Te amo mi Tomate [Spamano]

Tak akurat mi przyszedł pomysł na jakieś Spamano ^^"

Mam nadzieję, że jakoś się za to nie złościcie...

I tak... To jest przerobiony (bardzooo przerobiony) przeze mnie kanoniczny moment

✧*.✧*.✧

Romano siedział na tarasie, popijając gorącą herbatę. Był to chłodny, letni wieczór, a on nadal był na dworze wpatrując się w niebo rozświetlone gwiazdami. Dygotał lekko z zimna, pomimo gorącego napoju, który połykał. Nie był przyzwyczajony do niskich temperatur w lato...

Przeczesał swoje włosy, które wiatr nieznośnie rozwiewał mu na wszystkie strony. Czuł dość mocny powiew na swoim ciele, który powodował u niego dreszcze. A mógł wziąć ze sobą jakąś bluzę... Teraz jednak nie miał zamiaru wracać po nią do pokoju hotelowego. Wolał zostać tutaj i jak na razie się stąd nie ruszać... W końcu mógł zostać sam ze swoimi myślami i jedynie szum liści, i przejeżdżające w dole samochody przerywały idealną, kojącą ciszę.

Myślał... Od kilku dni cały czas myślał o tych wzmiankach przeczytanych w "Historii Hiszpanii"... Czy Antonio naprawdę przekazywał większość swoich pieniędzy na jego rozwój? Dlaczego chciał dla niego dobrze skoro Lovino tak źle go traktował? Włochy nie potrafił tego zrozumieć...

Od kilku dni chodził przygnębiony i często w zamyśleniu potrafił na kogoś wpaść. Ale... Przecież książka mogła kłamać, prawda? Przecież ktoś mógł się pomylić, źle zapisać, pozmieniać fakty w celu... Właśnie w tym problem... Nie widział powodu dlaczego ktoś miałby zmieniać historię, więc to musiała być prawda.

Romano poczuł się okropnie... Dręczyły go wyrzuty sumienia, bo przez te wszystkie lata kiedy był pod opieką Hiszpanii, traktował go bardzo źle, podczas gdy Antonio był dla niego tak miły... Zawsze gotowy był pomóc, wesprzeć go i Lovino miał wrażenie, że Hiszpania jako jedyny spędzał z nim czas z własnej woli.

Kiedy był mały nie do końca doceniał tego, co robił dla niego Antonio, ale kiedy lata mijały zrozumiał jak bardzo o niego dbał... A Lovino odwdzięczał mu się tymi wszystkimi niegrzecznymi odzywkami, pogardliwym traktowaniem, zbyt dużymi wymaganiami i... Tak wiele sprawił mu kłopotów, a Hiszpania nadal się nie zmienił. Ciągle się uśmiechał, dalej robił wszystko żeby dogodzić markotnemu Lovino...

Zakrył twarz dłońmi czując wielki wstyd. Nigdy nawet nie podziękował Hiszpanii... Ba! Nawet nie pamięta czy kiedykolwiek powiedział mu coś miłego. To go przytłaczało i sprawiało, że czuł się źle... Źle ze samym sobą...

Po raz kolejny przypomniał sobie jak dobry był jego brat... Za czasów dzieciństwa tak dobrze radził sobie ze sprzątaniem, był posłuszny, grzeczny, nie spierał się, nie wyzywał pomimo, że Austria wcale nie traktował go tak dobrze jak Hiszpania Romano.

Usłyszał, że drzwi wejściowe na taras się otwierają, ale nie spojrzał w tamtą stronę. Wzrok utkwił w jednej, konkretnej gwieździe, która świeciła najjaśniej na tle granatowego nieba. Zacisnął swoje dłonie na ciepłym kubku, wsłuchując się w kroki zbliżające się w jego stronę. Przymknął oczy, chcąc uwolnić się od tych wszystkich myśli sprzed chwili.

- Mogę się dosiąść? - usłyszał za sobą wesoły głos z wyraźnym, hiszpańskim akcentem.

Pokiwał głową, robiąc na kanapie miejsce obok siebie. Czuł jak jego ciało spina się, czując ciepło bijące od skóry Antonia.

- Piękny wieczór dzisiaj mamy, prawda? - spytał, wpatrując się badawczo w milczącego Włocha.

Romano ponownie wykonał tylko ruch głową. Nie mógł na niego spojrzeć, nie potrafił się do niego odezwać... Nie teraz, kiedy w każdej chwili mógł wybuchnąć... Nie chciał okazać słabości, nie teraz, nie w tej chwili...

- Romano... Od kilku dni nie jesteś sobą. Dziwnie milczysz, a oprócz tego wyglądasz jakbyś cały czas intensywnie o czymś myślał... Coś się stało? - Lovino kątem oka dostrzegł, że Hiszpania siedział teraz do niego przodem.

Jeśli myślał, że to go zmusi do obrócenia się w jego stronę to się mylił. Nadal siedział prosto, ignorując błagalny wzrok Antonia, jedynie patrząc w rozgwieżdżone niebo.

- Nic się nie stało, idioto... Po prostu jestem ostatnio zmęczony... To wszystko...- przełknął ślinę, słysząc kolejne kłamstwo wypływające ze swoich ust.

Usłyszał westchnięcie, a następnie skrzypnięcie mebla, które świadczyło o kolejnej zmianie miejsca swojego towarzysza. Wyczuł go bliżej siebie, a już zaraz jego dłoń została złapana przez ciepłe dłonie Hiszpanii.

- Roma... Widzę przecież, że coś się dzieje, a ja chciałbym ci jakoś pomóc... Mogę coś zrobić?

Ręka Lovino niemal płonęła od tego czułego dotyku. Poczuł jak jego oczy robią się wilgotne, a obraz zamazuje się przez łzy. A miał być silny... Po raz kolejny zawiódł samego siebie.

- Roma...- Antonio pogładził kciukiem wierzchnią część jego dłoni, a Lovino wiedział, że już dłużej nie wytrzyma.

Zerwał się z siedziska, czując jak łzy wydostają się z jego kącików, spływając strużkami po policzkach.

- DLACZEGO TO ROBIŁEŚ?! DLACZEGO TO ROBISZ?! CZEMU NIE MASZ MNIE DOŚĆ?! PRZEZ TYLE LAT TRAKTOWAŁEM CIĘ OKROPNIE, A TY MIAŁEŚ TO GDZIEŚ I DALEJ SIĘ MNĄ ZAJMOWAŁEŚ! DLACZEGO?! MOGŁEŚ ODEJŚĆ... MOGŁEŚ ODEJŚĆ JAK WSZYSCY!

Antonio spojrzał na niego zszokowany i jakby unieruchomiony. Wpatrywał się we łzy spływające po twarzy Lovino, rozedrgane ciało i pięści zaciskane w desperackim geście. Słyszał jego przyspieszone oddechy i łkanie, którego Hiszpania nie mógł znieść.

Podniósł się powoli, stając na przeciwko Włocha i ponownie chwytając jego dłonie. Tym razem mocniej, pewniej, tak jakby chciał go złapać, trzymać przy sobie i nie pozwolić upaść.

Spojrzał w załzawione oczy, chcąc mu przekazać wszystko czego nie potrafił wyjaśnić słowami. Nie umiał i nie wiedział jak wytłumaczyć coś tak niezwykłego...

- Lovino... Naprawdę nie wiesz czemu to robiłem, czemu dalej to robię? Nie pozwoliłbym cię skrzywdzić, nie dałbym ci upaść, zrobiłbym wszystko żebyś tylko był szczęśliwy, Lovino. Chcę o ciebie dbać, bo nie umiem inaczej i teraz, kiedy jesteś już dorosły nadal chcę być z tobą blisko, bo nie potrafię już odejść. Chciałbym codziennie widzieć twój uśmiech, chciałbym żebyś już nigdy więcej nie płakał, chciałbym żebyś w końcu uznał siebie za tak cudownego, za jakiego ja cię uważam. Jesteś najlepszym co mnie spotkało w życiu i nie potrafiłbym cię zostawić... A to dlatego... To wszystko dlatego, że... Te amo mi Tomate...- Antonio podniósł jego ręce na wysokość swoich ust i czule ucałował, przymykając powieki.

Romano zamarł w miejscu, obserwując ruchy Hiszpanii. Czy to mu się śni? Czy to tylko wytwór jego wyobraźni?

Zamrugał kilka razy jakby próbując się wybudzić, ale kiedy nadal czuł na swojej skórze powiew wiatru, a przy dłoni miękkie usta Antonia, zdał sobie sprawę, że to dzieje się naprawdę, a on nie ma pojęcia co zrobić...

Chciał uciec, zniknąć, ale uświadomił sobie, że jego ciało nie chce wykonać żadnego ruchu, tylko stoi w miejscu jakby sparaliżowane...

Lecz kiedy Hiszpania podniósł wzrok, a jego rozjarzone tęczówki spojrzały prosto w oczy Lovino, Włoch poczuł jak jego policzki płoną, a chcąc to ukryć, przycisnął twarz do torsu Antonia, ręce opuszczając luźno przy swoim ciele. I tak stał dopóki Hiszpan ponownie się nie odezwał.

- I to dlatego przez cały czas byłeś taki markotny? - Lovino pokiwał głową - Nie zadręczaj się tym Roma, bo niczego nie mam ci za złe, rozumiesz?

Kiedy po raz kolejny kiwnął głową, został oddalony od Antonia na długość ramion, a jego oczy zmuszone były w spojrzenie w te radosne, zielone ogniki.

Zanim jednak zdołał otworzyć usta żeby coś powiedzieć, poczuł, że coś mu to uniemożliwia... Coś ciepłego, miękkiego, coś, co tak cudownie smakowało Antoniem...

I teraz już nie było mu zimno, w oczach nie zbierały się łzy, a jedynym co zostało w jego głowie było zdanie wypowiedziane zaledwie kilka chwil temu... "Te amo mi Tomate"...













Taki niezbyt długi fluff ze Spamano...

Mam nadzieję, że się podobało (i nie zabiją mnie ci, którzy tego shipu nie lubią :'>)

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top