#7 | Teoretycznie ✲ Obi-Wan Kenobi
Obi-Wan Kenobi x fem. reader
1350 słów
Wyruszając na tę misję, ani ty ani Obi-Wan nie spodziewaliście się, że będziecie musieli spędzić noc w zatęchłym pokoju hotelowym, dzieląc ze sobą jedno łóżko. Już niemal od godziny leżeliście na dwóch skrajach materaca, ale żadne z was nie poruszyło się, żeby przykryć się kołdrą. Obi-Wan miał zamknięte oczy, jego dłonie ułożone bezwładnie na brzuchu, czoło gładkie i choć z pozoru wyglądał, jakby spał, ty czułaś w jego mocy, że to nie była prawda. Moc drżała wokół niego jak struna, wydając niski, nieprzerwany dźwięk niepewności. Był równie nerwowy co ty, po prostu lepiej to ukrywał.
W końcu nie mogłaś tego dłużej wytrzymać. Starałaś się być niewzruszona, ale nie mogłaś więcej udawać, że ty i mężczyzna, w którym byłaś zakochana od lat, nie leżeliście właśnie w jednym łóżku, z dala od wścibskich uszu i oczu innych Jedi.
— Czy kiedykolwiek myślisz o tym, że Rada może nie mieć racji we wszystkich kwestiach? — zapytałaś, tak spokojnie i bez emocji, jak tylko byłaś w stanie, choć emocje roznosiły cię od środka.
Obi-Wan otworzył oczy, spojrzał na ciebie. Nawet w tej ciemności błękit jego oczu był wyraźny. Przez moment myślał, nie chcąc powiedzieć czegoś niewłaściwego, a ty cierpliwie czekałaś. Byłaś już do tego przyzwyczajona. Kenobi zawsze lubił mieć wszystko przemyślane, precyzyjnie dobierał słowa, żeby nie zostać źle zrozumianym. Ta umiejętność często ratowała go w wielu dyplomatycznych sytuacjach.
— Wierzę w to — odparł — że mają czyste intencje i wszystkie decyzje podejmują w taki sposób, żeby niosły za sobą jak najmniej negatywnych konsekwencji.
Nie zaskoczyło cię, że wybrał najbezpieczniejszą odpowiedź, jaką tylko się dało. Krytykowanie Rady to był temat tabu — nawet jeśli ktoś nie zgadzał się z ich decyzjami, byliście uczeni, żeby otwarcie o tym nie mówić.
— Nie o to pytam — naciskałaś mimo to.
— A o co?
— Czy myślisz czasem o tym... że cały ten zakaz przywiązywania się jest bez sensu?
Obi-Wan wbił wzrok w sufit, pomiędzy jego brwiami pojawiła się drobna pionowa zmarszczka. Teraz myślał nad odpowiedzią jeszcze dłużej niż wcześniej.
— Tak — odparł w końcu.
Zaskoczył cię. Spodziewałaś się wszystkiego, tylko nie tak otwartego i jednoznacznego potwierdzenia.
— Tak? — powtórzyłaś, upewniając się, że się nie przesłyszałaś.
— Cóż, nie do końca. Wierzę w to, że nigdy nie powinniśmy się przywiązywać. Jesteśmy wojownikami, strażnikami porządku. Nie możemy dobrze wykonywać naszej misji, jeśli wizję przysłoni nam ochrona bliskich.
— Ale? — Czułaś, że to nie wszystko.
— Ale... nie sądzę, żeby dało się w pełni wyzbyć swoich emocji. Jesteśmy tylko ludźmi. Mamy ludzkie odruchy. Nienawiść. Przyjaźń. Miłość. Nie da się ich kompletnie zniszczyć. Myślę, że nie da się ich nawet do końca kontrolować. Można jedynie nauczyć się nie działać na ich podstawie.
Przełknęłaś ślinę.
— Hm.
— Nie zgadzasz się ze mną? — zapytał.
— Zgadzam się. Do pewnego stopnia.
Obi-Wan spojrzał na ciebie z zaciekawieniem.
— Z którą częścią się nie zgadzasz?
— Uważam, że raz na jakiś czas zadziałanie na podstawie swoich uczuć nie musi być takie złe.
— Na przykład?
Podniosłaś się na łokciu i spojrzałaś na niego. Teraz to ty potrzebowałaś chwili, ale nie dla tego, że chciałaś przemyśleć swoją odpowiedź, lecz dlatego, że zbierałaś odwagę, aby zrobić coś, czego absolutnie nigdy nie powinnaś robić.
— Na przykład, dajmy na to, czysto teoretycznie... — zaczęłaś. — Powiedzmy, że jestem w tobie zakochana.
Obserwowałaś uważnie reakcję Obi-Wana i tylko dzięki temu udało ci się wyłapać, jak jego grdyka poruszyła się, gdy nerwowo przełknął ślinę, a jego wzrok na ułamek sekundy ześlizgnął się na twoje usta.
— Mhm... — mruknął, a ty odczytałaś to jako subtelną zachętę do kontynuowania.
— Więc, gdybym chciała teraz, dajmy na to, pogładzić cię po policzku. — Na potwierdzenie swoich słów uniosłaś dłoń i powoli, delikatnie ułożyłaś ją na jego policzku. Nie odtrącił cię, za to jego źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej, niemal całkowicie pochłaniając błękit tęczówek. Twoje serce przyspieszyło. — Nic złego by się nie stało. Pomimo tego że zadziałałam na podstawie swoich uczuć, to nie wpływa to w żaden sposób na pomyślność naszej misji.
Przesunęłaś dłoń, muskając palcami ścieżkę od jego skroni, przez policzek, aż do żuchwy, gdzie czułaś pod palcami krótkie igiełki zarostu.
— Być może — odpowiedział, siląc się na spokój — ale pogładzenie po policzku potencjalnie mogłoby doprowadzić do czegoś więcej. Co gdybym na przykład... odwzajemnił ci się tym samym. — Mówiąc to, podniósł dłoń. Założył kosmyki twoich włosów za ucho i ułożył dłoń na twojej szyi tuż pod uchem. Jego palce były chłodne, przeszedł cię dreszcz. — A potem przyciągnął bliżej siebie... — Delikatnie przyciągnął cię bliżej, wasze twarze zawisły kilkanaście centymetrów od siebie, wciąż za daleko do pocałunku, ale dużo bliżej, niż to było stosowne. — Co gdybyśmy zaczęli od takich drobnych gestów, a potem szli dalej i dalej, i dalej, i nie byli w stanie skończyć, aż wreszcie zaczęlibyśmy troszczyć się o siebie nawzajem bardziej niż o Zakon?
— Taka sytuacja wymagałaby po prostu przerwania w odpowiednim momencie. Trochę na zasadzie... kontrolowanego wybuchu. Pozwalasz sobie na coś mniej groźnego tylko po to, żeby to z czasem przypadkiem nie wyewoluowało w coś groźniejszego.
— A co jeśli to nie byłby kontrolowany wybuch? Co jeśli nie bylibyśmy w stanie tego przerwać? — Jego błękitne oczy wpatrywały się w ciebie ze szczerym pytaniem. Widziałaś, jak bardzo on tego chce i jak bardzo się tego boi.
— Nie ufasz swojemu zdrowemu rozsądkowi? — zapytałaś, kąciki twoich ust drgnęły do psotnego uśmiechu.
— W większości sytuacji ufam, ale przy tobie rozsądek to jedna z ostatnich rzeczy, która mną kieruje.
Powiedziawszy to, przyciągnął cię do pocałunku.
Obi-Wan był typem mężczyzny, który nawet w chwilach gwałtownych emocji zachowywał nutę opanowania. Dlatego zamiast przywłaszczyć cię dla siebie, tak jak miał na to ochotę od bardzo dawna, delikatnie musnął twoje usta swoimi. Tak jak w walce, jego pierwszy ruch był ostrożny, powściągliwy — dopiero się rozgrzewał. Potem z każdym ruchem warg łapał cię coraz zachłanniej, stopniowo zwiększając tempo, ucząc się twoich ruchów, szukając twoich słabości. Jego chłodne palce badały delikatną skórę pod twoim uchem, wyszukując miejsca, które przyprawi cię o przyjemny dreszcz, a kiedy w końcu je znalazł, zaczął pocierać je kciukiem, wywołując w tobie kolejne westchnienia.
Nie pozostawałaś mu dłużna. Wolną dłoń wplotłaś w jego miękkie włosy i gdy tylko zrobił coś, co ci się podobało, nagradzałaś go drobnymi pociągnięciami, które sprawiały, że na moment tracił oddech. Nie zauważyłaś nawet kiedy do tej mieszanki doznań dołączył jego wilgotny język.
Potem niespodziewanie, Obi-Wan złapał cię za biodra i gładkim ruchem przewrócił na plecy. Sapnęłaś, zaskoczona. On od razu zanurkował i zaczął składać pocałunki na twojej szyi, językiem odnajdując fragment skóry, który jeszcze przed chwilą pieścił kciukiem. Wasze ciała przylegały do siebie. Nawet przez warstwy szat czułaś, jak jego serce bije w zawrotnym tempie. Choć to wszystko zaczęło się spokojnie, niespiesznie, teraz oboje coraz bardziej traciliście nad sobą kontrolę. Pocałunki stawały się bardziej zachłanne, oddechy urywane, wasze ręce błądziły coraz odważniej, coraz niżej. W końcu odnalazłaś dłońmi jego pas i zaczęłaś rozwiązywać jego szatę.
Wtedy Kenobi oderwał się od ciebie. Zawisł nad tobą, dysząc, a złote loki okalały jego twarz. Momentalnie przerwałaś to, co robiłaś, ale nie cofnęłaś dłoni. Nie chciałaś ich cofać. Jeśli on chciał się odsunąć, musiał to zrobić sam, nie zamierzałaś mu tego ułatwiać.
Przez kilka sekund Obi-Wan milcząco ci się przyglądał i z jego twarzy nie mogłaś wyczytać, czy odczuwał właśnie nieopisaną przyjemność, czy ból. Być może odczuwał obie te rzeczy na raz?
— Musimy to przerwać — powiedział błagalnie, choć jego oczy mówiły coś całkowicie przeciwnego. — Zanim zrobimy coś, po czym nie będzie odwrotu.
— Nie chcę tego przerywać — wyznałaś. Ścisnęłaś mocniej jego szaty. Musiałaś użyć całej siły woli, żeby nie przyciągnąć go z powrotem do siebie.
— Ja też nie chcę.
— Więc zróbmy to. Ten jeden, jedyny raz, zróbmy to, czego oboje chcemy — poprosiłaś. — Zróbmy to porządnie, tak żebyśmy wspominali to do końca życia jako najwspanialszą noc, jaką kiedykolwiek przeżyliśmy. Bo jeśli kiedykolwiek miałabym czegoś żałować, Obi-Wanie, to nie tego, że złamaliśmy zasady, tylko tego, że zrobiliśmy to z niewystarczającą pewnością siebie.
Obi-Wan, chyba po raz pierwszy w życiu, nie zastanawiał się nad odpowiedzią. Kąciki jego ust drgnęły w uśmiechu, zawadiackim, takim jaki posłał ci zawsze, gdy udało mu się wygrać jakąś sprzeczkę albo sparing, a potem pokiwał głową, nie spuszczając z ciebie wzroku nawet na sekundę.
— W porządku — zgodził się. — Zróbmy to porządnie.
Z tymi słowami pochylił się i znów zamknął twoje usta w pocałunku, a ty, już bez żadnych wątpliwości, kontynuowałaś rozwiązywanie jego szaty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top