[autorka] x Stan

-Jak długo mamy jeszcze czekać? Za niedługo się spóźnimy!

-Jeszcze chwilka. Uspokój się...

-Zostało nam mało czasu.

-To nie jest moja wina! Przypominam Ci, że to ty przez pół godziny siedziałeś w toalecie.

-Przepraszam siostro, że chce wyglądać dobrze dla mojej dziewczyny.

Cały czas, siedząc przy kierownicy mojego nowego samochodu, zastanawiałam się, czy mogłabym go wyrzucić na ulice, żeby go rozjechały inne auta.

-Gdybyś miała faceta, byłabyś bardziej wyluzowana co nie?

Co chwila, czułam jeszcze większe uczucie wnerwienia.

-Patrząc na twoją twarz, można uznać, że żaden by ciebie nie zechciał.

Patrzyłam wku*wiona na przednią szybę, próbując jakoś się opanować.

-Pamiętam jak byłaś zazdrosna o moich kolegów ze starszych klas z liceum. Każdy miał dziewczynę. Nawet twoje koleżanki, wredne zołzy i kujonki miały swoich kujonów. Ty za to zawsze byłaś sama. Hahaha. Nawet ja mam dziewczynę, do której właśnie jedziemy.

Zawsze mi to wypomina. Odkąd odrzucił mnie Nik, Greg nie może przestać mi tego przypominać.
Ze złości, walnęłam pięścią w klakson.

-Zamknij się Ku*wa!

Wrzasnęłam. Greg lekko się wzdrygnął.
Poczułam na sobie wszystkie oczy innych ludzi w autach.
Zajechałam na najbliższy przystanek autobusowy, odpięłam pas bezpieczeństwa brata i otworzyłam mu drzwi.

-Wysiadasz.

Powiedziałam, nawet na niego nie patrząc.

-Miałaś mnie zawieść na urodziny Gabrieli.

-Nie interesuje mnie to. Pójdziesz do niej sam, a teraz wysiadasz.

-Ale mama powiedziała...

-Mam to w dupie! Nie będę woziła Cię gdziekolwiek. Dorośnij w końcu!

Gregowi zrobiło się głupio. Wziął prezent do ręki i wyszedł z samochodu.
Położyłam głowę na kierownicy i zaczęłam płakać.
Jednak nie dano mi się wypłakać do końca, ponieważ zauważyłam z daleka jak przyjeżdża za mną autobus. Szybko otarłam oczy z łez i pojechałam.
W końcu Gabriela też mnie zaprosiła na urodziny. Przyjadę do niej, dam jej te perfumy, które tak bardzo lubi i pojadę na zakupy na wieczór.
Gdy stanęłam w pewnej chwili na światłach, próbowałam złagodzić oddech. Jednak przez cały ten czas, słyszałam jak ludzie walą dookoła mnie w klaksony.
Czułam jak lewa noga mi się trzęsie. Otworzyłam okno, by odetchnąć „w miarę" świeżym powietrzem.
Nagle usłyszałam, jak jakiś facet w samochodzie obok, wrzeszczy na kierowcę przed sobą.

-Gościu! Ogarnij się.

Powiedział po chwili, załamując ręce. Włączyłam radio, by zagłuszyć jakkolwiek te krzyki... bez skutecznie. Co się okazało, pojawiły mi się mroczki przed oczami. Do puki, miałam czerwone światło, mogłam szybko wyjąć z torebki moje okulary korekcyjne.
Po chwili, poczułam na sobie wzrok faceta auto obok.

-Coś nie tak?

Zapytałam z lekkim wkurzeniem.
Facet nic nie odpowiedział i ruszył przed siebie. Kiedy ogarnęłam, że już jest zielone, szybko pojechałam w stronę mieszkania Gabrieli.
W przeciągu 6 minut, zaparkowałam na ostatnim, wolnym miejscu przy budynku, gdzie mieszkała dziewczyna brata.

-Matylda. Hejka.

Przywitałam się z dziewczyną.

-Hej. Wszystkiego najlepszego...

Dziewczyna uśmiechnęła się.

-...żebyś nigdy się nie zmieniała.

-Dziękuję kochana.

Na widok paczuszki, była uradowana. Przy mnie ją otworzyła.

-Moje ukochane perfumy z Holandii. Skąd wiedziałaś?

-Ech. Podsłuchuje się czasem Grega.

Gabriela rozejrzałam się za mną.

-A gdzie on jest?

Zapytała z zaciekawieniem.

-Wkurzył mnie i teraz idzie tu na piechtę.

-Okey. Rozumiem.

Zamknęła za mną drzwi i powiesiła moją kurtkę na wieszaku.

-Napijesz się drinka?

-Wiesz co?... Nie...Jestem samochodem... i mam potem coś do zrobienia, więc podziękuję.

-Ale herbatki Ci zrobić co?

-Tak. Z wielką chęcią.

Gdy weszłam do salonu, spotkałam tam znajomych mojego brata i Gabi.

-Oooo! Matylda się pojawiła. Jak miło!

Wrzasnął Joe. Przyjaciel Grega z liceum. Klasowy śmieszek.

-A gdzie nasz frajer?

Spytał Adam, chrupiąc chipsy. Kuzyn Gabi z 3 klasy liceum, który nie mówił R.
Prawie całe te towarzystwo było młodsze ode mnie... no opłucz 25 letniego, starszego brata Joego Petera, z którym chodziłam do szkoły. Był w ostatniej klasie, jak ja dostałam się dopiero do pierwszej.

-FRAJER, dyga tutaj na piechtę.

Na to zdanie, Olga przyjaciółka Gabi, ze swoją bliźniaczką Vanessą, zaczęły się śmiać.

-No i prawidłowo!

Rozległ się głos Logana, który właśnie wchodził do salonu. Przyjaciel Petera, który szedł razem z nią. Od zawsze, Peter się we mnie trochę podkochiwał w szkole. Tak przynajmniej uważałam. Był szkolnym podrywaczem i każda dziewczyna wiedziała, że najpierw się umawia, wykorzystuje i zostawia. Nie wiek dlaczego, ale on mnie nigdy aż tak bardzo nie pociągał. Był dla mnie jak kumpel, z którym czasem sobie gadałam na korytarzu.
Gabriela przyniosła mi herbatę i kawałek ciasta.
Wszyscy przez chwilkę gadaliśmy, do puki, nie usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Solenizantka podbiegła do drzwi, by je otworzyć.

-Kochani.

Powiedziała głośno. Chwilkę później, wróciła do nas z jeszcze jednym gościem.

-To jest Sebastian. Przyjaciel Petera z Liceum.

Kiedy się mu przyjrzałam, przypomniałam sobie, że to on wtedy jechał autem obok mnie. Głupie zrządzenie losu.
Gabriela zaczęła nas wszystkich przedstawiać. Kiedy doszła do mnie, Sebastian sobie mnie przypomniał.
30 minut później, do mieszkania wszedł zmęczony Greg.

-Jak dobrze że się pojawiłeś.

Wrzasnął trochę już pijany Logan.

-Byłbym szybciej, ale ktoś zostawił mnie na ulicy na pastwę losu.

-Po pierwsze GNOJU, nie ktoś, a twoja kochana, starsza siostra, a po drugie zostawiłam Cię na przystanku autobusowym, a nie na pastwę losu na jezdni.

Odparłam z chamskim uśmiechem. Popatrzyłam na zegarek i dopiero co ogarnęłam, że muszę szybko zrobić zakupy, bo o 17.00 przychodzi do mnie przyjaciółka ze studiów.

-Bardzo dziękuję za gościnę, ale...

Szybko dopiłam herbatkę i wstałam z kanapy.

-...muszę lecieć.

Gabriela szybko podbiegła do wieszaka, by podać mi kurtkę. Założyłam ją i zabrałam torebkę.

-Było wspaniale i Gabi, jeszcze raz „Sto Lat"

Pożegnałyśmy się, a potem zwróciłam się do kumpli.

-Miło było Cię poznać Sebastian i „Ave, Ave, Hallelujah!"

Było to ulubione powiedzonko pierwszoklasistów. Kiedy tylko to powiedziałam, chłopcy odpowiedzieli tym samym i pokazali znak Cezara. Sebastian za to pomachał mi miło, co odwzajemniłam.

Wyszłam i ruszyłam do samochodu. Już miałam wejść do samochodu, kiedy to usłyszałam dzwoniący telefon od mamy. Poprosiła mnie, bym szybko do niej przyjechała i oddała ładowarkę od telefony, którą u mnie rano zostawiła w samochodzie.

CDN...Nie wiem kiedy :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top