22. Buziaczki!

Gregory uzgadniał z Erwinem detale pewnej akcji. Zajmował się nią od niechcenia, bardziej ze względu osoby organizującej cały event, aniżeli dlatego, że był zaciekawiony. Jednak, nie mógł się z nim zobaczyć twarzą twarz; nie, nie wtedy, gdy Erwin był na niezwykle ważnym wyścigu gokartów. Po dwudziestej zmianie zdania, Montanha się poddał i poprosił młodszego by przyjechał, gdy skończy.

- A ile potrzebujesz czasu na ten wyścig? - mruknął do słuchawki, przeglądając coś w tablecie.

- Dziesięć minut... za dziesięć minut będę - szarowłosy go zapewnił.

- O kurwa... dobra, to dzwoń jak będziesz - westchnął, odkładając tablet do kieszeni.

- Buziaczkiiii! - pożegnał się z nim, przeciągając ostatnią literę wyrazu.

Gregory zamarł.

Wpatrywał się w komórkę z lekko uchylonymi ustami. Ostatnim razem, gdy cokolwiek związanego z buziaczkami zostało wypowiedziane przez pastora w jego stronę, było w połowie lipca, gdy żartobliwie przelizali się przez telefon. Na samo wspomnienie, poczuł zażenowanie. To było takie głupie! Aż go skręciło na samą myśl.

Teraz natomiast? W ogóle się czegoś takiego nie spodziewał. "Buziaczki, kurwa? Jakie kurwa buziaczki..." powtarzał w myślach. "Pojebało tego księdza?" Chyba tak, to jedyne sensowne wytłumaczenie. Po ponad minucie zastanawiania się o co pastorowi mogło chodzić, otrząsnął się i zbiegł na podziemny parking.

- Buziaczki... - mruknął cicho do samego siebie, odpalając Corvette. Miał parę minut, może w międzyczasie pojechać na krótki patrol. - Buziaczki... - powtórzył po raz kolejny, wyjeżdżając spod komendy. W końcu rozchmurzył się, uśmiechając się lekko. - Buziaczki - wyszeptał. - Buziaczki, najs.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top