74
Pov T/I
-Powinnam czy nie.. - stałam przed drzwiami do jego pokoju - może powinnam napisać do Jimina, powiedzieć mu. Na pewno by mi zakazał.. - głośno myślałam - wejdę tam na chwilę. To nie zajmie długo - starałam się uspokoić - co jeśli to prawda..
Do głowy przychodziło mi wiele myśli. Nie chciałam tego żałować.
Nacisnęłam dzwonek i czekałam, aż mi otworzy. W międzyczasie poprawiłam maskę, którą miałam na twarzy.
Drzwi się otworzyły, a ja przełknęłam ślinę. Strasznie się stresowałam.
-Och to ty, cześć - szeroko się uśmiechnął.
Mogę się jeszcze wycofać, prawda?
-Cześć - odpowiedziałam znacznie ciszej. To wszystko było niezręczne.
-Wejdź.
Myślałam, że przesunie się, ale zostałam wciągnięta do środka.
Jednak pił.
-Chciałeś się ze mną spotkać, więc o to jestem - starałam się zachować dystans między nami.
-Więc nie stchórzyłaś - patrzył na mnie poważnym wzrokiem.
Więc wie, dlaczego miałabym.
-Powiedziałam ostatnio, że to nie był odpowiedni moment.
Parsknął śmiechem.
-Zapraszam - wskazał rękami, żebym przeszła dalej. Nie byłam niczego pewna. Co powinnam zrobić?
Załatwić sprawę i wyjść. Tak to byłoby zbyt proste.
-Dlaczego chciałeś, żebym przyszła? - zapytałam wprost.
-Usiądź - kompletnie zignorował moje pytanie.
-Jungkook - spojrzał mi w oczy - odpowiedz - liczyłam na to, że go nie rozzłoszczę.
-Czy to coś złego jeśli chcę spędzić miły czas z bliską przyjaciółką mojego przyjaciela?
Dlaczego tak mnie nazwał?
-Masz wielu znajomych, z którymi mógłbyś spędzić miło czas - stwierdziłam. Chciałam się również stąd jak najszybciej wynieść.
-Ale wybrałem ciebie - poszedł do następnego pomieszczenia. Mogłam doskonale widzieć co robi - rozgość się - wyciągnął dwie lampki z jednej z półek i do mnie przyszedł. Postawił je przede mną.
-To było tą ważną rozmową?
-Każde moje słowo jest ważne.
Nie mogłam uwierzyć w jego pewność siebie.
Znowu gdzieś odszedł.
-Szampan, wino? - widziałam jak przygląda się etykietom na butelkach - możliwe, że mam również truskawki. Na co masz ochotę? - spojrzał na mnie wyczekując odpowiedzi.
-Nie mam zamiaru z tobą pić - burknęłam.
-Myślę, że te wino będzie dobre.. - powiedział do siebie - Wezmę je - postawił je przede mną i po chwili butelka została otwarta.
Mam jeszcze resztki rozumu, żeby nie pić. Trzymaj się tego T/I, jeśli chcesz przeżyć.
-Nie będę piła - oznajmiłam od razu, kiedy sięgnął po lampkę.
-Możesz się delektować - postawił już zapełnioną.
Nie podobało mi się to w jakim kierunku to wszystko zmierzało. Zdjęłam z siebie torebkę i położyłam obok. Tak na wszelki wypadek. Będę miała czymś się bronić. Przynajmniej w teorii.
Napełnił drugą i usiadł niebezpiecznie blisko mnie. Znowu byłam spięta.
-Spróbuj, nie pożałujesz - przysunął się bliżej mnie przez co nasze nogi stykały się ze sobą.
Chciałam to jak najszybciej przerwać, więc odsunęłam się w bok.
Złapał za moją dłoń i umiejscowił ją na lampce wina.
-Wypij - patrzył na mnie już trochę ze zdenerwowanym wyrazem twarzy.
A mogłam nie przychodzić.
Złapałam mocniej za szkło i pokierowałam nim do moich ust. Jego ręka zostawiła moją. Odwróciłam twarz w przeciwną stronę i lekko obsunęłam maskę w dół, żeby móc się napić.
Wzięłam łyka i z powrotem na sunęłam maskę na nos. Odstawiłam lampkę na stół.
-Nie chcę więcej - oznajmiłam.
Pojawiła się między nami cisza. Nie pewnie spojrzałam w jego kierunku. Był oparty na łokciu i patrzył w wino, które co jakiś czas znikało.
Co za alkoholik
-Dlaczego to nosisz? - patrzył w jeden punkt.
-Co noszę? - nie do końca wiedziałam o co mu chodzi.
-Maska, zawsze ją masz.
-Bardzo łatwo choruje - wymyśliłam na szybko.
-Hmm.. - spojrzał na mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić, żeby odwrócić jego uwagę - zdejmij ją - wyprostował się.
-Nie mogę - wewnątrz mnie narodziła się panika.
-Więc nie ruszaj się - jego ręka zaczęła wędrować w moim kierunku. Musiałam go powstrzymać.
-Nie rób tego - złapałam za jego nadgarstek.
Użył siły, której nie potrafiłam powstrzymać.
Co ja zrobiłam
Jednym ruchem pozbył się mojej osłony.
Zaczął się we mnie wpatrywać.
Nie wiedziałam co mam zrobić.
-Dlaczego ty.. - powiedział na ciężkim oddechu - już rozumiem.. - zabrał swoje ręce - ten głupek wcale nie zmądrzał. Po prostu znalazł sobie kopie - prowadził monolog.
-O czym ty mówisz? - nie spodziewałam się takiej reakcji.
-Wyglądasz jak moja dziewczyna..
-Co?
To tak nazywa swoje ofiary? To tak mnie nazywał?
-Co za palant - parsknął i dolał sobie do kieliszka - wszyscy wierzyli, że wyzdrowiał - wypił do dna - wszyscy - powtórzył.
Chciałam, żeby mnie tam nie było.
-To twoja wina, że się nie uleczył - patrzył na mnie ze wściekłością w oczach.
Modliłam się o to, żeby nic mi nie zrobił.
Jednak
na próżno.
Jego ręce zacisnęły się na moich nadgarstkach. Uniósł je powyżej mojej głowy.
-Kim jesteś?! - byłam przyszpilona do kanapy.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Wszystko co czułam to strach i przerażenie. Byłam z nim sama. Zamknięta.
-KIM SOOYUI CZY T/I?! - krzyczał, ale nie potrafiłam odpowiedzieć. Jego ręce coraz bardziej zaciskały się na moich nadgarstkach. Czułam okropny ból przez, który moje oczy opuściły łzy. Moje ręce drętwiały.
Pomocy..
Mogłam poruszyć jedynie nogami, które nie znajdowały się całkowicie pod nim. Nie była to wygodna pozycja.
Znajdował się na krawędzi kanapy, więc spróbowałam użyć moich nóg, żeby go z siebie zdjąć.
Uderzyłam go raz, drugi, ale było to dla mnie niewykonalne, żeby go zrzucić w ten sposób.
-KIM?! - Powtórzył.
Przysunęłam głowę jak najbardziej w bok i ugryzłam go.
Zabrał na chwilę rękę, więc wykorzystując to użyłam swojej wolnej ręki i odepchnęłam go jak najmocniej.
Nie było to wystarczająco daleko, więc szybko użyłam nóg i zrzuciłam go z kanapy.
Szybko wstałam i pobiegłam do drzwi. Szarpałam za klamkę, ale były zamknięte.
Jeon wstał i zaczął iść w moim kierunku.
Tak strasznie żałowałam, że nie powiedziałam nic Jiminowi.
Musiałam znaleźć przynajmniej łazienkę, żeby móc się w niej zamknąć.
Pobiegłam bokiem, łapiąc przypadkowy wazon ze sobą. Dobiegłam do pierwszych lepszych drzwi. Modliłam się, żeby prowadziły one do łazienki.
Gdy tylko przekroczyłam próg, zostałam złapana.
-Ty szmato - uderzył mnie w twarz.
Odrzuciło mnie do tyłu. Starałam się nie przewrócić, ale potknęłam się i upadłam. Zanim mogłam jakkolwiek zareagować, od razu był przy mnie.
-N-nie bij m-mnie - zasłoniłam się rękami bojąc się kolejnego ciosu.
Pociągnął mnie za włosy, żeby spojrzeć mi w oczy.
-Pora dać Ci nauczkę.
-N-nie proszę, n-nie krzywdź mnie.
Poczułam jak moje ubranie staje się luźne.
-N-nie - próbowałam się mu wyrwać, ale był o wiele silniejszy ode mnie - N-nie rób t-tego.
Bez słowa zaczął zsuwać ze mnie sukienkę.
Kiedy był już blisko zsunięcia jej całkowicie, mocno zamachnęłam się i uderzyłam go w twarz.
Jego ręka powędrowała do mojej szyi i zacisnęła się na niej.
-Uspokój się dziwko - warknął w moją stronę i dokończył to co zaczął.
Wstydziłam się, tak strasznie się wstydziłam tego co się tutaj stało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top