzkach. - Teraz, gdy się do ciebie przywiązałam? Gdy zostawiłam chłopaka, z którym byłam przez większą część życia, ze względu na uczucie względem ciebie? Odpowiedz mi, czemu nie zakończyłeś tego od razu?!

Wzruszyłem ramionami, marząc tylko o tym, by Seulmi wreszcie opuściła moje mieszkanie. I przy okazji moje życie. Nie potrzebowałem imitacji miłości. Gdy spróbuje się raz prawdziwego uczucia, wszystko inne staje się tylko marną parodią.

- Nalegałaś - powiedziałem ostrym, stanowczym tonem. - Najpierw na kolejne kolacje, później na kolejne spotkania. Wczorajszego wieczoru chciałem cię odwieźć do domu, a ty dalej wmawiałaś sobie, że pomiędzy nami coś iskrzy.

- Bo czuję do ciebie coś naprawdę poważnego - załkała żałośnie. - Myślałam, że to odwzajemniasz, ale jesteś nieśmiały. Boże, chciałam, żebyś to odwzajemniał.

- Ale nie odwzajemniam - uciąłem. - A teraz wyjdź z mojego mieszkania.

Dziewczyna bez słowa obróciła się i podążyła ku sypialni, zatrzymując się w połowie kroku. Jej spojrzenie padło na zdjęcie wiszące na ścianie - zdjęcie w pobitej ramce, które Baekhyun dał mi na urodziny.

- Więc o niego chodzi - parsknęła prześmiewczo. - Pieprzony pedał.

Puściłem jej słowa mimo uszu i wlepiłem spojrzenie w widok za oknem. Nie chciałem na nią patrzeć, gdy zapłakana będzie opuszczać mój dom. Miałem cichą nadzieję, że po jej wyjściu szybko zapomnę, że kiedykolwiek tu gościła.

Po paru minutach wyszła z sypialni. Słyszałem, jak pociąga nosem i oddycha ciężko, zakładając swoje wczorajsze szpilki.

- Dupek - mamrotała rozjuszona, chwiejąc się na nogach przy zakładaniu płaszcza. - Cholerny, egoistyczny dupek. Wariat. Skurwysyn.

W odpowiedzi na jej pomruki Rocket zawarczał złowrogo, sprawiając, że zaskoczona szatynka odskoczyła na drugą stronę przedpokoju.

- I jeszcze ten popieprzony pies - westchnęła sama do siebie. - Egoistyczny właściciel i egoistyczny pies. Siebie warci.

Oderwałem wzrok od okna dopiero, gdy usłyszałem, jak zamykają się za nią drzwi. Wtedy też Rocket pierwszy raz od przybycia Seulmi podszedł do mnie, jakby w pojednawczym geście. Spojrzał mi w oczy, porozumiewawczo strzygąc uszami, a ja tylko pochyliłem się nad nim, by pogładzić miękką sierść.

- Masz rację, Rocket - mruknąłem w odpowiedzi na jego wyrozumiałe spojrzenie. - Mogłem to zrobić już wcześniej. 


***

Rozdział miał się pojawić na walentynki, ale miałam sporo na głowie. Mimo wszystko mam nadzieję, że się podoba, bo ja sama strasznie się stęskniłam za pisaniem o dramach, zdradach, kurwiskach i prochach. 

Btw gdyby ktoś mnie jeszcze nie obserwował na Instagramie to zapraszam, bo zaczęłam ostatnio często dodawać fotki. Jak ktoś chce zobaczyć jak wyglądam, jak imprezuje i w ogóle (PHOTKE MOJEGO CHŁOPA TEŻ TAM MAM WIĘC MOŻECIE WYRAZIĆ OPINIE CZY FAJNY BYK)

Także zapraszam: illmntx

(chętnie pooddaje serduszka z powiadomień, jak mi ktoś polubi foteczki;)))


Miłej końcówki weekendu kochani. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top