|28| Yuwin (Yuta x Winwin) (NCT)
osaka_prince95
Spójrz w prawo
Ale na prawo jest ściana X'D
To w drugie prawo
Spojrzałem wgłąb korytarza, ale ciemność nie pozwalała mi nic zobaczyć. Skierowałem się w tamtą stronę, próbując cokolwiek ujrzeć. Nagle błysnęła słaba poświata telefonu, oświetlająca czyjąś twarz. Moje serce zabiło szybciej. To był on.
osaka_prince95
Popatrz przed siebie
Nasz wzrok się spotkał. Mało widziałem wśród tej ciemności, ale to na pewno był on: smukła twarz, błyszczące radosne oczy, najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem, który zagościł na jego twarzy. Bez zbędnych słów rzuciliśmy się sobie w ramiona. Po trzech latach codziennego pisania, zwierzania się, żalenia w końcu mogłem go przytulić. Może to dziwne, ale ja się w nim zauroczyłem? Można to tak nazwać, chociaż to nie jest zwykłe zauroczenie. Imponuje mi mnóstwo rzeczy w nim: podejście do życia, inteligencja, wiedza, doświadczenie, obowiązkowość. Jest tylko dwa lata starszy ode mnie, ale przeszedł już dużo w życiu. Wciagnąłem zapach jego perfum. Chłopak był cudowny, jak po drugiej stronie ekranu.
- W końcu się spotykamy, słońce. - zaśmiał się, głaszcząc mnie delikatnie po plecach. Przyjechaliśmy na dwa różne obozy, ale do tego samego ośrodka. Za dziesięć dni niestety wyjeżdża, ale postanowiliśmy ten czas jak najlepiej wykorzystać. Wiedział o mnie wszystko. Oprócz jednej rzeczy.
- Chłopaki z pokoju poszli na boisko, więc jestem sam, chcesz może przyjść do mnie? - spytał, muskając ustami moje ucho. Czy to było przypadkiem? Moje serce zabiło jeszcze szybciej, nie wiedziałem, co powiedzieć. Już nie byłem tak śmiały, jak przed klawiaturą. Kiwnąłem głową, mrucząc pod nosem słowa zgody. Mój głos uwiązł w gardle, nie potrafiłem poczuć się swobodnie, mimo że go już długo znałem. Podążyłem za nim, nie obawiałem się, że mi coś zrobi. Ufałem mu, nawet jeśli znaliśmy się tylko przez komunikator. Stanęliśmy przed drzwiami z numerem 27. Patrząc na układ budynku, jego pokój jest prawie nad moim. Wyjął z kieszeni spodni klucz, otworzył drzwi i uchylił je na oścież, bym mógł wejść pierwszy. Nieśmiało wkroczyłem do środka i stanąłem obok, nie wiedząc, gdzie mam iść. Japończyk wskazał na porządnie pościelone łóżko w głębi pomieszczenia, usiadłem tam, wciąż czując się bardzo niezręcznie.
- Hej, boisz się mnie? - spytał Yuta, wyciągając zza mebla paczkę żelków. Nie bałem się, byłem tylko onieśmielony.
- Nie... - wyjąkałem, starając się mimo wszystko zapanować nad głosem. Poczułem jak łapie mnie za rękę i ją ściska. Napiąłem wszystkie mięśnie, patrząc w zdartą farbę na ścianie, byle nie w jego oczy.
- Rozluźnij się, pomyśl, że ze sobą piszemy. - spojrzałem na niego i ujrzałem ten piękny uśmiech... A gdyby mu powiedzieć?
- Cieszę się, że się spotkaliśmy. - starałem się brzmieć śmielej, powoli mi to wychodziło. Chłopak wziął z paczki jednego żelka i mi go włożył do ust. Zaskoczony znowu zamilkłem, patrząc na radosne iskierki, błyskające w jego pięknych niczym nocne niebo, oczach.
- Ja też się cieszę, Winwinnie. - roześmiał się serdecznie, pochłaniając swojego żelka. Użył mojego pseudonimu, moje serce zatańczyło w radosnym tańcu. Nasza rozmowa się powoli zaczynała kleić. Przez cały czas trzymał moją rękę, z każdą chwilą się rozluźniałem. Rozmawialiśmy o szkole, znajomych, minionym czasie wakacji, osobach, których nie lubimy i o innych pierdołach. Nasza rozmowa zeszła na nasze relacje. W pewnym momencie zamilkł, patrząc na mnie intensywnie. Starałem się wytrzymać jego wzrok przenikliwy, ale pełen ciepła i... miłości? Złapał moją drugą rękę, głaszcząc kciukami moje dłonie, wciągnąłem gwałtownie powietrze i oblizałem wargę ze zdenerwowania.
- Przez te trzy lata ciebie podziwiałem, twoją wiedzę, wytrwałość, mądrość, sposób radzenia sobie w różnych sytuacjach. Twoje słowa były jak balsam na mą duszę, jak delikatne promienie słońca, odbijające się na tafli jeziora, rozjaśniające mroczną toń. Moje każde słowo były w stosunku do ciebie szczere. Kocham cię, Sicheng.
Zaniemówiłem. To on był dla mnie autorytetem, ja starałem się mu jakoś pomóc, bo był dla mnie ważny. A teraz mi mówi, że to ja jestem jego wzorem? I przede wszystkim... że mnie kocha? Szczerze kocha, jak ja go. Nie mogłem uwierzyć w to, co powiedział. Wiedziałem, że dla niego jestem po prostu internetowym przyjacielem, że mogę się zawieźć na własnych uczuciach. Przybliżył swoją twarz i musnął wargami moje usta. W pierwszej chwili otworzyłem oczy szerzej, zaskoczony takim obrotem sytuacji, po czym je zamknąłem, oddając się mu. Smak jego ust był niepowtarzalny, magiczny, jak ta chwila, dotyk przyprawiał mnie o dreszcze, wędrujące wzdłuż kręgosłupa, jego obecność obok mnie szybsze bicie serca. Jego ręce objęły moje ciało, przyciągając mnie bliżej siebie, położyłem swoje dłonie na jego karku, wplątując palce w jego włosy. Nie wiem, ile to mogło trwać, sekundy, minuty, może i godziny, chciałem, by trwało wiecznie. Moje ciało było rozpalone z tysiąca emocji, władających moim umysłem, a na policzkach wykwitły czerwone rumieńce. Nie obchodziło nas, że któryś z jego kolegów może wejść w każdej chwili do pokoju i nas zobaczyć, liczyliśmy się tylko ja i on. Jego usta i moje. Nasza bliskość i nasze uczucia. Odsunęliśmy się od siebie, by złapać powietrze, jego twarz była rumiana niczym czerwone jabłko, wystawiające się na słońce. Starałem się uspokoić oddech i bardzo szybkie bicie serca.
- Mam nadzieję, że przestaną nas dzielić kilometry. Chcę cię mieć obok siebie, we dnie, w nocy, na dobre, na złe, widzieć twój uśmiech, ścierać twoje łzy, na całe życie. - wyszeptał, muskając jeszcze raz ustami moje usta i zamykając w uścisku.
- Będę z tobą już zawsze. Obiecuję.
Męczyłam się z tym, ah, gdzie ta wena
Tak lałam wodę i słodziłam że XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top