✘ 𝙾𝙽𝙴 ✘

Do shota zainspirowała [wcale nie zmusiła] nasza cudna livkameister

Pozdrawiamy Pannę Cubixową i czytamy UwU

___

Pusty wzrok wlepiam w ścianę przed sobą, a trzymany telefon puszczam. Urządzenie upada i odbija się od podłogi. W oczach zbierają mi się łzy. Mam ochotę krzyczeć, ale moje gardło nie pozwala wydać z siebie żadnego dźwięku.

Zaciskam szczękę i roztrzęsiona wpadam do swojego pokoju. W pośpiechu biorę bluzę i mały plecak. Wychodzę z domu i zaczynam biec przed siebie. Do nozdrzy dostaje się świeże, wilgotne powietrze. Serce bije szybciej, a w uszach odbijają się kroki.

Widzę jak niebo robi się coraz ciemniejsze. Jednak nie obchodzi mnie to. Nie potrafię myśleć logicznie. Najzwyczajniej w świecie pędzę prosto. Nie chce nikogo widzieć. Kolejne wytłumaczenia, a zarazem kłamstwa.

Nie chce już was słuchać.

Nie chce już wam ufać.

Nie chce już cierpieć.

Zdyszana wbiegam do budynku i rozglądam się. Nikogo nie widząc, już spokojniejszym krokiem, wchodzę do windy. Roztrzęsionymi dłońmi klikam odpowiedni przycisk, a maszyna zamyka się i rusza. Wsłuchuje się w bicie swojego serca czekając, aż będę mogła wyjść.

Do moich uszu dobiega charakterystyczny dźwięk, a drzwi się rozsuwają. Opuszczam swój środek transportu i skanuje otoczenie. Wszędzie panuje mrok, a jedynym źródłem światła jest księżyc oraz widoczne na dole, lampy uliczne.

Podchodzę do krawędzi dachu i patrzę w dół. Zdając sobie sprawę z wysokości w moim gardle wytwarza się gula. Przełykam ją i ostrożnie siadam tak, aby moje nogi zwisały. Wypuszczam z siebie głośno powietrze, a na swoich policzkach czuje pierwsze łzy.

Tutaj mogę dać upust swoim emocjom. Nikt mnie nie widzi. Dlatego też pozwalam słonej cieczy spływać po skórze, aby ta złączyła się na żuchwie i kapała w dół. Pociągam nosem, a moje ciało odruchowo zaczyna drżeć. Zamglonym wzrokiem patrzę na krajobraz pod sobą.

Powinnam skoczyć?

Nikt mnie nie potrzebuje.

Niszczą mi głowę kłamstwami.

Życie iluzją jest okropne.

Nie mam komu zaufać.

Nawet sobie nie potrafię.

Czując podmuch wiatru szczelniej opatulam się bluzą. Ocieram łzy i ponownie pociągam nosem. Wszystko mnie boli, zwłaszcza serce.

Nagle do moich uszu dociera dźwięk jakiegoś instrumentu. Ogarnia mnie lekka panika. Odwracam się gwałtownie i próbują dostrzec kogoś w ciemności. Przełykam ślinę, a muzyka nie znika.

— Jest tu ktoś? — pytam cicho.

Mam ochotę walnąć sobie samej. Lepszego pytania wymyślić nie mogłam. Jednak kiedy mój głos opuścił usta dźwięki ucichły. Przez moment trwa ciężka cisza. Jednak już po chwili dociera do mnie odgłos szurania butów. Zbyt przestraszona, aby wstać po prostu siedzę w tym samym miejscu.

Z czerni wyłania się czyjaś sylwetka. Strach paraliżuje mnie jeszcze bardziej. Lustruje ową postać, a ta siada obok. Przyglądam się dokładniej. Ukazuje mi się chłopak o blond włosach. Chce coś powiedzieć, ale nie potrafię skleić żadnego sensownego zdania.

— Kim jesteś? — pyta wbijając wzrok w przejeżdżający samochód.

— [T.I.], a Ty? — wyduszam z siebie.

— Mów mi Dezy — ucina.

Milczenie. Zaciskam usta w wąską kreskę, a chłopak zaczyna grać na ukulele. Instrumencie, który jeszcze przed chwila prawie doprowadził mnie do zawału.

Nie wiem co powiedzieć. Próbuje coś wymyślić, ale przychodzi mi to z trudnością. Po prostu lustruje blondyna, który nic nie robi sobie z mojej obecności. Jednak ten w końcu wzdycha i zaczyna.

— Co tutaj robisz?

— Siedzę. Przyszłam pomyśleć.

— Nad czym?

— Nad wszystkim.

— Wszystkim, czyli czym? Omijasz odpowiedzi na to pytanie.

— Nie chce o tym rozmawiać — prycham. — Nawet Cię nie znam.

— Nie lepiej się komuś wygadać? Ja Ciebie też i jakoś mogę mówić.

Zakładam dłonie na klatce piersiowej, a Dezy kładzie się. Nasze nogi dalej zwisają z krawędzi. Spoglądam na niego lekko zaciekawiona, a ten przygrywa cicho na swoim ukulele. Nie wiem co mogę powiedzieć. Nawet nie wiem kim jest. Jednak, czy przed śmiercią nie można popełnić żadnego głupstwa? Nie będą mnie wyciągać z grobu, abym odpowiedziała za to, że komuś się wyżaliłam.

— Jesteś zamyślona. Bijesz się z własnymi myślami — bardziej stwierdza niżeli pyta.

— Skąd wiesz?

— Widać to po Tobie. 

— Czemu tak bardzo Cię interesuje?

— Nie lubię kiedy ludzie robią głupie rzeczy, a mogą rozwiązać swój problem inaczej.

— Co masz na myśli?

— Powiedz szczerze. Nie chciałaś pomyśleć tylko nad życiem, a również nad śmiercią.

— Dużo ludzi tutaj skoczyło?

— Omijasz moje pytania — wzdycha. — Kilka.

— Nie wiem co mogę Ci odpowiedzieć.

— To co czujesz. Nie gryzę — uśmiecha się lekko.

— Po prostu nie radzę sobie z tym co dzieje się w okół mnie. Ciągłe kłamstwa, wymysły. Czuje się odrzucona przez najbliższych. To przechodzi wszelkie granice. Nie znaleźli nawet odwagi, by prosto w twarz powiedzieć mi, że moja mama umiera. Cały czas budowali w okół mnie mur, a do środka wpuszczali tylko to co chcieli, abym usłyszała — znów poczułam w oczach łzy.

— Ludzie się boją — znów zaczyna cicho grać. — Są nieodpowiedzialni. Ich odruchem jest kłamstwo. Kiedy nie wiedzą co robić to jest ich deska ratunku. Tylko to pogrąża ich jeszcze bardziej. Prawda jest ciężka do strawienia.

— To boli. Nie mam pięciu lat. Czuje się bezsilna. Nie mam nikogo. Sama przez to brnę, a każdy rzuca mi kłody po nogi. Poddaje się.

— Teraz masz mnie. Przynajmniej na chwilę. W życiu nigdy nie idzie po naszej myśli. Chcesz skoczyć, prawda? Masz dosyć, ale kiedy jesteś na krawędzi boisz się. Ta myśl jest impulsywna. Odpowiedz samej sobie co tak na prawdę chcesz zrobić.

— Odciąć się od ludzi. Tych, którzy ciągle mnie krzywdzą.

— W takim razie czemu chcesz skakać? Nie lepiej wyjechać? Zacząć nowe życie. Opuść miasto w ciszy, albo wykrzycz im to w twarz. Pokaż swój gniew. Postaw ostatnie zdanie mówiące, że już nie będziesz popychadłem, które ciągnie się za sznurki.

— Nie wiem — również się kładę. — Co z moją mamą?

— Mówiłaś, że umiera. Zostań na tyle ile potrzebujesz. Potem zakończ ten rozdział. Bądź w końcu szczęśliwa.

Błądzę wzrokiem po ciemnym niebie. W moich oczach odbijają się świecące gwiazdy. Natomiast do uszu dociera dźwięk instrumentu. Oddycham spokojnie, a na twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Jednak dosyć szybko znika. W mojej głowie odtwarza się początek rozmowy.

— Czemu to robisz? Skąd wiesz, że chciałam to zrobić? I ile osób skoczyło?

— Zadajesz dużo pytań na raz — mówi spokojnie. — Myślę, że nie każdy przychodzi tutaj dla zabawy, zwłaszcza nocą i zapłakany. Skąd wiem... Lubię tutaj przebywać. Daje mi to ukojenie. Zdarzyło się, że spotkałem kilka zabłąkanych dusz.

— I niczym bohater kryjesz się w mroku? — parskam śmiechem.

— Można tak powiedzieć, ale nie uważam tak. Gdybyś przesiadywała tutaj co noc i zobaczyła kogoś na skraju załamania, nic byś nie zrobiła? Siedziała i patrzyła jak zastanawia się, czy skoczyć?

— Przepraszam... — speszona odwracam na chwilę wzrok. — Nie pomyślałam o tym w ten sposób.

— Rozumiem. To nie jest codzienna sytuacja.

— Czemu tutaj przesiadujesz?

— Mogę się tutaj wyciszyć. Z resztą w domu mam napiętą sytuacje. Chociaż nie mieszkam z rodzicami to nadal jakoś na mnie oddziałują.

— Więc czemu się od nich nie odetniesz? — pytam zaciekawiona.

— Nic mi nie zrobili. To sprawy między nimi. Jednak oboje chcą, aby stanął po którejś stronie. Nie umiem wybrać.

— Próbowałeś im o tym powiedzieć?

— Nie mieliśmy rozmawiać o mnie — zaśmiał się. — Starałem się, ale dalej mają wymówki. Nie potrafią pogodzić się z tym, że mają inne zdanie. Zwłaszcza, że już od jakiegoś czasu dogadują się gorzej. Nie umiem im pomóc. Dorośli są skomplikowani.

— Masz rację. Trudno im rozwiązać problem między sobą, więc wciągają w to innych.

— I tak nie traktują mnie poważnie. Moim jedynym wsparciem jest mój brat. Jednak aktualnie nie mamy jak się spotkać.

— Też jest taki charyzmatyczny i spokojny?

— Nie. Zdecydowanie woli się wyszaleć.

Znów zapada cisza. Przyjemna cisza. W naszych uszach odbijają się tylko dźwięki dochodzące z ulicy. Przejeżdżające samochody, syreny pogotowia, grupa roześmianych nastolatków. Jednak jedno pytanie dalej zżerało mnie od środka.

— Czemu pomagasz tym ludziom? Jaki masz w tym cel? Dlaczego akurat tutaj przesiadujesz?

Nie odpowiada. Milczenie. Zagryzam wargę i czekam. Zżera mnie ciekawość, ale równocześnie wytwarza poczucie winy. W końcu mogłam nie pytać. To może być nad wyraz intymne doświadczenie.

— Kiedy miałem siedemnaście lat — jego głos zadrżał. — Robiliśmy tutaj urodziny pewnego znajomego. Zebrało się kilka osób. Zabawa była przednia. Muzyka, alkohol, lampki, świetna atmosfera. Jednak wśród nas była pewna dziewczyna. Moja przyjaciółka — wziął wdech. — Kiedy robiło się spokojniej ona podeszła do krawędzi i patrzyła w dół. Nikt się tym nie przejął. Stwierdzili, że skoro nie piła to po prostu się rozgląda. Zignorowali ją. Wszyscy oprócz mnie. Podniosłem się wtedy i podszedłem ostrożnie. Ta odwróciła się do mnie przodem, zalana łzami.

— Jak zareagowała reszta? — pytam cicho.

— Zdziwili się. Ona pogłaskała mój policzek i szepnęła, że jestem idealnym pocieszycielem. Poprosiła, abym się nią nie przejmował. Starał pomóc innym, bo ona już nie może tak dalej. I odepchnęła mnie delikatnie. Następnie uśmiechnęła szeroko i zrobiła krok w tył. Czułem wtedy jak krew odpływa mi z twarzy. Za mną pojawiła się bariera krzyków i pisków. Natomiast przede mną już jej nie było. Leciała w dół, a cała grupa patrzyła na to sparaliżowana. Nie przeżyła tego.

Niepewnie odwracam się w jego stronę. Jego twarz nadal jest spokojna. Jednak w oczach maluje się ból. Niepewnie chwytam go za rękę, a ten splata nasze palce. Nie wiem co powiedzieć. Nie znamy się wcale, a za jedną rozmową połączyło coś dziwnego.

— [T.I]? — wydusza.

— Słucham Cię.

— Kiedy nasze spotkanie dojdzie końca nie mów o mnie nikomu. Trzymaj mnie w pamięci.

— Co jeśli nie chce? Nie możemy spotykać się częściej? — pytam zestresowana.

— Czytałaś kiedyś książkę "Mały książę"?

— Tak — na mojej twarzy maluje się zdziwienie.

— Więc na pewno pamiętasz lisa. Jeśli chcesz, abyśmy rozmawiali częściej musisz mnie oswoić, niczym książę tego rudego zwierza. Wydaje się, że coś nas połączyło. Jednak ja nie potrafię się od tak przywiązać. Boje się, że znów zawiodę kogoś mi ważnego.

— Lisek Dezy — uśmiecham się. — Postaram się z całych sił.

— Może wtedy oboje zaznamy w jakimś stopniu ukojenia serca. Oboje musimy współpracować. Będzie to trudne, ale warte sukcesu.

Zmęczona przymykam oczy ściskając rękę chłopaka mocniej. Czuje się lepiej. Już wiem, co chce zrobić. Teraz będę dążyć do tego, abyśmy spędzali więcej czasu. Ponad to z pewnością wyprowadzę się do jakiegoś znajomego, bądź wynajmę coś chwilowo. Potrzebuje odciąć się o tej toksycznej strefy domu.

W moich uszach odbija się przyjemna cisza, a oddech zwalnia. Mimowolnie zasypiam, z lekkim uśmiechem na twarzy.

𝚡

Budzę się poprzez padające mi na twarz słońce. Podnoszę się do siadu i przeciągam. Rozglądam się i od razu zauważam, że w pobliżu nie ma chłopaka, a ja jestem z dala od krawędzi. W moje oczy rzuca się biała kartka. Biorę ją i otwieram.

"Droga [T.I]. Dziękuję Ci za rozmowę. Myślę, że oboje tego potrzebowaliśmy. Nie wiem, czy to co mówiłaś było prawdą, i czy na prawdę chcesz próbować mnie 'oswoić', jednak wiedz, że zawsze będę jeśli będziesz chciała zrobić coś nieodpowiedniego. Jestem tu praktycznie codziennie. Jednak zrozumiem jeśli najpierw będziesz chciała uporządkować swoje myśli oraz sytuację. "

— Dezy.

Przeczytałam zawartość papieru kilka razy po czym wsadziłam go do plecaka. Podniosłam się i skierowałam w stronę windy. Ostatni raz spojrzałam na dach i wcisnęłam guzik. Drzwiczki zamknęły się, a moja pewność siebie wzrosła.

Zmienię to życie.

Nie poddam się.

Oswoję Cię.

Stanę się szczęśliwa.

Postaram się odwdzięczyć.

______

1876

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top