#5 | Kaprys ✲ Anakin Skywalker
Anakin Skywalker x fem. reader
2319 słów
Ukrywanie waszej relacji przed Obi-Wanem powoli wyniszczało Anakina. Choć przy tobie stale uśmiechał się i żartował, to gdy tylko wydawało mu się, że nie patrzysz, jego maska spadała. Jego wzrok pochmurniał, a między brwiami pojawiały się zmarszczki, gdy z zamyśleniem wpatrywał się w przestrzeń, tocząc milczące walki z poczuciem winy. Kilka razy próbowałaś subtelnie namówić go na rozmowę, ale odmawiał.
Anakin miał swego rodzaju kompleks wyższości. Uważał, że to on, jako mężczyzna, jako rycerz i jako wybraniec, ma w obowiązku wzięcie na siebie wszystkich trudów i znoszenie ich w zaszczytnym milczeniu. Przyjmowanie pomocy, szczególnie od kogoś bliskiego, było niedopuszczalne. To by godziło w jego honor.
Tylko że z tym problemem nie był w stanie sobie poradzić. Mijały kolejne dni, a jego stan się pogarszał. Miał problemy ze snem. Po zachodzie słońca kładł się obok ciebie i gładził czule twoje odkryte ramię, szepcząc ci do ucha słodkie obietnice, a gdy tylko wydawało mu się, że zasnęłaś, wymykał się z sypialni. Z początku nie wiedziałaś dokąd, ale gdy którejś nocy w końcu zdecydowałaś się za nim podążyć, odkryłaś, że spędzał czas w ogrodach. Czasem trenował walkę, czasem medytował, czasem po prostu siedział pod drzewem, obserwując pnące się ku niebu wieże pałacu. Do łóżka wracał dopiero po świcie.
Myślałaś, że potrzebuje czasu, żeby ułożyć sobie to w głowie, ale tygodnie mijały, a ty nie mogłaś dłużej patrzeć na jego cierpienie. Kochałaś go i chciałaś z nim spędzić resztę życia, ale nie kosztem jego zdrowia.
— Musimy powiedzieć Obi-Wanowi — postanowiłaś któregoś ranka przy śniadaniu.
Twarz Anakina momentalnie się rozjaśniła. Nie potrzebował długiego przekonywania. To ty zawsze dużo intensywniej naciskałaś na utrzymanie waszej relacji w sekrecie przed Kenobim. Twoja zmiana zdania dodała mu skrzydeł.
Jeszcze tego samego dnia skontaktował się ze swoim przyjacielem i zaprosił go na spotkanie w wakacyjnej posiadłości, w której przebywaliście. Dobę później Kenobi już u was był. Dla zachowania pozorów niezobowiązującego spotkania zjedliście uroczysty obiad, przeszliście się po ogrodzie i dopiero o zachodzie słońca rozsiedliście się w saloniku dla gości. Wtedy też wyprosiłaś służbę, żeby zapewnić wam więcej prywatności.
Jako księżniczka na co dzień byłaś przyzwyczajona do wielkości pałacowych sal, tego dnia jednak czułaś się nimi przytłoczona. Siedząc naprzeciwko Obi-Wana, wiedząc, co zaraz się stanie, miałaś ochotę skulić się i schować. Tutaj nie było gdzie. Salonik ział muzealną pustką — poza dwiema sofami i stolikiem pełnym przystawek nie było tu innych mebli, tak jakby to miało was zachęcić do zachwycania się misternymi wzorami na marmurowej podłodze albo pejzażami w złotych ramach. Sufit musiał mieć co najmniej dwa piętra, a widok ze strzelistych okien wychodził na bezkres oceanu. W którą stronę nie spojrzeć, atakowała cię przestrzeń.
Przed spotkaniem umówiliście się z Anakinem, że ograniczycie przy Obi-Wanie czułości, żeby nie wprawiać go w zakłopotanie. Twoje zdenerwowanie musiało jednak być wyraźne, bo ledwie usiedliście na sofach, a Anakin już trzymał cię za rękę. Podniosłaś na niego wdzięczny wzrok i wtedy zauważyłaś, że był on równie blady i roztrzęsiony. Zwątpiłaś, czy jego gest miał na celu uspokojenie bardziej twoich czy jego nerwów.
Obi-Wan, który siedział naprzeciwko, udawał z kolei, że nie widzi waszych splecionych palców. Jego wzrok wędrował wszędzie, tylko nie na wasze dłonie.
Czy naprawdę był gotów aż tak przymknąć na to oko? Wiedziałaś, że Twoja relacja z Anakinem była tylko umownym sekretem, że Kenobi musiał od dawna wyczuwać łączące was uczucie, ale nie sądziłaś, że byłby w stanie przepuścić aż tak jawne czułości. Jak gdyby nigdy nic sięgnął po miniaturową tartę i włożył ją do ust, potem oparł się wygodnie o oparcie sofy.
— Więc, Anakinie, [Y/N] — odezwał się. — Zgaduję, że skoro mnie tu zaprosiliście, a do tego wyprosiliście służbę, chcecie ze mną porozmawiać o czymś ważnym? Czy [Y/N] jest w jakimś niebezpieczeństwie? Macie jakieś informacje, które powinienem przekazać Radzie?
— Nie, [Y/N] jest bezpieczna — odparł twój mąż. Jego głos był ledwie słyszalnie zduszony, tak jakby coś ściskało jego gardło. — Przynajmniej na tyle, na ile bezpieczna może być senatorka z całą listą wrogów politycznych. Zaprosiłem cię z innego powodu.
Obi-Wan pokiwał głową. Dopiero teraz dłużej zawiesił wzrok na waszych dłoniach, jakby się domyślając, ale wciąż nie zaadresował tego otwarcie.
— Już się boję usłyszeć, co takiego narobiłeś — skomentował.
Anakin zaśmiał się nerwowo.
— Od razu narobiłem... Nie mam pojęcia dlaczego cały czas posądzasz mnie o najgorsze.
— Nie o najgorsze. Ale o najlepsze też nie. — W głosie Kenobiego nie było wrogości, a jedynie zmęczenie charakterystyczne dla kogoś, kto przez lata musiał użerać się z niesfornym padawanem.
— Z pewnością... ekhm... — Anakin zaczął się jąkać. — Cóż, wiem, że nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale z pewnością jesteś świadomy uczucia, którym darzę [Y/N]. Nigdy otwarcie o tym nie mówiłem, ale jestem niezmiernie wdzięczny za to, że nigdy tego nie potępiłeś ani nie naciskałeś na to, żebym zmienił swoje postępowanie.
— Znasz moje stanowisko na temat zakazu przywiązywania się.
— Znam i je podzielam. Tylko że to nie wszystko.
Obi-Wan spojrzał na twojego męża wyczekująco, kilkusekundową ciszę wypełniły odległe krzyki mew, a potem Anakin wyznał:
— Wzięliśmy ślub.
Wypuściłaś z płuc powietrze, którego nawet nie byłaś świadoma, że wstrzymywałaś. Krótko, wspierająco ścisnęłaś dłoń Anakina. Najtrudniejsze było za wami — taką przynajmniej miałaś nadzieję.
W pierwszym momencie Obi-Wan nie zareagował. Patrzył to na ciebie, to na Skywalkera, jakby sprawdzając, czy któreś z was jednak nie skłamało albo może on się przesłyszał? Potem wstał. Wykonał kilka zdenerwowanych kroków w głąb sali, potem wrócił, ale już nie usiadł. Choć pozornie nie wyglądał na złego, to jego ledwie zauważalnie rozszerzone nozdrza i zaczerwienione policzki zdradzały prawdę.
— Ślub? — powtórzył. Jego ton tylko upewnił cię w tym, że nie był ani trochę zadowolony.
Anakin wypuścił twoją dłoń i wstał.
— Wiem, że powinniśmy byli cię zaprosić, ale-...
Obi-Wan aż złapał się za głowę.
— Anakinie! Czyś ty oszalał? Nie chodzi o żadne zaproszenie! Wy w ogóle nie powinniście tego robić! Utrzymywanie bliskiej relacji to jedno... już to jest ogromnym nagięciem zasad, ale przymykałem na to oko, bo myślałem, że macie wystarczająco dużo rozsądku. Ale ślub?! Wiesz, jakie konsekwencje mogą cię czekać, gdyby ta informacja dotarła do Rady?!
— "Gdyby." Ale nie dotrze — zapewnił Skywalker. — Nie wie o tym nikt poza nami oraz kapłanem, który udzielił nam ślubu.
— Och, czyżby?
— Tak.
Obi-Wan potarł skroń, zmarszczki na jego czole się pogłębiły. Teraz jak nigdy widać było, jak regularny stres sukcesywnie postarzał jego twarz. Choć miał zaledwie dwadzieścia-kilka lat, na jego skroniach i brodzie już pojawiały się pierwsze siwe włosy.
— Ach, utrzymanie ślubu w tajemnicy to tylko początek kłopotów — powiedział. — Proszę, powiedz mi, że przynajmniej nie skonsumowaliście waszego związku.
Ty i Anakin wymieniliście się spojrzeniami. Anakin zająknął się, ale nie musiał odpowiadać. Obi-Wan po tym jednym spojrzeniu wszystko zrozumiał. Stęknął żałośnie, wznosząc błagalny wzrok ku sufitowi.
— Lepiej miejcie nadzieję, że [Y/N] nie jest przy nadziei, bo jeśli tak... — Nie dokończył zdania, ale i tak wszyscy wiedzieliście, że to wiązałoby się z całą gamą nowych problemów.
Ty natomiast poczułaś, że w końcu nadszedł moment, w którym powinnaś się wtrącić. Do tej pory milczałaś, bo chciałaś, żeby Anakin miał szansę samemu to wyjaśnić, ale teraz ewidentnie przydałoby mu się wsparcie.
Wstałaś, złapałaś go za rękę w geście solidarności i uniosłaś dumnie podbródek. Posturę władczości miałaś opanowaną do perfekcji.
— Byliśmy ostrożni — skłamałaś z pewnością siebie, jaką posiąść mógł jedynie prawdziwy dyplomata. Prawda była taka, że nie byliście ani trochę ostrożni. Kiedy tylko zostaliście sami w swojej sypialni, a Anakin dotknął twojej nagiej skóry, pochłonął was ogień, którego nie dało się okrzesać. Ale nie żałowałaś. Zrobiłabyś to jeszcze sto razy, niezależnie od konsekwencji. — Poza tym, nawet jeśli jakimś cudem zaszłabym w ciążę, mogę powiedzieć, że wiem, kto jest ojcem. Nikt się nie dowie, że to Anakin.
— Wielu Mistrzów w Radzie już od dawna was podejrzewa — oznajmił Obi-Wan. Gdy się do ciebie zwracał, jego głos był łagodniejszy. — To by nie pomogło rozwiać podejrzeń.
— Mogą podejrzewać do woli — odparłaś. — Dopóki nie będą mieli twardych dowodów, mają związane ręce.
— To skrajnie nieodpowiedzialne.
— Tak samo jak spotykanie się z mandaloriańską księżniczką — wytknął Anakin.
Spojrzałaś na niego zaskoczona. Kenobi też miał swoją ukochaną? I do tego mandaloriańską księżniczkę? Czemu o tym nie wiedziałaś?
Obi-Wan zacisnął usta w wąską linię. Ewidentnie podnoszenie tego tematu musiało nacisnąć na jego czuły punkt... a może po prostu zdenerwował się, że wytknięto mu hipokryzję?
— Satine nie ma tu nic do rzeczy — oznajmił. — Łączy nas ciepłe uczucie, owszem, ale nie wzięliśmy ślubu ani nie zrobiliśmy niczego innego, co mogłoby nas narazić. W przeciwieństwie do waszej dwójki.
— Obi-Wanie, proszę cię, musisz to zrozumieć! — Ton Anakina z przemądrzałego zmienił się w błagalny. — Kocham [Y/N]. Życie bez niej nie miałoby sensu, musiałem to zrobić. Rani mnie to, że jesteś na nas zły.
Kenobi odwrócił twarz w stronę okien. Wyglądał przez nie przez kilka sekund, zastanawiając się głęboko. Gdy odwrócił się z powrotem do was, jego twarz złagodniała, a zmarszczki się spłyciły.
— Nie jestem zły — odparł. Jego głos był spokojny. — Jestem zawiedziony. Myślałem, że lepiej cię nauczyłem. Myślałem, że potrafisz panować nad swoimi uczuciami, oprzeć się pokusom.
— Obi-Wanie... — Głos Anakina się załamał. W jego zielonych oczach zebrały się łzy.
— Czego się spodziewałeś? Że wam pogratuluję? To nie jest zabawa. Jesteś wybrańcem, Anakinie. Tak, wiąże się to z wieloma przywilejami, ale nie możesz robić wszystkiego, co ci się żywnie podoba. Na twoich barkach leży los całego świata!
Nastrój w pomieszczeniu natychmiast się zmienił. Poczułaś złość wzbierającą się w twoim mężu. Chciałaś zareagować, powiedzieć coś, sprowadzić rozmowę na lepsze tory, ale Anakin już wypuścił twoją rękę i postąpił o krok w stronę Kenobiego.
— Myślisz, że tego nie wiem? — wypluł. — Myślisz, że mnie to bawi? Wyobraź sobie, że "los całego świata" to całkiem ciężkie brzemię, tym bardziej, kiedy wszyscy wokół oczekują, że będziesz nosił je samemu.
— Nie nosisz go samemu. Masz Radę, masz innych Mistrzów, którzy mogą ci doradzić, masz mnie.
Anakin prychnął.
— I gdzie się teraz podziewa wasze wsparcie? Po raz pierwszy od lat zrobiłem coś, co przyniosło mi szczęście i muszę to przed wami ukrywać.
— Dałeś się ponieść jakiemuś kaprysowi i straciłeś z oczu cel! — Głos Obi-Wana odbił się od ścian ostrym echem.
— Kaprysowi? Mój ślub z [Y/N] jest dla ciebie kaprysem?
— A czym innym?
— Wyrazem miłości, przywiązania i szacunku, którymi ją darzę? Obietnicą ochrony i wsparcia, zarówno mojego dla niej, jak i jej dla mnie?
Obi-Wan załamał ręce.
— Możecie sobie to wszystko obiecywać bez brania ślubu!
— Więc może powiedz o tym wszystkim Radzie i ukróć w końcu moje cierpienia! Wszyscy będą szczęśliwsi. Ja będę mógł w końcu "dawać się ponieść kaprysom", a ty nie będziesz musiał się więcej ze mną użerać!
Cisza, która po tym zapadła, dzwoniła ci w uszach. Mogłaś przysiąc, że pod wpływem gwałtownych emocji żyrandol nad waszymi głowami zaczął drgać... A może to tylko przeciąg z otwartego okna nim poruszył.
Ta cała rozmowa poszła kompletnie nie tak, jak się spodziewałaś. Nie zdziwił cię wybuch Anakina — on zawsze miał skłonności do złości — nie sądziłaś jednak, że Obi-Wan będzie aż tak przeciwny. Nie spodziewałaś się od razu pełnego poparcia, ale przynajmniej zrozumienia. Przecież Anakin był dla niego jak brat, musiał rozumieć, jak ważne było dla niego to małżeństwo.
— Chłopcy, proszę... — zaczęłaś, usiłując załagodzić sytuację, ale zostałaś zignorowana.
— Może tak właśnie powinienem zrobić — odparł Obi-Wan zachrypniętym głosem. Lód w jego tonie zupełnie nie pasował do łez zbierających się w jego błękitnych oczach.
Zwrócił twarz do ciebie i wykonał płytki ukłon, a potem ruszył w stronę wyjścia; kroki odbiły się echem po wysokich ścianach. Odprowadziłaś go wzrokiem, oniemiała. Dopiero gdy drzwi się za nim zatrzasnęły, powoli wypuściłaś wdech.
Tym jednym się akurat nie martwiłaś: nie sądziłaś, żeby Kenobi zdobył się na powiedzenie prawdy Radzie — po pierwsze dlatego, że za bardzo kochał Anakina; po drugie, może nawet ważniejsze, dlatego, że to pogrążyłoby jego samego, bo wszyscy dowiedzieliby się, że przyzwalał na waszą relację od lat. Nie mniej jego słowa musiały zranić Anakina do kości. Choć stał do ciebie plecami, widziałaś, jak trzęsą się jego ramiona, jak zaciska pięści.
Podeszłaś i delikatnie położyłaś dłoń na jego ramieniu. Twoja bliskość zawsze koiła jego nerwy.
— Jestem pewna, że tego nie zrobi — uspokoiłaś. — Za bardzo mu na tobie zależy.
Anakin odtrącił twoją rękę ruchem, który balansował na granicy przemocy, tak jakby ostatkiem siły woli powstrzymywał się przed wybuchem. Nie musiał jednak fizycznie cię krzywdzić, żebyś poczuła bolesne ukłucie odrzucenia. Gdy się do ciebie odwrócił, niemal go nie poznałaś. Jeszcze nigdy nie widziałaś w jego oczach takiej furii, i to nie skierowanej do przeciwnika, lecz do ciebie, do swojej żony.
Sparaliżował cię strach.
Ufałaś mu. Naprawdę mu ufałaś. Wiedziałaś, że nigdy by cię nie skrzywdził, a jednak w tym krótkim momencie, przelotnym jak mrugnięcie, zdominował cię jego gniew. To uczucie było jak pożoga paląca wszystko na swojej drodze, na szczęście nie trwało długo. Ustąpiło równie szybko, jak się pojawiło. Wzrok Anakina złagodniał, choć niewystarczająco.
— Nie powinnaś była mnie namawiać — oznajmił chłodno.
To zakłuło cię podwójnie. Przecież chciałaś dobrze.
— Wiem, Ani... przepraszam. Byłam przekonana, że to przebiegnie zupełnie inaczej. Gdybym wiedziała, że to się tak potoczy... błagam, powiedz, że nie jesteś na mnie zły! Wiesz przecież, że chciałam dla ciebie, dla nas, dobrze. Kocham cię najmocniej na świecie.
Znów złapałaś jego ramię, tym razem w akcie desperacji. Tak bardzo potrzebowałaś usłyszeć, że wszystko było między wami w porządku. Anakin przez kilka długich sekund zaciskał usta, a ty nie mogłaś znieść oczekiwania.
— Muszę się przewietrzyć — wycedził w końcu, nawet na ciebie nie patrząc.
Z twoich ust wyrwało się żałosne łkanie, które szybko zdusiłaś. Chciałaś rzucić się na kolana, obsypać Anakina miłością, przytulić go, pocałować, błagać o wybaczenie... Cokolwiek, byle tylko nie był już na ciebie zły. Nie zrobiłaś tego jednak. Po tym, jak odtrącił cię chwilę wcześniej, bałaś się jego reakcji.
Anakin już na ciebie nie spojrzał. Ruszył w stronę wyjścia przeciwległego do tego, którym wyszedł Obi-Wan. Trzaśnięcie drzwi odbiło się echem. Zostałaś sama.
A ponieważ nie miałaś już dla kogo być silna, pozwoliłaś otaczającej pustce cię przytłoczyć, a potem pochłonąć.
Mogłaś żyć z faktem, że Obi-Wan nie akceptował waszego ślubu. Jego zdanie było dla ciebie ważne, ale nie dyktowało twojego postępowania. Czego nie mogłaś znieść, to tego, jak bardzo skrzywdziłaś swojego męża, choć miałaś dobre intencje. Miałaś nadzieję, że wyznanie prawdy zbliży was do siebie, a nie jeszcze bardziej oddali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top